Pobieranie...

Renderowanie...

Agroenergia - dwa nabory, jeden cel


Pierwsza część programu dotyczy dofinansowania do mikroinstalacji fotowoltaicznych i wiatrowych oraz pomp ciepła o mocy powyżej 10 kW, lecz nie większej niż 50 kW, w tym także instalacji hybrydowych oraz magazynów energii elektrycznej jako instalacji towarzyszącej zwiększającej autokonsumpcję energii w miejscu jej wytworzenia. Ta część będzie wdrażana przez Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Natomiast druga część programu obejmuje dofinansowania do powstania biogazowni rolniczych wraz z towarzyszącą instalacją wytwarzania biogazu rolniczego oraz małych elektrowni wodnych, a także towarzyszących im magazynów energii. Realizacją tej części Agroenergii zajmie się Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Zasadniczy cel obydwu części programu jest jeden - zwiększenie produkcji energii ze źródeł odnawialnych w sektorze rolniczym. O dofinansowanie na realizację założeń programu w obydwu przypadkach mogą starać się osoby fizyczne, właściciele lub dzierżawcy nieruchomości rolnych, których łączna powierzchnia użytków rolnych wynosi pomiędzy 1 ha a 300 ha. Przed złożeniem wniosku o udzielenie dofinansowania muszą oni co najmniej rok prowadzić osobiście gospodarstwo rolne. Składać wnioski mogą też osoby prawne - właściciele lub dzierżawcy nieruchomości rolnych, których łączna powierzchnia użytków rolnych wynosi pomiędzy 1 ha a 300 ha i którzy przez co najmniej rok prowadzą działalność rolniczą lub działalność gospodarczą w zakresie usług rolniczych. Jest o co walczyć, bo program Agroenergia realizowany jest od 2019 roku, a jego łączny budżet wraz z naborem, który odbył się w 2019 r., wynosi 200 mln zł (153,4 mln zł na dotacje, a 46,6 mln zł na pożyczki). Część I - Mikroinstalacje, pompy ciepła i towarzyszące magazyny energi. W przypadku pierwszej części programu koordynowanej przez Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej dofinansowanie i dodatki można otrzymać na przedsięwzięcia polegające na zakupie i montażu: 1. Instalacji fotowoltaicznych o zainstalowanej mocy elektrycznej większej niż 10 kW oraz nie większej niż 50 kW.

2. Instalacji wiatrowych o zainstalowanej mocy elektrycznej większej niż 10 kW oraz nie większej niż 50 kW. 3. Pomp ciepła o mocy większej niż 10 kW oraz nie większej niż 50 kW (złożenie wniosku jest uwarunkowane wcześniejszym przeprowadzeniem audytu energetycznego, który rekomenduje wnioskowany zakres przedsięwzięcia). 4. Instalacji hybrydowej - fotowoltaika wraz z pompą ciepła lub elektrownia wiatrowa wraz z pompą ciepła, sprzężone w jeden układ (dofinansowaniu podlegają również instalacje hybrydowe o sumarycznej mocy urządzeń wytwórczych powyżej 50 kW, przy czym moce poszczególnych jednostek wytwarzania energii nie mogą przekraczać 50 kW). W tym przypadku złożenie wniosku jest uwarunkowane wcześniejszym przeprowadzeniem audytu energetycznego, który rekomenduje zastosowanie pompy ciepła. Wymienione inwestycje mają służyć zaspokajaniu potrzeb energetycznych wnioskodawcy w miejscu prowadzenia działalności rolniczej. Dofinansowanie obejmuje też zakup i montaż towarzyszących magazynów energii dla instalacji z punktów 1, 2 i 4. Warunkiem jego uzyskania jest obligatoryjna realizacja inwestycji dotyczącej zakresu przedsięwzięć określonych w powyższych podpunktach (zakup i montaż). Na jakie wsparcie można liczyć w I części programu Agroenergii ?: 1. Dofinansowanie będzie udzielane w formie dotacji do 20% kosztów kwalifikowanych, w szczególności: - dla instalacji o mocy od 10 do 30 kW do 20%, nie więcej niż 15 tys. zł, - dla instalacji o mocy od 30 do 50 kW do 13%, nie więcej niż 25 tys. zł. 2. Dla przedsięwzięć dotyczących budowy instalacji hybrydowej (fotowoltaika wraz z pompą ciepła lub elektrownia wiatrowa wraz z pompą ciepła, sprzężonej w jeden układ) dofinansowanie wyliczane będzie na podstawie mocy zainstalowanej każdego urządzenia osobno oraz przewiduje się dodatek w wysokości 10 tys. zł. 3. Dofinansowanie do 20% kosztów kwalifikowanych dla towarzyszących magazynów energii, przy czym koszt kwalifikowany nie może wynosić więcej niż 50% kosztów źródła wytwarzania energii. Warunkiem udzielenia takiego wsparcia na magazyn energii jest zintegrowanie go ze źródłem energii, które będzie realizowane równolegle w ramach projektu. Pierwsza część programu realizowana będzie do 2027 roku. Nabór prowadzony jest od 1 października br. do wyczerpania środków. Wnioski można składać za pośrednictwem Portalu Beneficjenta danego Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (w tym przypadku w Katowicach). Tam można wypełnić i złożyć aktywny wniosek w formie elektronicznej za pomocą skrzynki podawczej, a następnie należy wydrukować wypełniony formularz wniosku, podpisać i dostarczyć wraz z załącznikami do Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowi- ska i Gospodarki Wodnej w Katowicach przy ul. Plebiscytowej 19. Dopuszcza się złożenie wniosku jedynie w wersji elektronicznej pod warunkiem złożenia wniosku poprzez Portal Beneficjenta, a następnie poprzez ePUAP przy użyciu kwalifikowanego podpisu elektronicznego lub podpisu potwierdzonego profilem zaufanym. Szczegółowe informacje w sprawie składania wniosków można znaleźć na stronie internetowej: https:// www.wfosigw.katowice.pl/. Co ważne dla przyszłych beneficjentów inwestycji nie można rozpocząć przed dniem złożenia wniosku do WFOŚiGW (liczy się data wpływu). Należy się więc wstrzymać z zamówieniem lub zakupem urządzeń (pomp ciepła, magazynów i innych instalacji), a także zawarciem umowy na ich montaż lub zlecenie tego montażu w innej formie. Dofinansowanie będzie wypłacane w formie refundacji poniesionych kosztów po zakończeniu przedsięwzięcia, czyli po przyłączeniu mikroinstalacji do sieci elektroenergetycznej oraz zawarciu umowy kompleksowej z przedsiębiorstwem energetycznym, a w przypadku przedsięwzięć dot. pompy ciepła, magazynów energii oraz systemów off-grid (fotowoltaika) po uzyskaniu protokołu odbioru. Część II - Biogazownie rolnicze i małe elektrownie wodne Większej samodzielności energetycznej w polskich gospodarstwach rolnych służyć ma także druga część programu Agroenergia. W ramach niej realizowane mogą być przedsięwzięcia polegające na zakupie i montażu biogazowni rolniczych wraz z towarzyszącą instalacją wytwarzania biogazu rolniczego (o mocy do 500 kW) oraz małych elektrowni wodnych o mocy do 500 kW i towarzyszących im magazynów energii. Wydaje się, że to słuszny kierunek, jeżeli chodzi nie tylko o alternatywną produkcję energii w gospodarstwach rolniczych, ale także częściowe rozwiązanie problemu ilości produkowanych odpadów rolnych (biogaz powstaje między innymi właśnie z nich). Jeszcze w 2018 roku według Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa w Polsce funkcjonowało 95 biogazowni rolniczych. Liczba ta stopniowo rośnie, bo dziś jest ich 109. Dofinansowanie udzielane będzie w formie pożyczki i może sięgnąć nawet do 100% kosztów kwalifikowanych, natomiast dofinansowanie w formie dotacji wyniesie do 50% kosztów kwalifikowanych. Wysokość dotacji jest uzależniona od mocy instalacji powstałej elektrowni wodnej lub biogazowni rolniczej i może wynieść: ● moc do 150 kW - dotacja do 1,8 mln złotych, ● moc od 150 do 300 kW - dotacja do 2,2 mln złotych, ● moc od 300 do 500 kW - dotacja do 2,5 mln złotych. Dofinansowanie w formie dotacji może wynieść do 20% kosztów kwalifikowanych dla towarzyszących magazynów energii. Warunkiem udzielenia wsparcia jest zintegrowanie ich ze źródłem energii, które będzie realizowane równolegle w ramach projektu. Należy uwzględnić maksymalny jednostkowy koszt kwalifikowany dla każdego rodzaju instalacji wytwarzania energii: ● do 150 kW - do 30 tys. zł/kW, ● od 150 do 300 kW - do 25 tys. zł/kW, ● od 300 do 500 kW - do 20 tys. zł/kW. Wnioski o udzielenie dofinansowania w formie pożyczki lub dotacji na budowę biogazowni rolniczych i małych elektrowni wodnych należy składać elektronicznie za pośrednictwem Generatora Wniosków o Dofinansowanie Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej przy użyciu podpisu kwalifikowanego lub za pomocą profilu zaufanego wnioskodawcy bądź osoby upoważnionej w terminie do 20.12.2021 r. lub do wyczerpania alokacji środków. 


„Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach” 

Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze 


Katowice Airport silne w lotniczym cargo 


Od marca 2020 roku lotnictwo cywilne zmaga się z największym kryzysem w historii, który został wywołany przez pandemię koronawirusa. Sytuacja jest bezprecedensowa i ma charakter globalny. Międzynarodowa Rada Portów Lotniczych (ACI World) szacuje, że w 2020 roku lotniska na całym świecie obsłużą zaledwie 3,6 miliarda podróżnych, to jest aż o 5,6 miliarda mniej w porównaniu z 2019 rokiem. 


– W tym roku Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze SA obchodzi 30-lecie. Co w ciągu tych 30 lat udało się osiągnąć? 


– Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze SA powstało w 1991 roku, przed organizacją postawiono dwa zasadnicze cele. Po pierwsze przejęcie zarządzania cywilną częścią lotniska w Pyrzowicach, po drugie rozwój infrastruktury portu. Warto podkreślić, ze GTL SA jest bezpośrednim spadkobiercą tradycji Śląskiego Towarzystwa Lotniczego założonego w połowie lat dwudziestych XX wieku. Zadaniem ŚTL było rozwijanie komunikacji lotniczej Górnego Śląska z resztą II Rzeczpospolitej i zagranicą poprzez projektowane lotnisko na Muchowcu. GTL SA zarządzanie cywilną częścią lotniska w Pyrzowicach przejęło od Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze w maju 1994 roku. Osiągnięcia GTL SA w trakcie 30 lat funkcjonowania najlepiej podsumowują twarde dane. Gdy spółka przejmowała zarządzanie portem powierzchnia terminalu pasażerskiego wynosiła 550 metrów kwadratowych, dzisiaj to 34 tysiące metrów kwadratowych. 30 lat temu w Pyrzowicach nie istniała infrastruktura cargo, teraz mamy nowoczesną strefę do obsługi ruchu towarowego, z której korzystają najwięksi na rynku operatorzy frachtu lotniczego. W 1994 roku na terenie portu był jeden wysłużony hangar. Dzisiaj to dwa nowoczesne obiekty, które składają się na tętniącą życiem bazę do obsługi technicznej samolotów. Podobnie było z infrastrukturą liniową, czyli drogą startową, drogami kołowania i płytami postojowymi. Wielkim wysiłkiem inwestycyjny ta część lotniska powstała właściwie na nowo, a do tego została znacząco rozbudowana. Dzisiaj powierzchnia całego pola ruchu naziemnego to ponad 80 hektarów, a jego sercem jest oddana do użytku w 2015 roku nowa droga startowa o długości 3 200 metrów. W ciągu trzech dekad GTL SA doprowadziło port do pozycji jednego z największych regionalnych lotnisk w kraju. W Katowice Airport bazę mają Polskie Linie Lotnicze LOT i należące do największych w Europie linie niskokosztowe Wizz Air i Ryanaira. Dużą bazę prowadzi tutaj także polski przewoźnik czarterowych Enter Air, włoska Blue Panorama, czy też czeski Smartwings. Pyrzowice wyróżniają się tym, że są krajowym liderem w segmencie czarterów oraz regionalnym w obsłudze cargo lotniczego. Od 1994 roku, czyli momentu kiedy spółka przejęła zarządzanie pyrzowickim lotniskiem, z jego siatki połączeń skorzystało 46 milionów pasażerów, obsłużono tu 250 tysięcy ton cargo lotniczego, a statki powietrzne wykonały 550 tysięcy startów i lądowań. 


– Lotnisko w Pyrzowicach wykorzystało czas pandemii i wyremontowało terminal B. Co się zmieniło? 


– W Katowice Airport funkcjonują trzy połączone ze sobą terminale pasażerskie. W terminalu A obsługujemy cały ruch wylotowy do krajów Non-Schengen, z terminalu B korzystają podróżni odlatujący do państw Schengen, a w terminalu C obsługujemy wszystkich pasażerów przylatujących do Pyrzowic. We wrześniu 2019 roku wystartował duży projekt inwestycyjny związany z przebudową i rozbudową terminalu pasażerskiego B. Zmieniło się w nim praktycznie wszystko, właściwie to nowy obiekt. Inwestycję rozpoczęliśmy w bardzo dobrym czasie dla naszej branży, wszyscy byli pełni optymizmu. Przewozy pasażerskie rosły, a z prognoz wynikało, że wzrost będzie kontynuowany. Niestety 2020 rok przyniósł nam czarnego łabędzia w postaci pandemii koronawirusa, która wpędziła światowe lotnictwo w największy kryzys w jego historii. W tym momencie pokazaliśmy siłę naszej organizacji. Pomimo trudnej sytuacji byliśmy w stanie kontynuować inwestycję rozbudowy i przebudowy terminalu B. Zrobiliśmy wszystko, żeby projekt zakończyć zgodnie z harmonogramem, i ten cel został osiągnięty. 


– Czy dzięki remontowi lotnisko będzie mogło obsłużyć większą liczbę pasażerów? 


– Głównym celem projektu była poprawa komfortu korzystania z obiektu. Zwiększyliśmy powierzchnię terminalu o 40% do 17,2 tysięcy metrów kwadratowych. Z 18 do 28 wzrosła liczba stanowisk odprawy biletowo bagażowej. Nowy terminal B to także więcej bramek do boardingu jest ich 16, o 6 więcej niż przed realizację przebudowy. Po dwie nowe bramki znajdują się w trzech zewnętrznych klatkach schodowych, które połączone są z terminalem za pomocą mostów. Istotną zmianą funkcjonalną jest rozdzielenie poziomami strefy odprawy biletowo-bagażowej od strefy kontroli bezpieczeństwa. Bagaż rejestrowany nadajemy na parterze ale do kontroli bezpieczeństwa udajemy się na pierwsze piętro. Dzięki temu, nawet w trakcie fal odlotowych, pasażerowie nie mają wrażenie tłoku wewnątrz obiektu, bo ruch dzieli się na dwa poziomy. Sercem terminalu, niewidocznym dla podróżnych, jest nowy system transportu, kontroli bezpieczeństwa i sortowania bagaży rejestrowanych. Aktualnie to najnowocześniejszy tego typu mechanizm na polskich lotniska. Jest m.in. wyposażony w dwa tomografy do kontroli bezpieczeństwa bagaży, dzięki czemu uzyskujemy trójwymiarowy obraz ich zawartości. Przepustowość bagażowni to 1900 sztuk bagaży na godzinę. Po oddaniu nowego terminalu B do użytku przepustowość pyrzowickiego lotniska wzrosła z 6 do 8 milionów pasażerów rocznie. 


– To nie koniec zmian. Lotnisko ma także nowego patrona... 


– Nadanie 24 czerwca 2021 roku Międzynarodowemu Portowi Lotniczemu „Katowice” w Pyrzowicach imienia Wojciecha Korfantego to ważne wydarzenie w historii lotniska. Obchody stulecia powstań śląskich były najlepszym momentem na realizację tej inicjatywy, która została jednogłośnie poparta przez radnych sejmiku województwa śląskiego. Jestem przekonany, że pyrzowickie lotnisko przyczyni się to propagowania postaci Wojciecha Korfantego, wybitnego polityka i jednego z ojców polskiej niepodległości. 


– Jak w tej chwili wygląda ruch na lotnisku? Które kierunki są najpopularniejsze i jak dużo osób obsługuje terminal? 


– Po bardzo trudnym pierwszym półroczu 2021 roku, które możemy uznać pod względem liczby obsłużonych pasażerów za najgorszy czas od początku pandemii koronawirusa, trzeci kwartał przyniósł wyraźne ożywienie. O ile od stycznia do czerwca bieżącego roku z siatki połączeń pyrzowickiego lotniska skorzystało 421 tysięcy pasażerów, to od lipca do września było ich 1,3 miliona. Pyrzowice zawsze były bardzo silne w segmencie przewozów czarterowych. W ostatnich latach przed pandemią port był liderem w tym segmencie wśród wszystkich czternastu polskich lotnisk. Obecnie to głównie czartery zapewniają odbudowę ruchu pasażerskiego. Przykładowo, po pierwszych dziewięciu miesiącach 2019 roku ruch czarterowy miał 45% udziału w całości obsłużonego ruchu, a w tym samym okresie bieżącego roku było to 64%. Do tego średnie wypełnienie na rejsie na zlecenie biura podróży wynosi ok. 160 pasażerów, a w przypadku ruchu regularnego jest to trochę ponad 110 osób. Jeśli chodzi o popularne kierunki czarterowe to pandemi a niewiele zmieniła, nadal najchętniej na wakacje wybieramy się do Turcji i Grecji. Jeśli chodzi o ruch regularny to w tym roku mamy miks tras typowo pracowniczo-rodzinnych takich jak Londyn - Luton, Londyn - Stanstedi Dortmund z połączeniami wakacyjnymi takimi jak np. Ateny. 


- Czy planowane są jakieś nowe kierunki, które niebawem będą dostępne z Katowice Airport? 


– Wchodzimy w sezon zimowy, który w naszej branży trwa do ostatniej soboty marca. W okresie od października do końca pierwszego kwartału cała Europa lata mniej, a to ma swoje odzwierciedlenie w siatce połączeń. Zmniejsza się np. liczba kierunków czarterowych, odpada chociażby Grecja, czy większość kierunków tureckich. Nie zmienia to faktu, że w sezonie „Zima 2021/2022” dysponujemy wyjątkowo dobrą ofertą wylotów wakacyjnych. Paradoksalnie, dzięki pandemii koronawirusa w Katowice Airport dynamicznie zaczęła rozwijać się siatka bezpośrednich dalekodystansowych połączeń czarterowych. Pod koniec lutego 2021 r. na naszym lotnisku pojawił się szerokokadłubowy Boeing 787 Polskich Linii Lotniczych LOT. Maszyna została sprowadzona do Pyrzowic przez biura podróży. W oparciu o jej możliwości, to jest duży zasięg i komfortową kabinę, biuro podróży Rainbow uruchomiło loty do Cancun w Meksyku i Puerto Plata w Dominikanie, a TUI do Punta Cany w Dominikanie. Wszystkie trasy okazały się prawdziwym hitem. Praktycznie każdy rejs jest wypełniony w 100%. Idąc za ciosem Rainbow uruchomi w sezonie zima 2021/2022 kolejne dalekie trasy z Katowice Airport, to jest Tajlandię i Kubę. W zimowej siatce połączeń znajdą się także połączenia na Wyspy Kanaryjskie, do Turcji, Tunezji, Egiptu, Maroka, do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Omanu, a także na Wyspy Zielonego Przylądka i Zanzibar. Oczywiście realizacja tej bogatej oferty zależy od sytuacji pandemicznej. 


– W poprzednich latach Katowice Airport biło kolejne rekordy jeśli chodzi o liczbę obsłużonych pasażerów. Kiedy uda się ten trend przywrócić? 


– Czasy dla lotnictwa są ciągle niepewne i najlepiej pokazują to częste zmiana prognoz przez Organizację Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego, Międzynarodową Radę Portów Lotniczych, czy też Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych. Zakładamy, że to co najgorsze już za nami i przewozy będą się odbudowywać. Pytanie jest o tempo powrotu do latania i tutaj sytuacja może być dynamiczna, kluczowy będzie zbliżający się sezon zimowy. Jeśli kolejna fala pandemii nie spowoduje kolejnego załamania przewozów, to proces odbudowy ruchu powinien zdecydowanie przyspieszyć. 


– Pandemia wpłynęła na ruch pasażerski, a co z przewozami cargo? 


– Od 2007 roku, kiedy to rozpoczęliśmy intensywną rozbudowę pyrzowickiego lotniska, przyświecała nam myśl stworzenia portu wielofunkcyjnego, który dysponowałby nie tylko infrastrukturą do obsługi ruchu pasażerskiego ale także frachtu lotniczego. W 2016 roku w południowo-wschodniej części lotniska oddaliśmy do użytku nową strefę cargo, na którą składa się terminal towarowy o powierzchni prawie 12 tysięcy metrów kwadratowych i przedterminalowa duża płyta postojowa na 10 frachtowców. Sama infrastruktura nie generuje przewozów, za to odpowiedzialni są spedytorzy, a my od wielu lat budujemy z nimi dobre, merytoryczne relacje i staramy się odpowiadać na ich potrzeby. Konsekwentna realizacja przyjętej strategii dała pozytywne efekty w trakcie pandemii. Ruch pasażerski załamał się, ale jako jedno z nielicznych lotniska w Polsce mieliśmy drugą nogę w postaci cargo, co bardzo pomogło nam w utrzymaniu płynności finansowej w tym trudnym czasie. Pandemiczny 2020 r. zakończyliśmy ze świetnym wynikiem w segmencie cargo, z i do Pyrzowic przewieziono rekordowe 20,2 tysięcy ton. Aktualnie z Katowice Airport dostępnych jest dziesięć regularnych połączeń towarowych. Po jednej trasie realizują DHL Express i UPS, dwie TNT z Fedexem. Ponadto od około dwóch lat dynamicznie rośnie w Pyrzowicach Amazon, które realizuje od nas już cztery regularne połączenia. W styczniu 2021 roku do grona najemców pyrzowickiego terminalu cargo dołączyła Lufthansa Cargo, która w oparciu o naszą infrastrukturę uruchomiła w Katowice Airport ogólnopolski punkt integracji frachtu. Przewoźnik obsługuje jednocześnie dwie regularne trasy w modelu RFS: do Wiednia i Frankfurtu. Cargo w Pyrzowicach rośnie w siłę, w tym roku spodziewamy się rekordowych około 30 tysięcy ton. Trzech z obecnych już w Pyrzowicach operatorów deklaruje chęć dalszego dynamicznego rozwoju na naszym lotnisku. Dlatego intensywnie pracujemy nad projektem 

drugiego terminalu towarowego. W najbliższych latach chcemy ponad dwukrotnie zwiększyć powierzchnię obiektów przeznaczonych do obsługi frachtu. 


