Pobieranie...
Renderowanie...
Adrian MERONK
Małymi krokami po sukcesy
Fajne w golfie jest to, że nie ma jednej reguły, zamachu, podejścia do tego sportu. Każdy idzie swoją własną drogą i podstawą jest wiara w swój sukces, to potem daje efekty
– mówi Adrian Meronk, najlepszy polski golfista.
– Jak definiujesz sukces w golfie?
– Każdy ma inny cel w swojej karierze. Dla jednych to są dobre starty, dobre rundy czy dobre dołki. Wygrane turnieje i ich ranga to kolejny wymiar. To wszystko zależy od zawodnika.
– A Ty możesz powiedzieć, że odniosłeś już jakieś sukcesy w dotychczasowej karierze?
– W golfie zawodowym jednym z moich największych sukcesów był awans do European Tour. To było zwieńczenie całorocznej pracy, taki był mój cel i zarazem największy sukces do tej pory. Ale to nie jedyna rzecz, z której jestem dumny. Wygrany turniej rangi Challenge Tour czy drugie miejsce w European Tour w grudniu w RPA podczas Alfred Dun-hill Championship – to kolejne moje sukcesy, podobnie jak wyniki w najlepszej dziesiątce. Mam powody do zadowolenia z wielu mniejszych rzeczy, ale to wszystko razem motywuje i powoduje, że chce się grać dalej i osiągać kolejne cele.
– Wśród swoich sukcesów wymieniłeś drugie miejsce w RPA. Wiele osób uważa, że drugi to pierwszy przegrany. Ty tak nie myślisz?
– W zawodowym golfie bardzo trudno wygrywa się turnieje, dlatego zawodnicy cieszą się z wysokich lokat. U nas jest trochę inaczej niż w skokach narciarskich czy biegach, gdzie drugie miejsce najczęściej odbiera się jako porażkę. W golfie drugie miejsce daje do zrozumienia, że jest się naprawdę blisko wygranej, gra się dobrego golfa. Różnice są naprawdę niewielkie. Jak myślę o turnieju w RPA po kilku miesiącach to traktuję go jako sukces. Do tej pory to moje najlepsze miejsce w European Tour w karierze, więc trudno nie nazwać go sukcesem. Oczywiście, po turnieju czułem niedosyt. W końcu prowadziłem przez trzy dni.
– A swoją karierę określiłbyś jako pasmo sukcesów?
– W zawodowej karierze stawiam małe kroki do przodu, z roku na rok się poprawiam, osiągam kolejne sukcesy. Ale jako sportowiec nie tylko tym żyję. Po drodze jest wiele porażek i trudnych momentów, a to one budują człowieka czy zawodnika. To są solidne fundamenty dla całej kariery.
– W zawodowym sporcie miarą sukcesu są pieniądze. Nagrody w golfie są jawne, ale to nie jedyne źródło dochodu. Jak dużą rolę dla zawodników odgrywają sponsorzy?
– W każdym sporcie zawodowym sponsorzy są bardzo ważni. Golf pod tym względem się nie wyróżnia. Jako zawodnicy mamy duże koszty, o których zazwyczaj się nie mówi. Sami opłacamy trenerów, wyjazdy, hotele. Ja od początku mojej kariery współpracuje z różnymi firmami i miałem szczęście do sponsorów. Jestem im bardzo wdzięczny. Dzięki temu mam wolną głowę i mogę skupić się na grze i treningach.
– Jak wygląda współpraca z firmami z branży golfowej?
– Z firmą PING mam kontrakt na sprzęt, bo gram ich kijami, mam torbę, a także jestem ubrany w ich odzież niemal od stóp do głów. Dostarczają mi wszystko, co jest mi tylko potrzebne. Mam też kontrakt na piłki z firmą Titleist oraz na buty i rękawiczki z marką FootJoy. To naprawdę duża pomoc, ale większość graczy ma takie kontrakty.
– A czy Twój sprzęt różni się czymś od tego, który mają do dyspozycji amatorzy w golfowych sklepach?
– Wszystkie kije są zrobione specjalnie dla mnie. Nie ma drugich takich. Raz w roku latam do centrum firmy PING w Phoenix, gdzie jestem dokładnie mierzony i mam dopasowywany sprzęt do siebie. Gdy wychodzi nowy model, to zawodowi gracze mają do niego pierwszeństwo. Często też pełnimy rolę testerów rozwiązań, które za jakiś czas trafią na sklepowe półki. Co więcej, wszystkie firmy sprzętowe bardzo dbają o graczy. Na każdy turniej wysyłają ciężarówki, w których znajdują się warsztaty. W razie potrzeby oferują pomoc ze sprzętem, pełen serwis – są w stanie skrócić lub wydłużyć kije, wymienić grip. Zrobią dosłownie wszystko, czego potrzebujemy.
– A czy pozyskiwanie sponsorów spoza świata golfowego jest dużym wyzwaniem?
– Mam kilku partnerów z naszego kraju, którzy nie produkują sprzętu golfowego. Współpracuję m.in. z LESS, czyli aplikacją, która pomaga w sprzedaży niepotrzebnych nam już ubrań. To bardzo ciekawa inicjatywa, która pomaga wprowadzić rzeczy w obieg, możemy się nimi wymieniać, a jednocześnie dbamy o środowisko, bo ani tych rzeczy nie wyrzucamy, ani nie kupujemy kolejnych. W golfie natura i środowisko też są ważne, więc pasuje pod profil LESS. Podoba mi się też to, że taka firma dba o to, by zainteresować golfem np. swoich pracowników i popularyzuje ten sport. W gronie moich sponsorów jest też firma TIM z Wrocławia, która zajmuje się sprzedażą narzędzi. Mam dobry kontakt z prezesem, gramy razem w golfa, w sumie od tego zaczęła się nasza współpraca.
– Czym różni się pozyskiwanie sponsorów z Polski od tych zagranicznych?
– Sponsorzy międzynarodowi patrzą głównie na wyniki golfisty i oceniają potencjał czy dana osoba będzie często pokazywana w transmisjach telewizyjnych. Ostatnie wyniki zdecydowanie poprawiły moje notowania i pozycję, dzięki temu w marcu w Dubaju pozyskałem kolejnego partnera. Lepsza gra otwiera więcej drzwi i powoduje większe zainteresowanie marek.
– Od początku zawodowej kariery współpracujesz z agencją menedżerską Hambric Sports. Jaką rolę pełni ona w Twoim zespole?
– W golfie grupy menedżerskie szukają golfistów z potencjałem i znajdują dla nich sponsorów. U mnie odegrali ważną rolę na początku kariery zawodowej. Gdy zdecydowałem się zostać zawodowym golfistą, nie miałem żadnego statusu w ani jednej golfowej lidze. Hambric Sports zapewniło mi siedem dzikich kart na turnieje Challenge Tour. I od tego wszystko się zaczęło. Nasza współpraca trwa od tamtej pory i w czasie pandemii są bardzo pomocni. Pomagają załatwiać wiele spraw, mają orientację w zmieniającej się rzeczywistości, ułatwiają podróże, załatwiają hotele czy samoloty.
– To chyba spore odciążenie dla Ciebie.
– Szczerze mówiąc, gdybym musiał się tym zajmować sam, to byłyby z tym same problemy. Zwłaszcza teraz w trakcie pandemii, gdzie przepisy zmieniają się tak szybko i niespodziewanie. A przecież podróżuję po wielu krajach. Dzięki nim nie muszę się tym zajmować. Mogę się w stu procentach skupić na treningach i grze w golfa.
– A czy w związku z tym, że jesteś graczem European Tour masz jakieś przywileje?
– Mamy do swojej dyspozycji centrum treningowe w Dubaju. Mamy tam wszystko zapewnione i możemy z niego korzystać kiedy i ile chcemy. Oczywiście, musimy uprzedzić, że przyjeżdżamy. Ale centrum jest wyposażone kompletnie – jest tam driving range, miejsce do treningu krótkiej gry, pełnowymiarowe pole golfowe, kompleksowo wyposażona siłownia. Możemy się tam czuć bardzo swobodnie. Wszystko zostało bardzo dobrze pomyślane. To miejsce stało się moją zimową bazą, a korzysta z niego większość zawodników European Tour. Dzięki temu możemy grać mecze pomiędzy sobą, co jest jedną z lepszych form treningu przed sezonem. Poza tym, to pozwala zorientować się, kto w danym momencie w jakiej jest formie. Bardzo lubię to miejsce i będę tam jeździł co roku.
– Co jest w zawodowym golfie takiego, co Cię zaskoczyło, ale o tym się otwarcie nie mówi czy nie widać w telewizji?
– Zaskoczyło mnie to, że każdy zawodnik jest inny, ma inną rutynę, każdy robi podczas treningu coś innego, a wyniki na turnieju są potem porównywalne. Fajne w golfie jest to, że nie ma jednej reguły, zamachu, podejścia do tego sportu. Każdy idzie swoją własną drogą i podstawą jest wiara w swój sukces, to potem daje efekty.
– Zanim zostałeś zawodowcem grałeś w wielu turniejach amatorskich. Jak wspominasz Silesia Business & Life Golf Cup?
Zagrałem dwa razy na zaproszenie Klaudiusza Sevkovicia. Mam same dobre wspomnienia, bo to był bardzo dobrze zorganizowany turniej i w sumie jeden z pierwszych w jakim grałem. Teraz obserwuję jak się rozwija, cykl jest coraz większy. Bardzo się z tego cieszę, bo golfiści amatorzy potrzebują tak dobrych warunków do rywalizacji. Gdy jestem w Polsce, to staram się znaleźć czas na spotkanie z organizatorami czy wizytę przy okazji turnieju.
– Jako amator szybko poczułeś, że jesteś najlepszy w kraju?
– Jako 14-latek dostałem pierwsze powołanie do kadry juniorów. Było nas 10 czy 15, a większość chłopaków grała lepiej ode mnie, ale z częścią z nich udało mi się wygrać. Swój pierwszy juniorski turniej wygrałem jako 16-latek, potem zostałem mistrzem Polski juniorów. Wiedziałem, że jestem jednym z lepszych w Polsce, gdy zaczęły się międzynarodowe wyjazdy i turnieje. Gdy zacząłem wygrywać mistrzostwa Polski mężczyzn, wiedziałem, że jestem wśród dwóch, trzech najlepszych.
– Wtedy czułeś już, że będziesz zawodowym golfistą?
– Decyzję podjąłem później. Po maturze wyjechałem z Polski na golfowe stypendium na uczelni East Tennessee State University. Przez cztery lata uczyłem się, trenowałem i grałem. Dzięki temu mój poziom gry bardzo się poprawił i w wieku około 20–21 lat postanowiłem, że chcę być profesjonalnym golfistą i tak zaplanuję karierę po skończeniu szkoły.
– Wyjazd do USA na stypendium golfowe to już poważna deklaracja. Plan na zawodowstwo nie pojawił się wcześniej?
– Wyjeżdżając do USA miałem z tyłu głowy, że zwiążę swoje życie z golfem. Ale nie wiedziałem czego spodziewać się po wyjeździe do Stanów. Stawiałem sobie małe cele, chciałem krok po kroku poprawiać swoją grę i iść naprzód. Wyjazd do USA był decydujący o tym, że zostanę zawodowym golfistą.
– A marzyłeś już wtedy o starcie na igrzyskach? Bo zagrasz w Tokio.
– Jestem wielkim fanem sportu i igrzysk, obejrzałem relacje z wszystkich, które odbyły się odkąd pamiętam. Dla mnie to jest bardzo duże wydarzenie. To jedno z moich marzeń, żeby reprezentować Polskę na igrzyskach olimpijskich. Traktuję grę w olimpijskim turnieju priorytetowo. Chciałbym walczyć o medale.
– Odważna deklaracja.
– Tak, ale jakbym nie celował w medal, to wyjazd na igrzyska nie miałby sensu. Zawsze jak startuję w turnieju, to celem jest wygrana. Inaczej to nie ma sensu. W igrzyskach zagra 60 zawodników, czyli o połowę mniej niż w European Tour, więc szanse na wygraną są duże. Taki jest mój cel i na tym się będę skupiał. A po czterech dniach zobaczymy co z tego wyjdzie.
– Igrzyska to najważniejszy cel na 2021?
– Wielu golfistów mówi, że nie jest to najważniejszy start. Ale dla mnie jest on istotny. Nie powiedziałbym, że najważniejszy. Na pewno jest ważny, ale nie mogę zapominać o moim całym sezonie w European Tour, który jest istotny. Chcę się wspinać w rankingu światowym. Dobra gra tydzień po tygodniu sprawi, że będę wysoko w European Tour i będę mógł się skupić na igrzyskach.
– W European Tour z powodzeniem rywalizujesz w większym gronie czołowych graczy. Jak wiele brakuje do tego, by dołączyć do ścisłej elity?
– Tak naprawdę to niewiele. Ale ogromną rolę odgrywa doświadczenie, więc z turnieju na turniej czuję się coraz pewniej w turniejach wyższej rangi. Niektóre aspekty gry są do poprawy i wierzę, że coraz częściej będę w stanie rywalizować o zwycięstwa.
– Co wymaga doszlifowania w Twoim golfie?
– Krótka gra, czyli techniczne, dokładne strzały, które mają za zadanie uratować wynik, gdy coś nie idzie za dobrze. Jeśli się ma dobrą krótką grę, to wtedy można uratować wynik i o to w tym chodzi. Cały czas nad tym elementem pracuję, widzę poprawę, mam dobrze ułożony plan, myślę, że z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej.
– A które elementy gry masz już na wysokim poziomie?
– To na pewno tee shoty, czyli rozpoczęcie dołka długim strzałem. Ze względu na mój wzrost, mam duży zasięg ramion, co pomaga mi uderzać dalej niż niżsi gracze. W ostatnich latach poprawiłem też wykończenie dołka, czyli puttowanie. Dużo nad tym pracowałem i cały czas pracuję, a jeszcze cztery czy pięć lat temu była to moja słabsza strona. Teraz czuję się z tym elementem gry dość pewnie i jestem zadowolony z tego, jak puttuję.
– Patrząc na Twoją sylwetkę można odnieść wrażenie, że trenujesz nie tylko na polu golfowym.
– Obecnie golfista to atleta. Jeśli chce się liczyć na świecie, to musi być w pełni zaangażowany i psychicznie, i fizycznie. Każdy dużo czasu spędza na pracy nad własnym ciałem. Jeśli nie gram turnieju, to jestem nawet sześć razy w tygodniu na siłowni. Oprócz tego, mam też treningi golfowe po około pięć, sześć godzin dziennie, a także pracuję z psychologiem, co w golfie jest szczególnie ważne, bo to sport, w którym tak naprawdę wszystko rozgrywa się w głowie. Rozgrywka golfowa trwa jednego dnia nawet cztery, pięć godzin, podczas których mamy mnóstwo czasu na różne myśli, z którymi trzeba sobie poradzić i zająć głowę czymś innym.
- W trakcie sezonu pomiędzy wyjazdami masz czas na taki intensywny program treningowy?
– W sezonie trudno pracować nad techniką czy nad poprawą jakiegoś elementu gry. Na to jest czas zimą, poza sezonem, podczas dłuższej przerwy. Gdy sezon jest w pełni i jeździmy z zawodów na zawody, możemy tylko ulepszać detale, a i to zależy od sytuacji. Bo jak się gra co tydzień, to tego czasu nie ma zbyt wiele, zabierają go przygotowania do kolejnej imprezy i wiele nie jesteśmy w stanie zrobić. W sezonie skupiamy się na samej grze i żeby jak najlepiej wykonać swoją pracę na polu.
– A jak wymagające psychicznie jest to, że po dwóch dniach może okazać się, że nic nie zarobisz? Czuć z tego powodu jakąś presję?
– Na pewno, nikt nie chce o tym myśleć, ale po dwóch dniach jest cut, czyli odcięcie połowy stawki. Awans do górnej połówki jest zawsze planem minimum całej stawki golfistów, wszyscy mają tego świadomość. Kluczem jest zagranie najlepiej się potrafi, a wynik przyjdzie.
– Polska potrzebuje sukcesu, żeby zakochać się w golfie?
– Zawsze tak było, że sukcesy zwiększają zainteresowanie. Na pewno moje wyniki w European Tour sprawiły, że tego szumu wokół golfa zrobiło się więcej, pojawiło się medialne zainteresowanie, ale takich sukcesów potrzeba oczywiście więcej. Taki mam plan, żeby było ich jak najwięcej. One dają niesamowicie wiele, tak było z innymi gwiazdami polskiego sportu, takimi jak Adam Małysz, Robert Kubica czy Justyna Kowalczyk. Mam nadzieję, że przyczynię się do popularyzacji golfa.
– Dużo dzieli pod względem popularności golf w Polsce od tego zagranicznego?
– Wszystko zależy od tego w jakim jesteś kraju. W państwach takich jak Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Hiszpania czy Portugalia, a w szczególności USA, golf ma bardzo mocną pozycję, wiele osób się nim interesuje. Pod tym względem nie ma co się porównywać. Co ciekawe, nawet w Czechach golf ma większe zainteresowanie niż u nas.
– A na przestrzeni Twojej kariery coś się w Polsce zmienia?
– Na pewno coraz więcej ludzi zaczyna grać, powstają nowe ośrodki do gry i treningów. Co więcej, mamy polskojęzyczny kanał telewizyjny, w którym można oglądać golfa na żywo. Widzę, że moje wyniki zaczęły być dostrzegane także poza środowiskiem golfowym. Na pewno te sukcesy pomogą w popularyzacji dyscypliny wśród juniorów, bo jest tych młodych adeptów coraz więcej. Może nie jesteśmy jeszcze na takim poziomie, jakby wszyscy marzyli, ale idzie to w dobrym kierunku.
Podczas wakacyjnego relaksu polecam lekturę naszego kwartalnika. Sporo miejsca w tym numerze poświęciliśmy zagadnieniom związanym z ekologią. Nic dziwnego, wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że przyczyniamy się do degradacji środowiska i konieczne są działania, aby to powstrzymać. Ogromnym powodzeniem cieszy się program „Czyste Powietrze”, który polega na dofinansowaniu wymiany starych i nieefektywnych źródeł ciepła na nowoczesne, spełniające najwyższe normy. W ciągu ostatnich trzech lat z dofinasowania tego skorzystało ponad 250 tysięcy beneficjentów! Dofinansowanie to zapewnia Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Kolejny artykuł uświadamia nam, jak potężne środki WFOŚiGW przeznacza na wszelkiego rodzaju dofinansowania. W 2020 roku na działania związane z ochroną środowiska instytucja ta wyasygnowała ponad miliard złotych. Śląskie miasta starają się, aby mieszkańcom żyło się w nich lepiej. Przykładem tego są dwa artykuły w naszym magazynie. W Świętochłowicach rozpoczęły się działania mające na celu zdewastowany i zatruty teren wokół stawu Kalina zmienić w teren, który docelowo ma się stać miejscem rekreacji i wypoczynku. Znajdą się tam m.in.: plac zabaw, dwa boiska, siłownia, wybieg dla psów oraz skatepark. W Dąbrowie Górniczej natomiast szykuje się komunikacyjna rewolucja. Po konsultacji z mieszkańcami miasta podjęto decyzję o dostosowaniu oferty komunikacyjnej do współczesnych potrzeb – szczegóły w artykule. Na naszych łamach nie może zabraknąć wywiadów z ciekawymi ludźmi. W tym numerze rozmawiamy z Pawłem Turem – wschodzącą gwiazdą polskiej sceny muzycznej, który jest wokalistą, multiinstrumentalistą, kompozytorem i autorem tekstów w jednej osobie. Przedstawimy też Państwu Piotra Lato, którego pamiętacie być może z pierwszej edycji programu Big Brother. Był tam nieśmiałym chłopakiem z gitarą, a dziś ma na koncie około pięciuset piosenek i wydany album. Miłośników sportu zainteresuje zapewne wywiad z Adrianem Meronkiem, najlepszym polskim golfistą. Miłośnicy sportu z zainteresowaniem przeczytają też na pewno artykuł o igrzyskach olimpijskich. Nie dość, że dowiadujemy się z niego kto z Polaków weźmie w nich udział, kto ma szanse na medal, to autor przytacza też sporo ciekawostek na ten temat i historyczny rodowód igrzysk. Oczywiście nie może w naszym kwartalniku zabraknąć informacji dotyczących golfa – informujemy Państwa jak przebiegają turnieje eliminacyjne do Silesia Business & Life Golf Cup 2021. Tym razem relacje z rozgrywek na Kalinowych Polach, w Toya Golf & Country Club oraz w Modrym Lesie. Katarzyna Wojciechowska z kancelarii Duraj Reck i Partnerzy tym razem przybliży Państwu zagadnienia związane ze spadkiem. Ja z kolei zapraszam na Dominikanę – przepiękną wyspę, na której spędziłem rajskie wakacje. Zachęcam do odwiedzania naszych stron www.silesiabl.pl oraz www.silesiaevent.pl, które staramy się na bieżąco aktualizować oraz zmieniać ich oblicze, jak również do ściągnięcia darmowej aplikacji Silesia Business & Life na tablety i smartfony.
Pozdrawiam, życząc przyjemnej lektury
Klaudiusz Sevkovic Project Manager
Adrian MERONK
Małymi krokami po sukcesy
Fajne w golfie jest to, że nie ma jednej reguły, zamachu, podejścia do tego sportu. Każdy idzie swoją własną drogą i podstawą jest wiara w swój sukces, to potem daje efekty
– mówi Adrian Meronk, najlepszy polski golfista.
– Jak definiujesz sukces w golfie?
– Każdy ma inny cel w swojej karierze. Dla jednych to są dobre starty, dobre rundy czy dobre dołki. Wygrane turnieje i ich ranga to kolejny wymiar. To wszystko zależy od zawodnika.
– A Ty możesz powiedzieć, że odniosłeś już jakieś sukcesy w dotychczasowej karierze?
– W golfie zawodowym jednym z moich największych sukcesów był awans do European Tour. To było zwieńczenie całorocznej pracy, taki był mój cel i zarazem największy sukces do tej pory. Ale to nie jedyna rzecz, z której jestem dumny. Wygrany turniej rangi Challenge Tour czy drugie miejsce w European Tour w grudniu w RPA podczas Alfred Dun-hill Championship – to kolejne moje sukcesy, podobnie jak wyniki w najlepszej dziesiątce. Mam powody do zadowolenia z wielu mniejszych rzeczy, ale to wszystko razem motywuje i powoduje, że chce się grać dalej i osiągać kolejne cele.
– Wśród swoich sukcesów wymieniłeś drugie miejsce w RPA. Wiele osób uważa, że drugi to pierwszy przegrany. Ty tak nie myślisz?
– W zawodowym golfie bardzo trudno wygrywa się turnieje, dlatego zawodnicy cieszą się z wysokich lokat. U nas jest trochę inaczej niż w skokach narciarskich czy biegach, gdzie drugie miejsce najczęściej odbiera się jako porażkę. W golfie drugie miejsce daje do zrozumienia, że jest się naprawdę blisko wygranej, gra się dobrego golfa. Różnice są naprawdę niewielkie. Jak myślę o turnieju w RPA po kilku miesiącach to traktuję go jako sukces. Do tej pory to moje najlepsze miejsce w European Tour w karierze, więc trudno nie nazwać go sukcesem. Oczywiście, po turnieju czułem niedosyt. W końcu prowadziłem przez trzy dni.
– A swoją karierę określiłbyś jako pasmo sukcesów?
– W zawodowej karierze stawiam małe kroki do przodu, z roku na rok się poprawiam, osiągam kolejne sukcesy. Ale jako sportowiec nie tylko tym żyję. Po drodze jest wiele porażek i trudnych momentów, a to one budują człowieka czy zawodnika. To są solidne fundamenty dla całej kariery.
– W zawodowym sporcie miarą sukcesu są pieniądze. Nagrody w golfie są jawne, ale to nie jedyne źródło dochodu. Jak dużą rolę dla zawodników odgrywają sponsorzy?
– W każdym sporcie zawodowym sponsorzy są bardzo ważni. Golf pod tym względem się nie wyróżnia. Jako zawodnicy mamy duże koszty, o których zazwyczaj się nie mówi. Sami opłacamy trenerów, wyjazdy, hotele. Ja od początku mojej kariery współpracuje z różnymi firmami i miałem szczęście do sponsorów. Jestem im bardzo wdzięczny. Dzięki temu mam wolną głowę i mogę skupić się na grze i treningach.
– Jak wygląda współpraca z firmami z branży golfowej?
– Z firmą PING mam kontrakt na sprzęt, bo gram ich kijami, mam torbę, a także jestem ubrany w ich odzież niemal od stóp do głów. Dostarczają mi wszystko, co jest mi tylko potrzebne. Mam też kontrakt na piłki z firmą Titleist oraz na buty i rękawiczki z marką FootJoy. To naprawdę duża pomoc, ale większość graczy ma takie kontrakty.
– A czy Twój sprzęt różni się czymś od tego, który mają do dyspozycji amatorzy w golfowych sklepach?
– Wszystkie kije są zrobione specjalnie dla mnie. Nie ma drugich takich. Raz w roku latam do centrum firmy PING w Phoenix, gdzie jestem dokładnie mierzony i mam dopasowywany sprzęt do siebie. Gdy wychodzi nowy model, to zawodowi gracze mają do niego pierwszeństwo. Często też pełnimy rolę testerów rozwiązań, które za jakiś czas trafią na sklepowe półki. Co więcej, wszystkie firmy sprzętowe bardzo dbają o graczy. Na każdy turniej wysyłają ciężarówki, w których znajdują się warsztaty. W razie potrzeby oferują pomoc ze sprzętem, pełen serwis – są w stanie skrócić lub wydłużyć kije, wymienić grip. Zrobią dosłownie wszystko, czego potrzebujemy.
– A czy pozyskiwanie sponsorów spoza świata golfowego jest dużym wyzwaniem?
– Mam kilku partnerów z naszego kraju, którzy nie produkują sprzętu golfowego. Współpracuję m.in. z LESS, czyli aplikacją, która pomaga w sprzedaży niepotrzebnych nam już ubrań. To bardzo ciekawa inicjatywa, która pomaga wprowadzić rzeczy w obieg, możemy się nimi wymieniać, a jednocześnie dbamy o środowisko, bo ani tych rzeczy nie wyrzucamy, ani nie kupujemy kolejnych. W golfie natura i środowisko też są ważne, więc pasuje pod profil LESS. Podoba mi się też to, że taka firma dba o to, by zainteresować golfem np. swoich pracowników i popularyzuje ten sport. W gronie moich sponsorów jest też firma TIM z Wrocławia, która zajmuje się sprzedażą narzędzi. Mam dobry kontakt z prezesem, gramy razem w golfa, w sumie od tego zaczęła się nasza współpraca.
– Czym różni się pozyskiwanie sponsorów z Polski od tych zagranicznych?
– Sponsorzy międzynarodowi patrzą głównie na wyniki golfisty i oceniają potencjał czy dana osoba będzie często pokazywana w transmisjach telewizyjnych. Ostatnie wyniki zdecydowanie poprawiły moje notowania i pozycję, dzięki temu w marcu w Dubaju pozyskałem kolejnego partnera. Lepsza gra otwiera więcej drzwi i powoduje większe zainteresowanie marek.
– Od początku zawodowej kariery współpracujesz z agencją menedżerską Hambric Sports. Jaką rolę pełni ona w Twoim zespole?
– W golfie grupy menedżerskie szukają golfistów z potencjałem i znajdują dla nich sponsorów. U mnie odegrali ważną rolę na początku kariery zawodowej. Gdy zdecydowałem się zostać zawodowym golfistą, nie miałem żadnego statusu w ani jednej golfowej lidze. Hambric Sports zapewniło mi siedem dzikich kart na turnieje Challenge Tour. I od tego wszystko się zaczęło. Nasza współpraca trwa od tamtej pory i w czasie pandemii są bardzo pomocni. Pomagają załatwiać wiele spraw, mają orientację w zmieniającej się rzeczywistości, ułatwiają podróże, załatwiają hotele czy samoloty.
– To chyba spore odciążenie dla Ciebie.
– Szczerze mówiąc, gdybym musiał się tym zajmować sam, to byłyby z tym same problemy. Zwłaszcza teraz w trakcie pandemii, gdzie przepisy zmieniają się tak szybko i niespodziewanie. A przecież podróżuję po wielu krajach. Dzięki nim nie muszę się tym zajmować. Mogę się w stu procentach skupić na treningach i grze w golfa.
– A czy w związku z tym, że jesteś graczem European Tour masz jakieś przywileje?
– Mamy do swojej dyspozycji centrum treningowe w Dubaju. Mamy tam wszystko zapewnione i możemy z niego korzystać kiedy i ile chcemy. Oczywiście, musimy uprzedzić, że przyjeżdżamy. Ale centrum jest wyposażone kompletnie – jest tam driving range, miejsce do treningu krótkiej gry, pełnowymiarowe pole golfowe, kompleksowo wyposażona siłownia. Możemy się tam czuć bardzo swobodnie. Wszystko zostało bardzo dobrze pomyślane. To miejsce stało się moją zimową bazą, a korzysta z niego większość zawodników European Tour. Dzięki temu możemy grać mecze pomiędzy sobą, co jest jedną z lepszych form treningu przed sezonem. Poza tym, to pozwala zorientować się, kto w danym momencie w jakiej jest formie. Bardzo lubię to miejsce i będę tam jeździł co roku.
– Co jest w zawodowym golfie takiego, co Cię zaskoczyło, ale o tym się otwarcie nie mówi czy nie widać w telewizji?
– Zaskoczyło mnie to, że każdy zawodnik jest inny, ma inną rutynę, każdy robi podczas treningu coś innego, a wyniki na turnieju są potem porównywalne. Fajne w golfie jest to, że nie ma jednej reguły, zamachu, podejścia do tego sportu. Każdy idzie swoją własną drogą i podstawą jest wiara w swój sukces, to potem daje efekty.
– Zanim zostałeś zawodowcem grałeś w wielu turniejach amatorskich. Jak wspominasz Silesia Business & Life Golf Cup?
Zagrałem dwa razy na zaproszenie Klaudiusza Sevkovicia. Mam same dobre wspomnienia, bo to był bardzo dobrze zorganizowany turniej i w sumie jeden z pierwszych w jakim grałem. Teraz obserwuję jak się rozwija, cykl jest coraz większy. Bardzo się z tego cieszę, bo golfiści amatorzy potrzebują tak dobrych warunków do rywalizacji. Gdy jestem w Polsce, to staram się znaleźć czas na spotkanie z organizatorami czy wizytę przy okazji turnieju.
– Jako amator szybko poczułeś, że jesteś najlepszy w kraju?
– Jako 14-latek dostałem pierwsze powołanie do kadry juniorów. Było nas 10 czy 15, a większość chłopaków grała lepiej ode mnie, ale z częścią z nich udało mi się wygrać. Swój pierwszy juniorski turniej wygrałem jako 16-latek, potem zostałem mistrzem Polski juniorów. Wiedziałem, że jestem jednym z lepszych w Polsce, gdy zaczęły się międzynarodowe wyjazdy i turnieje. Gdy zacząłem wygrywać mistrzostwa Polski mężczyzn, wiedziałem, że jestem wśród dwóch, trzech najlepszych.
– Wtedy czułeś już, że będziesz zawodowym golfistą?
– Decyzję podjąłem później. Po maturze wyjechałem z Polski na golfowe stypendium na uczelni East Tennessee State University. Przez cztery lata uczyłem się, trenowałem i grałem. Dzięki temu mój poziom gry bardzo się poprawił i w wieku około 20–21 lat postanowiłem, że chcę być profesjonalnym golfistą i tak zaplanuję karierę po skończeniu szkoły.
– Wyjazd do USA na stypendium golfowe to już poważna deklaracja. Plan na zawodowstwo nie pojawił się wcześniej?
– Wyjeżdżając do USA miałem z tyłu głowy, że zwiążę swoje życie z golfem. Ale nie wiedziałem czego spodziewać się po wyjeździe do Stanów. Stawiałem sobie małe cele, chciałem krok po kroku poprawiać swoją grę i iść naprzód. Wyjazd do USA był decydujący o tym, że zostanę zawodowym golfistą.
– A marzyłeś już wtedy o starcie na igrzyskach? Bo zagrasz w Tokio.
– Jestem wielkim fanem sportu i igrzysk, obejrzałem relacje z wszystkich, które odbyły się odkąd pamiętam. Dla mnie to jest bardzo duże wydarzenie. To jedno z moich marzeń, żeby reprezentować Polskę na igrzyskach olimpijskich. Traktuję grę w olimpijskim turnieju priorytetowo. Chciałbym walczyć o medale.
– Odważna deklaracja.