– Jakie są plany i cele na kolejne miesiące? 


– Realizujemy i planujemy dalsze inwestycje, bo wiemy, że dobra infrastruktura wzmacnia pyrzowickie lotnisko. Ciągle stawiamy na wielofunkcyjność portu. Ze względu na pandemię koronawirusa, która radykalnie ograniczyła nasze przychody, musieliśmy przeformatować nasz program inwestycyjny zaplanowany do 2025 roku. Priorytetowo traktujemy te projekt, które gwarantują szybką komercjalizację, a tym samym szybki zwrot. Dlatego intensywnie pracujemy nad przygotowaniem budowy drugiego terminalu cargo oraz dużego parkingu wielopoziomowego. Jednocześnie kończymy rozbudowę bazy technicznej do obsługi samolotów. Przedsięwzięcie podzieliliśmy na dwa zadania. Pierwszym jest budowa płyty postojowej o powierzchni około 6,5 ha z dziewięcioma stanowiskami dla średniodystansowych samolotów, na przykład dla Airbusa A320. Zadanie zakończymy w czwartym kwartale 2021 roku. Dzięki niemu liczba stanowisk postojowych dla samolotów kodu C wzrośnie w Katowice Airport do 46. Jednocześnie kończąc ten projekt połączymy płytę postojową numer 1 z płytą cargo. W konsekwencji główna płyta postojowa pyrzowickiego lotniska będzie miała około 2,3 km długosci i 27,5 ha powierzchni. Równolegle przed nową płytą trwa budowa trzeciego hangaru do obsługi technicznej samolotów. Obiekt o powierzchni 9,2 tysiąca metrów kwadratowych będzie miał dwie zatoki serwisowe dla samolotów wielkości Airbusa A321 neo. Zakończenie tej inwestycji planujemy w drugim kwartale 2022 roku. Najemcą obiektu będzie Wizz Air.

Karolina Woźniak  


Przełamywanie sztuki czymś nieoczywistym

 

O tym, czym jest pop-art w zupełnie nowym wydaniu, o wydarzeniach artystycznych oddziałujących na różne zmysły oraz urokach i gorszych stronach świata mody opowiada Karolina Woźniak, właścicielka galerii sztuki Kawai Modern Art Gallery i fotomodelka. 


– Zacznijmy naszą rozmowę od tego, co Panią czeka w sferze zawodowej w najbliższych miesiącach?.


– Jeśli chodzi o Kawai Modern Art Gallery, to przygotowujemy kilka wydarzeń artystycznych. Jednocześniewiele pomysłów rodzi się spontanicznie. Zdarza się, że przypadkowo spotykam artystę, z którym nawiązuję współpracę i wcześniejsze plany modyfikuję. Z takich konkretnych i mocno zaawansowanych działań, to chcę zorganizować w galerii wraz z moim przyjacielem fotografem sesję zdjęciową kobiet w wannie. Jej założeniem jest ukazanie tego, że człowiek w takiej sytuacji jest „odkryty”, w sensie metaforycznym bez maski, bez atrybutów, które towarzyszą mu w różnych życiowych rolach, w codzienności. Najbliższa perspektywa to również przygotowanie dwóch wernisaży, w tym jednego we współpracy z artystką Iriną Vilim. Druga wystawa będzie prezentacją obrazów i rzeźb wykonanych przez polskiego artystę Tomasza Szczyrbę. Jego działalność jest zupełnie czymś nowym na rynku sztuki. Generalnie w tych działaniach nastawiam się na organizowanie wydarzeń synkretycznych, a więc oddziałujących na różne zmysły. Natomiast jeśli chodzi o modeling, to w marcu wezmę udział w kolejnym Fashion week w Paryżu i Mediolanie. 


– Zostańmy przy temacie sztuki, z czym mogą się spotkać odwiedzający Pani galerię? 


– Moim zamysłem jest przełamywanie sztuki „czymś” nieoczywistym. W naszej galerii pojawiają się dzieła artystów związane z pop-artem, jak i tzw. sztuka użytkowa. Te dwa elementy niejako spinają różne przedsięwzięcia artystyczne, które organizujemy cyklicznie. Jeśli ktoś chce zobaczyć przykłady obrazów czy rzeźb wykonanych w nurcie pop-art przez polskich i zagranicznych artystów, to w mojej galerii z tym się zetknie. Jednocześnie osoby poszukujące oryginalnych mebli czy elementów wystroju wnętrz Kawai Modern Art Gallery również zainteresuje. To, co dziś można zobaczyć w galerii, to efekt moich poszukiwań i inspiracji. Jednocześnie nie osiadam na laurach, chcę dalej wzmacniać swoją markę, która wiąże się z synkretycznym podejściem do sztuki. Galeria zgodnie z moim założeniem to nie tylko miejsce, w którym można oglądać obrazy czy rzeźby. To miejsce, w którym cyklicznie odbywają się wydarzenia na granicy różnych form artystycznego przekazu. Jesteśmy jedyną galerią w Polsce promująca sztukę POP ART w międzynarodowym wydaniu. 


– Kiedy ta potrzeba obcowania ze sztuką w sferze zawodowej się pojawiła? 


– Zawsze interesowałam się szeroko rozumianą sztuką. Jednak potrzebowałam czasu, aby odkryć to, jak chcę ją wykorzystywać zawodowo. Sztuka w wydaniu klasycznym nie do końca mi odpowiadała, więc poszukiwałam dalej. Aż w pewnym momencie uznałam, że będzie to pop-art. Z kolei przełomowym momentem w myśleniu o tym, co dalej będę robić zawodowo była sesja zdjęciowa w Hiszpanii. Moje zdjęcia, które powstały wtedy zostały sprzedane galerii sztuki w Holandii. Tam natomiast artyści przekształcili je w obrazy, dodano do nich też kilka elementów podnoszących ich oryginalność, jak np. żywica, kryształy Swarovskiego. Wtedy też pierwszy raz pomyślałam o tym, że chcę poszukiwać i promować bardziej wyszukane dzieła sztuki. 


– Wiemy czym jest pop-art w słownikowym znaczeniu, co Panią w nim szczególnie pociąga?


– W tym prądzie sztuki, co bardzo lubię, dominują mocne, nasycone barwy, pojawia się sporo kontrastów. Tworzą ją motywy, które jako odbiorcy kojarzymy z kulturą popularną, reklamą, filmem czy wprost światem bajek. W tym nurcie sztuki jest dużo ironii, sarkazmu, ale i dystansu do rzeczywistości. Niekoniecznie doszukiwałabym się w nim tzw. drugiego dna, głębokiego, bardzo wyrafinowanego metaforycznie przekazu. Obcowanie z pop-artem skłania do śmiechu, ale i do refleksji czy formułowania wniosków związanych z naszym życiem i ludzkimi przywarami. Jednak bardziej chyba ta forma sztuki chce bazować na pierwszych, odruchowych skojarzeniach. 


– Wobec tego jakie odczucia zgodnie z Pani zamierzeniem powinna wzbudzać Pani galeria w odbiorcach?


– Mówiąc w skrócie, chcę uzyskać tzw. efekt wow, zaskoczenia, zaintrygowania. Galeria obfituje w kolorowe przedmioty, często nawiązujące do motywów dzieciństwa, ale i popularnych komiksów. Tym pierwszym odbiorem może być skojarzenie, że nagle znaleźliśmy się w sklepie w zabawkami. Jednak to tylko pierwsze wrażenie, bo po dłuższym obcowaniu z przedmiotami, które prezentuję w tej przestrzeni można docenić ich wartość. Galeria współpracuje bowiem z wieloma utalentowanymi polskimi i zagranicznymi artystami. Spora część naszych klientów po pierwszej wizycie wraca do nas i kupuje kolejne dzieła. Mogę powiedzieć, że po kilku latach istnienia na rynku wyrobiliśmy sobie markę, która jest rozpoznawana i doceniana, zarówno przez artystów, jak i odbiorców. 


– Z jaką artystką czy artystą współpraca była dla Pani szczególnie ważna? 


– Tych kontaktów jest wiele. Każda tego typu współpraca jest inna, każda rozwija, uwrażliwia mnie na inne aspekty sztuki. Nie jestem w stanie wskazać jednego przykładu. Przychodzi mi do głowy m.in. udana współpraca z francuskim małżeństwem artystów Geraldine Morin & Erik Salin, którzy zajmują się tzw. markowym pop-artem. W swoich dziełach przedstawiają logo danej marki w nietypowy sposób, trochę z przymrużeniem oka, a trochę z konkretnym przekazem dobrze diagnozującym aktualny świat. Poza relacjami zawodowymi nawiązała się między nami szczera relacja prywatna. Miałam też możliwość obserwowania ich twórczej pracy, co nas również 

zbliżyło. 


– Wspomniała Pani wcześniej, że to, co możemy zobaczyć w galerii, to efekt Pani poszukiwań i inspiracji. Skąd Pani czerpie inspiracje? 


– Przede wszystkim odwiedzam inne galerie sztuki, przy każdej okazji obcuję z dziełami sztuki. Gdy uczestniczę w pokazach mody w różnych częściach Europy czy świata, to zawsze staram się znaleźć czas na to, aby posmakować trochę sztuki. Źródłem inspiracji jest dla mnie też Internet, przeglądam różne strony i portfolia artystów, szukam nowych nazwisk.

 

– Kogo szczególnie Pani podziwia?


– Bardzo lubię Szymona Chwalisza, który w swojej sztuce porównywany jest do Zdzisława Beksińskiego. W jego obrazach jest trochę pop-artu, ale też można dostrzec głębszy przekaz. Generalnie staram się otwierać na wszystko, co napotykam w artystycznym świecie, nie mam uprzedzeń czy sztywnych ram, w które próbuję wpisać artystów. Lubię odkrywać niezwykłe postacie w sztuce. 


– Co Panią zaskakuje w świecie sztuki na linii artysta – odbiorcy? 