– Tak, ale jakbym nie celował w medal, to wyjazd na igrzyska nie miałby sensu. Zawsze jak startuję w turnieju, to celem jest wygrana. Inaczej to nie ma sensu. W igrzyskach zagra 60 zawodników, czyli o połowę mniej niż w European Tour, więc szanse na wygraną są duże. Taki jest mój cel i na tym się będę skupiał. A po czterech dniach zobaczymy co z tego wyjdzie.
– Igrzyska to najważniejszy cel na 2021?
– Wielu golfistów mówi, że nie jest to najważniejszy start. Ale dla mnie jest on istotny. Nie powiedziałbym, że najważniejszy. Na pewno jest ważny, ale nie mogę zapominać o moim całym sezonie w European Tour, który jest istotny. Chcę się wspinać w rankingu światowym. Dobra gra tydzień po tygodniu sprawi, że będę wysoko w European Tour i będę mógł się skupić na igrzyskach.
– W European Tour z powodzeniem rywalizujesz w większym gronie czołowych graczy. Jak wiele brakuje do tego, by dołączyć do ścisłej elity?
– Tak naprawdę to niewiele. Ale ogromną rolę odgrywa doświadczenie, więc z turnieju na turniej czuję się coraz pewniej w turniejach wyższej rangi. Niektóre aspekty gry są do poprawy i wierzę, że coraz częściej będę w stanie rywalizować o zwycięstwa.
– Co wymaga doszlifowania w Twoim golfie?
– Krótka gra, czyli techniczne, dokładne strzały, które mają za zadanie uratować wynik, gdy coś nie idzie za dobrze. Jeśli się ma dobrą krótką grę, to wtedy można uratować wynik i o to w tym chodzi. Cały czas nad tym elementem pracuję, widzę poprawę, mam dobrze ułożony plan, myślę, że z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej.
– A które elementy gry masz już na wysokim poziomie?
– To na pewno tee shoty, czyli rozpoczęcie dołka długim strzałem. Ze względu na mój wzrost, mam duży zasięg ramion, co pomaga mi uderzać dalej niż niżsi gracze. W ostatnich latach poprawiłem też wykończenie dołka, czyli puttowanie. Dużo nad tym pracowałem i cały czas pracuję, a jeszcze cztery czy pięć lat temu była to moja słabsza strona. Teraz czuję się z tym elementem gry dość pewnie i jestem zadowolony z tego, jak puttuję.
– Patrząc na Twoją sylwetkę można odnieść wrażenie, że trenujesz nie tylko na polu golfowym.
– Obecnie golfista to atleta. Jeśli chce się liczyć na świecie, to musi być w pełni zaangażowany i psychicznie, i fizycznie. Każdy dużo czasu spędza na pracy nad własnym ciałem. Jeśli nie gram turnieju, to jestem nawet sześć razy w tygodniu na siłowni. Oprócz tego, mam też treningi golfowe po około pięć, sześć godzin dziennie, a także pracuję z psychologiem, co w golfie jest szczególnie ważne, bo to sport, w którym tak naprawdę wszystko rozgrywa się w głowie. Rozgrywka golfowa trwa jednego dnia nawet cztery, pięć godzin, podczas których mamy mnóstwo czasu na różne myśli, z którymi trzeba sobie poradzić i zająć głowę czymś innym.
- W trakcie sezonu pomiędzy wyjazdami masz czas na taki intensywny program treningowy?
– W sezonie trudno pracować nad techniką czy nad poprawą jakiegoś elementu gry. Na to jest czas zimą, poza sezonem, podczas dłuższej przerwy. Gdy sezon jest w pełni i jeździmy z zawodów na zawody, możemy tylko ulepszać detale, a i to zależy od sytuacji. Bo jak się gra co tydzień, to tego czasu nie ma zbyt wiele, zabierają go przygotowania do kolejnej imprezy i wiele nie jesteśmy w stanie zrobić. W sezonie skupiamy się na samej grze i żeby jak najlepiej wykonać swoją pracę na polu.
– A jak wymagające psychicznie jest to, że po dwóch dniach może okazać się, że nic nie zarobisz? Czuć z tego powodu jakąś presję?
– Na pewno, nikt nie chce o tym myśleć, ale po dwóch dniach jest cut, czyli odcięcie połowy stawki. Awans do górnej połówki jest zawsze planem minimum całej stawki golfistów, wszyscy mają tego świadomość. Kluczem jest zagranie najlepiej się potrafi, a wynik przyjdzie.
– Polska potrzebuje sukcesu, żeby zakochać się w golfie?
– Zawsze tak było, że sukcesy zwiększają zainteresowanie. Na pewno moje wyniki w European Tour sprawiły, że tego szumu wokół golfa zrobiło się więcej, pojawiło się medialne zainteresowanie, ale takich sukcesów potrzeba oczywiście więcej. Taki mam plan, żeby było ich jak najwięcej. One dają niesamowicie wiele, tak było z innymi gwiazdami polskiego sportu, takimi jak Adam Małysz, Robert Kubica czy Justyna Kowalczyk. Mam nadzieję, że przyczynię się do popularyzacji golfa.
– Dużo dzieli pod względem popularności golf w Polsce od tego zagranicznego?
– Wszystko zależy od tego w jakim jesteś kraju. W państwach takich jak Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Hiszpania czy Portugalia, a w szczególności USA, golf ma bardzo mocną pozycję, wiele osób się nim interesuje. Pod tym względem nie ma co się porównywać. Co ciekawe, nawet w Czechach golf ma większe zainteresowanie niż u nas.
– A na przestrzeni Twojej kariery coś się w Polsce zmienia?
– Na pewno coraz więcej ludzi zaczyna grać, powstają nowe ośrodki do gry i treningów. Co więcej, mamy polskojęzyczny kanał telewizyjny, w którym można oglądać golfa na żywo. Widzę, że moje wyniki zaczęły być dostrzegane także poza środowiskiem golfowym. Na pewno te sukcesy pomogą w popularyzacji dyscypliny wśród juniorów, bo jest tych młodych adeptów coraz więcej. Może nie jesteśmy jeszcze na takim poziomie, jakby wszyscy marzyli, ale idzie to w dobrym kierunku.
Adrian MERONK
Małymi krokami po sukcesy
Fajne w golfie jest to, że nie ma jednej reguły, zamachu, podejścia do tego sportu. Każdy idzie swoją własną drogą i podstawą jest wiara w swój sukces, to potem daje efekty
– mówi Adrian Meronk, najlepszy polski golfista.
– Jak definiujesz sukces w golfie?
– Każdy ma inny cel w swojej karierze. Dla jednych to są dobre starty, dobre rundy czy dobre dołki. Wygrane turnieje i ich ranga to kolejny wymiar. To wszystko zależy od zawodnika.
– A Ty możesz powiedzieć, że odniosłeś już jakieś sukcesy w dotychczasowej karierze?
– W golfie zawodowym jednym z moich największych sukcesów był awans do European Tour. To było zwieńczenie całorocznej pracy, taki był mój cel i zarazem największy sukces do tej pory. Ale to nie jedyna rzecz, z której jestem dumny. Wygrany turniej rangi Challenge Tour czy drugie miejsce w European Tour w grudniu w RPA podczas Alfred Dun-hill Championship – to kolejne moje sukcesy, podobnie jak wyniki w najlepszej dziesiątce. Mam powody do zadowolenia z wielu mniejszych rzeczy, ale to wszystko razem motywuje i powoduje, że chce się grać dalej i osiągać kolejne cele.
– Wśród swoich sukcesów wymieniłeś drugie miejsce w RPA. Wiele osób uważa, że drugi to pierwszy przegrany. Ty tak nie myślisz?
– W zawodowym golfie bardzo trudno wygrywa się turnieje, dlatego zawodnicy cieszą się z wysokich lokat. U nas jest trochę inaczej niż w skokach narciarskich czy biegach, gdzie drugie miejsce najczęściej odbiera się jako porażkę. W golfie drugie miejsce daje do zrozumienia, że jest się naprawdę blisko wygranej, gra się dobrego golfa. Różnice są naprawdę niewielkie. Jak myślę o turnieju w RPA po kilku miesiącach to traktuję go jako sukces. Do tej pory to moje najlepsze miejsce w European Tour w karierze, więc trudno nie nazwać go sukcesem. Oczywiście, po turnieju czułem niedosyt. W końcu prowadziłem przez trzy dni.
– A swoją karierę określiłbyś jako pasmo sukcesów?
– W zawodowej karierze stawiam małe kroki do przodu, z roku na rok się poprawiam, osiągam kolejne sukcesy. Ale jako sportowiec nie tylko tym żyję. Po drodze jest wiele porażek i trudnych momentów, a to one budują człowieka czy zawodnika. To są solidne fundamenty dla całej kariery.
– W zawodowym sporcie miarą sukcesu są pieniądze. Nagrody w golfie są jawne, ale to nie jedyne źródło dochodu. Jak dużą rolę dla zawodników odgrywają sponsorzy?
– W każdym sporcie zawodowym sponsorzy są bardzo ważni. Golf pod tym względem się nie wyróżnia. Jako zawodnicy mamy duże koszty, o których zazwyczaj się nie mówi. Sami opłacamy trenerów, wyjazdy, hotele. Ja od początku mojej kariery współpracuje z różnymi firmami i miałem szczęście do sponsorów. Jestem im bardzo wdzięczny. Dzięki temu mam wolną głowę i mogę skupić się na grze i treningach.
– Jak wygląda współpraca z firmami z branży golfowej?
– Z firmą PING mam kontrakt na sprzęt, bo gram ich kijami, mam torbę, a także jestem ubrany w ich odzież niemal od stóp do głów. Dostarczają mi wszystko, co jest mi tylko potrzebne. Mam też kontrakt na piłki z firmą Titleist oraz na buty i rękawiczki z marką FootJoy. To naprawdę duża pomoc, ale większość graczy ma takie kontrakty.
– A czy Twój sprzęt różni się czymś od tego, który mają do dyspozycji amatorzy w golfowych sklepach?
– Wszystkie kije są zrobione specjalnie dla mnie. Nie ma drugich takich. Raz w roku latam do centrum firmy PING w Phoenix, gdzie jestem dokładnie mierzony i mam dopasowywany sprzęt do siebie. Gdy wychodzi nowy model, to zawodowi gracze mają do niego pierwszeństwo. Często też pełnimy rolę testerów rozwiązań, które za jakiś czas trafią na sklepowe półki. Co więcej, wszystkie firmy sprzętowe bardzo dbają o graczy. Na każdy turniej wysyłają ciężarówki, w których znajdują się warsztaty. W razie potrzeby oferują pomoc ze sprzętem, pełen serwis – są w stanie skrócić lub wydłużyć kije, wymienić grip. Zrobią dosłownie wszystko, czego potrzebujemy.
– A czy pozyskiwanie sponsorów spoza świata golfowego jest dużym wyzwaniem?
– Mam kilku partnerów z naszego kraju, którzy nie produkują sprzętu golfowego. Współpracuję m.in. z LESS, czyli aplikacją, która pomaga w sprzedaży niepotrzebnych nam już ubrań. To bardzo ciekawa inicjatywa, która pomaga wprowadzić rzeczy w obieg, możemy się nimi wymieniać, a jednocześnie dbamy o środowisko, bo ani tych rzeczy nie wyrzucamy, ani nie kupujemy kolejnych. W golfie natura i środowisko też są ważne, więc pasuje pod profil LESS. Podoba mi się też to, że taka firma dba o to, by zainteresować golfem np. swoich pracowników i popularyzuje ten sport. W gronie moich sponsorów jest też firma TIM z Wrocławia, która zajmuje się sprzedażą narzędzi. Mam dobry kontakt z prezesem, gramy razem w golfa, w sumie od tego zaczęła się nasza współpraca.
– Czym różni się pozyskiwanie sponsorów z Polski od tych zagranicznych?
– Sponsorzy międzynarodowi patrzą głównie na wyniki golfisty i oceniają potencjał czy dana osoba będzie często pokazywana w transmisjach telewizyjnych. Ostatnie wyniki zdecydowanie poprawiły moje notowania i pozycję, dzięki temu w marcu w Dubaju pozyskałem kolejnego partnera. Lepsza gra otwiera więcej drzwi i powoduje większe zainteresowanie marek.
– Od początku zawodowej kariery współpracujesz z agencją menedżerską Hambric Sports. Jaką rolę pełni ona w Twoim zespole?
– W golfie grupy menedżerskie szukają golfistów z potencjałem i znajdują dla nich sponsorów. U mnie odegrali ważną rolę na początku kariery zawodowej. Gdy zdecydowałem się zostać zawodowym golfistą, nie miałem żadnego statusu w ani jednej golfowej lidze. Hambric Sports zapewniło mi siedem dzikich kart na turnieje Challenge Tour. I od tego wszystko się zaczęło. Nasza współpraca trwa od tamtej pory i w czasie pandemii są bardzo pomocni. Pomagają załatwiać wiele spraw, mają orientację w zmieniającej się rzeczywistości, ułatwiają podróże, załatwiają hotele czy samoloty.
– To chyba spore odciążenie dla Ciebie.
– Szczerze mówiąc, gdybym musiał się tym zajmować sam, to byłyby z tym same problemy. Zwłaszcza teraz w trakcie pandemii, gdzie przepisy zmieniają się tak szybko i niespodziewanie. A przecież podróżuję po wielu krajach. Dzięki nim nie muszę się tym zajmować. Mogę się w stu procentach skupić na treningach i grze w golfa.
– A czy w związku z tym, że jesteś graczem European Tour masz jakieś przywileje?
– Mamy do swojej dyspozycji centrum treningowe w Dubaju. Mamy tam wszystko zapewnione i możemy z niego korzystać kiedy i ile chcemy. Oczywiście, musimy uprzedzić, że przyjeżdżamy. Ale centrum jest wyposażone kompletnie – jest tam driving range, miejsce do treningu krótkiej gry, pełnowymiarowe pole golfowe, kompleksowo wyposażona siłownia. Możemy się tam czuć bardzo swobodnie. Wszystko zostało bardzo dobrze pomyślane. To miejsce stało się moją zimową bazą, a korzysta z niego większość zawodników European Tour. Dzięki temu możemy grać mecze pomiędzy sobą, co jest jedną z lepszych form treningu przed sezonem. Poza tym, to pozwala zorientować się, kto w danym momencie w jakiej jest formie. Bardzo lubię to miejsce i będę tam jeździł co roku.
– Co jest w zawodowym golfie takiego, co Cię zaskoczyło, ale o tym się otwarcie nie mówi czy nie widać w telewizji?
– Zaskoczyło mnie to, że każdy zawodnik jest inny, ma inną rutynę, każdy robi podczas treningu coś innego, a wyniki na turnieju są potem porównywalne. Fajne w golfie jest to, że nie ma jednej reguły, zamachu, podejścia do tego sportu. Każdy idzie swoją własną drogą i podstawą jest wiara w swój sukces, to potem daje efekty.
– Zanim zostałeś zawodowcem grałeś w wielu turniejach amatorskich. Jak wspominasz Silesia Business & Life Golf Cup?
Zagrałem dwa razy na zaproszenie Klaudiusza Sevkovicia. Mam same dobre wspomnienia, bo to był bardzo dobrze zorganizowany turniej i w sumie jeden z pierwszych w jakim grałem. Teraz obserwuję jak się rozwija, cykl jest coraz większy. Bardzo się z tego cieszę, bo golfiści amatorzy potrzebują tak dobrych warunków do rywalizacji. Gdy jestem w Polsce, to staram się znaleźć czas na spotkanie z organizatorami czy wizytę przy okazji turnieju.
– Jako amator szybko poczułeś, że jesteś najlepszy w kraju?
– Jako 14-latek dostałem pierwsze powołanie do kadry juniorów. Było nas 10 czy 15, a większość chłopaków grała lepiej ode mnie, ale z częścią z nich udało mi się wygrać. Swój pierwszy juniorski turniej wygrałem jako 16-latek, potem zostałem mistrzem Polski juniorów. Wiedziałem, że jestem jednym z lepszych w Polsce, gdy zaczęły się międzynarodowe wyjazdy i turnieje. Gdy zacząłem wygrywać mistrzostwa Polski mężczyzn, wiedziałem, że jestem wśród dwóch, trzech najlepszych.
– Wtedy czułeś już, że będziesz zawodowym golfistą?
– Decyzję podjąłem później. Po maturze wyjechałem z Polski na golfowe stypendium na uczelni East Tennessee State University. Przez cztery lata uczyłem się, trenowałem i grałem. Dzięki temu mój poziom gry bardzo się poprawił i w wieku około 20–21 lat postanowiłem, że chcę być profesjonalnym golfistą i tak zaplanuję karierę po skończeniu szkoły.
– Wyjazd do USA na stypendium golfowe to już poważna deklaracja. Plan na zawodowstwo nie pojawił się wcześniej?
– Wyjeżdżając do USA miałem z tyłu głowy, że zwiążę swoje życie z golfem. Ale nie wiedziałem czego spodziewać się po wyjeździe do Stanów. Stawiałem sobie małe cele, chciałem krok po kroku poprawiać swoją grę i iść naprzód. Wyjazd do USA był decydujący o tym, że zostanę zawodowym golfistą.
– A marzyłeś już wtedy o starcie na igrzyskach? Bo zagrasz w Tokio.
– Jestem wielkim fanem sportu i igrzysk, obejrzałem relacje z wszystkich, które odbyły się odkąd pamiętam. Dla mnie to jest bardzo duże wydarzenie. To jedno z moich marzeń, żeby reprezentować Polskę na igrzyskach olimpijskich. Traktuję grę w olimpijskim turnieju priorytetowo. Chciałbym walczyć o medale.
– Odważna deklaracja.
– Tak, ale jakbym nie celował w medal, to wyjazd na igrzyska nie miałby sensu. Zawsze jak startuję w turnieju, to celem jest wygrana. Inaczej to nie ma sensu. W igrzyskach zagra 60 zawodników, czyli o połowę mniej niż w European Tour, więc szanse na wygraną są duże. Taki jest mój cel i na tym się będę skupiał. A po czterech dniach zobaczymy co z tego wyjdzie.
– Igrzyska to najważniejszy cel na 2021?
– Wielu golfistów mówi, że nie jest to najważniejszy start. Ale dla mnie jest on istotny. Nie powiedziałbym, że najważniejszy. Na pewno jest ważny, ale nie mogę zapominać o moim całym sezonie w European Tour, który jest istotny. Chcę się wspinać w rankingu światowym. Dobra gra tydzień po tygodniu sprawi, że będę wysoko w European Tour i będę mógł się skupić na igrzyskach.
– W European Tour z powodzeniem rywalizujesz w większym gronie czołowych graczy. Jak wiele brakuje do tego, by dołączyć do ścisłej elity?
– Tak naprawdę to niewiele. Ale ogromną rolę odgrywa doświadczenie, więc z turnieju na turniej czuję się coraz pewniej w turniejach wyższej rangi. Niektóre aspekty gry są do poprawy i wierzę, że coraz częściej będę w stanie rywalizować o zwycięstwa.
– Co wymaga doszlifowania w Twoim golfie?
– Krótka gra, czyli techniczne, dokładne strzały, które mają za zadanie uratować wynik, gdy coś nie idzie za dobrze. Jeśli się ma dobrą krótką grę, to wtedy można uratować wynik i o to w tym chodzi. Cały czas nad tym elementem pracuję, widzę poprawę, mam dobrze ułożony plan, myślę, że z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej.
– A które elementy gry masz już na wysokim poziomie?
– To na pewno tee shoty, czyli rozpoczęcie dołka długim strzałem. Ze względu na mój wzrost, mam duży zasięg ramion, co pomaga mi uderzać dalej niż niżsi gracze. W ostatnich latach poprawiłem też wykończenie dołka, czyli puttowanie. Dużo nad tym pracowałem i cały czas pracuję, a jeszcze cztery czy pięć lat temu była to moja słabsza strona. Teraz czuję się z tym elementem gry dość pewnie i jestem zadowolony z tego, jak puttuję.
– Patrząc na Twoją sylwetkę można odnieść wrażenie, że trenujesz nie tylko na polu golfowym.
– Obecnie golfista to atleta. Jeśli chce się liczyć na świecie, to musi być w pełni zaangażowany i psychicznie, i fizycznie. Każdy dużo czasu spędza na pracy nad własnym ciałem. Jeśli nie gram turnieju, to jestem nawet sześć razy w tygodniu na siłowni. Oprócz tego, mam też treningi golfowe po około pięć, sześć godzin dziennie, a także pracuję z psychologiem, co w golfie jest szczególnie ważne, bo to sport, w którym tak naprawdę wszystko rozgrywa się w głowie. Rozgrywka golfowa trwa jednego dnia nawet cztery, pięć godzin, podczas których mamy mnóstwo czasu na różne myśli, z którymi trzeba sobie poradzić i zająć głowę czymś innym.
- W trakcie sezonu pomiędzy wyjazdami masz czas na taki intensywny program treningowy?
– W sezonie trudno pracować nad techniką czy nad poprawą jakiegoś elementu gry. Na to jest czas zimą, poza sezonem, podczas dłuższej przerwy. Gdy sezon jest w pełni i jeździmy z zawodów na zawody, możemy tylko ulepszać detale, a i to zależy od sytuacji. Bo jak się gra co tydzień, to tego czasu nie ma zbyt wiele, zabierają go przygotowania do kolejnej imprezy i wiele nie jesteśmy w stanie zrobić. W sezonie skupiamy się na samej grze i żeby jak najlepiej wykonać swoją pracę na polu.
– A jak wymagające psychicznie jest to, że po dwóch dniach może okazać się, że nic nie zarobisz? Czuć z tego powodu jakąś presję?
– Na pewno, nikt nie chce o tym myśleć, ale po dwóch dniach jest cut, czyli odcięcie połowy stawki. Awans do górnej połówki jest zawsze planem minimum całej stawki golfistów, wszyscy mają tego świadomość. Kluczem jest zagranie najlepiej się potrafi, a wynik przyjdzie.
– Polska potrzebuje sukcesu, żeby zakochać się w golfie?
– Zawsze tak było, że sukcesy zwiększają zainteresowanie. Na pewno moje wyniki w European Tour sprawiły, że tego szumu wokół golfa zrobiło się więcej, pojawiło się medialne zainteresowanie, ale takich sukcesów potrzeba oczywiście więcej. Taki mam plan, żeby było ich jak najwięcej. One dają niesamowicie wiele, tak było z innymi gwiazdami polskiego sportu, takimi jak Adam Małysz, Robert Kubica czy Justyna Kowalczyk. Mam nadzieję, że przyczynię się do popularyzacji golfa.
– Dużo dzieli pod względem popularności golf w Polsce od tego zagranicznego?
– Wszystko zależy od tego w jakim jesteś kraju. W państwach takich jak Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Hiszpania czy Portugalia, a w szczególności USA, golf ma bardzo mocną pozycję, wiele osób się nim interesuje. Pod tym względem nie ma co się porównywać. Co ciekawe, nawet w Czechach golf ma większe zainteresowanie niż u nas.
– A na przestrzeni Twojej kariery coś się w Polsce zmienia?
– Na pewno coraz więcej ludzi zaczyna grać, powstają nowe ośrodki do gry i treningów. Co więcej, mamy polskojęzyczny kanał telewizyjny, w którym można oglądać golfa na żywo. Widzę, że moje wyniki zaczęły być dostrzegane także poza środowiskiem golfowym. Na pewno te sukcesy pomogą w popularyzacji dyscypliny wśród juniorów, bo jest tych młodych adeptów coraz więcej. Może nie jesteśmy jeszcze na takim poziomie, jakby wszyscy marzyli, ale idzie to w dobrym kierunku.
Adrian MERONK
Małymi krokami po sukcesy
Fajne w golfie jest to, że nie ma jednej reguły, zamachu, podejścia do tego sportu. Każdy idzie swoją własną drogą i podstawą jest wiara w swój sukces, to potem daje efekty
– mówi Adrian Meronk, najlepszy polski golfista.
– Jak definiujesz sukces w golfie?
– Każdy ma inny cel w swojej karierze. Dla jednych to są dobre starty, dobre rundy czy dobre dołki. Wygrane turnieje i ich ranga to kolejny wymiar. To wszystko zależy od zawodnika.
– A Ty możesz powiedzieć, że odniosłeś już jakieś sukcesy w dotychczasowej karierze?
– W golfie zawodowym jednym z moich największych sukcesów był awans do European Tour. To było zwieńczenie całorocznej pracy, taki był mój cel i zarazem największy sukces do tej pory. Ale to nie jedyna rzecz, z której jestem dumny. Wygrany turniej rangi Challenge Tour czy drugie miejsce w European Tour w grudniu w RPA podczas Alfred Dun-hill Championship – to kolejne moje sukcesy, podobnie jak wyniki w najlepszej dziesiątce. Mam powody do zadowolenia z wielu mniejszych rzeczy, ale to wszystko razem motywuje i powoduje, że chce się grać dalej i osiągać kolejne cele.
– Wśród swoich sukcesów wymieniłeś drugie miejsce w RPA. Wiele osób uważa, że drugi to pierwszy przegrany. Ty tak nie myślisz?
– W zawodowym golfie bardzo trudno wygrywa się turnieje, dlatego zawodnicy cieszą się z wysokich lokat. U nas jest trochę inaczej niż w skokach narciarskich czy biegach, gdzie drugie miejsce najczęściej odbiera się jako porażkę. W golfie drugie miejsce daje do zrozumienia, że jest się naprawdę blisko wygranej, gra się dobrego golfa. Różnice są naprawdę niewielkie. Jak myślę o turnieju w RPA po kilku miesiącach to traktuję go jako sukces. Do tej pory to moje najlepsze miejsce w European Tour w karierze, więc trudno nie nazwać go sukcesem. Oczywiście, po turnieju czułem niedosyt. W końcu prowadziłem przez trzy dni.
– A swoją karierę określiłbyś jako pasmo sukcesów?
– W zawodowej karierze stawiam małe kroki do przodu, z roku na rok się poprawiam, osiągam kolejne sukcesy. Ale jako sportowiec nie tylko tym żyję. Po drodze jest wiele porażek i trudnych momentów, a to one budują człowieka czy zawodnika. To są solidne fundamenty dla całej kariery.
– W zawodowym sporcie miarą sukcesu są pieniądze. Nagrody w golfie są jawne, ale to nie jedyne źródło dochodu. Jak dużą rolę dla zawodników odgrywają sponsorzy?
– W każdym sporcie zawodowym sponsorzy są bardzo ważni. Golf pod tym względem się nie wyróżnia. Jako zawodnicy mamy duże koszty, o których zazwyczaj się nie mówi. Sami opłacamy trenerów, wyjazdy, hotele. Ja od początku mojej kariery współpracuje z różnymi firmami i miałem szczęście do sponsorów. Jestem im bardzo wdzięczny. Dzięki temu mam wolną głowę i mogę skupić się na grze i treningach.
– Jak wygląda współpraca z firmami z branży golfowej?
– Z firmą PING mam kontrakt na sprzęt, bo gram ich kijami, mam torbę, a także jestem ubrany w ich odzież niemal od stóp do głów. Dostarczają mi wszystko, co jest mi tylko potrzebne. Mam też kontrakt na piłki z firmą Titleist oraz na buty i rękawiczki z marką FootJoy. To naprawdę duża pomoc, ale większość graczy ma takie kontrakty.
– A czy Twój sprzęt różni się czymś od tego, który mają do dyspozycji amatorzy w golfowych sklepach?
– Wszystkie kije są zrobione specjalnie dla mnie. Nie ma drugich takich. Raz w roku latam do centrum firmy PING w Phoenix, gdzie jestem dokładnie mierzony i mam dopasowywany sprzęt do siebie. Gdy wychodzi nowy model, to zawodowi gracze mają do niego pierwszeństwo. Często też pełnimy rolę testerów rozwiązań, które za jakiś czas trafią na sklepowe półki. Co więcej, wszystkie firmy sprzętowe bardzo dbają o graczy. Na każdy turniej wysyłają ciężarówki, w których znajdują się warsztaty. W razie potrzeby oferują pomoc ze sprzętem, pełen serwis – są w stanie skrócić lub wydłużyć kije, wymienić grip. Zrobią dosłownie wszystko, czego potrzebujemy.
– A czy pozyskiwanie sponsorów spoza świata golfowego jest dużym wyzwaniem?
– Mam kilku partnerów z naszego kraju, którzy nie produkują sprzętu golfowego. Współpracuję m.in. z LESS, czyli aplikacją, która pomaga w sprzedaży niepotrzebnych nam już ubrań. To bardzo ciekawa inicjatywa, która pomaga wprowadzić rzeczy w obieg, możemy się nimi wymieniać, a jednocześnie dbamy o środowisko, bo ani tych rzeczy nie wyrzucamy, ani nie kupujemy kolejnych. W golfie natura i środowisko też są ważne, więc pasuje pod profil LESS. Podoba mi się też to, że taka firma dba o to, by zainteresować golfem np. swoich pracowników i popularyzuje ten sport. W gronie moich sponsorów jest też firma TIM z Wrocławia, która zajmuje się sprzedażą narzędzi. Mam dobry kontakt z prezesem, gramy razem w golfa, w sumie od tego zaczęła się nasza współpraca.
– Czym różni się pozyskiwanie sponsorów z Polski od tych zagranicznych?
– Sponsorzy międzynarodowi patrzą głównie na wyniki golfisty i oceniają potencjał czy dana osoba będzie często pokazywana w transmisjach telewizyjnych. Ostatnie wyniki zdecydowanie poprawiły moje notowania i pozycję, dzięki temu w marcu w Dubaju pozyskałem kolejnego partnera. Lepsza gra otwiera więcej drzwi i powoduje większe zainteresowanie marek.
– Od początku zawodowej kariery współpracujesz z agencją menedżerską Hambric Sports. Jaką rolę pełni ona w Twoim zespole?
– W golfie grupy menedżerskie szukają golfistów z potencjałem i znajdują dla nich sponsorów. U mnie odegrali ważną rolę na początku kariery zawodowej. Gdy zdecydowałem się zostać zawodowym golfistą, nie miałem żadnego statusu w ani jednej golfowej lidze. Hambric Sports zapewniło mi siedem dzikich kart na turnieje Challenge Tour. I od tego wszystko się zaczęło. Nasza współpraca trwa od tamtej pory i w czasie pandemii są bardzo pomocni. Pomagają załatwiać wiele spraw, mają orientację w zmieniającej się rzeczywistości, ułatwiają podróże, załatwiają hotele czy samoloty.
– To chyba spore odciążenie dla Ciebie.
– Szczerze mówiąc, gdybym musiał się tym zajmować sam, to byłyby z tym same problemy. Zwłaszcza teraz w trakcie pandemii, gdzie przepisy zmieniają się tak szybko i niespodziewanie. A przecież podróżuję po wielu krajach. Dzięki nim nie muszę się tym zajmować. Mogę się w stu procentach skupić na treningach i grze w golfa.
– A czy w związku z tym, że jesteś graczem European Tour masz jakieś przywileje?
– Mamy do swojej dyspozycji centrum treningowe w Dubaju. Mamy tam wszystko zapewnione i możemy z niego korzystać kiedy i ile chcemy. Oczywiście, musimy uprzedzić, że przyjeżdżamy. Ale centrum jest wyposażone kompletnie – jest tam driving range, miejsce do treningu krótkiej gry, pełnowymiarowe pole golfowe, kompleksowo wyposażona siłownia. Możemy się tam czuć bardzo swobodnie. Wszystko zostało bardzo dobrze pomyślane. To miejsce stało się moją zimową bazą, a korzysta z niego większość zawodników European Tour. Dzięki temu możemy grać mecze pomiędzy sobą, co jest jedną z lepszych form treningu przed sezonem. Poza tym, to pozwala zorientować się, kto w danym momencie w jakiej jest formie. Bardzo lubię to miejsce i będę tam jeździł co roku.
– Co jest w zawodowym golfie takiego, co Cię zaskoczyło, ale o tym się otwarcie nie mówi czy nie widać w telewizji?
– Zaskoczyło mnie to, że każdy zawodnik jest inny, ma inną rutynę, każdy robi podczas treningu coś innego, a wyniki na turnieju są potem porównywalne. Fajne w golfie jest to, że nie ma jednej reguły, zamachu, podejścia do tego sportu. Każdy idzie swoją własną drogą i podstawą jest wiara w swój sukces, to potem daje efekty.
– Zanim zostałeś zawodowcem grałeś w wielu turniejach amatorskich. Jak wspominasz Silesia Business & Life Golf Cup?
Zagrałem dwa razy na zaproszenie Klaudiusza Sevkovicia. Mam same dobre wspomnienia, bo to był bardzo dobrze zorganizowany turniej i w sumie jeden z pierwszych w jakim grałem. Teraz obserwuję jak się rozwija, cykl jest coraz większy. Bardzo się z tego cieszę, bo golfiści amatorzy potrzebują tak dobrych warunków do rywalizacji. Gdy jestem w Polsce, to staram się znaleźć czas na spotkanie z organizatorami czy wizytę przy okazji turnieju.
– Jako amator szybko poczułeś, że jesteś najlepszy w kraju?
– Jako 14-latek dostałem pierwsze powołanie do kadry juniorów. Było nas 10 czy 15, a większość chłopaków grała lepiej ode mnie, ale z częścią z nich udało mi się wygrać. Swój pierwszy juniorski turniej wygrałem jako 16-latek, potem zostałem mistrzem Polski juniorów. Wiedziałem, że jestem jednym z lepszych w Polsce, gdy zaczęły się międzynarodowe wyjazdy i turnieje. Gdy zacząłem wygrywać mistrzostwa Polski mężczyzn, wiedziałem, że jestem wśród dwóch, trzech najlepszych.
– Wtedy czułeś już, że będziesz zawodowym golfistą?
– Decyzję podjąłem później. Po maturze wyjechałem z Polski na golfowe stypendium na uczelni East Tennessee State University. Przez cztery lata uczyłem się, trenowałem i grałem. Dzięki temu mój poziom gry bardzo się poprawił i w wieku około 20–21 lat postanowiłem, że chcę być profesjonalnym golfistą i tak zaplanuję karierę po skończeniu szkoły.
– Wyjazd do USA na stypendium golfowe to już poważna deklaracja. Plan na zawodowstwo nie pojawił się wcześniej?
– Wyjeżdżając do USA miałem z tyłu głowy, że zwiążę swoje życie z golfem. Ale nie wiedziałem czego spodziewać się po wyjeździe do Stanów. Stawiałem sobie małe cele, chciałem krok po kroku poprawiać swoją grę i iść naprzód. Wyjazd do USA był decydujący o tym, że zostanę zawodowym golfistą.
– A marzyłeś już wtedy o starcie na igrzyskach? Bo zagrasz w Tokio.
– Jestem wielkim fanem sportu i igrzysk, obejrzałem relacje z wszystkich, które odbyły się odkąd pamiętam. Dla mnie to jest bardzo duże wydarzenie. To jedno z moich marzeń, żeby reprezentować Polskę na igrzyskach olimpijskich. Traktuję grę w olimpijskim turnieju priorytetowo. Chciałbym walczyć o medale.
– Odważna deklaracja.
– Tak, ale jakbym nie celował w medal, to wyjazd na igrzyska nie miałby sensu. Zawsze jak startuję w turnieju, to celem jest wygrana. Inaczej to nie ma sensu. W igrzyskach zagra 60 zawodników, czyli o połowę mniej niż w European Tour, więc szanse na wygraną są duże. Taki jest mój cel i na tym się będę skupiał. A po czterech dniach zobaczymy co z tego wyjdzie.
– Igrzyska to najważniejszy cel na 2021?
– Wielu golfistów mówi, że nie jest to najważniejszy start. Ale dla mnie jest on istotny. Nie powiedziałbym, że najważniejszy. Na pewno jest ważny, ale nie mogę zapominać o moim całym sezonie w European Tour, który jest istotny. Chcę się wspinać w rankingu światowym. Dobra gra tydzień po tygodniu sprawi, że będę wysoko w European Tour i będę mógł się skupić na igrzyskach.
– W European Tour z powodzeniem rywalizujesz w większym gronie czołowych graczy. Jak wiele brakuje do tego, by dołączyć do ścisłej elity?
– Tak naprawdę to niewiele. Ale ogromną rolę odgrywa doświadczenie, więc z turnieju na turniej czuję się coraz pewniej w turniejach wyższej rangi. Niektóre aspekty gry są do poprawy i wierzę, że coraz częściej będę w stanie rywalizować o zwycięstwa.
– Co wymaga doszlifowania w Twoim golfie?
– Krótka gra, czyli techniczne, dokładne strzały, które mają za zadanie uratować wynik, gdy coś nie idzie za dobrze. Jeśli się ma dobrą krótką grę, to wtedy można uratować wynik i o to w tym chodzi. Cały czas nad tym elementem pracuję, widzę poprawę, mam dobrze ułożony plan, myślę, że z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej.
– A które elementy gry masz już na wysokim poziomie?
– To na pewno tee shoty, czyli rozpoczęcie dołka długim strzałem. Ze względu na mój wzrost, mam duży zasięg ramion, co pomaga mi uderzać dalej niż niżsi gracze. W ostatnich latach poprawiłem też wykończenie dołka, czyli puttowanie. Dużo nad tym pracowałem i cały czas pracuję, a jeszcze cztery czy pięć lat temu była to moja słabsza strona. Teraz czuję się z tym elementem gry dość pewnie i jestem zadowolony z tego, jak puttuję.
– Patrząc na Twoją sylwetkę można odnieść wrażenie, że trenujesz nie tylko na polu golfowym.
– Obecnie golfista to atleta. Jeśli chce się liczyć na świecie, to musi być w pełni zaangażowany i psychicznie, i fizycznie. Każdy dużo czasu spędza na pracy nad własnym ciałem. Jeśli nie gram turnieju, to jestem nawet sześć razy w tygodniu na siłowni. Oprócz tego, mam też treningi golfowe po około pięć, sześć godzin dziennie, a także pracuję z psychologiem, co w golfie jest szczególnie ważne, bo to sport, w którym tak naprawdę wszystko rozgrywa się w głowie. Rozgrywka golfowa trwa jednego dnia nawet cztery, pięć godzin, podczas których mamy mnóstwo czasu na różne myśli, z którymi trzeba sobie poradzić i zająć głowę czymś innym.
- W trakcie sezonu pomiędzy wyjazdami masz czas na taki intensywny program treningowy?
– W sezonie trudno pracować nad techniką czy nad poprawą jakiegoś elementu gry. Na to jest czas zimą, poza sezonem, podczas dłuższej przerwy. Gdy sezon jest w pełni i jeździmy z zawodów na zawody, możemy tylko ulepszać detale, a i to zależy od sytuacji. Bo jak się gra co tydzień, to tego czasu nie ma zbyt wiele, zabierają go przygotowania do kolejnej imprezy i wiele nie jesteśmy w stanie zrobić. W sezonie skupiamy się na samej grze i żeby jak najlepiej wykonać swoją pracę na polu.
– A jak wymagające psychicznie jest to, że po dwóch dniach może okazać się, że nic nie zarobisz? Czuć z tego powodu jakąś presję?
– Na pewno, nikt nie chce o tym myśleć, ale po dwóch dniach jest cut, czyli odcięcie połowy stawki. Awans do górnej połówki jest zawsze planem minimum całej stawki golfistów, wszyscy mają tego świadomość. Kluczem jest zagranie najlepiej się potrafi, a wynik przyjdzie.
– Polska potrzebuje sukcesu, żeby zakochać się w golfie?
– Zawsze tak było, że sukcesy zwiększają zainteresowanie. Na pewno moje wyniki w European Tour sprawiły, że tego szumu wokół golfa zrobiło się więcej, pojawiło się medialne zainteresowanie, ale takich sukcesów potrzeba oczywiście więcej. Taki mam plan, żeby było ich jak najwięcej. One dają niesamowicie wiele, tak było z innymi gwiazdami polskiego sportu, takimi jak Adam Małysz, Robert Kubica czy Justyna Kowalczyk. Mam nadzieję, że przyczynię się do popularyzacji golfa.
– Dużo dzieli pod względem popularności golf w Polsce od tego zagranicznego?
– Wszystko zależy od tego w jakim jesteś kraju. W państwach takich jak Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Hiszpania czy Portugalia, a w szczególności USA, golf ma bardzo mocną pozycję, wiele osób się nim interesuje. Pod tym względem nie ma co się porównywać. Co ciekawe, nawet w Czechach golf ma większe zainteresowanie niż u nas.
– A na przestrzeni Twojej kariery coś się w Polsce zmienia?
– Na pewno coraz więcej ludzi zaczyna grać, powstają nowe ośrodki do gry i treningów. Co więcej, mamy polskojęzyczny kanał telewizyjny, w którym można oglądać golfa na żywo. Widzę, że moje wyniki zaczęły być dostrzegane także poza środowiskiem golfowym. Na pewno te sukcesy pomogą w popularyzacji dyscypliny wśród juniorów, bo jest tych młodych adeptów coraz więcej. Może nie jesteśmy jeszcze na takim poziomie, jakby wszyscy marzyli, ale idzie to w dobrym kierunku.
Adrian MERONK
Małymi krokami po sukcesy
Fajne w golfie jest to, że nie ma jednej reguły, zamachu, podejścia do tego sportu. Każdy idzie swoją własną drogą i podstawą jest wiara w swój sukces, to potem daje efekty
– mówi Adrian Meronk, najlepszy polski golfista.
– Jak definiujesz sukces w golfie?
– Każdy ma inny cel w swojej karierze. Dla jednych to są dobre starty, dobre rundy czy dobre dołki. Wygrane turnieje i ich ranga to kolejny wymiar. To wszystko zależy od zawodnika.
– A Ty możesz powiedzieć, że odniosłeś już jakieś sukcesy w dotychczasowej karierze?
– W golfie zawodowym jednym z moich największych sukcesów był awans do European Tour. To było zwieńczenie całorocznej pracy, taki był mój cel i zarazem największy sukces do tej pory. Ale to nie jedyna rzecz, z której jestem dumny. Wygrany turniej rangi Challenge Tour czy drugie miejsce w European Tour w grudniu w RPA podczas Alfred Dun-hill Championship – to kolejne moje sukcesy, podobnie jak wyniki w najlepszej dziesiątce. Mam powody do zadowolenia z wielu mniejszych rzeczy, ale to wszystko razem motywuje i powoduje, że chce się grać dalej i osiągać kolejne cele.
– Wśród swoich sukcesów wymieniłeś drugie miejsce w RPA. Wiele osób uważa, że drugi to pierwszy przegrany. Ty tak nie myślisz?
– W zawodowym golfie bardzo trudno wygrywa się turnieje, dlatego zawodnicy cieszą się z wysokich lokat. U nas jest trochę inaczej niż w skokach narciarskich czy biegach, gdzie drugie miejsce najczęściej odbiera się jako porażkę. W golfie drugie miejsce daje do zrozumienia, że jest się naprawdę blisko wygranej, gra się dobrego golfa. Różnice są naprawdę niewielkie. Jak myślę o turnieju w RPA po kilku miesiącach to traktuję go jako sukces. Do tej pory to moje najlepsze miejsce w European Tour w karierze, więc trudno nie nazwać go sukcesem. Oczywiście, po turnieju czułem niedosyt. W końcu prowadziłem przez trzy dni.
– A swoją karierę określiłbyś jako pasmo sukcesów?
– W zawodowej karierze stawiam małe kroki do przodu, z roku na rok się poprawiam, osiągam kolejne sukcesy. Ale jako sportowiec nie tylko tym żyję. Po drodze jest wiele porażek i trudnych momentów, a to one budują człowieka czy zawodnika. To są solidne fundamenty dla całej kariery.
– W zawodowym sporcie miarą sukcesu są pieniądze. Nagrody w golfie są jawne, ale to nie jedyne źródło dochodu. Jak dużą rolę dla zawodników odgrywają sponsorzy?
– W każdym sporcie zawodowym sponsorzy są bardzo ważni. Golf pod tym względem się nie wyróżnia. Jako zawodnicy mamy duże koszty, o których zazwyczaj się nie mówi. Sami opłacamy trenerów, wyjazdy, hotele. Ja od początku mojej kariery współpracuje z różnymi firmami i miałem szczęście do sponsorów. Jestem im bardzo wdzięczny. Dzięki temu mam wolną głowę i mogę skupić się na grze i treningach.
– Jak wygląda współpraca z firmami z branży golfowej?
– Z firmą PING mam kontrakt na sprzęt, bo gram ich kijami, mam torbę, a także jestem ubrany w ich odzież niemal od stóp do głów. Dostarczają mi wszystko, co jest mi tylko potrzebne. Mam też kontrakt na piłki z firmą Titleist oraz na buty i rękawiczki z marką FootJoy. To naprawdę duża pomoc, ale większość graczy ma takie kontrakty.
– A czy Twój sprzęt różni się czymś od tego, który mają do dyspozycji amatorzy w golfowych sklepach?
– Wszystkie kije są zrobione specjalnie dla mnie. Nie ma drugich takich. Raz w roku latam do centrum firmy PING w Phoenix, gdzie jestem dokładnie mierzony i mam dopasowywany sprzęt do siebie. Gdy wychodzi nowy model, to zawodowi gracze mają do niego pierwszeństwo. Często też pełnimy rolę testerów rozwiązań, które za jakiś czas trafią na sklepowe półki. Co więcej, wszystkie firmy sprzętowe bardzo dbają o graczy. Na każdy turniej wysyłają ciężarówki, w których znajdują się warsztaty. W razie potrzeby oferują pomoc ze sprzętem, pełen serwis – są w stanie skrócić lub wydłużyć kije, wymienić grip. Zrobią dosłownie wszystko, czego potrzebujemy.
– A czy pozyskiwanie sponsorów spoza świata golfowego jest dużym wyzwaniem?
– Mam kilku partnerów z naszego kraju, którzy nie produkują sprzętu golfowego. Współpracuję m.in. z LESS, czyli aplikacją, która pomaga w sprzedaży niepotrzebnych nam już ubrań. To bardzo ciekawa inicjatywa, która pomaga wprowadzić rzeczy w obieg, możemy się nimi wymieniać, a jednocześnie dbamy o środowisko, bo ani tych rzeczy nie wyrzucamy, ani nie kupujemy kolejnych. W golfie natura i środowisko też są ważne, więc pasuje pod profil LESS. Podoba mi się też to, że taka firma dba o to, by zainteresować golfem np. swoich pracowników i popularyzuje ten sport. W gronie moich sponsorów jest też firma TIM z Wrocławia, która zajmuje się sprzedażą narzędzi. Mam dobry kontakt z prezesem, gramy razem w golfa, w sumie od tego zaczęła się nasza współpraca.
– Czym różni się pozyskiwanie sponsorów z Polski od tych zagranicznych?
– Sponsorzy międzynarodowi patrzą głównie na wyniki golfisty i oceniają potencjał czy dana osoba będzie często pokazywana w transmisjach telewizyjnych. Ostatnie wyniki zdecydowanie poprawiły moje notowania i pozycję, dzięki temu w marcu w Dubaju pozyskałem kolejnego partnera. Lepsza gra otwiera więcej drzwi i powoduje większe zainteresowanie marek.
– Od początku zawodowej kariery współpracujesz z agencją menedżerską Hambric Sports. Jaką rolę pełni ona w Twoim zespole?
– W golfie grupy menedżerskie szukają golfistów z potencjałem i znajdują dla nich sponsorów. U mnie odegrali ważną rolę na początku kariery zawodowej. Gdy zdecydowałem się zostać zawodowym golfistą, nie miałem żadnego statusu w ani jednej golfowej lidze. Hambric Sports zapewniło mi siedem dzikich kart na turnieje Challenge Tour. I od tego wszystko się zaczęło. Nasza współpraca trwa od tamtej pory i w czasie pandemii są bardzo pomocni. Pomagają załatwiać wiele spraw, mają orientację w zmieniającej się rzeczywistości, ułatwiają podróże, załatwiają hotele czy samoloty.
– To chyba spore odciążenie dla Ciebie.
– Szczerze mówiąc, gdybym musiał się tym zajmować sam, to byłyby z tym same problemy. Zwłaszcza teraz w trakcie pandemii, gdzie przepisy zmieniają się tak szybko i niespodziewanie. A przecież podróżuję po wielu krajach. Dzięki nim nie muszę się tym zajmować. Mogę się w stu procentach skupić na treningach i grze w golfa.
– A czy w związku z tym, że jesteś graczem European Tour masz jakieś przywileje?
– Mamy do swojej dyspozycji centrum treningowe w Dubaju. Mamy tam wszystko zapewnione i możemy z niego korzystać kiedy i ile chcemy. Oczywiście, musimy uprzedzić, że przyjeżdżamy. Ale centrum jest wyposażone kompletnie – jest tam driving range, miejsce do treningu krótkiej gry, pełnowymiarowe pole golfowe, kompleksowo wyposażona siłownia. Możemy się tam czuć bardzo swobodnie. Wszystko zostało bardzo dobrze pomyślane. To miejsce stało się moją zimową bazą, a korzysta z niego większość zawodników European Tour. Dzięki temu możemy grać mecze pomiędzy sobą, co jest jedną z lepszych form treningu przed sezonem. Poza tym, to pozwala zorientować się, kto w danym momencie w jakiej jest formie. Bardzo lubię to miejsce i będę tam jeździł co roku.
– Co jest w zawodowym golfie takiego, co Cię zaskoczyło, ale o tym się otwarcie nie mówi czy nie widać w telewizji?
– Zaskoczyło mnie to, że każdy zawodnik jest inny, ma inną rutynę, każdy robi podczas treningu coś innego, a wyniki na turnieju są potem porównywalne. Fajne w golfie jest to, że nie ma jednej reguły, zamachu, podejścia do tego sportu. Każdy idzie swoją własną drogą i podstawą jest wiara w swój sukces, to potem daje efekty.
– Zanim zostałeś zawodowcem grałeś w wielu turniejach amatorskich. Jak wspominasz Silesia Business & Life Golf Cup?
Zagrałem dwa razy na zaproszenie Klaudiusza Sevkovicia. Mam same dobre wspomnienia, bo to był bardzo dobrze zorganizowany turniej i w sumie jeden z pierwszych w jakim grałem. Teraz obserwuję jak się rozwija, cykl jest coraz większy. Bardzo się z tego cieszę, bo golfiści amatorzy potrzebują tak dobrych warunków do rywalizacji. Gdy jestem w Polsce, to staram się znaleźć czas na spotkanie z organizatorami czy wizytę przy okazji turnieju.
– Jako amator szybko poczułeś, że jesteś najlepszy w kraju?
– Jako 14-latek dostałem pierwsze powołanie do kadry juniorów. Było nas 10 czy 15, a większość chłopaków grała lepiej ode mnie, ale z częścią z nich udało mi się wygrać. Swój pierwszy juniorski turniej wygrałem jako 16-latek, potem zostałem mistrzem Polski juniorów. Wiedziałem, że jestem jednym z lepszych w Polsce, gdy zaczęły się międzynarodowe wyjazdy i turnieje. Gdy zacząłem wygrywać mistrzostwa Polski mężczyzn, wiedziałem, że jestem wśród dwóch, trzech najlepszych.
– Wtedy czułeś już, że będziesz zawodowym golfistą?
– Decyzję podjąłem później. Po maturze wyjechałem z Polski na golfowe stypendium na uczelni East Tennessee State University. Przez cztery lata uczyłem się, trenowałem i grałem. Dzięki temu mój poziom gry bardzo się poprawił i w wieku około 20–21 lat postanowiłem, że chcę być profesjonalnym golfistą i tak zaplanuję karierę po skończeniu szkoły.
– Wyjazd do USA na stypendium golfowe to już poważna deklaracja. Plan na zawodowstwo nie pojawił się wcześniej?
– Wyjeżdżając do USA miałem z tyłu głowy, że zwiążę swoje życie z golfem. Ale nie wiedziałem czego spodziewać się po wyjeździe do Stanów. Stawiałem sobie małe cele, chciałem krok po kroku poprawiać swoją grę i iść naprzód. Wyjazd do USA był decydujący o tym, że zostanę zawodowym golfistą.
– A marzyłeś już wtedy o starcie na igrzyskach? Bo zagrasz w Tokio.
– Jestem wielkim fanem sportu i igrzysk, obejrzałem relacje z wszystkich, które odbyły się odkąd pamiętam. Dla mnie to jest bardzo duże wydarzenie. To jedno z moich marzeń, żeby reprezentować Polskę na igrzyskach olimpijskich. Traktuję grę w olimpijskim turnieju priorytetowo. Chciałbym walczyć o medale.
– Odważna deklaracja.
– Tak, ale jakbym nie celował w medal, to wyjazd na igrzyska nie miałby sensu. Zawsze jak startuję w turnieju, to celem jest wygrana. Inaczej to nie ma sensu. W igrzyskach zagra 60 zawodników, czyli o połowę mniej niż w European Tour, więc szanse na wygraną są duże. Taki jest mój cel i na tym się będę skupiał. A po czterech dniach zobaczymy co z tego wyjdzie.
– Igrzyska to najważniejszy cel na 2021?
– Wielu golfistów mówi, że nie jest to najważniejszy start. Ale dla mnie jest on istotny. Nie powiedziałbym, że najważniejszy. Na pewno jest ważny, ale nie mogę zapominać o moim całym sezonie w European Tour, który jest istotny. Chcę się wspinać w rankingu światowym. Dobra gra tydzień po tygodniu sprawi, że będę wysoko w European Tour i będę mógł się skupić na igrzyskach.
– W European Tour z powodzeniem rywalizujesz w większym gronie czołowych graczy. Jak wiele brakuje do tego, by dołączyć do ścisłej elity?
– Tak naprawdę to niewiele. Ale ogromną rolę odgrywa doświadczenie, więc z turnieju na turniej czuję się coraz pewniej w turniejach wyższej rangi. Niektóre aspekty gry są do poprawy i wierzę, że coraz częściej będę w stanie rywalizować o zwycięstwa.
– Co wymaga doszlifowania w Twoim golfie?
– Krótka gra, czyli techniczne, dokładne strzały, które mają za zadanie uratować wynik, gdy coś nie idzie za dobrze. Jeśli się ma dobrą krótką grę, to wtedy można uratować wynik i o to w tym chodzi. Cały czas nad tym elementem pracuję, widzę poprawę, mam dobrze ułożony plan, myślę, że z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej.
– A które elementy gry masz już na wysokim poziomie?
– To na pewno tee shoty, czyli rozpoczęcie dołka długim strzałem. Ze względu na mój wzrost, mam duży zasięg ramion, co pomaga mi uderzać dalej niż niżsi gracze. W ostatnich latach poprawiłem też wykończenie dołka, czyli puttowanie. Dużo nad tym pracowałem i cały czas pracuję, a jeszcze cztery czy pięć lat temu była to moja słabsza strona. Teraz czuję się z tym elementem gry dość pewnie i jestem zadowolony z tego, jak puttuję.
– Patrząc na Twoją sylwetkę można odnieść wrażenie, że trenujesz nie tylko na polu golfowym.
– Obecnie golfista to atleta. Jeśli chce się liczyć na świecie, to musi być w pełni zaangażowany i psychicznie, i fizycznie. Każdy dużo czasu spędza na pracy nad własnym ciałem. Jeśli nie gram turnieju, to jestem nawet sześć razy w tygodniu na siłowni. Oprócz tego, mam też treningi golfowe po około pięć, sześć godzin dziennie, a także pracuję z psychologiem, co w golfie jest szczególnie ważne, bo to sport, w którym tak naprawdę wszystko rozgrywa się w głowie. Rozgrywka golfowa trwa jednego dnia nawet cztery, pięć godzin, podczas których mamy mnóstwo czasu na różne myśli, z którymi trzeba sobie poradzić i zająć głowę czymś innym.
- W trakcie sezonu pomiędzy wyjazdami masz czas na taki intensywny program treningowy?
– W sezonie trudno pracować nad techniką czy nad poprawą jakiegoś elementu gry. Na to jest czas zimą, poza sezonem, podczas dłuższej przerwy. Gdy sezon jest w pełni i jeździmy z zawodów na zawody, możemy tylko ulepszać detale, a i to zależy od sytuacji. Bo jak się gra co tydzień, to tego czasu nie ma zbyt wiele, zabierają go przygotowania do kolejnej imprezy i wiele nie jesteśmy w stanie zrobić. W sezonie skupiamy się na samej grze i żeby jak najlepiej wykonać swoją pracę na polu.
– A jak wymagające psychicznie jest to, że po dwóch dniach może okazać się, że nic nie zarobisz? Czuć z tego powodu jakąś presję?
– Na pewno, nikt nie chce o tym myśleć, ale po dwóch dniach jest cut, czyli odcięcie połowy stawki. Awans do górnej połówki jest zawsze planem minimum całej stawki golfistów, wszyscy mają tego świadomość. Kluczem jest zagranie najlepiej się potrafi, a wynik przyjdzie.
– Polska potrzebuje sukcesu, żeby zakochać się w golfie?
– Zawsze tak było, że sukcesy zwiększają zainteresowanie. Na pewno moje wyniki w European Tour sprawiły, że tego szumu wokół golfa zrobiło się więcej, pojawiło się medialne zainteresowanie, ale takich sukcesów potrzeba oczywiście więcej. Taki mam plan, żeby było ich jak najwięcej. One dają niesamowicie wiele, tak było z innymi gwiazdami polskiego sportu, takimi jak Adam Małysz, Robert Kubica czy Justyna Kowalczyk. Mam nadzieję, że przyczynię się do popularyzacji golfa.
– Dużo dzieli pod względem popularności golf w Polsce od tego zagranicznego?
– Wszystko zależy od tego w jakim jesteś kraju. W państwach takich jak Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Hiszpania czy Portugalia, a w szczególności USA, golf ma bardzo mocną pozycję, wiele osób się nim interesuje. Pod tym względem nie ma co się porównywać. Co ciekawe, nawet w Czechach golf ma większe zainteresowanie niż u nas.
– A na przestrzeni Twojej kariery coś się w Polsce zmienia?
– Na pewno coraz więcej ludzi zaczyna grać, powstają nowe ośrodki do gry i treningów. Co więcej, mamy polskojęzyczny kanał telewizyjny, w którym można oglądać golfa na żywo. Widzę, że moje wyniki zaczęły być dostrzegane także poza środowiskiem golfowym. Na pewno te sukcesy pomogą w popularyzacji dyscypliny wśród juniorów, bo jest tych młodych adeptów coraz więcej. Może nie jesteśmy jeszcze na takim poziomie, jakby wszyscy marzyli, ale idzie to w dobrym kierunku.
Adrian MERONK
Małymi krokami po sukcesy
Fajne w golfie jest to, że nie ma jednej reguły, zamachu, podejścia do tego sportu. Każdy idzie swoją własną drogą i podstawą jest wiara w swój sukces, to potem daje efekty
– mówi Adrian Meronk, najlepszy polski golfista.
– Jak definiujesz sukces w golfie?
– Każdy ma inny cel w swojej karierze. Dla jednych to są dobre starty, dobre rundy czy dobre dołki. Wygrane turnieje i ich ranga to kolejny wymiar. To wszystko zależy od zawodnika.
– A Ty możesz powiedzieć, że odniosłeś już jakieś sukcesy w dotychczasowej karierze?
– W golfie zawodowym jednym z moich największych sukcesów był awans do European Tour. To było zwieńczenie całorocznej pracy, taki był mój cel i zarazem największy sukces do tej pory. Ale to nie jedyna rzecz, z której jestem dumny. Wygrany turniej rangi Challenge Tour czy drugie miejsce w European Tour w grudniu w RPA podczas Alfred Dun-hill Championship – to kolejne moje sukcesy, podobnie jak wyniki w najlepszej dziesiątce. Mam powody do zadowolenia z wielu mniejszych rzeczy, ale to wszystko razem motywuje i powoduje, że chce się grać dalej i osiągać kolejne cele.
– Wśród swoich sukcesów wymieniłeś drugie miejsce w RPA. Wiele osób uważa, że drugi to pierwszy przegrany. Ty tak nie myślisz?
– W zawodowym golfie bardzo trudno wygrywa się turnieje, dlatego zawodnicy cieszą się z wysokich lokat. U nas jest trochę inaczej niż w skokach narciarskich czy biegach, gdzie drugie miejsce najczęściej odbiera się jako porażkę. W golfie drugie miejsce daje do zrozumienia, że jest się naprawdę blisko wygranej, gra się dobrego golfa. Różnice są naprawdę niewielkie. Jak myślę o turnieju w RPA po kilku miesiącach to traktuję go jako sukces. Do tej pory to moje najlepsze miejsce w European Tour w karierze, więc trudno nie nazwać go sukcesem. Oczywiście, po turnieju czułem niedosyt. W końcu prowadziłem przez trzy dni.
– A swoją karierę określiłbyś jako pasmo sukcesów?
– W zawodowej karierze stawiam małe kroki do przodu, z roku na rok się poprawiam, osiągam kolejne sukcesy. Ale jako sportowiec nie tylko tym żyję. Po drodze jest wiele porażek i trudnych momentów, a to one budują człowieka czy zawodnika. To są solidne fundamenty dla całej kariery.
– W zawodowym sporcie miarą sukcesu są pieniądze. Nagrody w golfie są jawne, ale to nie jedyne źródło dochodu. Jak dużą rolę dla zawodników odgrywają sponsorzy?
– W każdym sporcie zawodowym sponsorzy są bardzo ważni. Golf pod tym względem się nie wyróżnia. Jako zawodnicy mamy duże koszty, o których zazwyczaj się nie mówi. Sami opłacamy trenerów, wyjazdy, hotele. Ja od początku mojej kariery współpracuje z różnymi firmami i miałem szczęście do sponsorów. Jestem im bardzo wdzięczny. Dzięki temu mam wolną głowę i mogę skupić się na grze i treningach.
– Jak wygląda współpraca z firmami z branży golfowej?
– Z firmą PING mam kontrakt na sprzęt, bo gram ich kijami, mam torbę, a także jestem ubrany w ich odzież niemal od stóp do głów. Dostarczają mi wszystko, co jest mi tylko potrzebne. Mam też kontrakt na piłki z firmą Titleist oraz na buty i rękawiczki z marką FootJoy. To naprawdę duża pomoc, ale większość graczy ma takie kontrakty.
– A czy Twój sprzęt różni się czymś od tego, który mają do dyspozycji amatorzy w golfowych sklepach?
– Wszystkie kije są zrobione specjalnie dla mnie. Nie ma drugich takich. Raz w roku latam do centrum firmy PING w Phoenix, gdzie jestem dokładnie mierzony i mam dopasowywany sprzęt do siebie. Gdy wychodzi nowy model, to zawodowi gracze mają do niego pierwszeństwo. Często też pełnimy rolę testerów rozwiązań, które za jakiś czas trafią na sklepowe półki. Co więcej, wszystkie firmy sprzętowe bardzo dbają o graczy. Na każdy turniej wysyłają ciężarówki, w których znajdują się warsztaty. W razie potrzeby oferują pomoc ze sprzętem, pełen serwis – są w stanie skrócić lub wydłużyć kije, wymienić grip. Zrobią dosłownie wszystko, czego potrzebujemy.
– A czy pozyskiwanie sponsorów spoza świata golfowego jest dużym wyzwaniem?
– Mam kilku partnerów z naszego kraju, którzy nie produkują sprzętu golfowego. Współpracuję m.in. z LESS, czyli aplikacją, która pomaga w sprzedaży niepotrzebnych nam już ubrań. To bardzo ciekawa inicjatywa, która pomaga wprowadzić rzeczy w obieg, możemy się nimi wymieniać, a jednocześnie dbamy o środowisko, bo ani tych rzeczy nie wyrzucamy, ani nie kupujemy kolejnych. W golfie natura i środowisko też są ważne, więc pasuje pod profil LESS. Podoba mi się też to, że taka firma dba o to, by zainteresować golfem np. swoich pracowników i popularyzuje ten sport. W gronie moich sponsorów jest też firma TIM z Wrocławia, która zajmuje się sprzedażą narzędzi. Mam dobry kontakt z prezesem, gramy razem w golfa, w sumie od tego zaczęła się nasza współpraca.
– Czym różni się pozyskiwanie sponsorów z Polski od tych zagranicznych?
– Sponsorzy międzynarodowi patrzą głównie na wyniki golfisty i oceniają potencjał czy dana osoba będzie często pokazywana w transmisjach telewizyjnych. Ostatnie wyniki zdecydowanie poprawiły moje notowania i pozycję, dzięki temu w marcu w Dubaju pozyskałem kolejnego partnera. Lepsza gra otwiera więcej drzwi i powoduje większe zainteresowanie marek.
– Od początku zawodowej kariery współpracujesz z agencją menedżerską Hambric Sports. Jaką rolę pełni ona w Twoim zespole?
– W golfie grupy menedżerskie szukają golfistów z potencjałem i znajdują dla nich sponsorów. U mnie odegrali ważną rolę na początku kariery zawodowej. Gdy zdecydowałem się zostać zawodowym golfistą, nie miałem żadnego statusu w ani jednej golfowej lidze. Hambric Sports zapewniło mi siedem dzikich kart na turnieje Challenge Tour. I od tego wszystko się zaczęło. Nasza współpraca trwa od tamtej pory i w czasie pandemii są bardzo pomocni. Pomagają załatwiać wiele spraw, mają orientację w zmieniającej się rzeczywistości, ułatwiają podróże, załatwiają hotele czy samoloty.