– Na pewno to, że sztuka może być nieprzewidywalna. Zdarza się przecież, że niektóre dzieła sztuki, które w powszechnym odbiorze nie mają walorów estetycznych są bardzo drogie. Gdy są wystawiane w ramach aukcji, to ceny potrafią szybować bardzo wysoko i ostatecznie trafiają w ręce nowego właściciela np. za milion dolarów. Można więc uznać, że sztuka to pojęcie względne. Dla jednego odbiorcy dany obraz może mieć wyjątkową wartość artystyczną, dla innego może być jednym z wielu, które widział lub być kompletnie nieatrakcyjnym. Oczywiście jest też tak, że czasem artysta swoim nazwiskiem winduje cenę do góry. Na tę markę niekiedy pracuje całe życie, a innym razem jest to jeden sezon. I w tym kontekście znowu okazuje się, że świat sztuki rządzi się swoimi prawami. 


– Czyli tym decydującym elementem w relacji dzieło sztuki – odbiorca jest sposób jego postrzegania. 


– Te rozważania sprowadzają się do zasadniczego pytania, czy ta forma sztuki do nas przemawia, czy przyjmujemy przekaz, który za nią stoi. To wszystko kwestia utożsamiania się z obrazem czy rzeźbą, na które patrzymy. Musi wystąpić „powiązanie” między sztuką a odbiorcą. Może ono następować na poziomie zmysłów, odczuć czy intelektu. 


– Porozmawiajmy teraz o świecie mody. Jakie były Pani początki w tym zawodzie? 


– Jako nastolatka próbowałam już swoich sił w modelingu, a podczas studiów brałam udział w kilku sesjach w Polsce i za granicą. Moja kariera nabrała szybszego tempa, gdy po studiach otrzymałam trzyletni kontrakt w Miami. To był moment, w którym stałam się modelką na pełen etat. Wtedy zakładałam, że będzie to zajęcie na jakiś czas. Jednak szybko się okazało, że zostanę w tej roli zawodowej dłużej. Natomiast nigdy nie traktowałam i nadal nie traktuję tego jako pracy na całe życie.


– Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ma wiele zalet. Co dla Pani jest najważniejszym atutem tej pracy? 


– Tym, co sobie cenię jest możliwość poznawania ludzi. W moim życiu zawodowym przewinęło się wiele interesujących postaci ze świata mody, modelek, projektantów czy osób, które pracują na tzw. backstage’u, czyli są odpowiedzialne za wizerunek modelek i modeli na wybiegu. Dzięki tej pracy nawiązałam wiele przyjaźni, które przetrwały do dziś. Innym atutem jest możliwość zwiedzania świata. Pamiętam, że z jednym z fotografów, z którym dłużej współpracowałam, zwiedziłam spory kawałek kuli ziemskiej. W sumie miałam okazję być w celach zawodowych na wszystkich kontynentach poza Australią. Oczywiście w praktyce tego czasu na turystykę czy rekreację podczas sesji zdjęciowych jest niewiele, ale zawsze staram się wyłuskać takie momenty w napiętym grafiku.

 

– Bo to praca od rana do wieczora przez siedem dni w tygodniu?


– Powiedziałabym, że to prawdziwa szkoła życia, co też uznaję za atut. Zawód modelki uczy konsekwencji, cierpliwości i pracy pod presją czasu w zróżnicowanym otoczeniu ludzi. Swoją szkołę życia przeszłam podczas trzyletniego kontraktu w Miami. Trafiłam sama do nowego miejsca, gdzie nikogo nie znałam, a jednocześnie postawiono przede mną poważne zadania do wykonania. A wracając do wątku „pracy od rana do wieczora”... Gdy trwa sesja zdjęciowa a jej długość bywa różna, od kilku godzin do kilku dni - to jest to praca na pełnych obrotach. Nie ma miejsca na niedyspozycje czy dłuższy odpoczynek. Cała ekipa zdjęciowa temu się podporządkowuje. Jednak właśnie takie podejście pozwala osiągnąć wspólny cel we właściwym czasie i miejscu. Do zawodowego grafiku dochodzą castingi, a wcześniej wielogodzinne przygotowania do nich. Kolejnym punktem w kalendarzu są pokazy mody. 


– To taki moment, który chyba wzbudza największe emocje ? 


- Tuż przed pokazami i w ich trakcie tworzy się niesamowita atmosfera, pojawia się wiele emocji, napięcia, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Na backstage’u dziewczyny przebierają się w kolejne stroje, każda jest skupiona na sobie. Wokół niektórych z nich kręcą się jeszcze wizażystki, które poprawiają ostatnie elementy ich „scenicznego” wizerunku. To wszystko jest przygotowywane z dużym wyprzedzeniem i dokładnością, to zwykle życie pisze swój scenariusz. I właśnie nieoczekiwane zdarzenia czy sytuacje towarzyszące pokazom przyczyniają się do tego, że każdy z nich zapada w pamięć. Każdy pokaz poza dużą dawką stresu i mobilizacji, to wiele pozytywnych odczuć jak euforia, radość, satysfakcja. Jeśli chodzi o „trudne pokazy”, to pamiętam jeden, który przygotowywał znany paryski projektant mody. Uderzyło mnie wtedy to, jak bardzo różnią się dwa puszczonej modelki. Uważam, że każdy w swojej pracy, niezależnie od zawodu, powinien mieć zapewnione godne warunki do jej wykonywania. 


– A wracając do atutów tej pracy, to czy jest coś jeszcze, co warto podkreślić? 


– Dodałabym jeszcze jeden aspekt, chyba szczególnie ważny dla kobiet. Mam na myśli bycie w centrum uwagi wszystkich, którzy są za sceną i przed sceną. Kobieta, która jest profesjonalnie pomalowana, ciekawie ubrana i w całokształcie zadbana, zawsze czuje się piękna. To też dowartościowuje, choć uważam, że należy zachować zdrowy dystans do tych kwestii. Presja związana z tym, jak się wygląda, jak inwestuje się w swoje piękno jest ogromna w tej branży. Dlatego, zwłaszcza na początku kariery czy w sytuacji, kiedy wchodzi się z pewnym bagażem w postaci nieakceptowania siebie, może rodzić problemy. W obu przypadkach, gdy spotykamy się ze wszystkich stron z wysokimi oczekiwaniami co do urody i sylwetki, łatwo wpaść w poważne kompleksy. W świecie mody jest grupa ludzi, którzy przedmiotowo traktują modelki, ale jest i 

spora grupa tych, którzy mają właściwe, profesjonalne podejście. Uważam, że nie należy popadać w uzależnieni e od oklasków i podziwu. To tylko jeden z wielu wymiarów, w których możemy się realizować w życiu. Nigdy modelingu nie traktowałam śmiertelnie poważnie, dlatego łatwo było 

mi tę dewizę stosować w praktyce. 


– Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Dominika TKOCZ 

Na jesienne wieczory polecam lekturę naszego kwartalnika. Sporo miejsca w tym numerze poświęciliśmy zagadnieniom związanym z ekologią. Tym razem przeczytamy o agroenergi. W Polsce istnieje ok. 1,3 mln gospodarstw rolnych, co plasuje nasz kraj na trzecim miejscu w Europie pod względem udziału powierzchni rolnej w całkowitej powierzchni kraju. Mówiąc o transformacji energetycznej, nie można więc przejść obojętnie wobec sektora rolniczego i wykorzystaniu w nim odnawialnych źródeł energii. Pandemia odcisnęła swoje piętno na wielu dziedzinach biznesu - kryzys nie ominął też branży lotniczej.  Od marca 2020 roku lotnictwo cywilne zmaga się z największym kryzysem w historii, który został wywołany przez pandemię koronawirusa. Sytuacja jest bezprecedensowa i ma charakter globalny. Międzynarodowa Rada Portów Lotniczych (ACI World) szacuje, że w 2020 roku lotniska na całym świecie obsłużą zaledwie 3,6 miliarda podróżnych, to jest aż o 5,6 miliarda mniej w porównaniu z 2019 rokiem.  O obecnej sytuacji dowiemy się z wywiadu z Arturem Tomasikiem prezesem GTL Katowice. Na naszych łamach nie może zabraknąć wywiadów z ciekawymi ludźmi. W tym numerze rozmawiamy z Karoliną Woźniak, właścicielka galerii sztuki Kawai Modern Art Gallery a zarazem światowej klasy fotomodelką, która opowiada o tym, czym jest pop-art w zupełnie nowym wydaniu, o wydarzeniach artystycznych oddziałujących na różne zmysły oraz urokach i gorszych stronach świata mody. Miłośników sportu zainteresuje zapewne wywiad z Kajetanem Duszyńskim, który na ostatnich igrzyskach olimpijskich wywalczył z sztafetą mieszaną złoty medal. Jego życie od igrzysk w Tokio zmienia się każdego dnia – przyznaje mistrz olimpijski w sztafecie mieszanej 4x400 metrów, który stając na najwyższym stopniu podium wraz z białoczerwonym mikstem - Polacy biegli w finale w składzie: Karol Zalewski, Natalia Kaczmarek, Justyna Święty-Ersetic i Kajetan Duszyński - sprawił w stolicy Japonii ogromną niespodziankę, jedną z największych w olimpijskiej historii polskiej lekkiej atletyki bijąc jednocześnie rekord kraju, rekord Europy i ustanawiając nowy rekord olimpijski! Oczywiście nie może w naszym kwartalniku zabraknąć informacji dotyczących golfa – informujemy Państwa jak przebiegał turniej finałowy Silesia Business & Life Golf Cup 2021, który tym razem rozegrany został na polu golfowym Rosa. 

Katarzyna Wojciechowska z kancelarii Duraj Reck i Partnerzy tym razem przybliży Państwu zagadnienia związane Kodeksem rodzinnym i opiekuńczym.  Ja z kolei zapraszam na Mauritius – przepiękną wyspę, na której z Reprezentacją Polski Golfistów Amatorów walczyliśmy w The Amateur Golf World Cup 2021. Zachęcam do odwiedzania naszych stron www.silesiabl.pl oraz www.silesiaevent.pl, które staramy się na bieżąco aktualizować oraz zmieniać ich oblicze, jak również do ściągnięcia darmowej aplikacji Silesia Business & Life na tablety i smartfony.


Pozdrawiam, życząc przyjemnej lektury 

Klaudiusz Sevkovic - Project Manager

Karolina Woźniak  


Przełamywanie sztuki czymś nieoczywistym

 

O tym, czym jest pop-art w zupełnie nowym wydaniu, o wydarzeniach artystycznych oddziałujących na różne zmysły oraz urokach i gorszych stronach świata mody opowiada Karolina Woźniak, właścicielka galerii sztuki Kawai Modern Art Gallery i fotomodelka. 


– Zacznijmy naszą rozmowę od tego, co Panią czeka w sferze zawodowej w najbliższych miesiącach?.