– To chyba spore odciążenie dla Ciebie.
– Szczerze mówiąc, gdybym musiał się tym zajmować sam, to byłyby z tym same problemy. Zwłaszcza teraz w trakcie pandemii, gdzie przepisy zmieniają się tak szybko i niespodziewanie. A przecież podróżuję po wielu krajach. Dzięki nim nie muszę się tym zajmować. Mogę się w stu procentach skupić na treningach i grze w golfa.
– A czy w związku z tym, że jesteś graczem European Tour masz jakieś przywileje?
– Mamy do swojej dyspozycji centrum treningowe w Dubaju. Mamy tam wszystko zapewnione i możemy z niego korzystać kiedy i ile chcemy. Oczywiście, musimy uprzedzić, że przyjeżdżamy. Ale centrum jest wyposażone kompletnie – jest tam driving range, miejsce do treningu krótkiej gry, pełnowymiarowe pole golfowe, kompleksowo wyposażona siłownia. Możemy się tam czuć bardzo swobodnie. Wszystko zostało bardzo dobrze pomyślane. To miejsce stało się moją zimową bazą, a korzysta z niego większość zawodników European Tour. Dzięki temu możemy grać mecze pomiędzy sobą, co jest jedną z lepszych form treningu przed sezonem. Poza tym, to pozwala zorientować się, kto w danym momencie w jakiej jest formie. Bardzo lubię to miejsce i będę tam jeździł co roku.
– Co jest w zawodowym golfie takiego, co Cię zaskoczyło, ale o tym się otwarcie nie mówi czy nie widać w telewizji?
– Zaskoczyło mnie to, że każdy zawodnik jest inny, ma inną rutynę, każdy robi podczas treningu coś innego, a wyniki na turnieju są potem porównywalne. Fajne w golfie jest to, że nie ma jednej reguły, zamachu, podejścia do tego sportu. Każdy idzie swoją własną drogą i podstawą jest wiara w swój sukces, to potem daje efekty.
– Zanim zostałeś zawodowcem grałeś w wielu turniejach amatorskich. Jak wspominasz Silesia Business & Life Golf Cup?
Zagrałem dwa razy na zaproszenie Klaudiusza Sevkovicia. Mam same dobre wspomnienia, bo to był bardzo dobrze zorganizowany turniej i w sumie jeden z pierwszych w jakim grałem. Teraz obserwuję jak się rozwija, cykl jest coraz większy. Bardzo się z tego cieszę, bo golfiści amatorzy potrzebują tak dobrych warunków do rywalizacji. Gdy jestem w Polsce, to staram się znaleźć czas na spotkanie z organizatorami czy wizytę przy okazji turnieju.
– Jako amator szybko poczułeś, że jesteś najlepszy w kraju?
– Jako 14-latek dostałem pierwsze powołanie do kadry juniorów. Było nas 10 czy 15, a większość chłopaków grała lepiej ode mnie, ale z częścią z nich udało mi się wygrać. Swój pierwszy juniorski turniej wygrałem jako 16-latek, potem zostałem mistrzem Polski juniorów. Wiedziałem, że jestem jednym z lepszych w Polsce, gdy zaczęły się międzynarodowe wyjazdy i turnieje. Gdy zacząłem wygrywać mistrzostwa Polski mężczyzn, wiedziałem, że jestem wśród dwóch, trzech najlepszych.
– Wtedy czułeś już, że będziesz zawodowym golfistą?
– Decyzję podjąłem później. Po maturze wyjechałem z Polski na golfowe stypendium na uczelni East Tennessee State University. Przez cztery lata uczyłem się, trenowałem i grałem. Dzięki temu mój poziom gry bardzo się poprawił i w wieku około 20–21 lat postanowiłem, że chcę być profesjonalnym golfistą i tak zaplanuję karierę po skończeniu szkoły.
– Wyjazd do USA na stypendium golfowe to już poważna deklaracja. Plan na zawodowstwo nie pojawił się wcześniej?
– Wyjeżdżając do USA miałem z tyłu głowy, że zwiążę swoje życie z golfem. Ale nie wiedziałem czego spodziewać się po wyjeździe do Stanów. Stawiałem sobie małe cele, chciałem krok po kroku poprawiać swoją grę i iść naprzód. Wyjazd do USA był decydujący o tym, że zostanę zawodowym golfistą.
– A marzyłeś już wtedy o starcie na igrzyskach? Bo zagrasz w Tokio.
– Jestem wielkim fanem sportu i igrzysk, obejrzałem relacje z wszystkich, które odbyły się odkąd pamiętam. Dla mnie to jest bardzo duże wydarzenie. To jedno z moich marzeń, żeby reprezentować Polskę na igrzyskach olimpijskich. Traktuję grę w olimpijskim turnieju priorytetowo. Chciałbym walczyć o medale.
– Odważna deklaracja.
– Tak, ale jakbym nie celował w medal, to wyjazd na igrzyska nie miałby sensu. Zawsze jak startuję w turnieju, to celem jest wygrana. Inaczej to nie ma sensu. W igrzyskach zagra 60 zawodników, czyli o połowę mniej niż w European Tour, więc szanse na wygraną są duże. Taki jest mój cel i na tym się będę skupiał. A po czterech dniach zobaczymy co z tego wyjdzie.
– Igrzyska to najważniejszy cel na 2021?
– Wielu golfistów mówi, że nie jest to najważniejszy start. Ale dla mnie jest on istotny. Nie powiedziałbym, że najważniejszy. Na pewno jest ważny, ale nie mogę zapominać o moim całym sezonie w European Tour, który jest istotny. Chcę się wspinać w rankingu światowym. Dobra gra tydzień po tygodniu sprawi, że będę wysoko w European Tour i będę mógł się skupić na igrzyskach.
– W European Tour z powodzeniem rywalizujesz w większym gronie czołowych graczy. Jak wiele brakuje do tego, by dołączyć do ścisłej elity?
– Tak naprawdę to niewiele. Ale ogromną rolę odgrywa doświadczenie, więc z turnieju na turniej czuję się coraz pewniej w turniejach wyższej rangi. Niektóre aspekty gry są do poprawy i wierzę, że coraz częściej będę w stanie rywalizować o zwycięstwa.
– Co wymaga doszlifowania w Twoim golfie?
– Krótka gra, czyli techniczne, dokładne strzały, które mają za zadanie uratować wynik, gdy coś nie idzie za dobrze. Jeśli się ma dobrą krótką grę, to wtedy można uratować wynik i o to w tym chodzi. Cały czas nad tym elementem pracuję, widzę poprawę, mam dobrze ułożony plan, myślę, że z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej.
– A które elementy gry masz już na wysokim poziomie?
– To na pewno tee shoty, czyli rozpoczęcie dołka długim strzałem. Ze względu na mój wzrost, mam duży zasięg ramion, co pomaga mi uderzać dalej niż niżsi gracze. W ostatnich latach poprawiłem też wykończenie dołka, czyli puttowanie. Dużo nad tym pracowałem i cały czas pracuję, a jeszcze cztery czy pięć lat temu była to moja słabsza strona. Teraz czuję się z tym elementem gry dość pewnie i jestem zadowolony z tego, jak puttuję.
– Patrząc na Twoją sylwetkę można odnieść wrażenie, że trenujesz nie tylko na polu golfowym.
– Obecnie golfista to atleta. Jeśli chce się liczyć na świecie, to musi być w pełni zaangażowany i psychicznie, i fizycznie. Każdy dużo czasu spędza na pracy nad własnym ciałem. Jeśli nie gram turnieju, to jestem nawet sześć razy w tygodniu na siłowni. Oprócz tego, mam też treningi golfowe po około pięć, sześć godzin dziennie, a także pracuję z psychologiem, co w golfie jest szczególnie ważne, bo to sport, w którym tak naprawdę wszystko rozgrywa się w głowie. Rozgrywka golfowa trwa jednego dnia nawet cztery, pięć godzin, podczas których mamy mnóstwo czasu na różne myśli, z którymi trzeba sobie poradzić i zająć głowę czymś innym.
- W trakcie sezonu pomiędzy wyjazdami masz czas na taki intensywny program treningowy?
– W sezonie trudno pracować nad techniką czy nad poprawą jakiegoś elementu gry. Na to jest czas zimą, poza sezonem, podczas dłuższej przerwy. Gdy sezon jest w pełni i jeździmy z zawodów na zawody, możemy tylko ulepszać detale, a i to zależy od sytuacji. Bo jak się gra co tydzień, to tego czasu nie ma zbyt wiele, zabierają go przygotowania do kolejnej imprezy i wiele nie jesteśmy w stanie zrobić. W sezonie skupiamy się na samej grze i żeby jak najlepiej wykonać swoją pracę na polu.
– A jak wymagające psychicznie jest to, że po dwóch dniach może okazać się, że nic nie zarobisz? Czuć z tego powodu jakąś presję?
– Na pewno, nikt nie chce o tym myśleć, ale po dwóch dniach jest cut, czyli odcięcie połowy stawki. Awans do górnej połówki jest zawsze planem minimum całej stawki golfistów, wszyscy mają tego świadomość. Kluczem jest zagranie najlepiej się potrafi, a wynik przyjdzie.
– Polska potrzebuje sukcesu, żeby zakochać się w golfie?
– Zawsze tak było, że sukcesy zwiększają zainteresowanie. Na pewno moje wyniki w European Tour sprawiły, że tego szumu wokół golfa zrobiło się więcej, pojawiło się medialne zainteresowanie, ale takich sukcesów potrzeba oczywiście więcej. Taki mam plan, żeby było ich jak najwięcej. One dają niesamowicie wiele, tak było z innymi gwiazdami polskiego sportu, takimi jak Adam Małysz, Robert Kubica czy Justyna Kowalczyk. Mam nadzieję, że przyczynię się do popularyzacji golfa.
– Dużo dzieli pod względem popularności golf w Polsce od tego zagranicznego?
– Wszystko zależy od tego w jakim jesteś kraju. W państwach takich jak Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Hiszpania czy Portugalia, a w szczególności USA, golf ma bardzo mocną pozycję, wiele osób się nim interesuje. Pod tym względem nie ma co się porównywać. Co ciekawe, nawet w Czechach golf ma większe zainteresowanie niż u nas.
– A na przestrzeni Twojej kariery coś się w Polsce zmienia?
– Na pewno coraz więcej ludzi zaczyna grać, powstają nowe ośrodki do gry i treningów. Co więcej, mamy polskojęzyczny kanał telewizyjny, w którym można oglądać golfa na żywo. Widzę, że moje wyniki zaczęły być dostrzegane także poza środowiskiem golfowym. Na pewno te sukcesy pomogą w popularyzacji dyscypliny wśród juniorów, bo jest tych młodych adeptów coraz więcej. Może nie jesteśmy jeszcze na takim poziomie, jakby wszyscy marzyli, ale idzie to w dobrym kierunku.
Adrian MERONK
Małymi krokami po sukcesy
Fajne w golfie jest to, że nie ma jednej reguły, zamachu, podejścia do tego sportu. Każdy idzie swoją własną drogą i podstawą jest wiara w swój sukces, to potem daje efekty
– mówi Adrian Meronk, najlepszy polski golfista.
– Jak definiujesz sukces w golfie?
– Każdy ma inny cel w swojej karierze. Dla jednych to są dobre starty, dobre rundy czy dobre dołki. Wygrane turnieje i ich ranga to kolejny wymiar. To wszystko zależy od zawodnika.
– A Ty możesz powiedzieć, że odniosłeś już jakieś sukcesy w dotychczasowej karierze?
– W golfie zawodowym jednym z moich największych sukcesów był awans do European Tour. To było zwieńczenie całorocznej pracy, taki był mój cel i zarazem największy sukces do tej pory. Ale to nie jedyna rzecz, z której jestem dumny. Wygrany turniej rangi Challenge Tour czy drugie miejsce w European Tour w grudniu w RPA podczas Alfred Dun-hill Championship – to kolejne moje sukcesy, podobnie jak wyniki w najlepszej dziesiątce. Mam powody do zadowolenia z wielu mniejszych rzeczy, ale to wszystko razem motywuje i powoduje, że chce się grać dalej i osiągać kolejne cele.
– Wśród swoich sukcesów wymieniłeś drugie miejsce w RPA. Wiele osób uważa, że drugi to pierwszy przegrany. Ty tak nie myślisz?
– W zawodowym golfie bardzo trudno wygrywa się turnieje, dlatego zawodnicy cieszą się z wysokich lokat. U nas jest trochę inaczej niż w skokach narciarskich czy biegach, gdzie drugie miejsce najczęściej odbiera się jako porażkę. W golfie drugie miejsce daje do zrozumienia, że jest się naprawdę blisko wygranej, gra się dobrego golfa. Różnice są naprawdę niewielkie. Jak myślę o turnieju w RPA po kilku miesiącach to traktuję go jako sukces. Do tej pory to moje najlepsze miejsce w European Tour w karierze, więc trudno nie nazwać go sukcesem. Oczywiście, po turnieju czułem niedosyt. W końcu prowadziłem przez trzy dni.
– A swoją karierę określiłbyś jako pasmo sukcesów?
– W zawodowej karierze stawiam małe kroki do przodu, z roku na rok się poprawiam, osiągam kolejne sukcesy. Ale jako sportowiec nie tylko tym żyję. Po drodze jest wiele porażek i trudnych momentów, a to one budują człowieka czy zawodnika. To są solidne fundamenty dla całej kariery.
– W zawodowym sporcie miarą sukcesu są pieniądze. Nagrody w golfie są jawne, ale to nie jedyne źródło dochodu. Jak dużą rolę dla zawodników odgrywają sponsorzy?
– W każdym sporcie zawodowym sponsorzy są bardzo ważni. Golf pod tym względem się nie wyróżnia. Jako zawodnicy mamy duże koszty, o których zazwyczaj się nie mówi. Sami opłacamy trenerów, wyjazdy, hotele. Ja od początku mojej kariery współpracuje z różnymi firmami i miałem szczęście do sponsorów. Jestem im bardzo wdzięczny. Dzięki temu mam wolną głowę i mogę skupić się na grze i treningach.
– Jak wygląda współpraca z firmami z branży golfowej?
– Z firmą PING mam kontrakt na sprzęt, bo gram ich kijami, mam torbę, a także jestem ubrany w ich odzież niemal od stóp do głów. Dostarczają mi wszystko, co jest mi tylko potrzebne. Mam też kontrakt na piłki z firmą Titleist oraz na buty i rękawiczki z marką FootJoy. To naprawdę duża pomoc, ale większość graczy ma takie kontrakty.
– A czy Twój sprzęt różni się czymś od tego, który mają do dyspozycji amatorzy w golfowych sklepach?
– Wszystkie kije są zrobione specjalnie dla mnie. Nie ma drugich takich. Raz w roku latam do centrum firmy PING w Phoenix, gdzie jestem dokładnie mierzony i mam dopasowywany sprzęt do siebie. Gdy wychodzi nowy model, to zawodowi gracze mają do niego pierwszeństwo. Często też pełnimy rolę testerów rozwiązań, które za jakiś czas trafią na sklepowe półki. Co więcej, wszystkie firmy sprzętowe bardzo dbają o graczy. Na każdy turniej wysyłają ciężarówki, w których znajdują się warsztaty. W razie potrzeby oferują pomoc ze sprzętem, pełen serwis – są w stanie skrócić lub wydłużyć kije, wymienić grip. Zrobią dosłownie wszystko, czego potrzebujemy.
– A czy pozyskiwanie sponsorów spoza świata golfowego jest dużym wyzwaniem?
– Mam kilku partnerów z naszego kraju, którzy nie produkują sprzętu golfowego. Współpracuję m.in. z LESS, czyli aplikacją, która pomaga w sprzedaży niepotrzebnych nam już ubrań. To bardzo ciekawa inicjatywa, która pomaga wprowadzić rzeczy w obieg, możemy się nimi wymieniać, a jednocześnie dbamy o środowisko, bo ani tych rzeczy nie wyrzucamy, ani nie kupujemy kolejnych. W golfie natura i środowisko też są ważne, więc pasuje pod profil LESS. Podoba mi się też to, że taka firma dba o to, by zainteresować golfem np. swoich pracowników i popularyzuje ten sport. W gronie moich sponsorów jest też firma TIM z Wrocławia, która zajmuje się sprzedażą narzędzi. Mam dobry kontakt z prezesem, gramy razem w golfa, w sumie od tego zaczęła się nasza współpraca.
– Czym różni się pozyskiwanie sponsorów z Polski od tych zagranicznych?
– Sponsorzy międzynarodowi patrzą głównie na wyniki golfisty i oceniają potencjał czy dana osoba będzie często pokazywana w transmisjach telewizyjnych. Ostatnie wyniki zdecydowanie poprawiły moje notowania i pozycję, dzięki temu w marcu w Dubaju pozyskałem kolejnego partnera. Lepsza gra otwiera więcej drzwi i powoduje większe zainteresowanie marek.
– Od początku zawodowej kariery współpracujesz z agencją menedżerską Hambric Sports. Jaką rolę pełni ona w Twoim zespole?
– W golfie grupy menedżerskie szukają golfistów z potencjałem i znajdują dla nich sponsorów. U mnie odegrali ważną rolę na początku kariery zawodowej. Gdy zdecydowałem się zostać zawodowym golfistą, nie miałem żadnego statusu w ani jednej golfowej lidze. Hambric Sports zapewniło mi siedem dzikich kart na turnieje Challenge Tour. I od tego wszystko się zaczęło. Nasza współpraca trwa od tamtej pory i w czasie pandemii są bardzo pomocni. Pomagają załatwiać wiele spraw, mają orientację w zmieniającej się rzeczywistości, ułatwiają podróże, załatwiają hotele czy samoloty.
– To chyba spore odciążenie dla Ciebie.
– Szczerze mówiąc, gdybym musiał się tym zajmować sam, to byłyby z tym same problemy. Zwłaszcza teraz w trakcie pandemii, gdzie przepisy zmieniają się tak szybko i niespodziewanie. A przecież podróżuję po wielu krajach. Dzięki nim nie muszę się tym zajmować. Mogę się w stu procentach skupić na treningach i grze w golfa.
– A czy w związku z tym, że jesteś graczem European Tour masz jakieś przywileje?
– Mamy do swojej dyspozycji centrum treningowe w Dubaju. Mamy tam wszystko zapewnione i możemy z niego korzystać kiedy i ile chcemy. Oczywiście, musimy uprzedzić, że przyjeżdżamy. Ale centrum jest wyposażone kompletnie – jest tam driving range, miejsce do treningu krótkiej gry, pełnowymiarowe pole golfowe, kompleksowo wyposażona siłownia. Możemy się tam czuć bardzo swobodnie. Wszystko zostało bardzo dobrze pomyślane. To miejsce stało się moją zimową bazą, a korzysta z niego większość zawodników European Tour. Dzięki temu możemy grać mecze pomiędzy sobą, co jest jedną z lepszych form treningu przed sezonem. Poza tym, to pozwala zorientować się, kto w danym momencie w jakiej jest formie. Bardzo lubię to miejsce i będę tam jeździł co roku.
– Co jest w zawodowym golfie takiego, co Cię zaskoczyło, ale o tym się otwarcie nie mówi czy nie widać w telewizji?
– Zaskoczyło mnie to, że każdy zawodnik jest inny, ma inną rutynę, każdy robi podczas treningu coś innego, a wyniki na turnieju są potem porównywalne. Fajne w golfie jest to, że nie ma jednej reguły, zamachu, podejścia do tego sportu. Każdy idzie swoją własną drogą i podstawą jest wiara w swój sukces, to potem daje efekty.
– Zanim zostałeś zawodowcem grałeś w wielu turniejach amatorskich. Jak wspominasz Silesia Business & Life Golf Cup?
Zagrałem dwa razy na zaproszenie Klaudiusza Sevkovicia. Mam same dobre wspomnienia, bo to był bardzo dobrze zorganizowany turniej i w sumie jeden z pierwszych w jakim grałem. Teraz obserwuję jak się rozwija, cykl jest coraz większy. Bardzo się z tego cieszę, bo golfiści amatorzy potrzebują tak dobrych warunków do rywalizacji. Gdy jestem w Polsce, to staram się znaleźć czas na spotkanie z organizatorami czy wizytę przy okazji turnieju.
– Jako amator szybko poczułeś, że jesteś najlepszy w kraju?
– Jako 14-latek dostałem pierwsze powołanie do kadry juniorów. Było nas 10 czy 15, a większość chłopaków grała lepiej ode mnie, ale z częścią z nich udało mi się wygrać. Swój pierwszy juniorski turniej wygrałem jako 16-latek, potem zostałem mistrzem Polski juniorów. Wiedziałem, że jestem jednym z lepszych w Polsce, gdy zaczęły się międzynarodowe wyjazdy i turnieje. Gdy zacząłem wygrywać mistrzostwa Polski mężczyzn, wiedziałem, że jestem wśród dwóch, trzech najlepszych.
– Wtedy czułeś już, że będziesz zawodowym golfistą?
– Decyzję podjąłem później. Po maturze wyjechałem z Polski na golfowe stypendium na uczelni East Tennessee State University. Przez cztery lata uczyłem się, trenowałem i grałem. Dzięki temu mój poziom gry bardzo się poprawił i w wieku około 20–21 lat postanowiłem, że chcę być profesjonalnym golfistą i tak zaplanuję karierę po skończeniu szkoły.
– Wyjazd do USA na stypendium golfowe to już poważna deklaracja. Plan na zawodowstwo nie pojawił się wcześniej?
– Wyjeżdżając do USA miałem z tyłu głowy, że zwiążę swoje życie z golfem. Ale nie wiedziałem czego spodziewać się po wyjeździe do Stanów. Stawiałem sobie małe cele, chciałem krok po kroku poprawiać swoją grę i iść naprzód. Wyjazd do USA był decydujący o tym, że zostanę zawodowym golfistą.
– A marzyłeś już wtedy o starcie na igrzyskach? Bo zagrasz w Tokio.
– Jestem wielkim fanem sportu i igrzysk, obejrzałem relacje z wszystkich, które odbyły się odkąd pamiętam. Dla mnie to jest bardzo duże wydarzenie. To jedno z moich marzeń, żeby reprezentować Polskę na igrzyskach olimpijskich. Traktuję grę w olimpijskim turnieju priorytetowo. Chciałbym walczyć o medale.
– Odważna deklaracja.
– Tak, ale jakbym nie celował w medal, to wyjazd na igrzyska nie miałby sensu. Zawsze jak startuję w turnieju, to celem jest wygrana. Inaczej to nie ma sensu. W igrzyskach zagra 60 zawodników, czyli o połowę mniej niż w European Tour, więc szanse na wygraną są duże. Taki jest mój cel i na tym się będę skupiał. A po czterech dniach zobaczymy co z tego wyjdzie.
– Igrzyska to najważniejszy cel na 2021?
– Wielu golfistów mówi, że nie jest to najważniejszy start. Ale dla mnie jest on istotny. Nie powiedziałbym, że najważniejszy. Na pewno jest ważny, ale nie mogę zapominać o moim całym sezonie w European Tour, który jest istotny. Chcę się wspinać w rankingu światowym. Dobra gra tydzień po tygodniu sprawi, że będę wysoko w European Tour i będę mógł się skupić na igrzyskach.
– W European Tour z powodzeniem rywalizujesz w większym gronie czołowych graczy. Jak wiele brakuje do tego, by dołączyć do ścisłej elity?
– Tak naprawdę to niewiele. Ale ogromną rolę odgrywa doświadczenie, więc z turnieju na turniej czuję się coraz pewniej w turniejach wyższej rangi. Niektóre aspekty gry są do poprawy i wierzę, że coraz częściej będę w stanie rywalizować o zwycięstwa.
– Co wymaga doszlifowania w Twoim golfie?
– Krótka gra, czyli techniczne, dokładne strzały, które mają za zadanie uratować wynik, gdy coś nie idzie za dobrze. Jeśli się ma dobrą krótką grę, to wtedy można uratować wynik i o to w tym chodzi. Cały czas nad tym elementem pracuję, widzę poprawę, mam dobrze ułożony plan, myślę, że z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej.
– A które elementy gry masz już na wysokim poziomie?
– To na pewno tee shoty, czyli rozpoczęcie dołka długim strzałem. Ze względu na mój wzrost, mam duży zasięg ramion, co pomaga mi uderzać dalej niż niżsi gracze. W ostatnich latach poprawiłem też wykończenie dołka, czyli puttowanie. Dużo nad tym pracowałem i cały czas pracuję, a jeszcze cztery czy pięć lat temu była to moja słabsza strona. Teraz czuję się z tym elementem gry dość pewnie i jestem zadowolony z tego, jak puttuję.
– Patrząc na Twoją sylwetkę można odnieść wrażenie, że trenujesz nie tylko na polu golfowym.
– Obecnie golfista to atleta. Jeśli chce się liczyć na świecie, to musi być w pełni zaangażowany i psychicznie, i fizycznie. Każdy dużo czasu spędza na pracy nad własnym ciałem. Jeśli nie gram turnieju, to jestem nawet sześć razy w tygodniu na siłowni. Oprócz tego, mam też treningi golfowe po około pięć, sześć godzin dziennie, a także pracuję z psychologiem, co w golfie jest szczególnie ważne, bo to sport, w którym tak naprawdę wszystko rozgrywa się w głowie. Rozgrywka golfowa trwa jednego dnia nawet cztery, pięć godzin, podczas których mamy mnóstwo czasu na różne myśli, z którymi trzeba sobie poradzić i zająć głowę czymś innym.
- W trakcie sezonu pomiędzy wyjazdami masz czas na taki intensywny program treningowy?
– W sezonie trudno pracować nad techniką czy nad poprawą jakiegoś elementu gry. Na to jest czas zimą, poza sezonem, podczas dłuższej przerwy. Gdy sezon jest w pełni i jeździmy z zawodów na zawody, możemy tylko ulepszać detale, a i to zależy od sytuacji. Bo jak się gra co tydzień, to tego czasu nie ma zbyt wiele, zabierają go przygotowania do kolejnej imprezy i wiele nie jesteśmy w stanie zrobić. W sezonie skupiamy się na samej grze i żeby jak najlepiej wykonać swoją pracę na polu.
– A jak wymagające psychicznie jest to, że po dwóch dniach może okazać się, że nic nie zarobisz? Czuć z tego powodu jakąś presję?
– Na pewno, nikt nie chce o tym myśleć, ale po dwóch dniach jest cut, czyli odcięcie połowy stawki. Awans do górnej połówki jest zawsze planem minimum całej stawki golfistów, wszyscy mają tego świadomość. Kluczem jest zagranie najlepiej się potrafi, a wynik przyjdzie.
– Polska potrzebuje sukcesu, żeby zakochać się w golfie?
– Zawsze tak było, że sukcesy zwiększają zainteresowanie. Na pewno moje wyniki w European Tour sprawiły, że tego szumu wokół golfa zrobiło się więcej, pojawiło się medialne zainteresowanie, ale takich sukcesów potrzeba oczywiście więcej. Taki mam plan, żeby było ich jak najwięcej. One dają niesamowicie wiele, tak było z innymi gwiazdami polskiego sportu, takimi jak Adam Małysz, Robert Kubica czy Justyna Kowalczyk. Mam nadzieję, że przyczynię się do popularyzacji golfa.
– Dużo dzieli pod względem popularności golf w Polsce od tego zagranicznego?
– Wszystko zależy od tego w jakim jesteś kraju. W państwach takich jak Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Hiszpania czy Portugalia, a w szczególności USA, golf ma bardzo mocną pozycję, wiele osób się nim interesuje. Pod tym względem nie ma co się porównywać. Co ciekawe, nawet w Czechach golf ma większe zainteresowanie niż u nas.
– A na przestrzeni Twojej kariery coś się w Polsce zmienia?
– Na pewno coraz więcej ludzi zaczyna grać, powstają nowe ośrodki do gry i treningów. Co więcej, mamy polskojęzyczny kanał telewizyjny, w którym można oglądać golfa na żywo. Widzę, że moje wyniki zaczęły być dostrzegane także poza środowiskiem golfowym. Na pewno te sukcesy pomogą w popularyzacji dyscypliny wśród juniorów, bo jest tych młodych adeptów coraz więcej. Może nie jesteśmy jeszcze na takim poziomie, jakby wszyscy marzyli, ale idzie to w dobrym kierunku.
Adrian MERONK
Małymi krokami po sukcesy
Fajne w golfie jest to, że nie ma jednej reguły, zamachu, podejścia do tego sportu. Każdy idzie swoją własną drogą i podstawą jest wiara w swój sukces, to potem daje efekty
– mówi Adrian Meronk, najlepszy polski golfista.
– Jak definiujesz sukces w golfie?
– Każdy ma inny cel w swojej karierze. Dla jednych to są dobre starty, dobre rundy czy dobre dołki. Wygrane turnieje i ich ranga to kolejny wymiar. To wszystko zależy od zawodnika.
– A Ty możesz powiedzieć, że odniosłeś już jakieś sukcesy w dotychczasowej karierze?
– W golfie zawodowym jednym z moich największych sukcesów był awans do European Tour. To było zwieńczenie całorocznej pracy, taki był mój cel i zarazem największy sukces do tej pory. Ale to nie jedyna rzecz, z której jestem dumny. Wygrany turniej rangi Challenge Tour czy drugie miejsce w European Tour w grudniu w RPA podczas Alfred Dun-hill Championship – to kolejne moje sukcesy, podobnie jak wyniki w najlepszej dziesiątce. Mam powody do zadowolenia z wielu mniejszych rzeczy, ale to wszystko razem motywuje i powoduje, że chce się grać dalej i osiągać kolejne cele.
– Wśród swoich sukcesów wymieniłeś drugie miejsce w RPA. Wiele osób uważa, że drugi to pierwszy przegrany. Ty tak nie myślisz?
– W zawodowym golfie bardzo trudno wygrywa się turnieje, dlatego zawodnicy cieszą się z wysokich lokat. U nas jest trochę inaczej niż w skokach narciarskich czy biegach, gdzie drugie miejsce najczęściej odbiera się jako porażkę. W golfie drugie miejsce daje do zrozumienia, że jest się naprawdę blisko wygranej, gra się dobrego golfa. Różnice są naprawdę niewielkie. Jak myślę o turnieju w RPA po kilku miesiącach to traktuję go jako sukces. Do tej pory to moje najlepsze miejsce w European Tour w karierze, więc trudno nie nazwać go sukcesem. Oczywiście, po turnieju czułem niedosyt. W końcu prowadziłem przez trzy dni.
– A swoją karierę określiłbyś jako pasmo sukcesów?
– W zawodowej karierze stawiam małe kroki do przodu, z roku na rok się poprawiam, osiągam kolejne sukcesy. Ale jako sportowiec nie tylko tym żyję. Po drodze jest wiele porażek i trudnych momentów, a to one budują człowieka czy zawodnika. To są solidne fundamenty dla całej kariery.
– W zawodowym sporcie miarą sukcesu są pieniądze. Nagrody w golfie są jawne, ale to nie jedyne źródło dochodu. Jak dużą rolę dla zawodników odgrywają sponsorzy?
– W każdym sporcie zawodowym sponsorzy są bardzo ważni. Golf pod tym względem się nie wyróżnia. Jako zawodnicy mamy duże koszty, o których zazwyczaj się nie mówi. Sami opłacamy trenerów, wyjazdy, hotele. Ja od początku mojej kariery współpracuje z różnymi firmami i miałem szczęście do sponsorów. Jestem im bardzo wdzięczny. Dzięki temu mam wolną głowę i mogę skupić się na grze i treningach.
– Jak wygląda współpraca z firmami z branży golfowej?
– Z firmą PING mam kontrakt na sprzęt, bo gram ich kijami, mam torbę, a także jestem ubrany w ich odzież niemal od stóp do głów. Dostarczają mi wszystko, co jest mi tylko potrzebne. Mam też kontrakt na piłki z firmą Titleist oraz na buty i rękawiczki z marką FootJoy. To naprawdę duża pomoc, ale większość graczy ma takie kontrakty.
– A czy Twój sprzęt różni się czymś od tego, który mają do dyspozycji amatorzy w golfowych sklepach?
– Wszystkie kije są zrobione specjalnie dla mnie. Nie ma drugich takich. Raz w roku latam do centrum firmy PING w Phoenix, gdzie jestem dokładnie mierzony i mam dopasowywany sprzęt do siebie. Gdy wychodzi nowy model, to zawodowi gracze mają do niego pierwszeństwo. Często też pełnimy rolę testerów rozwiązań, które za jakiś czas trafią na sklepowe półki. Co więcej, wszystkie firmy sprzętowe bardzo dbają o graczy. Na każdy turniej wysyłają ciężarówki, w których znajdują się warsztaty. W razie potrzeby oferują pomoc ze sprzętem, pełen serwis – są w stanie skrócić lub wydłużyć kije, wymienić grip. Zrobią dosłownie wszystko, czego potrzebujemy.