– Jeśli chodzi o Kawai Modern Art Gallery, to przygotowujemy kilka wydarzeń artystycznych. Jednocześniewiele pomysłów rodzi się spontanicznie. Zdarza się, że przypadkowo spotykam artystę, z którym nawiązuję współpracę i wcześniejsze plany modyfikuję. Z takich konkretnych i mocno zaawansowanych działań, to chcę zorganizować w galerii wraz z moim przyjacielem fotografem sesję zdjęciową kobiet w wannie. Jej założeniem jest ukazanie tego, że człowiek w takiej sytuacji jest „odkryty”, w sensie metaforycznym bez maski, bez atrybutów, które towarzyszą mu w różnych życiowych rolach, w codzienności. Najbliższa perspektywa to również przygotowanie dwóch wernisaży, w tym jednego we współpracy z artystką Iriną Vilim. Druga wystawa będzie prezentacją obrazów i rzeźb wykonanych przez polskiego artystę Tomasza Szczyrbę. Jego działalność jest zupełnie czymś nowym na rynku sztuki. Generalnie w tych działaniach nastawiam się na organizowanie wydarzeń synkretycznych, a więc oddziałujących na różne zmysły. Natomiast jeśli chodzi o modeling, to w marcu wezmę udział w kolejnym Fashion week w Paryżu i Mediolanie. 


– Zostańmy przy temacie sztuki, z czym mogą się spotkać odwiedzający Pani galerię? 


– Moim zamysłem jest przełamywanie sztuki „czymś” nieoczywistym. W naszej galerii pojawiają się dzieła artystów związane z pop-artem, jak i tzw. sztuka użytkowa. Te dwa elementy niejako spinają różne przedsięwzięcia artystyczne, które organizujemy cyklicznie. Jeśli ktoś chce zobaczyć przykłady obrazów czy rzeźb wykonanych w nurcie pop-art przez polskich i zagranicznych artystów, to w mojej galerii z tym się zetknie. Jednocześnie osoby poszukujące oryginalnych mebli czy elementów wystroju wnętrz Kawai Modern Art Gallery również zainteresuje. To, co dziś można zobaczyć w galerii, to efekt moich poszukiwań i inspiracji. Jednocześnie nie osiadam na laurach, chcę dalej wzmacniać swoją markę, która wiąże się z synkretycznym podejściem do sztuki. Galeria zgodnie z moim założeniem to nie tylko miejsce, w którym można oglądać obrazy czy rzeźby. To miejsce, w którym cyklicznie odbywają się wydarzenia na granicy różnych form artystycznego przekazu. Jesteśmy jedyną galerią w Polsce promująca sztukę POP ART w międzynarodowym wydaniu. 


– Kiedy ta potrzeba obcowania ze sztuką w sferze zawodowej się pojawiła? 


– Zawsze interesowałam się szeroko rozumianą sztuką. Jednak potrzebowałam czasu, aby odkryć to, jak chcę ją wykorzystywać zawodowo. Sztuka w wydaniu klasycznym nie do końca mi odpowiadała, więc poszukiwałam dalej. Aż w pewnym momencie uznałam, że będzie to pop-art. Z kolei przełomowym momentem w myśleniu o tym, co dalej będę robić zawodowo była sesja zdjęciowa w Hiszpanii. Moje zdjęcia, które powstały wtedy zostały sprzedane galerii sztuki w Holandii. Tam natomiast artyści przekształcili je w obrazy, dodano do nich też kilka elementów podnoszących ich oryginalność, jak np. żywica, kryształy Swarovskiego. Wtedy też pierwszy raz pomyślałam o tym, że chcę poszukiwać i promować bardziej wyszukane dzieła sztuki. 


– Wiemy czym jest pop-art w słownikowym znaczeniu, co Panią w nim szczególnie pociąga?


– W tym prądzie sztuki, co bardzo lubię, dominują mocne, nasycone barwy, pojawia się sporo kontrastów. Tworzą ją motywy, które jako odbiorcy kojarzymy z kulturą popularną, reklamą, filmem czy wprost światem bajek. W tym nurcie sztuki jest dużo ironii, sarkazmu, ale i dystansu do rzeczywistości. Niekoniecznie doszukiwałabym się w nim tzw. drugiego dna, głębokiego, bardzo wyrafinowanego metaforycznie przekazu. Obcowanie z pop-artem skłania do śmiechu, ale i do refleksji czy formułowania wniosków związanych z naszym życiem i ludzkimi przywarami. Jednak bardziej chyba ta forma sztuki chce bazować na pierwszych, odruchowych skojarzeniach. 


– Wobec tego jakie odczucia zgodnie z Pani zamierzeniem powinna wzbudzać Pani galeria w odbiorcach?


– Mówiąc w skrócie, chcę uzyskać tzw. efekt wow, zaskoczenia, zaintrygowania. Galeria obfituje w kolorowe przedmioty, często nawiązujące do motywów dzieciństwa, ale i popularnych komiksów. Tym pierwszym odbiorem może być skojarzenie, że nagle znaleźliśmy się w sklepie w zabawkami. Jednak to tylko pierwsze wrażenie, bo po dłuższym obcowaniu z przedmiotami, które prezentuję w tej przestrzeni można docenić ich wartość. Galeria współpracuje bowiem z wieloma utalentowanymi polskimi i zagranicznymi artystami. Spora część naszych klientów po pierwszej wizycie wraca do nas i kupuje kolejne dzieła. Mogę powiedzieć, że po kilku latach istnienia na rynku wyrobiliśmy sobie markę, która jest rozpoznawana i doceniana, zarówno przez artystów, jak i odbiorców. 


– Z jaką artystką czy artystą współpraca była dla Pani szczególnie ważna? 


– Tych kontaktów jest wiele. Każda tego typu współpraca jest inna, każda rozwija, uwrażliwia mnie na inne aspekty sztuki. Nie jestem w stanie wskazać jednego przykładu. Przychodzi mi do głowy m.in. udana współpraca z francuskim małżeństwem artystów Geraldine Morin & Erik Salin, którzy zajmują się tzw. markowym pop-artem. W swoich dziełach przedstawiają logo danej marki w nietypowy sposób, trochę z przymrużeniem oka, a trochę z konkretnym przekazem dobrze diagnozującym aktualny świat. Poza relacjami zawodowymi nawiązała się między nami szczera relacja prywatna. Miałam też możliwość obserwowania ich twórczej pracy, co nas również 

zbliżyło. 


– Wspomniała Pani wcześniej, że to, co możemy zobaczyć w galerii, to efekt Pani poszukiwań i inspiracji. Skąd Pani czerpie inspiracje? 


– Przede wszystkim odwiedzam inne galerie sztuki, przy każdej okazji obcuję z dziełami sztuki. Gdy uczestniczę w pokazach mody w różnych częściach Europy czy świata, to zawsze staram się znaleźć czas na to, aby posmakować trochę sztuki. Źródłem inspiracji jest dla mnie też Internet, przeglądam różne strony i portfolia artystów, szukam nowych nazwisk.

 

– Kogo szczególnie Pani podziwia?


– Bardzo lubię Szymona Chwalisza, który w swojej sztuce porównywany jest do Zdzisława Beksińskiego. W jego obrazach jest trochę pop-artu, ale też można dostrzec głębszy przekaz. Generalnie staram się otwierać na wszystko, co napotykam w artystycznym świecie, nie mam uprzedzeń czy sztywnych ram, w które próbuję wpisać artystów. Lubię odkrywać niezwykłe postacie w sztuce. 


– Co Panią zaskakuje w świecie sztuki na linii artysta – odbiorcy? 


– Na pewno to, że sztuka może być nieprzewidywalna. Zdarza się przecież, że niektóre dzieła sztuki, które w powszechnym odbiorze nie mają walorów estetycznych są bardzo drogie. Gdy są wystawiane w ramach aukcji, to ceny potrafią szybować bardzo wysoko i ostatecznie trafiają w ręce nowego właściciela np. za milion dolarów. Można więc uznać, że sztuka to pojęcie względne. Dla jednego odbiorcy dany obraz może mieć wyjątkową wartość artystyczną, dla innego może być jednym z wielu, które widział lub być kompletnie nieatrakcyjnym. Oczywiście jest też tak, że czasem artysta swoim nazwiskiem winduje cenę do góry. Na tę markę niekiedy pracuje całe życie, a innym razem jest to jeden sezon. I w tym kontekście znowu okazuje się, że świat sztuki rządzi się swoimi prawami. 


– Czyli tym decydującym elementem w relacji dzieło sztuki – odbiorca jest sposób jego postrzegania. 


– Te rozważania sprowadzają się do zasadniczego pytania, czy ta forma sztuki do nas przemawia, czy przyjmujemy przekaz, który za nią stoi. To wszystko kwestia utożsamiania się z obrazem czy rzeźbą, na które patrzymy. Musi wystąpić „powiązanie” między sztuką a odbiorcą. Może ono następować na poziomie zmysłów, odczuć czy intelektu. 


– Porozmawiajmy teraz o świecie mody. Jakie były Pani początki w tym zawodzie? 


– Jako nastolatka próbowałam już swoich sił w modelingu, a podczas studiów brałam udział w kilku sesjach w Polsce i za granicą. Moja kariera nabrała szybszego tempa, gdy po studiach otrzymałam trzyletni kontrakt w Miami. To był moment, w którym stałam się modelką na pełen etat. Wtedy zakładałam, że będzie to zajęcie na jakiś czas. Jednak szybko się okazało, że zostanę w tej roli zawodowej dłużej. Natomiast nigdy nie traktowałam i nadal nie traktuję tego jako pracy na całe życie.


– Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ma wiele zalet. Co dla Pani jest najważniejszym atutem tej pracy? 


– Tym, co sobie cenię jest możliwość poznawania ludzi. W moim życiu zawodowym przewinęło się wiele interesujących postaci ze świata mody, modelek, projektantów czy osób, które pracują na tzw. backstage’u, czyli są odpowiedzialne za wizerunek modelek i modeli na wybiegu. Dzięki tej pracy nawiązałam wiele przyjaźni, które przetrwały do dziś. Innym atutem jest możliwość zwiedzania świata. Pamiętam, że z jednym z fotografów, z którym dłużej współpracowałam, zwiedziłam spory kawałek kuli ziemskiej. W sumie miałam okazję być w celach zawodowych na wszystkich kontynentach poza Australią. Oczywiście w praktyce tego czasu na turystykę czy rekreację podczas sesji zdjęciowych jest niewiele, ale zawsze staram się wyłuskać takie momenty w napiętym grafiku.

 

– Bo to praca od rana do wieczora przez siedem dni w tygodniu?


– Powiedziałabym, że to prawdziwa szkoła życia, co też uznaję za atut. Zawód modelki uczy konsekwencji, cierpliwości i pracy pod presją czasu w zróżnicowanym otoczeniu ludzi. Swoją szkołę życia przeszłam podczas trzyletniego kontraktu w Miami. Trafiłam sama do nowego miejsca, gdzie nikogo nie znałam, a jednocześnie postawiono przede mną poważne zadania do wykonania. A wracając do wątku „pracy od rana do wieczora”... Gdy trwa sesja zdjęciowa a jej długość bywa różna, od kilku godzin do kilku dni - to jest to praca na pełnych obrotach. Nie ma miejsca na niedyspozycje czy dłuższy odpoczynek. Cała ekipa zdjęciowa temu się podporządkowuje. Jednak właśnie takie podejście pozwala osiągnąć wspólny cel we właściwym czasie i miejscu. Do zawodowego grafiku dochodzą castingi, a wcześniej wielogodzinne przygotowania do nich. Kolejnym punktem w kalendarzu są pokazy mody. 


– To taki moment, który chyba wzbudza największe emocje ? 