– A czy pozyskiwanie sponsorów spoza świata golfowego jest dużym wyzwaniem?
– Mam kilku partnerów z naszego kraju, którzy nie produkują sprzętu golfowego. Współpracuję m.in. z LESS, czyli aplikacją, która pomaga w sprzedaży niepotrzebnych nam już ubrań. To bardzo ciekawa inicjatywa, która pomaga wprowadzić rzeczy w obieg, możemy się nimi wymieniać, a jednocześnie dbamy o środowisko, bo ani tych rzeczy nie wyrzucamy, ani nie kupujemy kolejnych. W golfie natura i środowisko też są ważne, więc pasuje pod profil LESS. Podoba mi się też to, że taka firma dba o to, by zainteresować golfem np. swoich pracowników i popularyzuje ten sport. W gronie moich sponsorów jest też firma TIM z Wrocławia, która zajmuje się sprzedażą narzędzi. Mam dobry kontakt z prezesem, gramy razem w golfa, w sumie od tego zaczęła się nasza współpraca.
– Czym różni się pozyskiwanie sponsorów z Polski od tych zagranicznych?
– Sponsorzy międzynarodowi patrzą głównie na wyniki golfisty i oceniają potencjał czy dana osoba będzie często pokazywana w transmisjach telewizyjnych. Ostatnie wyniki zdecydowanie poprawiły moje notowania i pozycję, dzięki temu w marcu w Dubaju pozyskałem kolejnego partnera. Lepsza gra otwiera więcej drzwi i powoduje większe zainteresowanie marek.
– Od początku zawodowej kariery współpracujesz z agencją menedżerską Hambric Sports. Jaką rolę pełni ona w Twoim zespole?
– W golfie grupy menedżerskie szukają golfistów z potencjałem i znajdują dla nich sponsorów. U mnie odegrali ważną rolę na początku kariery zawodowej. Gdy zdecydowałem się zostać zawodowym golfistą, nie miałem żadnego statusu w ani jednej golfowej lidze. Hambric Sports zapewniło mi siedem dzikich kart na turnieje Challenge Tour. I od tego wszystko się zaczęło. Nasza współpraca trwa od tamtej pory i w czasie pandemii są bardzo pomocni. Pomagają załatwiać wiele spraw, mają orientację w zmieniającej się rzeczywistości, ułatwiają podróże, załatwiają hotele czy samoloty.
– To chyba spore odciążenie dla Ciebie.
– Szczerze mówiąc, gdybym musiał się tym zajmować sam, to byłyby z tym same problemy. Zwłaszcza teraz w trakcie pandemii, gdzie przepisy zmieniają się tak szybko i niespodziewanie. A przecież podróżuję po wielu krajach. Dzięki nim nie muszę się tym zajmować. Mogę się w stu procentach skupić na treningach i grze w golfa.
– A czy w związku z tym, że jesteś graczem European Tour masz jakieś przywileje?
– Mamy do swojej dyspozycji centrum treningowe w Dubaju. Mamy tam wszystko zapewnione i możemy z niego korzystać kiedy i ile chcemy. Oczywiście, musimy uprzedzić, że przyjeżdżamy. Ale centrum jest wyposażone kompletnie – jest tam driving range, miejsce do treningu krótkiej gry, pełnowymiarowe pole golfowe, kompleksowo wyposażona siłownia. Możemy się tam czuć bardzo swobodnie. Wszystko zostało bardzo dobrze pomyślane. To miejsce stało się moją zimową bazą, a korzysta z niego większość zawodników European Tour. Dzięki temu możemy grać mecze pomiędzy sobą, co jest jedną z lepszych form treningu przed sezonem. Poza tym, to pozwala zorientować się, kto w danym momencie w jakiej jest formie. Bardzo lubię to miejsce i będę tam jeździł co roku.
– Co jest w zawodowym golfie takiego, co Cię zaskoczyło, ale o tym się otwarcie nie mówi czy nie widać w telewizji?
– Zaskoczyło mnie to, że każdy zawodnik jest inny, ma inną rutynę, każdy robi podczas treningu coś innego, a wyniki na turnieju są potem porównywalne. Fajne w golfie jest to, że nie ma jednej reguły, zamachu, podejścia do tego sportu. Każdy idzie swoją własną drogą i podstawą jest wiara w swój sukces, to potem daje efekty.
– Zanim zostałeś zawodowcem grałeś w wielu turniejach amatorskich. Jak wspominasz Silesia Business & Life Golf Cup?
Zagrałem dwa razy na zaproszenie Klaudiusza Sevkovicia. Mam same dobre wspomnienia, bo to był bardzo dobrze zorganizowany turniej i w sumie jeden z pierwszych w jakim grałem. Teraz obserwuję jak się rozwija, cykl jest coraz większy. Bardzo się z tego cieszę, bo golfiści amatorzy potrzebują tak dobrych warunków do rywalizacji. Gdy jestem w Polsce, to staram się znaleźć czas na spotkanie z organizatorami czy wizytę przy okazji turnieju.
– Jako amator szybko poczułeś, że jesteś najlepszy w kraju?
– Jako 14-latek dostałem pierwsze powołanie do kadry juniorów. Było nas 10 czy 15, a większość chłopaków grała lepiej ode mnie, ale z częścią z nich udało mi się wygrać. Swój pierwszy juniorski turniej wygrałem jako 16-latek, potem zostałem mistrzem Polski juniorów. Wiedziałem, że jestem jednym z lepszych w Polsce, gdy zaczęły się międzynarodowe wyjazdy i turnieje. Gdy zacząłem wygrywać mistrzostwa Polski mężczyzn, wiedziałem, że jestem wśród dwóch, trzech najlepszych.
– Wtedy czułeś już, że będziesz zawodowym golfistą?
– Decyzję podjąłem później. Po maturze wyjechałem z Polski na golfowe stypendium na uczelni East Tennessee State University. Przez cztery lata uczyłem się, trenowałem i grałem. Dzięki temu mój poziom gry bardzo się poprawił i w wieku około 20–21 lat postanowiłem, że chcę być profesjonalnym golfistą i tak zaplanuję karierę po skończeniu szkoły.
– Wyjazd do USA na stypendium golfowe to już poważna deklaracja. Plan na zawodowstwo nie pojawił się wcześniej?
– Wyjeżdżając do USA miałem z tyłu głowy, że zwiążę swoje życie z golfem. Ale nie wiedziałem czego spodziewać się po wyjeździe do Stanów. Stawiałem sobie małe cele, chciałem krok po kroku poprawiać swoją grę i iść naprzód. Wyjazd do USA był decydujący o tym, że zostanę zawodowym golfistą.
– A marzyłeś już wtedy o starcie na igrzyskach? Bo zagrasz w Tokio.
– Jestem wielkim fanem sportu i igrzysk, obejrzałem relacje z wszystkich, które odbyły się odkąd pamiętam. Dla mnie to jest bardzo duże wydarzenie. To jedno z moich marzeń, żeby reprezentować Polskę na igrzyskach olimpijskich. Traktuję grę w olimpijskim turnieju priorytetowo. Chciałbym walczyć o medale.
– Odważna deklaracja.
– Tak, ale jakbym nie celował w medal, to wyjazd na igrzyska nie miałby sensu. Zawsze jak startuję w turnieju, to celem jest wygrana. Inaczej to nie ma sensu. W igrzyskach zagra 60 zawodników, czyli o połowę mniej niż w European Tour, więc szanse na wygraną są duże. Taki jest mój cel i na tym się będę skupiał. A po czterech dniach zobaczymy co z tego wyjdzie.
– Igrzyska to najważniejszy cel na 2021?
– Wielu golfistów mówi, że nie jest to najważniejszy start. Ale dla mnie jest on istotny. Nie powiedziałbym, że najważniejszy. Na pewno jest ważny, ale nie mogę zapominać o moim całym sezonie w European Tour, który jest istotny. Chcę się wspinać w rankingu światowym. Dobra gra tydzień po tygodniu sprawi, że będę wysoko w European Tour i będę mógł się skupić na igrzyskach.
– W European Tour z powodzeniem rywalizujesz w większym gronie czołowych graczy. Jak wiele brakuje do tego, by dołączyć do ścisłej elity?
– Tak naprawdę to niewiele. Ale ogromną rolę odgrywa doświadczenie, więc z turnieju na turniej czuję się coraz pewniej w turniejach wyższej rangi. Niektóre aspekty gry są do poprawy i wierzę, że coraz częściej będę w stanie rywalizować o zwycięstwa.
– Co wymaga doszlifowania w Twoim golfie?
– Krótka gra, czyli techniczne, dokładne strzały, które mają za zadanie uratować wynik, gdy coś nie idzie za dobrze. Jeśli się ma dobrą krótką grę, to wtedy można uratować wynik i o to w tym chodzi. Cały czas nad tym elementem pracuję, widzę poprawę, mam dobrze ułożony plan, myślę, że z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej.
– A które elementy gry masz już na wysokim poziomie?
– To na pewno tee shoty, czyli rozpoczęcie dołka długim strzałem. Ze względu na mój wzrost, mam duży zasięg ramion, co pomaga mi uderzać dalej niż niżsi gracze. W ostatnich latach poprawiłem też wykończenie dołka, czyli puttowanie. Dużo nad tym pracowałem i cały czas pracuję, a jeszcze cztery czy pięć lat temu była to moja słabsza strona. Teraz czuję się z tym elementem gry dość pewnie i jestem zadowolony z tego, jak puttuję.
– Patrząc na Twoją sylwetkę można odnieść wrażenie, że trenujesz nie tylko na polu golfowym.
– Obecnie golfista to atleta. Jeśli chce się liczyć na świecie, to musi być w pełni zaangażowany i psychicznie, i fizycznie. Każdy dużo czasu spędza na pracy nad własnym ciałem. Jeśli nie gram turnieju, to jestem nawet sześć razy w tygodniu na siłowni. Oprócz tego, mam też treningi golfowe po około pięć, sześć godzin dziennie, a także pracuję z psychologiem, co w golfie jest szczególnie ważne, bo to sport, w którym tak naprawdę wszystko rozgrywa się w głowie. Rozgrywka golfowa trwa jednego dnia nawet cztery, pięć godzin, podczas których mamy mnóstwo czasu na różne myśli, z którymi trzeba sobie poradzić i zająć głowę czymś innym.
- W trakcie sezonu pomiędzy wyjazdami masz czas na taki intensywny program treningowy?
– W sezonie trudno pracować nad techniką czy nad poprawą jakiegoś elementu gry. Na to jest czas zimą, poza sezonem, podczas dłuższej przerwy. Gdy sezon jest w pełni i jeździmy z zawodów na zawody, możemy tylko ulepszać detale, a i to zależy od sytuacji. Bo jak się gra co tydzień, to tego czasu nie ma zbyt wiele, zabierają go przygotowania do kolejnej imprezy i wiele nie jesteśmy w stanie zrobić. W sezonie skupiamy się na samej grze i żeby jak najlepiej wykonać swoją pracę na polu.
– A jak wymagające psychicznie jest to, że po dwóch dniach może okazać się, że nic nie zarobisz? Czuć z tego powodu jakąś presję?
– Na pewno, nikt nie chce o tym myśleć, ale po dwóch dniach jest cut, czyli odcięcie połowy stawki. Awans do górnej połówki jest zawsze planem minimum całej stawki golfistów, wszyscy mają tego świadomość. Kluczem jest zagranie najlepiej się potrafi, a wynik przyjdzie.
– Polska potrzebuje sukcesu, żeby zakochać się w golfie?
– Zawsze tak było, że sukcesy zwiększają zainteresowanie. Na pewno moje wyniki w European Tour sprawiły, że tego szumu wokół golfa zrobiło się więcej, pojawiło się medialne zainteresowanie, ale takich sukcesów potrzeba oczywiście więcej. Taki mam plan, żeby było ich jak najwięcej. One dają niesamowicie wiele, tak było z innymi gwiazdami polskiego sportu, takimi jak Adam Małysz, Robert Kubica czy Justyna Kowalczyk. Mam nadzieję, że przyczynię się do popularyzacji golfa.
– Dużo dzieli pod względem popularności golf w Polsce od tego zagranicznego?
– Wszystko zależy od tego w jakim jesteś kraju. W państwach takich jak Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Hiszpania czy Portugalia, a w szczególności USA, golf ma bardzo mocną pozycję, wiele osób się nim interesuje. Pod tym względem nie ma co się porównywać. Co ciekawe, nawet w Czechach golf ma większe zainteresowanie niż u nas.
– A na przestrzeni Twojej kariery coś się w Polsce zmienia?
– Na pewno coraz więcej ludzi zaczyna grać, powstają nowe ośrodki do gry i treningów. Co więcej, mamy polskojęzyczny kanał telewizyjny, w którym można oglądać golfa na żywo. Widzę, że moje wyniki zaczęły być dostrzegane także poza środowiskiem golfowym. Na pewno te sukcesy pomogą w popularyzacji dyscypliny wśród juniorów, bo jest tych młodych adeptów coraz więcej. Może nie jesteśmy jeszcze na takim poziomie, jakby wszyscy marzyli, ale idzie to w dobrym kierunku.
Marcin BAZYLAK
Komunikacyjna rewolucja w Dąbrowie Górniczej
Droga z mojego domu do stacji kolejowej w Gołonogu pieszo zajmuje ok. 15 minut, na rowerze 3 minuty, tyle samo potrzebuję, by dojechać tam samochodem. Dalsze 25 minut zajmie mi podróż pociągiem do centrum Katowic. Teoretycznie zatem nie ma szybszego i bezpieczniejszego sposobu, by dostać się np. na katowicki rynek. Teoretycznie…
– Kiedy w połowie 2015 roku pojawiła się szansa na przejęcie przez miasto terenów, na których przez lata funkcjonowała fabryka obrabiarek DEFUM, nie zdawałem sobie sprawy, że ich rewitalizacja rozpocznie przemianę w sposobie myślenia o komunikacji publicznej w Dąbrowie Górniczej. Już podczas pierwszych spotkań roboczych, kiedy oficjalnie nie istniał jeszcze projekt „Fabryka Pełna Życia”, w naszych głowach zarysowała się wizja zupełnie nowego śródmieścia Dąbrowy Górniczej – bez samochodów, z przyjaznymi przestrzeniami, po których bez przeszkód przemieszczają się piesi. Mieliśmy jednak świadomość, że przez sam środek centrum Dąbrowy Górniczej przebiega droga wojewódzka, a kilkaset metrów dalej linia kolejowa łącząca Katowice z Warszawą. To kazało nam zachować ostrożność. Rozpoczęliśmy konsultacje z dąbrowianami. Szybko przekonaliśmy się, że mieszkańcy również wskazują na potrzebę zmian. Zmian, które powinny dostosować ofertę komunikacji publicznej do współczesnych potrzeb, a nie tych sprzed 40 lat. Przez cały 2017 rok trwało opracowanie studium komunikacyjnego naszego miasta. Dzięki niemu wiemy, że nasze dyskusje i spostrzeżenia mieszkańców mają pokrycie w rzeczywistości. Okazało się, że wzdłuż linii tramwajowej (w odległości do 400 metrów od linii czyli 4 minuty pieszo) mieszka 77 tysięcy osób, co stanowi 2/3 wszystkich mieszkańców miasta. Aby wykorzystać ten potencjał, w tym obszarze miasta stawiamy na tramwaj jako szybki i ekologiczny środek transportu. Jednak, aby móc to zrobić, pierwszym krokiem jest modernizacja i rozbudowa infrastruktury. Po latach przygotowań wspólnie z PKP PLK od jesieni 2020 roku przebudowujemy okolice dworca w śródmieściu i szykujemy się do rozpoczęcia prac w Gołonogu. Z kolei ze spółką Tramwaje Śląskie jesteśmy po wspólnym postępowaniu przetargowym i w przeddzień podpisania umów z wykonawcami, którzy zmodernizują na terenie Dąbrowy Górniczej wszystkie tory.
Dzięki temu nasze trasy będą mogły obsługiwać nowoczesne wagony. Do tego dojdą zintegrowane przystanki tramwajowo-autobusowe, umożliwiające szybką przesiadkę z autobusu na tramwaj. Pozwoli to, by w przyszłości dąbrowskie autobusy i tramwaje wzajemnie się uzupełniały, a nie rywalizowały ze sobą. Obecnie bowiem wzdłuż głównej arterii miasta możemy obserwować nieprzerwany od 40 lat wyścig tramwajów i autobusów. Niestety odbywa się to kosztem oferty autobusowej w pozostałych częściach miasta. Bo choć mamy mocno rozbudowaną sieć przystanków autobusowych, siatka połączeń nie sprzyja podróżowaniu z jednego przystanku w wiele miejsc. Chcemy to zmienić. I to jest drugi krok transportowej rewolucji w Dąbrowie. Nowe torowiska, przebudowane przystanki, centra przesiadkowe to jednak „tylko” infrastruktura, która musi zostać uzupełnioną nową siatką połączeń nad którą obecnie pracujmy wspólnie z Zarządem Transportu Metropolitalnego. W ten sposób wyżej opisany widzimy komunikację wewnątrz miasta. Natomiast naszymi „oknami na świat” powinny być dąbrowskie dworce kolejowe. Dzięki projektowi realizowanemu obecnie wspólnie z PKP PLK staną się one centrami przesiadkowymi, do których bez problemu dojedziemy autobusem, gdzie będziemy mogli zaparkować swój samochód bądź rower i skorzystać z pociągu. Również PKP S.A. finalizuje prace projektowe i przygotowuje się do wyłonienia wykonawcy rewitalizacji budynku zabytkowego dworca kolejowego w centrum Dąbrowy Górniczej. Musimy mieć też świadomość, że centra przesiadkowe w centrum Dąbrowy Górniczej, w Gołonogu i w Ząbkowicach to projekty ważne dla komunikacji publicznej w całym regionie. Tym bardziej, że wybiegając w przyszłość trudno wyobrazić sobie transport w Metropolii bez rozwoju kolei metropolitalnej. Dla przykładu – dzisiaj podróż pociągiem Kolei Śląskich z centrum Dąbrowy Górniczej do centrum Katowic trwa ok 22 minut. W momencie, gdy zaczynają się szczyty komunikacyjne, pociąg staje się najszybszym środkiem komunikacji. Idealnym do przemieszczania się pomiędzy miastami. Jednak, aby w pełni korzystać z tego atutu, niezbędne są inwestycje w dodatkową infrastrukturę torową, bez której zwiększenie ilości i częstotliwości kursów pociągów nie jest możliwe. Przy okazji stworzenia centrów przesiadkowych w centrum Dąbrowy i w Gołonogu chcemy rozwiązać jeszcze jeden problem. Chodzi o likwidację przejazdów kolejowych sąsiadujących z dworcami i zastąpienie ich tunelami drogowymi przebiegającymi pod torami. To nie tylko zdecydowanie podniesie poziom bezpieczeństwa, ale przede wszystkim upłynni ruch pomiędzy przedzielonymi dzisiaj częściami naszego miasta. Dopełnieniem opisanych wyżej zamierzeń będą drogi rowerowe, które powstaną na tym samym odcinku, na którym modernizowana będzie linia tramwajowa, a także w miejscach gdzie w najbliższych latach będziemy realizować nowe inwestycje drogowe. Tak wygląda dąbrowski pomysł na transportową rewolucję, którą właśnie wcielamy w życie. I choć zakres inwestycji jest ogromny, to nie one są największym wyzwaniem. Tym zdecydowanie najtrudniejszym będzie zmiana naszych przyzwyczajeń. Przyzwyczajeń, które trudno dopuszczają do powszechnej świadomości myśli, że komunikacja publiczna może być atrakcyjną alternatywą dla prywatnych samochodów – mówi Marcin Bazylak, Prezydent Dąbrowy Górniczej.
MODERNIZACJA TOROWISKA TRAMWAJOWEGO I GŁÓWNEJ OSI KOMUNIKACYJNEJ MIASTA
Tramwaje Śląskie zmodernizowały cały dąbrowski odciek torów, od Ronda Budowniczych Huty Katowice aż do granicy miasta z Będzinem. Do tej pory wyremontowany został fragment od huty do ronda Budowniczych Huty Katowice (skrzyżowanie ul. Kasprzaka i Piłsudskiego). Jest to wspólne przedsięwzięcie spółki Tramwaje Śląskie oraz miasta Dąbrowa Górnicza. Do tej pory wyremontowany został fragment od huty do ronda Budowniczych Huty Katowice (skrzyżowanie ul. Kasprzaka i Piłsudskiego), a teraz Tramwaje Śląskie zmodernizują pozostałą część dąbrowskiego odcinka torów, czyli fragment od Ronda Budowniczych Huty Katowice aż do granicy miasta z Będzinem. Inwestycja obejmie odcinek ok. 2,6 km, na którym znajduje się ok. 5200 metrów torów (w obu kierunkach), sieć trakcyjna oraz skrzyżowania z miejskimi drogami. Po stronie TŚ zadanie obejmuje przebudowę torowiska, ok. 2,6 km (5200 m torów w dwie strony), przejazdów (poza skrzyżowaniami z ul. Majakowskiego i Tysiąclecia) i sieci trakcyjnej. Po stronie miasta zadanie obejmuje: budowę i przebudowę infrastruktury pieszo-rowerowej (chodniki, ciągi pieszo-rowerowe, drogi dla rowerów oraz zieleńce) na całym odcinku; częściowe zmiany geometrii istniejącego układu drogowego, szczególnie przebiegu jezdni i pasów dzielących, celem optymalnego wykorzystania istniejącego pasa drogowego wzbogaconego o nowoprojektowaną infrastrukturę komunikacyjną pieszą, rowerową i zbiorową; przebudowę oświetlenia drogowego; przebudowę skrzyżowania ul. Piłsudskiego z ul. Morcinka na rondo turbinowe; przebudowę pozostałych skrzyżowań; przebudowę istniejących zjazdów; budowę zintegrowanego zespołu przystankowego, tramwajowo-autobusowego w miejscu istniejącego przystanku „Gołonóg Manhattan”; budowę zespołu przystanków w miejscu istniejących przystanków „Reden”, „Gołonóg Damel” oraz „Gołonóg Centrum”; przebudowę przejścia podziemnego w sąsiedztwie skrzyżowania ul. Królowej Jadwigi z ul. Reymonta; rozbiórkę konstrukcji przejścia podziemnego przy przystanku „Gołonóg Damel”; rozbiórkę konstrukcji przejścia podziemnego pomiędzy przystankiem „Gołonóg Centrum” a skrzyżowaniem ulicy Piłsudskiego z ulicą Kasprzaka.
BUDOWA CENTRUM PRZESIADKOWEGO I PRZEBUDOWA UKŁADU DROGOWEGO W ŚRÓDMIEŚCIU
W ramach inwestycji powstaną m.in.: parkingi po obu stronach torów – przy ul. Kościuszki i Limanowskiego – łącznie na 375 miejsc; tunel drogowy łączący te ulice; przejście podziemne prowadzące do parkingów i peronów; centrum przesiadkowe, do którego dojeżdżać będą autobusy; droga łącząca ul. Sobieskiego z ul. Kościuszki i ul. Kolejową; droga łącząca ul. Limanowskiego i ul. Robotniczą; tunel pieszo-rowerowy w miejscu przejazdu przy ul. Konopnickiej i Kolejowej, który zostanie zlikwidowany. W ramach prac przebudowane będą także perony i tory przy stacji. Remont przejdzie ul. Kolejową, gdzie położona zostanie nowa nawierzchnia, wykonana będzie droga rowerowa, odnowione chodniki i oświetlenie. Za 229 mln zł, zadanie wykona konsorcjum dąbrowskich spółek Nowak-Mosty i Complex. Przedsięwzięcie prowadzone jest wspólnie przez miasto i PKP PLK S.A. Jego realizację zasilą środki pozyskane z Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii – łącznie 26 mln zł. 10 mln zł w 2020 r. i 16 mln w bieżącym. Ponadto unijne dofinansowanie, w wysokości przeszło 56 mln 566 tys. zł, pochodzi z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego. Zewnętrzne wsparcie sięgnie zatem ponad 82,5 mln zł.
PRZEBUDOWA UKŁADU DROGOWEGO W REJONIE DWORCA W GOŁONOGU
Wykonawcą inwestycji, której wartość opiewa na 67,5 mln zł, będzie dąbrowska spółka Nowak-Mosty. Zadanie obejmuje budowę: tunelu drogowego pod torami, który zastąpi dotychczasowy przejazd kolejowy; ronda na skrzyżowaniach al. Zagłębia Dąbrowskiego i Uklańskiego, a także Parkowej i Wczasowej; tunelu pieszego prowadzącego do peronów. Przebudowane i zmodernizowane zostaną również perony oraz układ torowy. Będzie to kolejne wspólne przedsięwzięcie miasta i PKP PLK, obejmujące zmiany układu komunikacyjnego, rozbudowę infrastruktury, usprawnienie ruchu drogowego i funkcjonowanie transportu publicznego. Ze względu na nieuregulowane kwestie własnościowe terenów wokół Gołonoskiego dworca, część inwestycji związana z budową nowych miejsc parkingowych będzie zrealizowana w kolejnym etapie.
Marcin BAZYLAK
Komunikacyjna rewolucja w Dąbrowie Górniczej
Droga z mojego domu do stacji kolejowej w Gołonogu pieszo zajmuje ok. 15 minut, na rowerze 3 minuty, tyle samo potrzebuję, by dojechać tam samochodem. Dalsze 25 minut zajmie mi podróż pociągiem do centrum Katowic. Teoretycznie zatem nie ma szybszego i bezpieczniejszego sposobu, by dostać się np. na katowicki rynek. Teoretycznie…
– Kiedy w połowie 2015 roku pojawiła się szansa na przejęcie przez miasto terenów, na których przez lata funkcjonowała fabryka obrabiarek DEFUM, nie zdawałem sobie sprawy, że ich rewitalizacja rozpocznie przemianę w sposobie myślenia o komunikacji publicznej w Dąbrowie Górniczej. Już podczas pierwszych spotkań roboczych, kiedy oficjalnie nie istniał jeszcze projekt „Fabryka Pełna Życia”, w naszych głowach zarysowała się wizja zupełnie nowego śródmieścia Dąbrowy Górniczej – bez samochodów, z przyjaznymi przestrzeniami, po których bez przeszkód przemieszczają się piesi. Mieliśmy jednak świadomość, że przez sam środek centrum Dąbrowy Górniczej przebiega droga wojewódzka, a kilkaset metrów dalej linia kolejowa łącząca Katowice z Warszawą. To kazało nam zachować ostrożność. Rozpoczęliśmy konsultacje z dąbrowianami. Szybko przekonaliśmy się, że mieszkańcy również wskazują na potrzebę zmian. Zmian, które powinny dostosować ofertę komunikacji publicznej do współczesnych potrzeb, a nie tych sprzed 40 lat. Przez cały 2017 rok trwało opracowanie studium komunikacyjnego naszego miasta. Dzięki niemu wiemy, że nasze dyskusje i spostrzeżenia mieszkańców mają pokrycie w rzeczywistości. Okazało się, że wzdłuż linii tramwajowej (w odległości do 400 metrów od linii czyli 4 minuty pieszo) mieszka 77 tysięcy osób, co stanowi 2/3 wszystkich mieszkańców miasta. Aby wykorzystać ten potencjał, w tym obszarze miasta stawiamy na tramwaj jako szybki i ekologiczny środek transportu. Jednak, aby móc to zrobić, pierwszym krokiem jest modernizacja i rozbudowa infrastruktury. Po latach przygotowań wspólnie z PKP PLK od jesieni 2020 roku przebudowujemy okolice dworca w śródmieściu i szykujemy się do rozpoczęcia prac w Gołonogu. Z kolei ze spółką Tramwaje Śląskie jesteśmy po wspólnym postępowaniu przetargowym i w przeddzień podpisania umów z wykonawcami, którzy zmodernizują na terenie Dąbrowy Górniczej wszystkie tory.
Dzięki temu nasze trasy będą mogły obsługiwać nowoczesne wagony. Do tego dojdą zintegrowane przystanki tramwajowo-autobusowe, umożliwiające szybką przesiadkę z autobusu na tramwaj. Pozwoli to, by w przyszłości dąbrowskie autobusy i tramwaje wzajemnie się uzupełniały, a nie rywalizowały ze sobą. Obecnie bowiem wzdłuż głównej arterii miasta możemy obserwować nieprzerwany od 40 lat wyścig tramwajów i autobusów. Niestety odbywa się to kosztem oferty autobusowej w pozostałych częściach miasta. Bo choć mamy mocno rozbudowaną sieć przystanków autobusowych, siatka połączeń nie sprzyja podróżowaniu z jednego przystanku w wiele miejsc. Chcemy to zmienić. I to jest drugi krok transportowej rewolucji w Dąbrowie. Nowe torowiska, przebudowane przystanki, centra przesiadkowe to jednak „tylko” infrastruktura, która musi zostać uzupełnioną nową siatką połączeń nad którą obecnie pracujmy wspólnie z Zarządem Transportu Metropolitalnego. W ten sposób wyżej opisany widzimy komunikację wewnątrz miasta. Natomiast naszymi „oknami na świat” powinny być dąbrowskie dworce kolejowe. Dzięki projektowi realizowanemu obecnie wspólnie z PKP PLK staną się one centrami przesiadkowymi, do których bez problemu dojedziemy autobusem, gdzie będziemy mogli zaparkować swój samochód bądź rower i skorzystać z pociągu. Również PKP S.A. finalizuje prace projektowe i przygotowuje się do wyłonienia wykonawcy rewitalizacji budynku zabytkowego dworca kolejowego w centrum Dąbrowy Górniczej. Musimy mieć też świadomość, że centra przesiadkowe w centrum Dąbrowy Górniczej, w Gołonogu i w Ząbkowicach to projekty ważne dla komunikacji publicznej w całym regionie. Tym bardziej, że wybiegając w przyszłość trudno wyobrazić sobie transport w Metropolii bez rozwoju kolei metropolitalnej. Dla przykładu – dzisiaj podróż pociągiem Kolei Śląskich z centrum Dąbrowy Górniczej do centrum Katowic trwa ok 22 minut. W momencie, gdy zaczynają się szczyty komunikacyjne, pociąg staje się najszybszym środkiem komunikacji. Idealnym do przemieszczania się pomiędzy miastami. Jednak, aby w pełni korzystać z tego atutu, niezbędne są inwestycje w dodatkową infrastrukturę torową, bez której zwiększenie ilości i częstotliwości kursów pociągów nie jest możliwe. Przy okazji stworzenia centrów przesiadkowych w centrum Dąbrowy i w Gołonogu chcemy rozwiązać jeszcze jeden problem. Chodzi o likwidację przejazdów kolejowych sąsiadujących z dworcami i zastąpienie ich tunelami drogowymi przebiegającymi pod torami. To nie tylko zdecydowanie podniesie poziom bezpieczeństwa, ale przede wszystkim upłynni ruch pomiędzy przedzielonymi dzisiaj częściami naszego miasta. Dopełnieniem opisanych wyżej zamierzeń będą drogi rowerowe, które powstaną na tym samym odcinku, na którym modernizowana będzie linia tramwajowa, a także w miejscach gdzie w najbliższych latach będziemy realizować nowe inwestycje drogowe. Tak wygląda dąbrowski pomysł na transportową rewolucję, którą właśnie wcielamy w życie. I choć zakres inwestycji jest ogromny, to nie one są największym wyzwaniem. Tym zdecydowanie najtrudniejszym będzie zmiana naszych przyzwyczajeń. Przyzwyczajeń, które trudno dopuszczają do powszechnej świadomości myśli, że komunikacja publiczna może być atrakcyjną alternatywą dla prywatnych samochodów – mówi Marcin Bazylak, Prezydent Dąbrowy Górniczej.
MODERNIZACJA TOROWISKA TRAMWAJOWEGO I GŁÓWNEJ OSI KOMUNIKACYJNEJ MIASTA
Tramwaje Śląskie zmodernizowały cały dąbrowski odciek torów, od Ronda Budowniczych Huty Katowice aż do granicy miasta z Będzinem. Do tej pory wyremontowany został fragment od huty do ronda Budowniczych Huty Katowice (skrzyżowanie ul. Kasprzaka i Piłsudskiego). Jest to wspólne przedsięwzięcie spółki Tramwaje Śląskie oraz miasta Dąbrowa Górnicza. Do tej pory wyremontowany został fragment od huty do ronda Budowniczych Huty Katowice (skrzyżowanie ul. Kasprzaka i Piłsudskiego), a teraz Tramwaje Śląskie zmodernizują pozostałą część dąbrowskiego odcinka torów, czyli fragment od Ronda Budowniczych Huty Katowice aż do granicy miasta z Będzinem. Inwestycja obejmie odcinek ok. 2,6 km, na którym znajduje się ok. 5200 metrów torów (w obu kierunkach), sieć trakcyjna oraz skrzyżowania z miejskimi drogami. Po stronie TŚ zadanie obejmuje przebudowę torowiska, ok. 2,6 km (5200 m torów w dwie strony), przejazdów (poza skrzyżowaniami z ul. Majakowskiego i Tysiąclecia) i sieci trakcyjnej. Po stronie miasta zadanie obejmuje: budowę i przebudowę infrastruktury pieszo-rowerowej (chodniki, ciągi pieszo-rowerowe, drogi dla rowerów oraz zieleńce) na całym odcinku; częściowe zmiany geometrii istniejącego układu drogowego, szczególnie przebiegu jezdni i pasów dzielących, celem optymalnego wykorzystania istniejącego pasa drogowego wzbogaconego o nowoprojektowaną infrastrukturę komunikacyjną pieszą, rowerową i zbiorową; przebudowę oświetlenia drogowego; przebudowę skrzyżowania ul. Piłsudskiego z ul. Morcinka na rondo turbinowe; przebudowę pozostałych skrzyżowań; przebudowę istniejących zjazdów; budowę zintegrowanego zespołu przystankowego, tramwajowo-autobusowego w miejscu istniejącego przystanku „Gołonóg Manhattan”; budowę zespołu przystanków w miejscu istniejących przystanków „Reden”, „Gołonóg Damel” oraz „Gołonóg Centrum”; przebudowę przejścia podziemnego w sąsiedztwie skrzyżowania ul. Królowej Jadwigi z ul. Reymonta; rozbiórkę konstrukcji przejścia podziemnego przy przystanku „Gołonóg Damel”; rozbiórkę konstrukcji przejścia podziemnego pomiędzy przystankiem „Gołonóg Centrum” a skrzyżowaniem ulicy Piłsudskiego z ulicą Kasprzaka.
BUDOWA CENTRUM PRZESIADKOWEGO I PRZEBUDOWA UKŁADU DROGOWEGO W ŚRÓDMIEŚCIU
W ramach inwestycji powstaną m.in.: parkingi po obu stronach torów – przy ul. Kościuszki i Limanowskiego – łącznie na 375 miejsc; tunel drogowy łączący te ulice; przejście podziemne prowadzące do parkingów i peronów; centrum przesiadkowe, do którego dojeżdżać będą autobusy; droga łącząca ul. Sobieskiego z ul. Kościuszki i ul. Kolejową; droga łącząca ul. Limanowskiego i ul. Robotniczą; tunel pieszo-rowerowy w miejscu przejazdu przy ul. Konopnickiej i Kolejowej, który zostanie zlikwidowany. W ramach prac przebudowane będą także perony i tory przy stacji. Remont przejdzie ul. Kolejową, gdzie położona zostanie nowa nawierzchnia, wykonana będzie droga rowerowa, odnowione chodniki i oświetlenie. Za 229 mln zł, zadanie wykona konsorcjum dąbrowskich spółek Nowak-Mosty i Complex. Przedsięwzięcie prowadzone jest wspólnie przez miasto i PKP PLK S.A. Jego realizację zasilą środki pozyskane z Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii – łącznie 26 mln zł. 10 mln zł w 2020 r. i 16 mln w bieżącym. Ponadto unijne dofinansowanie, w wysokości przeszło 56 mln 566 tys. zł, pochodzi z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego. Zewnętrzne wsparcie sięgnie zatem ponad 82,5 mln zł.
PRZEBUDOWA UKŁADU DROGOWEGO W REJONIE DWORCA W GOŁONOGU
Wykonawcą inwestycji, której wartość opiewa na 67,5 mln zł, będzie dąbrowska spółka Nowak-Mosty. Zadanie obejmuje budowę: tunelu drogowego pod torami, który zastąpi dotychczasowy przejazd kolejowy; ronda na skrzyżowaniach al. Zagłębia Dąbrowskiego i Uklańskiego, a także Parkowej i Wczasowej; tunelu pieszego prowadzącego do peronów. Przebudowane i zmodernizowane zostaną również perony oraz układ torowy. Będzie to kolejne wspólne przedsięwzięcie miasta i PKP PLK, obejmujące zmiany układu komunikacyjnego, rozbudowę infrastruktury, usprawnienie ruchu drogowego i funkcjonowanie transportu publicznego. Ze względu na nieuregulowane kwestie własnościowe terenów wokół Gołonoskiego dworca, część inwestycji związana z budową nowych miejsc parkingowych będzie zrealizowana w kolejnym etapie.
Marcin BAZYLAK
Komunikacyjna rewolucja w Dąbrowie Górniczej
Droga z mojego domu do stacji kolejowej w Gołonogu pieszo zajmuje ok. 15 minut, na rowerze 3 minuty, tyle samo potrzebuję, by dojechać tam samochodem. Dalsze 25 minut zajmie mi podróż pociągiem do centrum Katowic. Teoretycznie zatem nie ma szybszego i bezpieczniejszego sposobu, by dostać się np. na katowicki rynek. Teoretycznie…
– Kiedy w połowie 2015 roku pojawiła się szansa na przejęcie przez miasto terenów, na których przez lata funkcjonowała fabryka obrabiarek DEFUM, nie zdawałem sobie sprawy, że ich rewitalizacja rozpocznie przemianę w sposobie myślenia o komunikacji publicznej w Dąbrowie Górniczej. Już podczas pierwszych spotkań roboczych, kiedy oficjalnie nie istniał jeszcze projekt „Fabryka Pełna Życia”, w naszych głowach zarysowała się wizja zupełnie nowego śródmieścia Dąbrowy Górniczej – bez samochodów, z przyjaznymi przestrzeniami, po których bez przeszkód przemieszczają się piesi. Mieliśmy jednak świadomość, że przez sam środek centrum Dąbrowy Górniczej przebiega droga wojewódzka, a kilkaset metrów dalej linia kolejowa łącząca Katowice z Warszawą. To kazało nam zachować ostrożność. Rozpoczęliśmy konsultacje z dąbrowianami. Szybko przekonaliśmy się, że mieszkańcy również wskazują na potrzebę zmian. Zmian, które powinny dostosować ofertę komunikacji publicznej do współczesnych potrzeb, a nie tych sprzed 40 lat. Przez cały 2017 rok trwało opracowanie studium komunikacyjnego naszego miasta. Dzięki niemu wiemy, że nasze dyskusje i spostrzeżenia mieszkańców mają pokrycie w rzeczywistości. Okazało się, że wzdłuż linii tramwajowej (w odległości do 400 metrów od linii czyli 4 minuty pieszo) mieszka 77 tysięcy osób, co stanowi 2/3 wszystkich mieszkańców miasta. Aby wykorzystać ten potencjał, w tym obszarze miasta stawiamy na tramwaj jako szybki i ekologiczny środek transportu. Jednak, aby móc to zrobić, pierwszym krokiem jest modernizacja i rozbudowa infrastruktury. Po latach przygotowań wspólnie z PKP PLK od jesieni 2020 roku przebudowujemy okolice dworca w śródmieściu i szykujemy się do rozpoczęcia prac w Gołonogu. Z kolei ze spółką Tramwaje Śląskie jesteśmy po wspólnym postępowaniu przetargowym i w przeddzień podpisania umów z wykonawcami, którzy zmodernizują na terenie Dąbrowy Górniczej wszystkie tory.
Dzięki temu nasze trasy będą mogły obsługiwać nowoczesne wagony. Do tego dojdą zintegrowane przystanki tramwajowo-autobusowe, umożliwiające szybką przesiadkę z autobusu na tramwaj. Pozwoli to, by w przyszłości dąbrowskie autobusy i tramwaje wzajemnie się uzupełniały, a nie rywalizowały ze sobą. Obecnie bowiem wzdłuż głównej arterii miasta możemy obserwować nieprzerwany od 40 lat wyścig tramwajów i autobusów. Niestety odbywa się to kosztem oferty autobusowej w pozostałych częściach miasta. Bo choć mamy mocno rozbudowaną sieć przystanków autobusowych, siatka połączeń nie sprzyja podróżowaniu z jednego przystanku w wiele miejsc. Chcemy to zmienić. I to jest drugi krok transportowej rewolucji w Dąbrowie. Nowe torowiska, przebudowane przystanki, centra przesiadkowe to jednak „tylko” infrastruktura, która musi zostać uzupełnioną nową siatką połączeń nad którą obecnie pracujmy wspólnie z Zarządem Transportu Metropolitalnego. W ten sposób wyżej opisany widzimy komunikację wewnątrz miasta. Natomiast naszymi „oknami na świat” powinny być dąbrowskie dworce kolejowe. Dzięki projektowi realizowanemu obecnie wspólnie z PKP PLK staną się one centrami przesiadkowymi, do których bez problemu dojedziemy autobusem, gdzie będziemy mogli zaparkować swój samochód bądź rower i skorzystać z pociągu. Również PKP S.A. finalizuje prace projektowe i przygotowuje się do wyłonienia wykonawcy rewitalizacji budynku zabytkowego dworca kolejowego w centrum Dąbrowy Górniczej. Musimy mieć też świadomość, że centra przesiadkowe w centrum Dąbrowy Górniczej, w Gołonogu i w Ząbkowicach to projekty ważne dla komunikacji publicznej w całym regionie. Tym bardziej, że wybiegając w przyszłość trudno wyobrazić sobie transport w Metropolii bez rozwoju kolei metropolitalnej. Dla przykładu – dzisiaj podróż pociągiem Kolei Śląskich z centrum Dąbrowy Górniczej do centrum Katowic trwa ok 22 minut. W momencie, gdy zaczynają się szczyty komunikacyjne, pociąg staje się najszybszym środkiem komunikacji. Idealnym do przemieszczania się pomiędzy miastami. Jednak, aby w pełni korzystać z tego atutu, niezbędne są inwestycje w dodatkową infrastrukturę torową, bez której zwiększenie ilości i częstotliwości kursów pociągów nie jest możliwe. Przy okazji stworzenia centrów przesiadkowych w centrum Dąbrowy i w Gołonogu chcemy rozwiązać jeszcze jeden problem. Chodzi o likwidację przejazdów kolejowych sąsiadujących z dworcami i zastąpienie ich tunelami drogowymi przebiegającymi pod torami. To nie tylko zdecydowanie podniesie poziom bezpieczeństwa, ale przede wszystkim upłynni ruch pomiędzy przedzielonymi dzisiaj częściami naszego miasta. Dopełnieniem opisanych wyżej zamierzeń będą drogi rowerowe, które powstaną na tym samym odcinku, na którym modernizowana będzie linia tramwajowa, a także w miejscach gdzie w najbliższych latach będziemy realizować nowe inwestycje drogowe. Tak wygląda dąbrowski pomysł na transportową rewolucję, którą właśnie wcielamy w życie. I choć zakres inwestycji jest ogromny, to nie one są największym wyzwaniem. Tym zdecydowanie najtrudniejszym będzie zmiana naszych przyzwyczajeń. Przyzwyczajeń, które trudno dopuszczają do powszechnej świadomości myśli, że komunikacja publiczna może być atrakcyjną alternatywą dla prywatnych samochodów – mówi Marcin Bazylak, Prezydent Dąbrowy Górniczej.
MODERNIZACJA TOROWISKA TRAMWAJOWEGO I GŁÓWNEJ OSI KOMUNIKACYJNEJ MIASTA
Tramwaje Śląskie zmodernizowały cały dąbrowski odciek torów, od Ronda Budowniczych Huty Katowice aż do granicy miasta z Będzinem. Do tej pory wyremontowany został fragment od huty do ronda Budowniczych Huty Katowice (skrzyżowanie ul. Kasprzaka i Piłsudskiego). Jest to wspólne przedsięwzięcie spółki Tramwaje Śląskie oraz miasta Dąbrowa Górnicza. Do tej pory wyremontowany został fragment od huty do ronda Budowniczych Huty Katowice (skrzyżowanie ul. Kasprzaka i Piłsudskiego), a teraz Tramwaje Śląskie zmodernizują pozostałą część dąbrowskiego odcinka torów, czyli fragment od Ronda Budowniczych Huty Katowice aż do granicy miasta z Będzinem. Inwestycja obejmie odcinek ok. 2,6 km, na którym znajduje się ok. 5200 metrów torów (w obu kierunkach), sieć trakcyjna oraz skrzyżowania z miejskimi drogami. Po stronie TŚ zadanie obejmuje przebudowę torowiska, ok. 2,6 km (5200 m torów w dwie strony), przejazdów (poza skrzyżowaniami z ul. Majakowskiego i Tysiąclecia) i sieci trakcyjnej. Po stronie miasta zadanie obejmuje: budowę i przebudowę infrastruktury pieszo-rowerowej (chodniki, ciągi pieszo-rowerowe, drogi dla rowerów oraz zieleńce) na całym odcinku; częściowe zmiany geometrii istniejącego układu drogowego, szczególnie przebiegu jezdni i pasów dzielących, celem optymalnego wykorzystania istniejącego pasa drogowego wzbogaconego o nowoprojektowaną infrastrukturę komunikacyjną pieszą, rowerową i zbiorową; przebudowę oświetlenia drogowego; przebudowę skrzyżowania ul. Piłsudskiego z ul. Morcinka na rondo turbinowe; przebudowę pozostałych skrzyżowań; przebudowę istniejących zjazdów; budowę zintegrowanego zespołu przystankowego, tramwajowo-autobusowego w miejscu istniejącego przystanku „Gołonóg Manhattan”; budowę zespołu przystanków w miejscu istniejących przystanków „Reden”, „Gołonóg Damel” oraz „Gołonóg Centrum”; przebudowę przejścia podziemnego w sąsiedztwie skrzyżowania ul. Królowej Jadwigi z ul. Reymonta; rozbiórkę konstrukcji przejścia podziemnego przy przystanku „Gołonóg Damel”; rozbiórkę konstrukcji przejścia podziemnego pomiędzy przystankiem „Gołonóg Centrum” a skrzyżowaniem ulicy Piłsudskiego z ulicą Kasprzaka.
BUDOWA CENTRUM PRZESIADKOWEGO I PRZEBUDOWA UKŁADU DROGOWEGO W ŚRÓDMIEŚCIU
W ramach inwestycji powstaną m.in.: parkingi po obu stronach torów – przy ul. Kościuszki i Limanowskiego – łącznie na 375 miejsc; tunel drogowy łączący te ulice; przejście podziemne prowadzące do parkingów i peronów; centrum przesiadkowe, do którego dojeżdżać będą autobusy; droga łącząca ul. Sobieskiego z ul. Kościuszki i ul. Kolejową; droga łącząca ul. Limanowskiego i ul. Robotniczą; tunel pieszo-rowerowy w miejscu przejazdu przy ul. Konopnickiej i Kolejowej, który zostanie zlikwidowany. W ramach prac przebudowane będą także perony i tory przy stacji. Remont przejdzie ul. Kolejową, gdzie położona zostanie nowa nawierzchnia, wykonana będzie droga rowerowa, odnowione chodniki i oświetlenie. Za 229 mln zł, zadanie wykona konsorcjum dąbrowskich spółek Nowak-Mosty i Complex. Przedsięwzięcie prowadzone jest wspólnie przez miasto i PKP PLK S.A. Jego realizację zasilą środki pozyskane z Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii – łącznie 26 mln zł. 10 mln zł w 2020 r. i 16 mln w bieżącym. Ponadto unijne dofinansowanie, w wysokości przeszło 56 mln 566 tys. zł, pochodzi z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego. Zewnętrzne wsparcie sięgnie zatem ponad 82,5 mln zł.
PRZEBUDOWA UKŁADU DROGOWEGO W REJONIE DWORCA W GOŁONOGU
Wykonawcą inwestycji, której wartość opiewa na 67,5 mln zł, będzie dąbrowska spółka Nowak-Mosty. Zadanie obejmuje budowę: tunelu drogowego pod torami, który zastąpi dotychczasowy przejazd kolejowy; ronda na skrzyżowaniach al. Zagłębia Dąbrowskiego i Uklańskiego, a także Parkowej i Wczasowej; tunelu pieszego prowadzącego do peronów. Przebudowane i zmodernizowane zostaną również perony oraz układ torowy. Będzie to kolejne wspólne przedsięwzięcie miasta i PKP PLK, obejmujące zmiany układu komunikacyjnego, rozbudowę infrastruktury, usprawnienie ruchu drogowego i funkcjonowanie transportu publicznego. Ze względu na nieuregulowane kwestie własnościowe terenów wokół Gołonoskiego dworca, część inwestycji związana z budową nowych miejsc parkingowych będzie zrealizowana w kolejnym etapie.
Marcin BAZYLAK
Komunikacyjna rewolucja w Dąbrowie Górniczej
Droga z mojego domu do stacji kolejowej w Gołonogu pieszo zajmuje ok. 15 minut, na rowerze 3 minuty, tyle samo potrzebuję, by dojechać tam samochodem. Dalsze 25 minut zajmie mi podróż pociągiem do centrum Katowic. Teoretycznie zatem nie ma szybszego i bezpieczniejszego sposobu, by dostać się np. na katowicki rynek. Teoretycznie…
– Kiedy w połowie 2015 roku pojawiła się szansa na przejęcie przez miasto terenów, na których przez lata funkcjonowała fabryka obrabiarek DEFUM, nie zdawałem sobie sprawy, że ich rewitalizacja rozpocznie przemianę w sposobie myślenia o komunikacji publicznej w Dąbrowie Górniczej. Już podczas pierwszych spotkań roboczych, kiedy oficjalnie nie istniał jeszcze projekt „Fabryka Pełna Życia”, w naszych głowach zarysowała się wizja zupełnie nowego śródmieścia Dąbrowy Górniczej – bez samochodów, z przyjaznymi przestrzeniami, po których bez przeszkód przemieszczają się piesi. Mieliśmy jednak świadomość, że przez sam środek centrum Dąbrowy Górniczej przebiega droga wojewódzka, a kilkaset metrów dalej linia kolejowa łącząca Katowice z Warszawą. To kazało nam zachować ostrożność. Rozpoczęliśmy konsultacje z dąbrowianami. Szybko przekonaliśmy się, że mieszkańcy również wskazują na potrzebę zmian. Zmian, które powinny dostosować ofertę komunikacji publicznej do współczesnych potrzeb, a nie tych sprzed 40 lat. Przez cały 2017 rok trwało opracowanie studium komunikacyjnego naszego miasta. Dzięki niemu wiemy, że nasze dyskusje i spostrzeżenia mieszkańców mają pokrycie w rzeczywistości. Okazało się, że wzdłuż linii tramwajowej (w odległości do 400 metrów od linii czyli 4 minuty pieszo) mieszka 77 tysięcy osób, co stanowi 2/3 wszystkich mieszkańców miasta. Aby wykorzystać ten potencjał, w tym obszarze miasta stawiamy na tramwaj jako szybki i ekologiczny środek transportu. Jednak, aby móc to zrobić, pierwszym krokiem jest modernizacja i rozbudowa infrastruktury. Po latach przygotowań wspólnie z PKP PLK od jesieni 2020 roku przebudowujemy okolice dworca w śródmieściu i szykujemy się do rozpoczęcia prac w Gołonogu. Z kolei ze spółką Tramwaje Śląskie jesteśmy po wspólnym postępowaniu przetargowym i w przeddzień podpisania umów z wykonawcami, którzy zmodernizują na terenie Dąbrowy Górniczej wszystkie tory.
Dzięki temu nasze trasy będą mogły obsługiwać nowoczesne wagony. Do tego dojdą zintegrowane przystanki tramwajowo-autobusowe, umożliwiające szybką przesiadkę z autobusu na tramwaj. Pozwoli to, by w przyszłości dąbrowskie autobusy i tramwaje wzajemnie się uzupełniały, a nie rywalizowały ze sobą. Obecnie bowiem wzdłuż głównej arterii miasta możemy obserwować nieprzerwany od 40 lat wyścig tramwajów i autobusów. Niestety odbywa się to kosztem oferty autobusowej w pozostałych częściach miasta. Bo choć mamy mocno rozbudowaną sieć przystanków autobusowych, siatka połączeń nie sprzyja podróżowaniu z jednego przystanku w wiele miejsc. Chcemy to zmienić. I to jest drugi krok transportowej rewolucji w Dąbrowie. Nowe torowiska, przebudowane przystanki, centra przesiadkowe to jednak „tylko” infrastruktura, która musi zostać uzupełnioną nową siatką połączeń nad którą obecnie pracujmy wspólnie z Zarządem Transportu Metropolitalnego. W ten sposób wyżej opisany widzimy komunikację wewnątrz miasta. Natomiast naszymi „oknami na świat” powinny być dąbrowskie dworce kolejowe. Dzięki projektowi realizowanemu obecnie wspólnie z PKP PLK staną się one centrami przesiadkowymi, do których bez problemu dojedziemy autobusem, gdzie będziemy mogli zaparkować swój samochód bądź rower i skorzystać z pociągu. Również PKP S.A. finalizuje prace projektowe i przygotowuje się do wyłonienia wykonawcy rewitalizacji budynku zabytkowego dworca kolejowego w centrum Dąbrowy Górniczej. Musimy mieć też świadomość, że centra przesiadkowe w centrum Dąbrowy Górniczej, w Gołonogu i w Ząbkowicach to projekty ważne dla komunikacji publicznej w całym regionie. Tym bardziej, że wybiegając w przyszłość trudno wyobrazić sobie transport w Metropolii bez rozwoju kolei metropolitalnej. Dla przykładu – dzisiaj podróż pociągiem Kolei Śląskich z centrum Dąbrowy Górniczej do centrum Katowic trwa ok 22 minut. W momencie, gdy zaczynają się szczyty komunikacyjne, pociąg staje się najszybszym środkiem komunikacji. Idealnym do przemieszczania się pomiędzy miastami. Jednak, aby w pełni korzystać z tego atutu, niezbędne są inwestycje w dodatkową infrastrukturę torową, bez której zwiększenie ilości i częstotliwości kursów pociągów nie jest możliwe. Przy okazji stworzenia centrów przesiadkowych w centrum Dąbrowy i w Gołonogu chcemy rozwiązać jeszcze jeden problem. Chodzi o likwidację przejazdów kolejowych sąsiadujących z dworcami i zastąpienie ich tunelami drogowymi przebiegającymi pod torami. To nie tylko zdecydowanie podniesie poziom bezpieczeństwa, ale przede wszystkim upłynni ruch pomiędzy przedzielonymi dzisiaj częściami naszego miasta. Dopełnieniem opisanych wyżej zamierzeń będą drogi rowerowe, które powstaną na tym samym odcinku, na którym modernizowana będzie linia tramwajowa, a także w miejscach gdzie w najbliższych latach będziemy realizować nowe inwestycje drogowe. Tak wygląda dąbrowski pomysł na transportową rewolucję, którą właśnie wcielamy w życie. I choć zakres inwestycji jest ogromny, to nie one są największym wyzwaniem. Tym zdecydowanie najtrudniejszym będzie zmiana naszych przyzwyczajeń. Przyzwyczajeń, które trudno dopuszczają do powszechnej świadomości myśli, że komunikacja publiczna może być atrakcyjną alternatywą dla prywatnych samochodów – mówi Marcin Bazylak, Prezydent Dąbrowy Górniczej.
MODERNIZACJA TOROWISKA TRAMWAJOWEGO I GŁÓWNEJ OSI KOMUNIKACYJNEJ MIASTA
Tramwaje Śląskie zmodernizowały cały dąbrowski odciek torów, od Ronda Budowniczych Huty Katowice aż do granicy miasta z Będzinem. Do tej pory wyremontowany został fragment od huty do ronda Budowniczych Huty Katowice (skrzyżowanie ul. Kasprzaka i Piłsudskiego). Jest to wspólne przedsięwzięcie spółki Tramwaje Śląskie oraz miasta Dąbrowa Górnicza. Do tej pory wyremontowany został fragment od huty do ronda Budowniczych Huty Katowice (skrzyżowanie ul. Kasprzaka i Piłsudskiego), a teraz Tramwaje Śląskie zmodernizują pozostałą część dąbrowskiego odcinka torów, czyli fragment od Ronda Budowniczych Huty Katowice aż do granicy miasta z Będzinem. Inwestycja obejmie odcinek ok. 2,6 km, na którym znajduje się ok. 5200 metrów torów (w obu kierunkach), sieć trakcyjna oraz skrzyżowania z miejskimi drogami. Po stronie TŚ zadanie obejmuje przebudowę torowiska, ok. 2,6 km (5200 m torów w dwie strony), przejazdów (poza skrzyżowaniami z ul. Majakowskiego i Tysiąclecia) i sieci trakcyjnej. Po stronie miasta zadanie obejmuje: budowę i przebudowę infrastruktury pieszo-rowerowej (chodniki, ciągi pieszo-rowerowe, drogi dla rowerów oraz zieleńce) na całym odcinku; częściowe zmiany geometrii istniejącego układu drogowego, szczególnie przebiegu jezdni i pasów dzielących, celem optymalnego wykorzystania istniejącego pasa drogowego wzbogaconego o nowoprojektowaną infrastrukturę komunikacyjną pieszą, rowerową i zbiorową; przebudowę oświetlenia drogowego; przebudowę skrzyżowania ul. Piłsudskiego z ul. Morcinka na rondo turbinowe; przebudowę pozostałych skrzyżowań; przebudowę istniejących zjazdów; budowę zintegrowanego zespołu przystankowego, tramwajowo-autobusowego w miejscu istniejącego przystanku „Gołonóg Manhattan”; budowę zespołu przystanków w miejscu istniejących przystanków „Reden”, „Gołonóg Damel” oraz „Gołonóg Centrum”; przebudowę przejścia podziemnego w sąsiedztwie skrzyżowania ul. Królowej Jadwigi z ul. Reymonta; rozbiórkę konstrukcji przejścia podziemnego przy przystanku „Gołonóg Damel”; rozbiórkę konstrukcji przejścia podziemnego pomiędzy przystankiem „Gołonóg Centrum” a skrzyżowaniem ulicy Piłsudskiego z ulicą Kasprzaka.
BUDOWA CENTRUM PRZESIADKOWEGO I PRZEBUDOWA UKŁADU DROGOWEGO W ŚRÓDMIEŚCIU
W ramach inwestycji powstaną m.in.: parkingi po obu stronach torów – przy ul. Kościuszki i Limanowskiego – łącznie na 375 miejsc; tunel drogowy łączący te ulice; przejście podziemne prowadzące do parkingów i peronów; centrum przesiadkowe, do którego dojeżdżać będą autobusy; droga łącząca ul. Sobieskiego z ul. Kościuszki i ul. Kolejową; droga łącząca ul. Limanowskiego i ul. Robotniczą; tunel pieszo-rowerowy w miejscu przejazdu przy ul. Konopnickiej i Kolejowej, który zostanie zlikwidowany. W ramach prac przebudowane będą także perony i tory przy stacji. Remont przejdzie ul. Kolejową, gdzie położona zostanie nowa nawierzchnia, wykonana będzie droga rowerowa, odnowione chodniki i oświetlenie. Za 229 mln zł, zadanie wykona konsorcjum dąbrowskich spółek Nowak-Mosty i Complex. Przedsięwzięcie prowadzone jest wspólnie przez miasto i PKP PLK S.A. Jego realizację zasilą środki pozyskane z Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii – łącznie 26 mln zł. 10 mln zł w 2020 r. i 16 mln w bieżącym. Ponadto unijne dofinansowanie, w wysokości przeszło 56 mln 566 tys. zł, pochodzi z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego. Zewnętrzne wsparcie sięgnie zatem ponad 82,5 mln zł.
PRZEBUDOWA UKŁADU DROGOWEGO W REJONIE DWORCA W GOŁONOGU
Wykonawcą inwestycji, której wartość opiewa na 67,5 mln zł, będzie dąbrowska spółka Nowak-Mosty. Zadanie obejmuje budowę: tunelu drogowego pod torami, który zastąpi dotychczasowy przejazd kolejowy; ronda na skrzyżowaniach al. Zagłębia Dąbrowskiego i Uklańskiego, a także Parkowej i Wczasowej; tunelu pieszego prowadzącego do peronów. Przebudowane i zmodernizowane zostaną również perony oraz układ torowy. Będzie to kolejne wspólne przedsięwzięcie miasta i PKP PLK, obejmujące zmiany układu komunikacyjnego, rozbudowę infrastruktury, usprawnienie ruchu drogowego i funkcjonowanie transportu publicznego. Ze względu na nieuregulowane kwestie własnościowe terenów wokół Gołonoskiego dworca, część inwestycji związana z budową nowych miejsc parkingowych będzie zrealizowana w kolejnym etapie.
Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna
Rekordowe wyniki KSSE
Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna S.A. podsumowuje pierwsze półrocze 2021 roku. Korzystne i elastyczne formy wsparcia dla przedsiębiorców w ramach przepisów PSI – przekładają się na rekordowe wyniki KSSE w ostatnich latach.
10 maja 2021 r. minęły trzy lata funkcjonowania Polskiej Strefy Inwestycji (PSI). Jak podkreśla dr Janusz Michałek, prezes Zarządu KSSE S.A. – Mechanizm udzielania pomocy publicznej na podstawie decyzji o wsparciu dzięki istotnym modyfikacjom w stosunku do rozwiązań specjalnych stref ekonomicznych bardzo korzystnie wpływa na poszerzenie możliwości wspierania przedsiębiorców w realizacji ich projektów. Głównym czynnikiem jest znaczące uelastycznienie możliwości uzyskania wsparcia: 1. procedura wydawania decyzji o wsparciu prowadzona jest przez wszystkich zarządzających w oparciu o przepisy kodeksu postępowania administracyjnego, co ma wpływ na jej standaryzację; 2. zarówno przepisy ustawy o wspieraniu nowych inwestycji, przepisy aktów wykonawczych czy k.p.a. określają minimalny zakres dokumentacji jaka podlega ocenie – wzór wniosku został określony w rozporządzeniu, a spółka zarządzająca prowadząc postępowanie wymagać może jedynie koniecznych i niezbędnych dokumentów; 3. inwestor wskazując we wniosku konkretną lokalizację dla planowanej inwestycji (dane geodezyjne) nie musi posiadać tytułu prawnego do nieruchomości na etapie wnioskowania i wyłącznie w interesie inwestora leży, aby przed przystąpieniem do procesu inwestycyjnego taki tytuł pozyskać (np. kupując nieruchomość za pośrednictwem spółki zarządzającej); 4. co do zasady, całe postępowanie w sprawie wydania decyzji powinno trwać maksymalnie 30 (60) dni, co znacznie skraca realizację procesu inwestycyjnego objętego wsparciem. To, że przepisy o PSI stanowią korzystną formę wsparcia dla przedsiębiorców, potwierdzają dane KSSE. W roku 2019 i 2020 KSSE osiągała rekordowe wyniki w zakresie liczby i wartości pozyskanych nowych inwestycji i to biorąc pod uwagę 25-letni okres jej funkcjonowania. W roku 2020 pozyskaliśmy 57 nowych projektów inwestycyjnych na kwotę ponad pięciu miliardów złotych. W ramach tych projektów mamy zarówno projekty firm z sektora MSP, jak również firm dużych, które przystąpiły do realizacji inwestycji o znaczącej wartości. Warte podkreślenia jest, że rok 2020, to rok, którego II oraz IV kwartał był formalnie okresem pandemii COVID-19!!! Połowa roku, dodatkowo roku jubileuszowego (25 lat KSSE), to świetny moment do podsumowania działań ostatnich sześciu miesięcy. – Nie ukrywam, że rekordowy 2020 r. skłaniał nas raczej do ostrożnej oceny, że powtórzenie tego osiągnięcia w roku 2021 r. nie będzie możliwe. Przede wszystkim z uwagi na przewidywany spadek gotowości do inwestycji wynikającej z niepewności wywołanej stanem pandemii – przypomina prezes KSSE. – Analizując jednak dane za 2021 r. przewidujemy, że powinniśmy wydać decyzje o wsparciu w podobnej liczbie jak w roku 2020, z tym jednak, że całościowo wartość inwestycji może być niższa. Badając napływ inwestycji w 2021 możemy podkreślić, iż znaczna część nowych projektów to inwestycje firm polskich, z sektora MŚP. To pokazuje, że Polska Strefa Inwestycji spełnia swoje podstawowe założenia i przyczynia się do wzrostu inwestycji prywatnych oraz zachęca do realizacji nowych – informuje dr Janusz Michałek. Poniżej przedstawiamy syntetyczne dane za sześć miesięcy 2021 r. Mówiąc o inwestycjach realizowanych na terenach przygotowanych staraniem czy z udziałem Katowickiej SSE S.A. warto zauważyć, że z naszej oferty korzystają również przedsiębiorcy, którzy nie uzyskują decyzji o wsparciu, ale deklarują zatrudnienie i wydatki inwestycyjne na obszarze Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Uwzględniając tego typu projekty, ogólna wartość pozyskanych inwestycji do końca czerwca 2021 wyniosła ponad 4,5 mld zł!!!
Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna
Rekordowe wyniki KSSE
Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna S.A. podsumowuje pierwsze półrocze 2021 roku. Korzystne i elastyczne formy wsparcia dla przedsiębiorców w ramach przepisów PSI – przekładają się na rekordowe wyniki KSSE w ostatnich latach.
10 maja 2021 r. minęły trzy lata funkcjonowania Polskiej Strefy Inwestycji (PSI). Jak podkreśla dr Janusz Michałek, prezes Zarządu KSSE S.A. – Mechanizm udzielania pomocy publicznej na podstawie decyzji o wsparciu dzięki istotnym modyfikacjom w stosunku do rozwiązań specjalnych stref ekonomicznych bardzo korzystnie wpływa na poszerzenie możliwości wspierania przedsiębiorców w realizacji ich projektów. Głównym czynnikiem jest znaczące uelastycznienie możliwości uzyskania wsparcia: 1. procedura wydawania decyzji o wsparciu prowadzona jest przez wszystkich zarządzających w oparciu o przepisy kodeksu postępowania administracyjnego, co ma wpływ na jej standaryzację; 2. zarówno przepisy ustawy o wspieraniu nowych inwestycji, przepisy aktów wykonawczych czy k.p.a. określają minimalny zakres dokumentacji jaka podlega ocenie – wzór wniosku został określony w rozporządzeniu, a spółka zarządzająca prowadząc postępowanie wymagać może jedynie koniecznych i niezbędnych dokumentów; 3. inwestor wskazując we wniosku konkretną lokalizację dla planowanej inwestycji (dane geodezyjne) nie musi posiadać tytułu prawnego do nieruchomości na etapie wnioskowania i wyłącznie w interesie inwestora leży, aby przed przystąpieniem do procesu inwestycyjnego taki tytuł pozyskać (np. kupując nieruchomość za pośrednictwem spółki zarządzającej); 4. co do zasady, całe postępowanie w sprawie wydania decyzji powinno trwać maksymalnie 30 (60) dni, co znacznie skraca realizację procesu inwestycyjnego objętego wsparciem. To, że przepisy o PSI stanowią korzystną formę wsparcia dla przedsiębiorców, potwierdzają dane KSSE. W roku 2019 i 2020 KSSE osiągała rekordowe wyniki w zakresie liczby i wartości pozyskanych nowych inwestycji i to biorąc pod uwagę 25-letni okres jej funkcjonowania. W roku 2020 pozyskaliśmy 57 nowych projektów inwestycyjnych na kwotę ponad pięciu miliardów złotych. W ramach tych projektów mamy zarówno projekty firm z sektora MSP, jak również firm dużych, które przystąpiły do realizacji inwestycji o znaczącej wartości. Warte podkreślenia jest, że rok 2020, to rok, którego II oraz IV kwartał był formalnie okresem pandemii COVID-19!!! Połowa roku, dodatkowo roku jubileuszowego (25 lat KSSE), to świetny moment do podsumowania działań ostatnich sześciu miesięcy. – Nie ukrywam, że rekordowy 2020 r. skłaniał nas raczej do ostrożnej oceny, że powtórzenie tego osiągnięcia w roku 2021 r. nie będzie możliwe. Przede wszystkim z uwagi na przewidywany spadek gotowości do inwestycji wynikającej z niepewności wywołanej stanem pandemii – przypomina prezes KSSE. – Analizując jednak dane za 2021 r. przewidujemy, że powinniśmy wydać decyzje o wsparciu w podobnej liczbie jak w roku 2020, z tym jednak, że całościowo wartość inwestycji może być niższa. Badając napływ inwestycji w 2021 możemy podkreślić, iż znaczna część nowych projektów to inwestycje firm polskich, z sektora MŚP. To pokazuje, że Polska Strefa Inwestycji spełnia swoje podstawowe założenia i przyczynia się do wzrostu inwestycji prywatnych oraz zachęca do realizacji nowych – informuje dr Janusz Michałek. Poniżej przedstawiamy syntetyczne dane za sześć miesięcy 2021 r. Mówiąc o inwestycjach realizowanych na terenach przygotowanych staraniem czy z udziałem Katowickiej SSE S.A. warto zauważyć, że z naszej oferty korzystają również przedsiębiorcy, którzy nie uzyskują decyzji o wsparciu, ale deklarują zatrudnienie i wydatki inwestycyjne na obszarze Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Uwzględniając tego typu projekty, ogólna wartość pozyskanych inwestycji do końca czerwca 2021 wyniosła ponad 4,5 mld zł!!!
TAJEMNICE SPADKÓW
Spadek to nie tylko ogół praw należących do spadkodawcy, ale także obowiązki, które ciążyły na spadkodawcy w chwili śmierci. Jako że w drodze spadkobrania na spadkobiercę przechodzą nie tylko wynikające ze spadku prawa, ale również długi spadkowe, a z postępowaniem spadkowym prędzej czy później każdy z nas będzie miał do czynienia, warto już teraz zgłębić tajemnice spadkobrania.
W pierwszej kolejności należy wskazać, że otwarcie spadku następuje wraz ze śmiercią spadkodawcy. Dowodem chwili śmierci osoby fizycznej co do zasady jest oczywiście akt zgonu, w którym określa się dzień i godzinę śmierci danej osoby. Moment otwarcia spadku jest istotny z punktu widzenia określenia kręgu spadkobierców oraz ustalenia składników masy spadkowej. Z chwilą śmierci spadkodawcy wszystkie posiadane przez spadkodawcę prawa i obowiązki majątkowe o charakterze cywilnoprawnym stają się spadkiem, a osoby uprawnione do dziedziczenia po spadkodawcy wchodzą z mocy prawa w ogół tych praw i obowiązków. Powołanie spadkobiercy do spadku może wynikać z testamentu albo z ustawy. Jeżeli spadkodawca nie sporządził testamentu, albo sporządził testament, ale nie powołał wskazanych w nim osób do całości spadku, albo gdy żadna z osób powołanych w testamencie nie chce lub nie może być spadkobiercą, w grę wchodzi dziedziczenie ustawowe. Z dziedziczeniem ustawowym będziemy mieć do czynienia także w sytuacji, w której spadkodawca sporządził testament, ale go skutecznie odwołał; testament okazał się nieważny albo bezskuteczny, testament nie powołuje spadkobiercy (lecz zawiera wyłącznie np. zapisy, polecenia, wydziedziczenia), albo żadna z osób fizycznych powołanych do dziedziczenia w testamencie nie dożyła otwarcia spadku, a w przypadku osób prawnych, żadna z nich nie istnieje w chwili otwarcia spadku. Testament może sporządzić osoba mająca pełną zdolność do czynności prawnych. Jeśli chodzi o formę testamentu, to w zależności od okoliczności testator może sporządzić go w formie zwykłej (testament holograficzny, notarialny, allograficzny) lub szczególnej (testament ustny, podróżny, wojskowy). Na uwadze należy mieć fakt, że testament sporządzony w formie szczególnej traci moc z upływem sześciu miesięcy od ustania okoliczności, które uzasadniały niezachowanie formy testamentu zwykłego, chyba że spadkodawca zmarł przed upływem tego terminu (bieg terminu ulega zawieszeniu przez czas, w ciągu którego spadkodawca nie ma możności sporządzenia testamentu zwykłego). Testator w każdej chwili może odwołać testament w całości lub w części, poprzez zniszczenie testamentu dotychczasowego, naniesienie zmian w testamencie dotychczasowym, albo sporządzenie nowego testamentu. W przypadku sporządzenia nowego testamentu bez zaznaczenia w nim, że poprzedni testament zostaje odwołany, za odwołane uznaje się te postanowienia poprzedniego testamentu, które stoją w sprzeczności z postanowieniami nowego testamentu. Kolejność dziedziczenia z ustawy szczegółowo regulują przepisy Kodeksu cywilnego. Zgodnie z nimi w pierwszej kolejności do dziedziczenia z ustawy powołane są dzieci spadkodawcy oraz jego małżonek (dziedziczenie w częściach równych, część przypadająca małżonkowi nie może być mniejsza niż jedna czwarta całości spadku). Jeżeli dziecko spadkodawcy nie dożyło otwarcia spadku, udział spadkowy, który by mu przypadał, przypada jego dzieciom (w częściach równych). W braku zstępnych spadkodawcy, do spadku z ustawy powołani są jego małżonek i rodzice (udział spadkowy każdego z rodziców w przypadku dziedziczenia w zbiegu z małżonkiem, wynosi jedną czwartą całości spadku). Gdy brak jest zarówno zstępnych jak i małżonka spadkodawcy, cały spadek przypada jego rodzicom w częściach równych, natomiast gdyby jedno z rodziców nie dożyło otwarcia spadku, udział spadkowy który by mu przypadł, przypada rodzeństwu spadkodawcy w częściach równych. Gdyby z kolei którekolwiek z rodzeństwa nie dożyło otwarcia spadku – do dziedziczenia udziału, który by mu przypadł powołani są jego zstępni. Jeżeli jedno z rodziców nie dożyło otwarcia spadku i brak jest rodzeństwa spadkodawcy lub zstępnych tego rodzeństwa, udział spadkowy rodzica dziedziczącego w zbiegu z małżonkiem spadkodawcy wynosi połowę spadku. Udział spadkowy małżonka wyniesie połowę spadku wówczas, gdy będzie on dziedziczył w zbiegu z rodzicami, rodzeństwem i zstępnymi rodzeństwa spadkodawcy, natomiast cały spadek przypadnie małżonkowi spadkodawcy, gdy brak będzie zstępnych spadkodawcy, jego rodziców, rodzeństwa i ich zstępnych. Jeśli z kolei brak jest zstępnych, małżonka, rodziców, rodzeństwa i zstępnych rodzeństwa spadkodawcy cały spadek przypada dziadkom spadkodawcy (w częściach równych), a jeżeli któreś z dziadków spadkodawcy nie dożyło otwarcia spadku, udział spadkowy, który by mu przypadał, przypada jego zstępnym. W braku zstępnych tego z dziadków, który nie dożył otwarcia spadku, udział spadkowy, który by mu przypadał, przypada pozostałym dziadkom w częściach równych. Spadek przypada gminie ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy jako spadkobiercy ustawowemu w braku małżonka spadkodawcy, jego krewnych i dzieci małżonka spadkodawcy, powołanych do dziedziczenia z ustawy. Celem postępowania w przedmiocie stwierdzenia nabycia spadku jest ustalenie kręgu spadkobierców, a zatem sprowadza się ono do tego, że sąd określa, które podmioty są uprawnione do dziedziczenia po zmarłym. Aby stwierdzić kto z chwilą śmierci spadkodawcy nabył prawa do spadku, należy albo udać się do notariusza, który sporządzi akt poświadczenia dziedziczenia, albo złożyć wniosek o stwierdzenie nabycia spadku w sądzie. Zarówno sporządzony przez notariusza akt poświadczenia dziedziczenia jak postanowienie o stwierdzeniu nabycia spadku wydane przez sąd mają taką samą doniosłość prawną. Jako że w momencie otwarcia spadku (w momencie śmierci spadkodawcy) spadkobiercy wchodzą w ogół praw i obowiązków spadkodawcy, akt poświadczenia dziedziczenia albo postanowienie o nabyciu spadku mają jedynie charakter deklaratoryjny. Nie tworzą one nowego stanu prawnego, a tylko potwierdzają stan, który powstał przed ich wydaniem. Kodeks cywilny uzyskanie aktu poświadczenia dziedziczenia albo postanowienia o stwierdzeniu nabycia spadku wiąże z domniemaniem, zgodnie z którym osoba, która uzyskała jeden z tych dokumentów jest spadkobiercą. Wskazane dokumenty stanowią więc podstawę np. do dokonania zmian w księgach wieczystych, do dokonania zmiany w Krajowym Rejestrze Sądowym czy też do przerejestrowania pojazdu. Aby uzyskać sądowe stwierdzenie nabycia spadku, należy złożyć wniosek do sądu rejonowego, właściwego według ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy, a jeżeli nie jest możliwe ustalenie ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy, wówczas właściwy do rozpoznania sprawy będzie sąd miejsca, w którym znajduje się majątek spadkowy. Właściwość ta jest właściwością wyłączną, a zatem uczestnicy postępowania nie mają możliwości dokonania jej umownej modyfikacji. Wydanie przez sąd postanowienia o stwierdzeniu nabycia spadku zawsze poprzedzone jest rozprawą, na którą wzywani są wszyscy spadkobiercy. Podczas rozprawy spadkobiercy składają oświadczenie w przedmiocie tego czy znani są im inni spadkobiercy oraz czy posiadają wiedzę co do istnienia testamentu. Jak już wskazywano powyżej, w chwili śmierci spadkodawcy następuje otwarcie spadku. Od momentu, w którym spadkobierca dowiedział się o tytule swego powołania, czyli prościej mówiąc od dnia, w którym dowiedział się o śmierci spadkodawcy, ma on sześć miesięcy na złożenie oświadczenia spadkowego, tj. oświadczenia o tym czy spadek przyjmuje, czy też odrzuca. Oświadczenie o przyjęciu spadku polega na tym, że spadkobierca przyjmie spadek wprost, tj. wraz z odpowiedzialnością za długi spadkowe (spadkobierca odpowiada za wszystkie długi pozostawione przez spadkodawcę bez względu na ich wartość i wartość spadku), albo przyjmie spadek z dobrodziejstwem inwentarza (co ogranicza odpowiedzialność spadkobiercy za długi spadkodawcy tylko do wartości otrzymanego spadku, a komornik nie może egzekwować od spadkobiercy więcej niż był wart oddziedziczony majątek). W przypadku odrzucenia spadku, spadkobierca traktowany jest jakby nie dożył śmierci spadkodawcy, a konieczność złożenia oświadczenia o przyjęciu bądź odrzuceniu spadku przechodzi na kolejne osoby uprawnione do dziedziczenia. Niedochowanie 6-miesięcznego terminu przewidzianego na złożenie oświadczenia spadkowego jest jednoznaczne z przyjęciem przez spadkobiercę spadku z dobrodziejstwem inwentarza, czyli w wersji „korzystniejszej” dla spadkobiercy (w takiej sytuacji spadkobierca nie może już odrzucić spadku ani złożyć oświadczenia o przyjęciu spadku wprost). Samo złożenie wniosku o stwierdzenie nabycia spadku nie zastępuje oświadczenia spadkowego, a zatem trzeba mieć na uwadze fakt, że od złożenia wniosku, np. do sądu, do wyznaczenia rozprawy może upłynąć ten 6-miesięczny termin. Sąd Najwyższy w postanowieniu z dnia 20 lutego 1963 r., I CR 109/63 doszedł do wniosku, że „jeżeli pisemne oświadczenie o przyjęciu lub odrzuceniu spadku, podpisane przez spadkobierców i zawierające niezbędne dane, wpłynęło do sądu”, to złożenie ustnego oświadczenia przed sądem już po upływie sześciomiesięcznego terminu nie stoi na przeszkodzie, aby to oświadczenie uznać za skuteczne. Niemniej jednak nie jest to rozwiązanie, które wprost wynikałoby z przepisów, a zatem może być ono różnie interpretowane w zależności od sądu. Podsumowując, w przypadku gdy wskazany wyżej 6-miesięczny termin na złożenie oświadczenia spadkowego upłynie, sąd wyda postanowienie o stwierdzeniu nabycia przez spadkobierców spadku z dobrodziejstwem inwentarza, natomiast jeżeli termin ten jeszcze nie zakończy biegu, sąd odbierze od uczestników postępowania oświadczenia spadkowe i wyda postanowienie o treści zależnej od tych oświadczeń, tj. albo o stwierdzeniu nabycia spadku wprost, albo z dobrodziejstwem inwentarza, albo o odrzuceniu spadku. Postępowanie o stwierdzenie nabycia spadku przed notariuszem jest natomiast postępowaniem dwuetapowym. W pierwszym etapie spisywany jest protokół dziedziczenia, a w drugim notariusz sporządza akt poświadczenia dziedziczenia. W spisywaniu protokołu dziedziczenia muszą brać udział wszystkie osoby, które mogą być spadkobiercami ustawowymi i testamentowymi. Notariusz poucza obecnych o obowiązku ujawnienia wszelkich okoliczności objętych treścią protokołu oraz o odpowiedzialności karnej za złożenie fałszywych oświadczeń. Jeżeli od dnia otwarcia spadku nie upłynął 6-miesięczny okres, o którym była mowa powyżej, notariusz umieszcza w protokole dziedziczenia oświadczenia spadkobierców o prostym przyjęciu spadku, przyjęciu spadku z dobrodziejstwem inwentarza lub o odrzuceniu spadku. Jeżeli 6-miesięczny termin upłynął – przyjmuje się, że spadek został przyjęty z dobrodziejstwem inwentarza. Jeżeli jednak spadkobiercy wcześniej złożyli oświadczenia spadkowe, notariusz w protokole dziedziczenia zamieści wzmiankę o dacie, miejscu i treści tych oświadczeń. W kolejnym kroku, oczywiście jeżeli spadkobiercy mają taką wolę, dochodzi do działu spadku, czyli do podziału spadku pomiędzy osoby uprawnione. Wydany przez notariusza akt poświadczenia dziedziczenia oraz wydane w postępowaniu sądowym postanowienie o stwierdzeniu nabycia spadku mają na celu potwierdzić kto wchodzi w krąg spadkobierców. Dział spadku natomiast ma na celu zniesienie współwłasności majątku spadkowego pomiędzy tymi osobami i sprecyzowanie jakie elementy majątku spadkowego będą dziedziczone przez konkretnych spadkobierców. W tym przypadku również można dokonać działu spadku na dwa sposoby, tj. albo umownie, albo w drodze sądowego działu spadku. Dział spadku w formie umowy polega na wspólnym i zgodnym złożeniu oświadczeń woli przez wszystkich spadkobierców co do tego, która część majątku spadkowego któremu spadkobiercy przypadnie. Ustawa nie wymaga żadnej konkretnej formy dla tej umowy, a zatem mogłaby ona przybrać także formę ustną, niemniej jednak dla bezpieczeństwa lepiej sporządzić ją na piśmie. Gdy spadkobiercy nie potrafią dojść do porozumienia, pozostaje sądowy dział spadku. Wniosek o wszczęcie postępowania działowego powinien zawierać spis składników majątku, który ma zostać podzielony między spadkobierców. W trakcie postępowania działowego sąd ustala skład (według stanu z chwili otwarcia spadku) i wartość (według cen obowiązujących w chwili orzekania o dziale) spadku ulegającego podziałowi. Sąd ma obowiązek z urzędu oszacować wartości spadku, a określenie wartości spadku przez wnioskodawcę czy spadkobierców nie jest dla sądu wiążące. Następnie sąd przechodzi do działu spadku i może spadek podzielić przez podział fizyczny (przyznanie poszczególnych przedmiotów poszczególnym spadkobiercom); przyznanie praw wchodzących w skład spadku jednemu spadkobiercy lub też tylko niektórym z nich, z jednoczesnym nałożeniem na nich obowiązku spłaty pozostałych spadkobierców; albo przez podział cywilny, polegający na sprzedaży elementów spadku i podziale uzyskanej w ten sposób kwoty pomiędzy spadkobierców, stosownie do przysługujących im udziałów w spadku. Wskutek działu spadku pomiędzy spadkobiercami zostanie zniesiona wspólność majątku spadkowego. Oczywiście, gdy spadek przypada tylko jednej osobie, z oczywistych względów nie ma potrzeby przeprowadzania postępowania działowego, bowiem w takiej sytuacji właścicielem wszystkich wchodzących w skład spadku przedmiotów jest jedyny spadkobierca.
TAJEMNICE SPADKÓW
Spadek to nie tylko ogół praw należących do spadkodawcy, ale także obowiązki, które ciążyły na spadkodawcy w chwili śmierci. Jako że w drodze spadkobrania na spadkobiercę przechodzą nie tylko wynikające ze spadku prawa, ale również długi spadkowe, a z postępowaniem spadkowym prędzej czy później każdy z nas będzie miał do czynienia, warto już teraz zgłębić tajemnice spadkobrania.
W pierwszej kolejności należy wskazać, że otwarcie spadku następuje wraz ze śmiercią spadkodawcy. Dowodem chwili śmierci osoby fizycznej co do zasady jest oczywiście akt zgonu, w którym określa się dzień i godzinę śmierci danej osoby. Moment otwarcia spadku jest istotny z punktu widzenia określenia kręgu spadkobierców oraz ustalenia składników masy spadkowej. Z chwilą śmierci spadkodawcy wszystkie posiadane przez spadkodawcę prawa i obowiązki majątkowe o charakterze cywilnoprawnym stają się spadkiem, a osoby uprawnione do dziedziczenia po spadkodawcy wchodzą z mocy prawa w ogół tych praw i obowiązków. Powołanie spadkobiercy do spadku może wynikać z testamentu albo z ustawy. Jeżeli spadkodawca nie sporządził testamentu, albo sporządził testament, ale nie powołał wskazanych w nim osób do całości spadku, albo gdy żadna z osób powołanych w testamencie nie chce lub nie może być spadkobiercą, w grę wchodzi dziedziczenie ustawowe. Z dziedziczeniem ustawowym będziemy mieć do czynienia także w sytuacji, w której spadkodawca sporządził testament, ale go skutecznie odwołał; testament okazał się nieważny albo bezskuteczny, testament nie powołuje spadkobiercy (lecz zawiera wyłącznie np. zapisy, polecenia, wydziedziczenia), albo żadna z osób fizycznych powołanych do dziedziczenia w testamencie nie dożyła otwarcia spadku, a w przypadku osób prawnych, żadna z nich nie istnieje w chwili otwarcia spadku. Testament może sporządzić osoba mająca pełną zdolność do czynności prawnych. Jeśli chodzi o formę testamentu, to w zależności od okoliczności testator może sporządzić go w formie zwykłej (testament holograficzny, notarialny, allograficzny) lub szczególnej (testament ustny, podróżny, wojskowy). Na uwadze należy mieć fakt, że testament sporządzony w formie szczególnej traci moc z upływem sześciu miesięcy od ustania okoliczności, które uzasadniały niezachowanie formy testamentu zwykłego, chyba że spadkodawca zmarł przed upływem tego terminu (bieg terminu ulega zawieszeniu przez czas, w ciągu którego spadkodawca nie ma możności sporządzenia testamentu zwykłego). Testator w każdej chwili może odwołać testament w całości lub w części, poprzez zniszczenie testamentu dotychczasowego, naniesienie zmian w testamencie dotychczasowym, albo sporządzenie nowego testamentu. W przypadku sporządzenia nowego testamentu bez zaznaczenia w nim, że poprzedni testament zostaje odwołany, za odwołane uznaje się te postanowienia poprzedniego testamentu, które stoją w sprzeczności z postanowieniami nowego testamentu. Kolejność dziedziczenia z ustawy szczegółowo regulują przepisy Kodeksu cywilnego. Zgodnie z nimi w pierwszej kolejności do dziedziczenia z ustawy powołane są dzieci spadkodawcy oraz jego małżonek (dziedziczenie w częściach równych, część przypadająca małżonkowi nie może być mniejsza niż jedna czwarta całości spadku). Jeżeli dziecko spadkodawcy nie dożyło otwarcia spadku, udział spadkowy, który by mu przypadał, przypada jego dzieciom (w częściach równych). W braku zstępnych spadkodawcy, do spadku z ustawy powołani są jego małżonek i rodzice (udział spadkowy każdego z rodziców w przypadku dziedziczenia w zbiegu z małżonkiem, wynosi jedną czwartą całości spadku). Gdy brak jest zarówno zstępnych jak i małżonka spadkodawcy, cały spadek przypada jego rodzicom w częściach równych, natomiast gdyby jedno z rodziców nie dożyło otwarcia spadku, udział spadkowy który by mu przypadł, przypada rodzeństwu spadkodawcy w częściach równych. Gdyby z kolei którekolwiek z rodzeństwa nie dożyło otwarcia spadku – do dziedziczenia udziału, który by mu przypadł powołani są jego zstępni. Jeżeli jedno z rodziców nie dożyło otwarcia spadku i brak jest rodzeństwa spadkodawcy lub zstępnych tego rodzeństwa, udział spadkowy rodzica dziedziczącego w zbiegu z małżonkiem spadkodawcy wynosi połowę spadku. Udział spadkowy małżonka wyniesie połowę spadku wówczas, gdy będzie on dziedziczył w zbiegu z rodzicami, rodzeństwem i zstępnymi rodzeństwa spadkodawcy, natomiast cały spadek przypadnie małżonkowi spadkodawcy, gdy brak będzie zstępnych spadkodawcy, jego rodziców, rodzeństwa i ich zstępnych. Jeśli z kolei brak jest zstępnych, małżonka, rodziców, rodzeństwa i zstępnych rodzeństwa spadkodawcy cały spadek przypada dziadkom spadkodawcy (w częściach równych), a jeżeli któreś z dziadków spadkodawcy nie dożyło otwarcia spadku, udział spadkowy, który by mu przypadał, przypada jego zstępnym. W braku zstępnych tego z dziadków, który nie dożył otwarcia spadku, udział spadkowy, który by mu przypadał, przypada pozostałym dziadkom w częściach równych. Spadek przypada gminie ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy jako spadkobiercy ustawowemu w braku małżonka spadkodawcy, jego krewnych i dzieci małżonka spadkodawcy, powołanych do dziedziczenia z ustawy. Celem postępowania w przedmiocie stwierdzenia nabycia spadku jest ustalenie kręgu spadkobierców, a zatem sprowadza się ono do tego, że sąd określa, które podmioty są uprawnione do dziedziczenia po zmarłym. Aby stwierdzić kto z chwilą śmierci spadkodawcy nabył prawa do spadku, należy albo udać się do notariusza, który sporządzi akt poświadczenia dziedziczenia, albo złożyć wniosek o stwierdzenie nabycia spadku w sądzie. Zarówno sporządzony przez notariusza akt poświadczenia dziedziczenia jak postanowienie o stwierdzeniu nabycia spadku wydane przez sąd mają taką samą doniosłość prawną. Jako że w momencie otwarcia spadku (w momencie śmierci spadkodawcy) spadkobiercy wchodzą w ogół praw i obowiązków spadkodawcy, akt poświadczenia dziedziczenia albo postanowienie o nabyciu spadku mają jedynie charakter deklaratoryjny. Nie tworzą one nowego stanu prawnego, a tylko potwierdzają stan, który powstał przed ich wydaniem. Kodeks cywilny uzyskanie aktu poświadczenia dziedziczenia albo postanowienia o stwierdzeniu nabycia spadku wiąże z domniemaniem, zgodnie z którym osoba, która uzyskała jeden z tych dokumentów jest spadkobiercą. Wskazane dokumenty stanowią więc podstawę np. do dokonania zmian w księgach wieczystych, do dokonania zmiany w Krajowym Rejestrze Sądowym czy też do przerejestrowania pojazdu. Aby uzyskać sądowe stwierdzenie nabycia spadku, należy złożyć wniosek do sądu rejonowego, właściwego według ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy, a jeżeli nie jest możliwe ustalenie ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy, wówczas właściwy do rozpoznania sprawy będzie sąd miejsca, w którym znajduje się majątek spadkowy. Właściwość ta jest właściwością wyłączną, a zatem uczestnicy postępowania nie mają możliwości dokonania jej umownej modyfikacji. Wydanie przez sąd postanowienia o stwierdzeniu nabycia spadku zawsze poprzedzone jest rozprawą, na którą wzywani są wszyscy spadkobiercy. Podczas rozprawy spadkobiercy składają oświadczenie w przedmiocie tego czy znani są im inni spadkobiercy oraz czy posiadają wiedzę co do istnienia testamentu. Jak już wskazywano powyżej, w chwili śmierci spadkodawcy następuje otwarcie spadku. Od momentu, w którym spadkobierca dowiedział się o tytule swego powołania, czyli prościej mówiąc od dnia, w którym dowiedział się o śmierci spadkodawcy, ma on sześć miesięcy na złożenie oświadczenia spadkowego, tj. oświadczenia o tym czy spadek przyjmuje, czy też odrzuca. Oświadczenie o przyjęciu spadku polega na tym, że spadkobierca przyjmie spadek wprost, tj. wraz z odpowiedzialnością za długi spadkowe (spadkobierca odpowiada za wszystkie długi pozostawione przez spadkodawcę bez względu na ich wartość i wartość spadku), albo przyjmie spadek z dobrodziejstwem inwentarza (co ogranicza odpowiedzialność spadkobiercy za długi spadkodawcy tylko do wartości otrzymanego spadku, a komornik nie może egzekwować od spadkobiercy więcej niż był wart oddziedziczony majątek). W przypadku odrzucenia spadku, spadkobierca traktowany jest jakby nie dożył śmierci spadkodawcy, a konieczność złożenia oświadczenia o przyjęciu bądź odrzuceniu spadku przechodzi na kolejne osoby uprawnione do dziedziczenia. Niedochowanie 6-miesięcznego terminu przewidzianego na złożenie oświadczenia spadkowego jest jednoznaczne z przyjęciem przez spadkobiercę spadku z dobrodziejstwem inwentarza, czyli w wersji „korzystniejszej” dla spadkobiercy (w takiej sytuacji spadkobierca nie może już odrzucić spadku ani złożyć oświadczenia o przyjęciu spadku wprost). Samo złożenie wniosku o stwierdzenie nabycia spadku nie zastępuje oświadczenia spadkowego, a zatem trzeba mieć na uwadze fakt, że od złożenia wniosku, np. do sądu, do wyznaczenia rozprawy może upłynąć ten 6-miesięczny termin. Sąd Najwyższy w postanowieniu z dnia 20 lutego 1963 r., I CR 109/63 doszedł do wniosku, że „jeżeli pisemne oświadczenie o przyjęciu lub odrzuceniu spadku, podpisane przez spadkobierców i zawierające niezbędne dane, wpłynęło do sądu”, to złożenie ustnego oświadczenia przed sądem już po upływie sześciomiesięcznego terminu nie stoi na przeszkodzie, aby to oświadczenie uznać za skuteczne. Niemniej jednak nie jest to rozwiązanie, które wprost wynikałoby z przepisów, a zatem może być ono różnie interpretowane w zależności od sądu. Podsumowując, w przypadku gdy wskazany wyżej 6-miesięczny termin na złożenie oświadczenia spadkowego upłynie, sąd wyda postanowienie o stwierdzeniu nabycia przez spadkobierców spadku z dobrodziejstwem inwentarza, natomiast jeżeli termin ten jeszcze nie zakończy biegu, sąd odbierze od uczestników postępowania oświadczenia spadkowe i wyda postanowienie o treści zależnej od tych oświadczeń, tj. albo o stwierdzeniu nabycia spadku wprost, albo z dobrodziejstwem inwentarza, albo o odrzuceniu spadku. Postępowanie o stwierdzenie nabycia spadku przed notariuszem jest natomiast postępowaniem dwuetapowym. W pierwszym etapie spisywany jest protokół dziedziczenia, a w drugim notariusz sporządza akt poświadczenia dziedziczenia. W spisywaniu protokołu dziedziczenia muszą brać udział wszystkie osoby, które mogą być spadkobiercami ustawowymi i testamentowymi. Notariusz poucza obecnych o obowiązku ujawnienia wszelkich okoliczności objętych treścią protokołu oraz o odpowiedzialności karnej za złożenie fałszywych oświadczeń. Jeżeli od dnia otwarcia spadku nie upłynął 6-miesięczny okres, o którym była mowa powyżej, notariusz umieszcza w protokole dziedziczenia oświadczenia spadkobierców o prostym przyjęciu spadku, przyjęciu spadku z dobrodziejstwem inwentarza lub o odrzuceniu spadku. Jeżeli 6-miesięczny termin upłynął – przyjmuje się, że spadek został przyjęty z dobrodziejstwem inwentarza. Jeżeli jednak spadkobiercy wcześniej złożyli oświadczenia spadkowe, notariusz w protokole dziedziczenia zamieści wzmiankę o dacie, miejscu i treści tych oświadczeń. W kolejnym kroku, oczywiście jeżeli spadkobiercy mają taką wolę, dochodzi do działu spadku, czyli do podziału spadku pomiędzy osoby uprawnione. Wydany przez notariusza akt poświadczenia dziedziczenia oraz wydane w postępowaniu sądowym postanowienie o stwierdzeniu nabycia spadku mają na celu potwierdzić kto wchodzi w krąg spadkobierców. Dział spadku natomiast ma na celu zniesienie współwłasności majątku spadkowego pomiędzy tymi osobami i sprecyzowanie jakie elementy majątku spadkowego będą dziedziczone przez konkretnych spadkobierców. W tym przypadku również można dokonać działu spadku na dwa sposoby, tj. albo umownie, albo w drodze sądowego działu spadku. Dział spadku w formie umowy polega na wspólnym i zgodnym złożeniu oświadczeń woli przez wszystkich spadkobierców co do tego, która część majątku spadkowego któremu spadkobiercy przypadnie. Ustawa nie wymaga żadnej konkretnej formy dla tej umowy, a zatem mogłaby ona przybrać także formę ustną, niemniej jednak dla bezpieczeństwa lepiej sporządzić ją na piśmie. Gdy spadkobiercy nie potrafią dojść do porozumienia, pozostaje sądowy dział spadku. Wniosek o wszczęcie postępowania działowego powinien zawierać spis składników majątku, który ma zostać podzielony między spadkobierców. W trakcie postępowania działowego sąd ustala skład (według stanu z chwili otwarcia spadku) i wartość (według cen obowiązujących w chwili orzekania o dziale) spadku ulegającego podziałowi. Sąd ma obowiązek z urzędu oszacować wartości spadku, a określenie wartości spadku przez wnioskodawcę czy spadkobierców nie jest dla sądu wiążące. Następnie sąd przechodzi do działu spadku i może spadek podzielić przez podział fizyczny (przyznanie poszczególnych przedmiotów poszczególnym spadkobiercom); przyznanie praw wchodzących w skład spadku jednemu spadkobiercy lub też tylko niektórym z nich, z jednoczesnym nałożeniem na nich obowiązku spłaty pozostałych spadkobierców; albo przez podział cywilny, polegający na sprzedaży elementów spadku i podziale uzyskanej w ten sposób kwoty pomiędzy spadkobierców, stosownie do przysługujących im udziałów w spadku. Wskutek działu spadku pomiędzy spadkobiercami zostanie zniesiona wspólność majątku spadkowego. Oczywiście, gdy spadek przypada tylko jednej osobie, z oczywistych względów nie ma potrzeby przeprowadzania postępowania działowego, bowiem w takiej sytuacji właścicielem wszystkich wchodzących w skład spadku przedmiotów jest jedyny spadkobierca.