- Tuż przed pokazami i w ich trakcie tworzy się niesamowita atmosfera, pojawia się wiele emocji, napięcia, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Na backstage’u dziewczyny przebierają się w kolejne stroje, każda jest skupiona na sobie. Wokół niektórych z nich kręcą się jeszcze wizażystki, które poprawiają ostatnie elementy ich „scenicznego” wizerunku. To wszystko jest przygotowywane z dużym wyprzedzeniem i dokładnością, to zwykle życie pisze swój scenariusz. I właśnie nieoczekiwane zdarzenia czy sytuacje towarzyszące pokazom przyczyniają się do tego, że każdy z nich zapada w pamięć. Każdy pokaz poza dużą dawką stresu i mobilizacji, to wiele pozytywnych odczuć jak euforia, radość, satysfakcja. Jeśli chodzi o „trudne pokazy”, to pamiętam jeden, który przygotowywał znany paryski projektant mody. Uderzyło mnie wtedy to, jak bardzo różnią się dwa puszczonej modelki. Uważam, że każdy w swojej pracy, niezależnie od zawodu, powinien mieć zapewnione godne warunki do jej wykonywania. 


– A wracając do atutów tej pracy, to czy jest coś jeszcze, co warto podkreślić? 


– Dodałabym jeszcze jeden aspekt, chyba szczególnie ważny dla kobiet. Mam na myśli bycie w centrum uwagi wszystkich, którzy są za sceną i przed sceną. Kobieta, która jest profesjonalnie pomalowana, ciekawie ubrana i w całokształcie zadbana, zawsze czuje się piękna. To też dowartościowuje, choć uważam, że należy zachować zdrowy dystans do tych kwestii. Presja związana z tym, jak się wygląda, jak inwestuje się w swoje piękno jest ogromna w tej branży. Dlatego, zwłaszcza na początku kariery czy w sytuacji, kiedy wchodzi się z pewnym bagażem w postaci nieakceptowania siebie, może rodzić problemy. W obu przypadkach, gdy spotykamy się ze wszystkich stron z wysokimi oczekiwaniami co do urody i sylwetki, łatwo wpaść w poważne kompleksy. W świecie mody jest grupa ludzi, którzy przedmiotowo traktują modelki, ale jest i 

spora grupa tych, którzy mają właściwe, profesjonalne podejście. Uważam, że nie należy popadać w uzależnieni e od oklasków i podziwu. To tylko jeden z wielu wymiarów, w których możemy się realizować w życiu. Nigdy modelingu nie traktowałam śmiertelnie poważnie, dlatego łatwo było 

mi tę dewizę stosować w praktyce. 


– Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Dominika TKOCZ 

Karolina Woźniak  


Przełamywanie sztuki czymś nieoczywistym

 

O tym, czym jest pop-art w zupełnie nowym wydaniu, o wydarzeniach artystycznych oddziałujących na różne zmysły oraz urokach i gorszych stronach świata mody opowiada Karolina Woźniak, właścicielka galerii sztuki Kawai Modern Art Gallery i fotomodelka. 


– Zacznijmy naszą rozmowę od tego, co Panią czeka w sferze zawodowej w najbliższych miesiącach?.


– Jeśli chodzi o Kawai Modern Art Gallery, to przygotowujemy kilka wydarzeń artystycznych. Jednocześniewiele pomysłów rodzi się spontanicznie. Zdarza się, że przypadkowo spotykam artystę, z którym nawiązuję współpracę i wcześniejsze plany modyfikuję. Z takich konkretnych i mocno zaawansowanych działań, to chcę zorganizować w galerii wraz z moim przyjacielem fotografem sesję zdjęciową kobiet w wannie. Jej założeniem jest ukazanie tego, że człowiek w takiej sytuacji jest „odkryty”, w sensie metaforycznym bez maski, bez atrybutów, które towarzyszą mu w różnych życiowych rolach, w codzienności. Najbliższa perspektywa to również przygotowanie dwóch wernisaży, w tym jednego we współpracy z artystką Iriną Vilim. Druga wystawa będzie prezentacją obrazów i rzeźb wykonanych przez polskiego artystę Tomasza Szczyrbę. Jego działalność jest zupełnie czymś nowym na rynku sztuki. Generalnie w tych działaniach nastawiam się na organizowanie wydarzeń synkretycznych, a więc oddziałujących na różne zmysły. Natomiast jeśli chodzi o modeling, to w marcu wezmę udział w kolejnym Fashion week w Paryżu i Mediolanie. 


– Zostańmy przy temacie sztuki, z czym mogą się spotkać odwiedzający Pani galerię? 


– Moim zamysłem jest przełamywanie sztuki „czymś” nieoczywistym. W naszej galerii pojawiają się dzieła artystów związane z pop-artem, jak i tzw. sztuka użytkowa. Te dwa elementy niejako spinają różne przedsięwzięcia artystyczne, które organizujemy cyklicznie. Jeśli ktoś chce zobaczyć przykłady obrazów czy rzeźb wykonanych w nurcie pop-art przez polskich i zagranicznych artystów, to w mojej galerii z tym się zetknie. Jednocześnie osoby poszukujące oryginalnych mebli czy elementów wystroju wnętrz Kawai Modern Art Gallery również zainteresuje. To, co dziś można zobaczyć w galerii, to efekt moich poszukiwań i inspiracji. Jednocześnie nie osiadam na laurach, chcę dalej wzmacniać swoją markę, która wiąże się z synkretycznym podejściem do sztuki. Galeria zgodnie z moim założeniem to nie tylko miejsce, w którym można oglądać obrazy czy rzeźby. To miejsce, w którym cyklicznie odbywają się wydarzenia na granicy różnych form artystycznego przekazu. Jesteśmy jedyną galerią w Polsce promująca sztukę POP ART w międzynarodowym wydaniu. 


– Kiedy ta potrzeba obcowania ze sztuką w sferze zawodowej się pojawiła? 


– Zawsze interesowałam się szeroko rozumianą sztuką. Jednak potrzebowałam czasu, aby odkryć to, jak chcę ją wykorzystywać zawodowo. Sztuka w wydaniu klasycznym nie do końca mi odpowiadała, więc poszukiwałam dalej. Aż w pewnym momencie uznałam, że będzie to pop-art. Z kolei przełomowym momentem w myśleniu o tym, co dalej będę robić zawodowo była sesja zdjęciowa w Hiszpanii. Moje zdjęcia, które powstały wtedy zostały sprzedane galerii sztuki w Holandii. Tam natomiast artyści przekształcili je w obrazy, dodano do nich też kilka elementów podnoszących ich oryginalność, jak np. żywica, kryształy Swarovskiego. Wtedy też pierwszy raz pomyślałam o tym, że chcę poszukiwać i promować bardziej wyszukane dzieła sztuki. 


– Wiemy czym jest pop-art w słownikowym znaczeniu, co Panią w nim szczególnie pociąga?


– W tym prądzie sztuki, co bardzo lubię, dominują mocne, nasycone barwy, pojawia się sporo kontrastów. Tworzą ją motywy, które jako odbiorcy kojarzymy z kulturą popularną, reklamą, filmem czy wprost światem bajek. W tym nurcie sztuki jest dużo ironii, sarkazmu, ale i dystansu do rzeczywistości. Niekoniecznie doszukiwałabym się w nim tzw. drugiego dna, głębokiego, bardzo wyrafinowanego metaforycznie przekazu. Obcowanie z pop-artem skłania do śmiechu, ale i do refleksji czy formułowania wniosków związanych z naszym życiem i ludzkimi przywarami. Jednak bardziej chyba ta forma sztuki chce bazować na pierwszych, odruchowych skojarzeniach. 


– Wobec tego jakie odczucia zgodnie z Pani zamierzeniem powinna wzbudzać Pani galeria w odbiorcach?


– Mówiąc w skrócie, chcę uzyskać tzw. efekt wow, zaskoczenia, zaintrygowania. Galeria obfituje w kolorowe przedmioty, często nawiązujące do motywów dzieciństwa, ale i popularnych komiksów. Tym pierwszym odbiorem może być skojarzenie, że nagle znaleźliśmy się w sklepie w zabawkami. Jednak to tylko pierwsze wrażenie, bo po dłuższym obcowaniu z przedmiotami, które prezentuję w tej przestrzeni można docenić ich wartość. Galeria współpracuje bowiem z wieloma utalentowanymi polskimi i zagranicznymi artystami. Spora część naszych klientów po pierwszej wizycie wraca do nas i kupuje kolejne dzieła. Mogę powiedzieć, że po kilku latach istnienia na rynku wyrobiliśmy sobie markę, która jest rozpoznawana i doceniana, zarówno przez artystów, jak i odbiorców. 


– Z jaką artystką czy artystą współpraca była dla Pani szczególnie ważna? 


– Tych kontaktów jest wiele. Każda tego typu współpraca jest inna, każda rozwija, uwrażliwia mnie na inne aspekty sztuki. Nie jestem w stanie wskazać jednego przykładu. Przychodzi mi do głowy m.in. udana współpraca z francuskim małżeństwem artystów Geraldine Morin & Erik Salin, którzy zajmują się tzw. markowym pop-artem. W swoich dziełach przedstawiają logo danej marki w nietypowy sposób, trochę z przymrużeniem oka, a trochę z konkretnym przekazem dobrze diagnozującym aktualny świat. Poza relacjami zawodowymi nawiązała się między nami szczera relacja prywatna. Miałam też możliwość obserwowania ich twórczej pracy, co nas również 

zbliżyło. 


– Wspomniała Pani wcześniej, że to, co możemy zobaczyć w galerii, to efekt Pani poszukiwań i inspiracji. Skąd Pani czerpie inspiracje? 


– Przede wszystkim odwiedzam inne galerie sztuki, przy każdej okazji obcuję z dziełami sztuki. Gdy uczestniczę w pokazach mody w różnych częściach Europy czy świata, to zawsze staram się znaleźć czas na to, aby posmakować trochę sztuki. Źródłem inspiracji jest dla mnie też Internet, przeglądam różne strony i portfolia artystów, szukam nowych nazwisk.

 

– Kogo szczególnie Pani podziwia?


– Bardzo lubię Szymona Chwalisza, który w swojej sztuce porównywany jest do Zdzisława Beksińskiego. W jego obrazach jest trochę pop-artu, ale też można dostrzec głębszy przekaz. Generalnie staram się otwierać na wszystko, co napotykam w artystycznym świecie, nie mam uprzedzeń czy sztywnych ram, w które próbuję wpisać artystów. Lubię odkrywać niezwykłe postacie w sztuce. 


– Co Panią zaskakuje w świecie sztuki na linii artysta – odbiorcy? 


– Na pewno to, że sztuka może być nieprzewidywalna. Zdarza się przecież, że niektóre dzieła sztuki, które w powszechnym odbiorze nie mają walorów estetycznych są bardzo drogie. Gdy są wystawiane w ramach aukcji, to ceny potrafią szybować bardzo wysoko i ostatecznie trafiają w ręce nowego właściciela np. za milion dolarów. Można więc uznać, że sztuka to pojęcie względne. Dla jednego odbiorcy dany obraz może mieć wyjątkową wartość artystyczną, dla innego może być jednym z wielu, które widział lub być kompletnie nieatrakcyjnym. Oczywiście jest też tak, że czasem artysta swoim nazwiskiem winduje cenę do góry. Na tę markę niekiedy pracuje całe życie, a innym razem jest to jeden sezon. I w tym kontekście znowu okazuje się, że świat sztuki rządzi się swoimi prawami. 