TAJEMNICE SPADKÓW
Spadek to nie tylko ogół praw należących do spadkodawcy, ale także obowiązki, które ciążyły na spadkodawcy w chwili śmierci. Jako że w drodze spadkobrania na spadkobiercę przechodzą nie tylko wynikające ze spadku prawa, ale również długi spadkowe, a z postępowaniem spadkowym prędzej czy później każdy z nas będzie miał do czynienia, warto już teraz zgłębić tajemnice spadkobrania.
W pierwszej kolejności należy wskazać, że otwarcie spadku następuje wraz ze śmiercią spadkodawcy. Dowodem chwili śmierci osoby fizycznej co do zasady jest oczywiście akt zgonu, w którym określa się dzień i godzinę śmierci danej osoby. Moment otwarcia spadku jest istotny z punktu widzenia określenia kręgu spadkobierców oraz ustalenia składników masy spadkowej. Z chwilą śmierci spadkodawcy wszystkie posiadane przez spadkodawcę prawa i obowiązki majątkowe o charakterze cywilnoprawnym stają się spadkiem, a osoby uprawnione do dziedziczenia po spadkodawcy wchodzą z mocy prawa w ogół tych praw i obowiązków. Powołanie spadkobiercy do spadku może wynikać z testamentu albo z ustawy. Jeżeli spadkodawca nie sporządził testamentu, albo sporządził testament, ale nie powołał wskazanych w nim osób do całości spadku, albo gdy żadna z osób powołanych w testamencie nie chce lub nie może być spadkobiercą, w grę wchodzi dziedziczenie ustawowe. Z dziedziczeniem ustawowym będziemy mieć do czynienia także w sytuacji, w której spadkodawca sporządził testament, ale go skutecznie odwołał; testament okazał się nieważny albo bezskuteczny, testament nie powołuje spadkobiercy (lecz zawiera wyłącznie np. zapisy, polecenia, wydziedziczenia), albo żadna z osób fizycznych powołanych do dziedziczenia w testamencie nie dożyła otwarcia spadku, a w przypadku osób prawnych, żadna z nich nie istnieje w chwili otwarcia spadku. Testament może sporządzić osoba mająca pełną zdolność do czynności prawnych. Jeśli chodzi o formę testamentu, to w zależności od okoliczności testator może sporządzić go w formie zwykłej (testament holograficzny, notarialny, allograficzny) lub szczególnej (testament ustny, podróżny, wojskowy). Na uwadze należy mieć fakt, że testament sporządzony w formie szczególnej traci moc z upływem sześciu miesięcy od ustania okoliczności, które uzasadniały niezachowanie formy testamentu zwykłego, chyba że spadkodawca zmarł przed upływem tego terminu (bieg terminu ulega zawieszeniu przez czas, w ciągu którego spadkodawca nie ma możności sporządzenia testamentu zwykłego). Testator w każdej chwili może odwołać testament w całości lub w części, poprzez zniszczenie testamentu dotychczasowego, naniesienie zmian w testamencie dotychczasowym, albo sporządzenie nowego testamentu. W przypadku sporządzenia nowego testamentu bez zaznaczenia w nim, że poprzedni testament zostaje odwołany, za odwołane uznaje się te postanowienia poprzedniego testamentu, które stoją w sprzeczności z postanowieniami nowego testamentu. Kolejność dziedziczenia z ustawy szczegółowo regulują przepisy Kodeksu cywilnego. Zgodnie z nimi w pierwszej kolejności do dziedziczenia z ustawy powołane są dzieci spadkodawcy oraz jego małżonek (dziedziczenie w częściach równych, część przypadająca małżonkowi nie może być mniejsza niż jedna czwarta całości spadku). Jeżeli dziecko spadkodawcy nie dożyło otwarcia spadku, udział spadkowy, który by mu przypadał, przypada jego dzieciom (w częściach równych). W braku zstępnych spadkodawcy, do spadku z ustawy powołani są jego małżonek i rodzice (udział spadkowy każdego z rodziców w przypadku dziedziczenia w zbiegu z małżonkiem, wynosi jedną czwartą całości spadku). Gdy brak jest zarówno zstępnych jak i małżonka spadkodawcy, cały spadek przypada jego rodzicom w częściach równych, natomiast gdyby jedno z rodziców nie dożyło otwarcia spadku, udział spadkowy który by mu przypadł, przypada rodzeństwu spadkodawcy w częściach równych. Gdyby z kolei którekolwiek z rodzeństwa nie dożyło otwarcia spadku – do dziedziczenia udziału, który by mu przypadł powołani są jego zstępni. Jeżeli jedno z rodziców nie dożyło otwarcia spadku i brak jest rodzeństwa spadkodawcy lub zstępnych tego rodzeństwa, udział spadkowy rodzica dziedziczącego w zbiegu z małżonkiem spadkodawcy wynosi połowę spadku. Udział spadkowy małżonka wyniesie połowę spadku wówczas, gdy będzie on dziedziczył w zbiegu z rodzicami, rodzeństwem i zstępnymi rodzeństwa spadkodawcy, natomiast cały spadek przypadnie małżonkowi spadkodawcy, gdy brak będzie zstępnych spadkodawcy, jego rodziców, rodzeństwa i ich zstępnych. Jeśli z kolei brak jest zstępnych, małżonka, rodziców, rodzeństwa i zstępnych rodzeństwa spadkodawcy cały spadek przypada dziadkom spadkodawcy (w częściach równych), a jeżeli któreś z dziadków spadkodawcy nie dożyło otwarcia spadku, udział spadkowy, który by mu przypadał, przypada jego zstępnym. W braku zstępnych tego z dziadków, który nie dożył otwarcia spadku, udział spadkowy, który by mu przypadał, przypada pozostałym dziadkom w częściach równych. Spadek przypada gminie ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy jako spadkobiercy ustawowemu w braku małżonka spadkodawcy, jego krewnych i dzieci małżonka spadkodawcy, powołanych do dziedziczenia z ustawy. Celem postępowania w przedmiocie stwierdzenia nabycia spadku jest ustalenie kręgu spadkobierców, a zatem sprowadza się ono do tego, że sąd określa, które podmioty są uprawnione do dziedziczenia po zmarłym. Aby stwierdzić kto z chwilą śmierci spadkodawcy nabył prawa do spadku, należy albo udać się do notariusza, który sporządzi akt poświadczenia dziedziczenia, albo złożyć wniosek o stwierdzenie nabycia spadku w sądzie. Zarówno sporządzony przez notariusza akt poświadczenia dziedziczenia jak postanowienie o stwierdzeniu nabycia spadku wydane przez sąd mają taką samą doniosłość prawną. Jako że w momencie otwarcia spadku (w momencie śmierci spadkodawcy) spadkobiercy wchodzą w ogół praw i obowiązków spadkodawcy, akt poświadczenia dziedziczenia albo postanowienie o nabyciu spadku mają jedynie charakter deklaratoryjny. Nie tworzą one nowego stanu prawnego, a tylko potwierdzają stan, który powstał przed ich wydaniem. Kodeks cywilny uzyskanie aktu poświadczenia dziedziczenia albo postanowienia o stwierdzeniu nabycia spadku wiąże z domniemaniem, zgodnie z którym osoba, która uzyskała jeden z tych dokumentów jest spadkobiercą. Wskazane dokumenty stanowią więc podstawę np. do dokonania zmian w księgach wieczystych, do dokonania zmiany w Krajowym Rejestrze Sądowym czy też do przerejestrowania pojazdu. Aby uzyskać sądowe stwierdzenie nabycia spadku, należy złożyć wniosek do sądu rejonowego, właściwego według ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy, a jeżeli nie jest możliwe ustalenie ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy, wówczas właściwy do rozpoznania sprawy będzie sąd miejsca, w którym znajduje się majątek spadkowy. Właściwość ta jest właściwością wyłączną, a zatem uczestnicy postępowania nie mają możliwości dokonania jej umownej modyfikacji. Wydanie przez sąd postanowienia o stwierdzeniu nabycia spadku zawsze poprzedzone jest rozprawą, na którą wzywani są wszyscy spadkobiercy. Podczas rozprawy spadkobiercy składają oświadczenie w przedmiocie tego czy znani są im inni spadkobiercy oraz czy posiadają wiedzę co do istnienia testamentu. Jak już wskazywano powyżej, w chwili śmierci spadkodawcy następuje otwarcie spadku. Od momentu, w którym spadkobierca dowiedział się o tytule swego powołania, czyli prościej mówiąc od dnia, w którym dowiedział się o śmierci spadkodawcy, ma on sześć miesięcy na złożenie oświadczenia spadkowego, tj. oświadczenia o tym czy spadek przyjmuje, czy też odrzuca. Oświadczenie o przyjęciu spadku polega na tym, że spadkobierca przyjmie spadek wprost, tj. wraz z odpowiedzialnością za długi spadkowe (spadkobierca odpowiada za wszystkie długi pozostawione przez spadkodawcę bez względu na ich wartość i wartość spadku), albo przyjmie spadek z dobrodziejstwem inwentarza (co ogranicza odpowiedzialność spadkobiercy za długi spadkodawcy tylko do wartości otrzymanego spadku, a komornik nie może egzekwować od spadkobiercy więcej niż był wart oddziedziczony majątek). W przypadku odrzucenia spadku, spadkobierca traktowany jest jakby nie dożył śmierci spadkodawcy, a konieczność złożenia oświadczenia o przyjęciu bądź odrzuceniu spadku przechodzi na kolejne osoby uprawnione do dziedziczenia. Niedochowanie 6-miesięcznego terminu przewidzianego na złożenie oświadczenia spadkowego jest jednoznaczne z przyjęciem przez spadkobiercę spadku z dobrodziejstwem inwentarza, czyli w wersji „korzystniejszej” dla spadkobiercy (w takiej sytuacji spadkobierca nie może już odrzucić spadku ani złożyć oświadczenia o przyjęciu spadku wprost). Samo złożenie wniosku o stwierdzenie nabycia spadku nie zastępuje oświadczenia spadkowego, a zatem trzeba mieć na uwadze fakt, że od złożenia wniosku, np. do sądu, do wyznaczenia rozprawy może upłynąć ten 6-miesięczny termin. Sąd Najwyższy w postanowieniu z dnia 20 lutego 1963 r., I CR 109/63 doszedł do wniosku, że „jeżeli pisemne oświadczenie o przyjęciu lub odrzuceniu spadku, podpisane przez spadkobierców i zawierające niezbędne dane, wpłynęło do sądu”, to złożenie ustnego oświadczenia przed sądem już po upływie sześciomiesięcznego terminu nie stoi na przeszkodzie, aby to oświadczenie uznać za skuteczne. Niemniej jednak nie jest to rozwiązanie, które wprost wynikałoby z przepisów, a zatem może być ono różnie interpretowane w zależności od sądu. Podsumowując, w przypadku gdy wskazany wyżej 6-miesięczny termin na złożenie oświadczenia spadkowego upłynie, sąd wyda postanowienie o stwierdzeniu nabycia przez spadkobierców spadku z dobrodziejstwem inwentarza, natomiast jeżeli termin ten jeszcze nie zakończy biegu, sąd odbierze od uczestników postępowania oświadczenia spadkowe i wyda postanowienie o treści zależnej od tych oświadczeń, tj. albo o stwierdzeniu nabycia spadku wprost, albo z dobrodziejstwem inwentarza, albo o odrzuceniu spadku. Postępowanie o stwierdzenie nabycia spadku przed notariuszem jest natomiast postępowaniem dwuetapowym. W pierwszym etapie spisywany jest protokół dziedziczenia, a w drugim notariusz sporządza akt poświadczenia dziedziczenia. W spisywaniu protokołu dziedziczenia muszą brać udział wszystkie osoby, które mogą być spadkobiercami ustawowymi i testamentowymi. Notariusz poucza obecnych o obowiązku ujawnienia wszelkich okoliczności objętych treścią protokołu oraz o odpowiedzialności karnej za złożenie fałszywych oświadczeń. Jeżeli od dnia otwarcia spadku nie upłynął 6-miesięczny okres, o którym była mowa powyżej, notariusz umieszcza w protokole dziedziczenia oświadczenia spadkobierców o prostym przyjęciu spadku, przyjęciu spadku z dobrodziejstwem inwentarza lub o odrzuceniu spadku. Jeżeli 6-miesięczny termin upłynął – przyjmuje się, że spadek został przyjęty z dobrodziejstwem inwentarza. Jeżeli jednak spadkobiercy wcześniej złożyli oświadczenia spadkowe, notariusz w protokole dziedziczenia zamieści wzmiankę o dacie, miejscu i treści tych oświadczeń. W kolejnym kroku, oczywiście jeżeli spadkobiercy mają taką wolę, dochodzi do działu spadku, czyli do podziału spadku pomiędzy osoby uprawnione. Wydany przez notariusza akt poświadczenia dziedziczenia oraz wydane w postępowaniu sądowym postanowienie o stwierdzeniu nabycia spadku mają na celu potwierdzić kto wchodzi w krąg spadkobierców. Dział spadku natomiast ma na celu zniesienie współwłasności majątku spadkowego pomiędzy tymi osobami i sprecyzowanie jakie elementy majątku spadkowego będą dziedziczone przez konkretnych spadkobierców. W tym przypadku również można dokonać działu spadku na dwa sposoby, tj. albo umownie, albo w drodze sądowego działu spadku. Dział spadku w formie umowy polega na wspólnym i zgodnym złożeniu oświadczeń woli przez wszystkich spadkobierców co do tego, która część majątku spadkowego któremu spadkobiercy przypadnie. Ustawa nie wymaga żadnej konkretnej formy dla tej umowy, a zatem mogłaby ona przybrać także formę ustną, niemniej jednak dla bezpieczeństwa lepiej sporządzić ją na piśmie. Gdy spadkobiercy nie potrafią dojść do porozumienia, pozostaje sądowy dział spadku. Wniosek o wszczęcie postępowania działowego powinien zawierać spis składników majątku, który ma zostać podzielony między spadkobierców. W trakcie postępowania działowego sąd ustala skład (według stanu z chwili otwarcia spadku) i wartość (według cen obowiązujących w chwili orzekania o dziale) spadku ulegającego podziałowi. Sąd ma obowiązek z urzędu oszacować wartości spadku, a określenie wartości spadku przez wnioskodawcę czy spadkobierców nie jest dla sądu wiążące. Następnie sąd przechodzi do działu spadku i może spadek podzielić przez podział fizyczny (przyznanie poszczególnych przedmiotów poszczególnym spadkobiercom); przyznanie praw wchodzących w skład spadku jednemu spadkobiercy lub też tylko niektórym z nich, z jednoczesnym nałożeniem na nich obowiązku spłaty pozostałych spadkobierców; albo przez podział cywilny, polegający na sprzedaży elementów spadku i podziale uzyskanej w ten sposób kwoty pomiędzy spadkobierców, stosownie do przysługujących im udziałów w spadku. Wskutek działu spadku pomiędzy spadkobiercami zostanie zniesiona wspólność majątku spadkowego. Oczywiście, gdy spadek przypada tylko jednej osobie, z oczywistych względów nie ma potrzeby przeprowadzania postępowania działowego, bowiem w takiej sytuacji właścicielem wszystkich wchodzących w skład spadku przedmiotów jest jedyny spadkobierca.
TAJEMNICE SPADKÓW
Spadek to nie tylko ogół praw należących do spadkodawcy, ale także obowiązki, które ciążyły na spadkodawcy w chwili śmierci. Jako że w drodze spadkobrania na spadkobiercę przechodzą nie tylko wynikające ze spadku prawa, ale również długi spadkowe, a z postępowaniem spadkowym prędzej czy później każdy z nas będzie miał do czynienia, warto już teraz zgłębić tajemnice spadkobrania.
W pierwszej kolejności należy wskazać, że otwarcie spadku następuje wraz ze śmiercią spadkodawcy. Dowodem chwili śmierci osoby fizycznej co do zasady jest oczywiście akt zgonu, w którym określa się dzień i godzinę śmierci danej osoby. Moment otwarcia spadku jest istotny z punktu widzenia określenia kręgu spadkobierców oraz ustalenia składników masy spadkowej. Z chwilą śmierci spadkodawcy wszystkie posiadane przez spadkodawcę prawa i obowiązki majątkowe o charakterze cywilnoprawnym stają się spadkiem, a osoby uprawnione do dziedziczenia po spadkodawcy wchodzą z mocy prawa w ogół tych praw i obowiązków. Powołanie spadkobiercy do spadku może wynikać z testamentu albo z ustawy. Jeżeli spadkodawca nie sporządził testamentu, albo sporządził testament, ale nie powołał wskazanych w nim osób do całości spadku, albo gdy żadna z osób powołanych w testamencie nie chce lub nie może być spadkobiercą, w grę wchodzi dziedziczenie ustawowe. Z dziedziczeniem ustawowym będziemy mieć do czynienia także w sytuacji, w której spadkodawca sporządził testament, ale go skutecznie odwołał; testament okazał się nieważny albo bezskuteczny, testament nie powołuje spadkobiercy (lecz zawiera wyłącznie np. zapisy, polecenia, wydziedziczenia), albo żadna z osób fizycznych powołanych do dziedziczenia w testamencie nie dożyła otwarcia spadku, a w przypadku osób prawnych, żadna z nich nie istnieje w chwili otwarcia spadku. Testament może sporządzić osoba mająca pełną zdolność do czynności prawnych. Jeśli chodzi o formę testamentu, to w zależności od okoliczności testator może sporządzić go w formie zwykłej (testament holograficzny, notarialny, allograficzny) lub szczególnej (testament ustny, podróżny, wojskowy). Na uwadze należy mieć fakt, że testament sporządzony w formie szczególnej traci moc z upływem sześciu miesięcy od ustania okoliczności, które uzasadniały niezachowanie formy testamentu zwykłego, chyba że spadkodawca zmarł przed upływem tego terminu (bieg terminu ulega zawieszeniu przez czas, w ciągu którego spadkodawca nie ma możności sporządzenia testamentu zwykłego). Testator w każdej chwili może odwołać testament w całości lub w części, poprzez zniszczenie testamentu dotychczasowego, naniesienie zmian w testamencie dotychczasowym, albo sporządzenie nowego testamentu. W przypadku sporządzenia nowego testamentu bez zaznaczenia w nim, że poprzedni testament zostaje odwołany, za odwołane uznaje się te postanowienia poprzedniego testamentu, które stoją w sprzeczności z postanowieniami nowego testamentu. Kolejność dziedziczenia z ustawy szczegółowo regulują przepisy Kodeksu cywilnego. Zgodnie z nimi w pierwszej kolejności do dziedziczenia z ustawy powołane są dzieci spadkodawcy oraz jego małżonek (dziedziczenie w częściach równych, część przypadająca małżonkowi nie może być mniejsza niż jedna czwarta całości spadku). Jeżeli dziecko spadkodawcy nie dożyło otwarcia spadku, udział spadkowy, który by mu przypadał, przypada jego dzieciom (w częściach równych). W braku zstępnych spadkodawcy, do spadku z ustawy powołani są jego małżonek i rodzice (udział spadkowy każdego z rodziców w przypadku dziedziczenia w zbiegu z małżonkiem, wynosi jedną czwartą całości spadku). Gdy brak jest zarówno zstępnych jak i małżonka spadkodawcy, cały spadek przypada jego rodzicom w częściach równych, natomiast gdyby jedno z rodziców nie dożyło otwarcia spadku, udział spadkowy który by mu przypadł, przypada rodzeństwu spadkodawcy w częściach równych. Gdyby z kolei którekolwiek z rodzeństwa nie dożyło otwarcia spadku – do dziedziczenia udziału, który by mu przypadł powołani są jego zstępni. Jeżeli jedno z rodziców nie dożyło otwarcia spadku i brak jest rodzeństwa spadkodawcy lub zstępnych tego rodzeństwa, udział spadkowy rodzica dziedziczącego w zbiegu z małżonkiem spadkodawcy wynosi połowę spadku. Udział spadkowy małżonka wyniesie połowę spadku wówczas, gdy będzie on dziedziczył w zbiegu z rodzicami, rodzeństwem i zstępnymi rodzeństwa spadkodawcy, natomiast cały spadek przypadnie małżonkowi spadkodawcy, gdy brak będzie zstępnych spadkodawcy, jego rodziców, rodzeństwa i ich zstępnych. Jeśli z kolei brak jest zstępnych, małżonka, rodziców, rodzeństwa i zstępnych rodzeństwa spadkodawcy cały spadek przypada dziadkom spadkodawcy (w częściach równych), a jeżeli któreś z dziadków spadkodawcy nie dożyło otwarcia spadku, udział spadkowy, który by mu przypadał, przypada jego zstępnym. W braku zstępnych tego z dziadków, który nie dożył otwarcia spadku, udział spadkowy, który by mu przypadał, przypada pozostałym dziadkom w częściach równych. Spadek przypada gminie ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy jako spadkobiercy ustawowemu w braku małżonka spadkodawcy, jego krewnych i dzieci małżonka spadkodawcy, powołanych do dziedziczenia z ustawy. Celem postępowania w przedmiocie stwierdzenia nabycia spadku jest ustalenie kręgu spadkobierców, a zatem sprowadza się ono do tego, że sąd określa, które podmioty są uprawnione do dziedziczenia po zmarłym. Aby stwierdzić kto z chwilą śmierci spadkodawcy nabył prawa do spadku, należy albo udać się do notariusza, który sporządzi akt poświadczenia dziedziczenia, albo złożyć wniosek o stwierdzenie nabycia spadku w sądzie. Zarówno sporządzony przez notariusza akt poświadczenia dziedziczenia jak postanowienie o stwierdzeniu nabycia spadku wydane przez sąd mają taką samą doniosłość prawną. Jako że w momencie otwarcia spadku (w momencie śmierci spadkodawcy) spadkobiercy wchodzą w ogół praw i obowiązków spadkodawcy, akt poświadczenia dziedziczenia albo postanowienie o nabyciu spadku mają jedynie charakter deklaratoryjny. Nie tworzą one nowego stanu prawnego, a tylko potwierdzają stan, który powstał przed ich wydaniem. Kodeks cywilny uzyskanie aktu poświadczenia dziedziczenia albo postanowienia o stwierdzeniu nabycia spadku wiąże z domniemaniem, zgodnie z którym osoba, która uzyskała jeden z tych dokumentów jest spadkobiercą. Wskazane dokumenty stanowią więc podstawę np. do dokonania zmian w księgach wieczystych, do dokonania zmiany w Krajowym Rejestrze Sądowym czy też do przerejestrowania pojazdu. Aby uzyskać sądowe stwierdzenie nabycia spadku, należy złożyć wniosek do sądu rejonowego, właściwego według ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy, a jeżeli nie jest możliwe ustalenie ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy, wówczas właściwy do rozpoznania sprawy będzie sąd miejsca, w którym znajduje się majątek spadkowy. Właściwość ta jest właściwością wyłączną, a zatem uczestnicy postępowania nie mają możliwości dokonania jej umownej modyfikacji. Wydanie przez sąd postanowienia o stwierdzeniu nabycia spadku zawsze poprzedzone jest rozprawą, na którą wzywani są wszyscy spadkobiercy. Podczas rozprawy spadkobiercy składają oświadczenie w przedmiocie tego czy znani są im inni spadkobiercy oraz czy posiadają wiedzę co do istnienia testamentu. Jak już wskazywano powyżej, w chwili śmierci spadkodawcy następuje otwarcie spadku. Od momentu, w którym spadkobierca dowiedział się o tytule swego powołania, czyli prościej mówiąc od dnia, w którym dowiedział się o śmierci spadkodawcy, ma on sześć miesięcy na złożenie oświadczenia spadkowego, tj. oświadczenia o tym czy spadek przyjmuje, czy też odrzuca. Oświadczenie o przyjęciu spadku polega na tym, że spadkobierca przyjmie spadek wprost, tj. wraz z odpowiedzialnością za długi spadkowe (spadkobierca odpowiada za wszystkie długi pozostawione przez spadkodawcę bez względu na ich wartość i wartość spadku), albo przyjmie spadek z dobrodziejstwem inwentarza (co ogranicza odpowiedzialność spadkobiercy za długi spadkodawcy tylko do wartości otrzymanego spadku, a komornik nie może egzekwować od spadkobiercy więcej niż był wart oddziedziczony majątek). W przypadku odrzucenia spadku, spadkobierca traktowany jest jakby nie dożył śmierci spadkodawcy, a konieczność złożenia oświadczenia o przyjęciu bądź odrzuceniu spadku przechodzi na kolejne osoby uprawnione do dziedziczenia. Niedochowanie 6-miesięcznego terminu przewidzianego na złożenie oświadczenia spadkowego jest jednoznaczne z przyjęciem przez spadkobiercę spadku z dobrodziejstwem inwentarza, czyli w wersji „korzystniejszej” dla spadkobiercy (w takiej sytuacji spadkobierca nie może już odrzucić spadku ani złożyć oświadczenia o przyjęciu spadku wprost). Samo złożenie wniosku o stwierdzenie nabycia spadku nie zastępuje oświadczenia spadkowego, a zatem trzeba mieć na uwadze fakt, że od złożenia wniosku, np. do sądu, do wyznaczenia rozprawy może upłynąć ten 6-miesięczny termin. Sąd Najwyższy w postanowieniu z dnia 20 lutego 1963 r., I CR 109/63 doszedł do wniosku, że „jeżeli pisemne oświadczenie o przyjęciu lub odrzuceniu spadku, podpisane przez spadkobierców i zawierające niezbędne dane, wpłynęło do sądu”, to złożenie ustnego oświadczenia przed sądem już po upływie sześciomiesięcznego terminu nie stoi na przeszkodzie, aby to oświadczenie uznać za skuteczne. Niemniej jednak nie jest to rozwiązanie, które wprost wynikałoby z przepisów, a zatem może być ono różnie interpretowane w zależności od sądu. Podsumowując, w przypadku gdy wskazany wyżej 6-miesięczny termin na złożenie oświadczenia spadkowego upłynie, sąd wyda postanowienie o stwierdzeniu nabycia przez spadkobierców spadku z dobrodziejstwem inwentarza, natomiast jeżeli termin ten jeszcze nie zakończy biegu, sąd odbierze od uczestników postępowania oświadczenia spadkowe i wyda postanowienie o treści zależnej od tych oświadczeń, tj. albo o stwierdzeniu nabycia spadku wprost, albo z dobrodziejstwem inwentarza, albo o odrzuceniu spadku. Postępowanie o stwierdzenie nabycia spadku przed notariuszem jest natomiast postępowaniem dwuetapowym. W pierwszym etapie spisywany jest protokół dziedziczenia, a w drugim notariusz sporządza akt poświadczenia dziedziczenia. W spisywaniu protokołu dziedziczenia muszą brać udział wszystkie osoby, które mogą być spadkobiercami ustawowymi i testamentowymi. Notariusz poucza obecnych o obowiązku ujawnienia wszelkich okoliczności objętych treścią protokołu oraz o odpowiedzialności karnej za złożenie fałszywych oświadczeń. Jeżeli od dnia otwarcia spadku nie upłynął 6-miesięczny okres, o którym była mowa powyżej, notariusz umieszcza w protokole dziedziczenia oświadczenia spadkobierców o prostym przyjęciu spadku, przyjęciu spadku z dobrodziejstwem inwentarza lub o odrzuceniu spadku. Jeżeli 6-miesięczny termin upłynął – przyjmuje się, że spadek został przyjęty z dobrodziejstwem inwentarza. Jeżeli jednak spadkobiercy wcześniej złożyli oświadczenia spadkowe, notariusz w protokole dziedziczenia zamieści wzmiankę o dacie, miejscu i treści tych oświadczeń. W kolejnym kroku, oczywiście jeżeli spadkobiercy mają taką wolę, dochodzi do działu spadku, czyli do podziału spadku pomiędzy osoby uprawnione. Wydany przez notariusza akt poświadczenia dziedziczenia oraz wydane w postępowaniu sądowym postanowienie o stwierdzeniu nabycia spadku mają na celu potwierdzić kto wchodzi w krąg spadkobierców. Dział spadku natomiast ma na celu zniesienie współwłasności majątku spadkowego pomiędzy tymi osobami i sprecyzowanie jakie elementy majątku spadkowego będą dziedziczone przez konkretnych spadkobierców. W tym przypadku również można dokonać działu spadku na dwa sposoby, tj. albo umownie, albo w drodze sądowego działu spadku. Dział spadku w formie umowy polega na wspólnym i zgodnym złożeniu oświadczeń woli przez wszystkich spadkobierców co do tego, która część majątku spadkowego któremu spadkobiercy przypadnie. Ustawa nie wymaga żadnej konkretnej formy dla tej umowy, a zatem mogłaby ona przybrać także formę ustną, niemniej jednak dla bezpieczeństwa lepiej sporządzić ją na piśmie. Gdy spadkobiercy nie potrafią dojść do porozumienia, pozostaje sądowy dział spadku. Wniosek o wszczęcie postępowania działowego powinien zawierać spis składników majątku, który ma zostać podzielony między spadkobierców. W trakcie postępowania działowego sąd ustala skład (według stanu z chwili otwarcia spadku) i wartość (według cen obowiązujących w chwili orzekania o dziale) spadku ulegającego podziałowi. Sąd ma obowiązek z urzędu oszacować wartości spadku, a określenie wartości spadku przez wnioskodawcę czy spadkobierców nie jest dla sądu wiążące. Następnie sąd przechodzi do działu spadku i może spadek podzielić przez podział fizyczny (przyznanie poszczególnych przedmiotów poszczególnym spadkobiercom); przyznanie praw wchodzących w skład spadku jednemu spadkobiercy lub też tylko niektórym z nich, z jednoczesnym nałożeniem na nich obowiązku spłaty pozostałych spadkobierców; albo przez podział cywilny, polegający na sprzedaży elementów spadku i podziale uzyskanej w ten sposób kwoty pomiędzy spadkobierców, stosownie do przysługujących im udziałów w spadku. Wskutek działu spadku pomiędzy spadkobiercami zostanie zniesiona wspólność majątku spadkowego. Oczywiście, gdy spadek przypada tylko jednej osobie, z oczywistych względów nie ma potrzeby przeprowadzania postępowania działowego, bowiem w takiej sytuacji właścicielem wszystkich wchodzących w skład spadku przedmiotów jest jedyny spadkobierca.