– Czyli tym decydującym elementem w relacji dzieło sztuki – odbiorca jest sposób jego postrzegania. 


– Te rozważania sprowadzają się do zasadniczego pytania, czy ta forma sztuki do nas przemawia, czy przyjmujemy przekaz, który za nią stoi. To wszystko kwestia utożsamiania się z obrazem czy rzeźbą, na które patrzymy. Musi wystąpić „powiązanie” między sztuką a odbiorcą. Może ono następować na poziomie zmysłów, odczuć czy intelektu. 


– Porozmawiajmy teraz o świecie mody. Jakie były Pani początki w tym zawodzie? 


– Jako nastolatka próbowałam już swoich sił w modelingu, a podczas studiów brałam udział w kilku sesjach w Polsce i za granicą. Moja kariera nabrała szybszego tempa, gdy po studiach otrzymałam trzyletni kontrakt w Miami. To był moment, w którym stałam się modelką na pełen etat. Wtedy zakładałam, że będzie to zajęcie na jakiś czas. Jednak szybko się okazało, że zostanę w tej roli zawodowej dłużej. Natomiast nigdy nie traktowałam i nadal nie traktuję tego jako pracy na całe życie.


– Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ma wiele zalet. Co dla Pani jest najważniejszym atutem tej pracy? 


– Tym, co sobie cenię jest możliwość poznawania ludzi. W moim życiu zawodowym przewinęło się wiele interesujących postaci ze świata mody, modelek, projektantów czy osób, które pracują na tzw. backstage’u, czyli są odpowiedzialne za wizerunek modelek i modeli na wybiegu. Dzięki tej pracy nawiązałam wiele przyjaźni, które przetrwały do dziś. Innym atutem jest możliwość zwiedzania świata. Pamiętam, że z jednym z fotografów, z którym dłużej współpracowałam, zwiedziłam spory kawałek kuli ziemskiej. W sumie miałam okazję być w celach zawodowych na wszystkich kontynentach poza Australią. Oczywiście w praktyce tego czasu na turystykę czy rekreację podczas sesji zdjęciowych jest niewiele, ale zawsze staram się wyłuskać takie momenty w napiętym grafiku.

 

– Bo to praca od rana do wieczora przez siedem dni w tygodniu?


– Powiedziałabym, że to prawdziwa szkoła życia, co też uznaję za atut. Zawód modelki uczy konsekwencji, cierpliwości i pracy pod presją czasu w zróżnicowanym otoczeniu ludzi. Swoją szkołę życia przeszłam podczas trzyletniego kontraktu w Miami. Trafiłam sama do nowego miejsca, gdzie nikogo nie znałam, a jednocześnie postawiono przede mną poważne zadania do wykonania. A wracając do wątku „pracy od rana do wieczora”... Gdy trwa sesja zdjęciowa a jej długość bywa różna, od kilku godzin do kilku dni - to jest to praca na pełnych obrotach. Nie ma miejsca na niedyspozycje czy dłuższy odpoczynek. Cała ekipa zdjęciowa temu się podporządkowuje. Jednak właśnie takie podejście pozwala osiągnąć wspólny cel we właściwym czasie i miejscu. Do zawodowego grafiku dochodzą castingi, a wcześniej wielogodzinne przygotowania do nich. Kolejnym punktem w kalendarzu są pokazy mody. 


– To taki moment, który chyba wzbudza największe emocje ? 


- Tuż przed pokazami i w ich trakcie tworzy się niesamowita atmosfera, pojawia się wiele emocji, napięcia, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Na backstage’u dziewczyny przebierają się w kolejne stroje, każda jest skupiona na sobie. Wokół niektórych z nich kręcą się jeszcze wizażystki, które poprawiają ostatnie elementy ich „scenicznego” wizerunku. To wszystko jest przygotowywane z dużym wyprzedzeniem i dokładnością, to zwykle życie pisze swój scenariusz. I właśnie nieoczekiwane zdarzenia czy sytuacje towarzyszące pokazom przyczyniają się do tego, że każdy z nich zapada w pamięć. Każdy pokaz poza dużą dawką stresu i mobilizacji, to wiele pozytywnych odczuć jak euforia, radość, satysfakcja. Jeśli chodzi o „trudne pokazy”, to pamiętam jeden, który przygotowywał znany paryski projektant mody. Uderzyło mnie wtedy to, jak bardzo różnią się dwa puszczonej modelki. Uważam, że każdy w swojej pracy, niezależnie od zawodu, powinien mieć zapewnione godne warunki do jej wykonywania. 


– A wracając do atutów tej pracy, to czy jest coś jeszcze, co warto podkreślić? 


– Dodałabym jeszcze jeden aspekt, chyba szczególnie ważny dla kobiet. Mam na myśli bycie w centrum uwagi wszystkich, którzy są za sceną i przed sceną. Kobieta, która jest profesjonalnie pomalowana, ciekawie ubrana i w całokształcie zadbana, zawsze czuje się piękna. To też dowartościowuje, choć uważam, że należy zachować zdrowy dystans do tych kwestii. Presja związana z tym, jak się wygląda, jak inwestuje się w swoje piękno jest ogromna w tej branży. Dlatego, zwłaszcza na początku kariery czy w sytuacji, kiedy wchodzi się z pewnym bagażem w postaci nieakceptowania siebie, może rodzić problemy. W obu przypadkach, gdy spotykamy się ze wszystkich stron z wysokimi oczekiwaniami co do urody i sylwetki, łatwo wpaść w poważne kompleksy. W świecie mody jest grupa ludzi, którzy przedmiotowo traktują modelki, ale jest i 

spora grupa tych, którzy mają właściwe, profesjonalne podejście. Uważam, że nie należy popadać w uzależnieni e od oklasków i podziwu. To tylko jeden z wielu wymiarów, w których możemy się realizować w życiu. Nigdy modelingu nie traktowałam śmiertelnie poważnie, dlatego łatwo było 

mi tę dewizę stosować w praktyce. 


– Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Dominika TKOCZ 

Karolina Woźniak  


Przełamywanie sztuki czymś nieoczywistym

 

O tym, czym jest pop-art w zupełnie nowym wydaniu, o wydarzeniach artystycznych oddziałujących na różne zmysły oraz urokach i gorszych stronach świata mody opowiada Karolina Woźniak, właścicielka galerii sztuki Kawai Modern Art Gallery i fotomodelka. 


– Zacznijmy naszą rozmowę od tego, co Panią czeka w sferze zawodowej w najbliższych miesiącach?.


– Jeśli chodzi o Kawai Modern Art Gallery, to przygotowujemy kilka wydarzeń artystycznych. Jednocześniewiele pomysłów rodzi się spontanicznie. Zdarza się, że przypadkowo spotykam artystę, z którym nawiązuję współpracę i wcześniejsze plany modyfikuję. Z takich konkretnych i mocno zaawansowanych działań, to chcę zorganizować w galerii wraz z moim przyjacielem fotografem sesję zdjęciową kobiet w wannie. Jej założeniem jest ukazanie tego, że człowiek w takiej sytuacji jest „odkryty”, w sensie metaforycznym bez maski, bez atrybutów, które towarzyszą mu w różnych życiowych rolach, w codzienności. Najbliższa perspektywa to również przygotowanie dwóch wernisaży, w tym jednego we współpracy z artystką Iriną Vilim. Druga wystawa będzie prezentacją obrazów i rzeźb wykonanych przez polskiego artystę Tomasza Szczyrbę. Jego działalność jest zupełnie czymś nowym na rynku sztuki. Generalnie w tych działaniach nastawiam się na organizowanie wydarzeń synkretycznych, a więc oddziałujących na różne zmysły. Natomiast jeśli chodzi o modeling, to w marcu wezmę udział w kolejnym Fashion week w Paryżu i Mediolanie. 


– Zostańmy przy temacie sztuki, z czym mogą się spotkać odwiedzający Pani galerię? 


– Moim zamysłem jest przełamywanie sztuki „czymś” nieoczywistym. W naszej galerii pojawiają się dzieła artystów związane z pop-artem, jak i tzw. sztuka użytkowa. Te dwa elementy niejako spinają różne przedsięwzięcia artystyczne, które organizujemy cyklicznie. Jeśli ktoś chce zobaczyć przykłady obrazów czy rzeźb wykonanych w nurcie pop-art przez polskich i zagranicznych artystów, to w mojej galerii z tym się zetknie. Jednocześnie osoby poszukujące oryginalnych mebli czy elementów wystroju wnętrz Kawai Modern Art Gallery również zainteresuje. To, co dziś można zobaczyć w galerii, to efekt moich poszukiwań i inspiracji. Jednocześnie nie osiadam na laurach, chcę dalej wzmacniać swoją markę, która wiąże się z synkretycznym podejściem do sztuki. Galeria zgodnie z moim założeniem to nie tylko miejsce, w którym można oglądać obrazy czy rzeźby. To miejsce, w którym cyklicznie odbywają się wydarzenia na granicy różnych form artystycznego przekazu. Jesteśmy jedyną galerią w Polsce promująca sztukę POP ART w międzynarodowym wydaniu. 


– Kiedy ta potrzeba obcowania ze sztuką w sferze zawodowej się pojawiła? 


– Zawsze interesowałam się szeroko rozumianą sztuką. Jednak potrzebowałam czasu, aby odkryć to, jak chcę ją wykorzystywać zawodowo. Sztuka w wydaniu klasycznym nie do końca mi odpowiadała, więc poszukiwałam dalej. Aż w pewnym momencie uznałam, że będzie to pop-art. Z kolei przełomowym momentem w myśleniu o tym, co dalej będę robić zawodowo była sesja zdjęciowa w Hiszpanii. Moje zdjęcia, które powstały wtedy zostały sprzedane galerii sztuki w Holandii. Tam natomiast artyści przekształcili je w obrazy, dodano do nich też kilka elementów podnoszących ich oryginalność, jak np. żywica, kryształy Swarovskiego. Wtedy też pierwszy raz pomyślałam o tym, że chcę poszukiwać i promować bardziej wyszukane dzieła sztuki. 


– Wiemy czym jest pop-art w słownikowym znaczeniu, co Panią w nim szczególnie pociąga?


– W tym prądzie sztuki, co bardzo lubię, dominują mocne, nasycone barwy, pojawia się sporo kontrastów. Tworzą ją motywy, które jako odbiorcy kojarzymy z kulturą popularną, reklamą, filmem czy wprost światem bajek. W tym nurcie sztuki jest dużo ironii, sarkazmu, ale i dystansu do rzeczywistości. Niekoniecznie doszukiwałabym się w nim tzw. drugiego dna, głębokiego, bardzo wyrafinowanego metaforycznie przekazu. Obcowanie z pop-artem skłania do śmiechu, ale i do refleksji czy formułowania wniosków związanych z naszym życiem i ludzkimi przywarami. Jednak bardziej chyba ta forma sztuki chce bazować na pierwszych, odruchowych skojarzeniach. 


– Wobec tego jakie odczucia zgodnie z Pani zamierzeniem powinna wzbudzać Pani galeria w odbiorcach?


– Mówiąc w skrócie, chcę uzyskać tzw. efekt wow, zaskoczenia, zaintrygowania. Galeria obfituje w kolorowe przedmioty, często nawiązujące do motywów dzieciństwa, ale i popularnych komiksów. Tym pierwszym odbiorem może być skojarzenie, że nagle znaleźliśmy się w sklepie w zabawkami. Jednak to tylko pierwsze wrażenie, bo po dłuższym obcowaniu z przedmiotami, które prezentuję w tej przestrzeni można docenić ich wartość. Galeria współpracuje bowiem z wieloma utalentowanymi polskimi i zagranicznymi artystami. Spora część naszych klientów po pierwszej wizycie wraca do nas i kupuje kolejne dzieła. Mogę powiedzieć, że po kilku latach istnienia na rynku wyrobiliśmy sobie markę, która jest rozpoznawana i doceniana, zarówno przez artystów, jak i odbiorców. 


– Z jaką artystką czy artystą współpraca była dla Pani szczególnie ważna? 


– Tych kontaktów jest wiele. Każda tego typu współpraca jest inna, każda rozwija, uwrażliwia mnie na inne aspekty sztuki. Nie jestem w stanie wskazać jednego przykładu. Przychodzi mi do głowy m.in. udana współpraca z francuskim małżeństwem artystów Geraldine Morin & Erik Salin, którzy zajmują się tzw. markowym pop-artem. W swoich dziełach przedstawiają logo danej marki w nietypowy sposób, trochę z przymrużeniem oka, a trochę z konkretnym przekazem dobrze diagnozującym aktualny świat. Poza relacjami zawodowymi nawiązała się między nami szczera relacja prywatna. Miałam też możliwość obserwowania ich twórczej pracy, co nas również 

zbliżyło. 


– Wspomniała Pani wcześniej, że to, co możemy zobaczyć w galerii, to efekt Pani poszukiwań i inspiracji. Skąd Pani czerpie inspiracje? 


– Przede wszystkim odwiedzam inne galerie sztuki, przy każdej okazji obcuję z dziełami sztuki. Gdy uczestniczę w pokazach mody w różnych częściach Europy czy świata, to zawsze staram się znaleźć czas na to, aby posmakować trochę sztuki. Źródłem inspiracji jest dla mnie też Internet, przeglądam różne strony i portfolia artystów, szukam nowych nazwisk.

 

– Kogo szczególnie Pani podziwia?


– Bardzo lubię Szymona Chwalisza, który w swojej sztuce porównywany jest do Zdzisława Beksińskiego. W jego obrazach jest trochę pop-artu, ale też można dostrzec głębszy przekaz. Generalnie staram się otwierać na wszystko, co napotykam w artystycznym świecie, nie mam uprzedzeń czy sztywnych ram, w które próbuję wpisać artystów. Lubię odkrywać niezwykłe postacie w sztuce. 


– Co Panią zaskakuje w świecie sztuki na linii artysta – odbiorcy? 


– Na pewno to, że sztuka może być nieprzewidywalna. Zdarza się przecież, że niektóre dzieła sztuki, które w powszechnym odbiorze nie mają walorów estetycznych są bardzo drogie. Gdy są wystawiane w ramach aukcji, to ceny potrafią szybować bardzo wysoko i ostatecznie trafiają w ręce nowego właściciela np. za milion dolarów. Można więc uznać, że sztuka to pojęcie względne. Dla jednego odbiorcy dany obraz może mieć wyjątkową wartość artystyczną, dla innego może być jednym z wielu, które widział lub być kompletnie nieatrakcyjnym. Oczywiście jest też tak, że czasem artysta swoim nazwiskiem winduje cenę do góry. Na tę markę niekiedy pracuje całe życie, a innym razem jest to jeden sezon. I w tym kontekście znowu okazuje się, że świat sztuki rządzi się swoimi prawami. 


– Czyli tym decydującym elementem w relacji dzieło sztuki – odbiorca jest sposób jego postrzegania. 


– Te rozważania sprowadzają się do zasadniczego pytania, czy ta forma sztuki do nas przemawia, czy przyjmujemy przekaz, który za nią stoi. To wszystko kwestia utożsamiania się z obrazem czy rzeźbą, na które patrzymy. Musi wystąpić „powiązanie” między sztuką a odbiorcą. Może ono następować na poziomie zmysłów, odczuć czy intelektu. 


– Porozmawiajmy teraz o świecie mody. Jakie były Pani początki w tym zawodzie? 


– Jako nastolatka próbowałam już swoich sił w modelingu, a podczas studiów brałam udział w kilku sesjach w Polsce i za granicą. Moja kariera nabrała szybszego tempa, gdy po studiach otrzymałam trzyletni kontrakt w Miami. To był moment, w którym stałam się modelką na pełen etat. Wtedy zakładałam, że będzie to zajęcie na jakiś czas. Jednak szybko się okazało, że zostanę w tej roli zawodowej dłużej. Natomiast nigdy nie traktowałam i nadal nie traktuję tego jako pracy na całe życie.


– Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ma wiele zalet. Co dla Pani jest najważniejszym atutem tej pracy? 


– Tym, co sobie cenię jest możliwość poznawania ludzi. W moim życiu zawodowym przewinęło się wiele interesujących postaci ze świata mody, modelek, projektantów czy osób, które pracują na tzw. backstage’u, czyli są odpowiedzialne za wizerunek modelek i modeli na wybiegu. Dzięki tej pracy nawiązałam wiele przyjaźni, które przetrwały do dziś. Innym atutem jest możliwość zwiedzania świata. Pamiętam, że z jednym z fotografów, z którym dłużej współpracowałam, zwiedziłam spory kawałek kuli ziemskiej. W sumie miałam okazję być w celach zawodowych na wszystkich kontynentach poza Australią. Oczywiście w praktyce tego czasu na turystykę czy rekreację podczas sesji zdjęciowych jest niewiele, ale zawsze staram się wyłuskać takie momenty w napiętym grafiku.

 

– Bo to praca od rana do wieczora przez siedem dni w tygodniu?


– Powiedziałabym, że to prawdziwa szkoła życia, co też uznaję za atut. Zawód modelki uczy konsekwencji, cierpliwości i pracy pod presją czasu w zróżnicowanym otoczeniu ludzi. Swoją szkołę życia przeszłam podczas trzyletniego kontraktu w Miami. Trafiłam sama do nowego miejsca, gdzie nikogo nie znałam, a jednocześnie postawiono przede mną poważne zadania do wykonania. A wracając do wątku „pracy od rana do wieczora”... Gdy trwa sesja zdjęciowa a jej długość bywa różna, od kilku godzin do kilku dni - to jest to praca na pełnych obrotach. Nie ma miejsca na niedyspozycje czy dłuższy odpoczynek. Cała ekipa zdjęciowa temu się podporządkowuje. Jednak właśnie takie podejście pozwala osiągnąć wspólny cel we właściwym czasie i miejscu. Do zawodowego grafiku dochodzą castingi, a wcześniej wielogodzinne przygotowania do nich. Kolejnym punktem w kalendarzu są pokazy mody. 


– To taki moment, który chyba wzbudza największe emocje ? 


- Tuż przed pokazami i w ich trakcie tworzy się niesamowita atmosfera, pojawia się wiele emocji, napięcia, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Na backstage’u dziewczyny przebierają się w kolejne stroje, każda jest skupiona na sobie. Wokół niektórych z nich kręcą się jeszcze wizażystki, które poprawiają ostatnie elementy ich „scenicznego” wizerunku. To wszystko jest przygotowywane z dużym wyprzedzeniem i dokładnością, to zwykle życie pisze swój scenariusz. I właśnie nieoczekiwane zdarzenia czy sytuacje towarzyszące pokazom przyczyniają się do tego, że każdy z nich zapada w pamięć. Każdy pokaz poza dużą dawką stresu i mobilizacji, to wiele pozytywnych odczuć jak euforia, radość, satysfakcja. Jeśli chodzi o „trudne pokazy”, to pamiętam jeden, który przygotowywał znany paryski projektant mody. Uderzyło mnie wtedy to, jak bardzo różnią się dwa puszczonej modelki. Uważam, że każdy w swojej pracy, niezależnie od zawodu, powinien mieć zapewnione godne warunki do jej wykonywania. 


– A wracając do atutów tej pracy, to czy jest coś jeszcze, co warto podkreślić? 


– Dodałabym jeszcze jeden aspekt, chyba szczególnie ważny dla kobiet. Mam na myśli bycie w centrum uwagi wszystkich, którzy są za sceną i przed sceną. Kobieta, która jest profesjonalnie pomalowana, ciekawie ubrana i w całokształcie zadbana, zawsze czuje się piękna. To też dowartościowuje, choć uważam, że należy zachować zdrowy dystans do tych kwestii. Presja związana z tym, jak się wygląda, jak inwestuje się w swoje piękno jest ogromna w tej branży. Dlatego, zwłaszcza na początku kariery czy w sytuacji, kiedy wchodzi się z pewnym bagażem w postaci nieakceptowania siebie, może rodzić problemy. W obu przypadkach, gdy spotykamy się ze wszystkich stron z wysokimi oczekiwaniami co do urody i sylwetki, łatwo wpaść w poważne kompleksy. W świecie mody jest grupa ludzi, którzy przedmiotowo traktują modelki, ale jest i 

spora grupa tych, którzy mają właściwe, profesjonalne podejście. Uważam, że nie należy popadać w uzależnieni e od oklasków i podziwu. To tylko jeden z wielu wymiarów, w których możemy się realizować w życiu. Nigdy modelingu nie traktowałam śmiertelnie poważnie, dlatego łatwo było 

mi tę dewizę stosować w praktyce. 


– Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Dominika TKOCZ 

Karolina Woźniak  


Przełamywanie sztuki czymś nieoczywistym

 

O tym, czym jest pop-art w zupełnie nowym wydaniu, o wydarzeniach artystycznych oddziałujących na różne zmysły oraz urokach i gorszych stronach świata mody opowiada Karolina Woźniak, właścicielka galerii sztuki Kawai Modern Art Gallery i fotomodelka. 


– Zacznijmy naszą rozmowę od tego, co Panią czeka w sferze zawodowej w najbliższych miesiącach?.


– Jeśli chodzi o Kawai Modern Art Gallery, to przygotowujemy kilka wydarzeń artystycznych. Jednocześniewiele pomysłów rodzi się spontanicznie. Zdarza się, że przypadkowo spotykam artystę, z którym nawiązuję współpracę i wcześniejsze plany modyfikuję. Z takich konkretnych i mocno zaawansowanych działań, to chcę zorganizować w galerii wraz z moim przyjacielem fotografem sesję zdjęciową kobiet w wannie. Jej założeniem jest ukazanie tego, że człowiek w takiej sytuacji jest „odkryty”, w sensie metaforycznym bez maski, bez atrybutów, które towarzyszą mu w różnych życiowych rolach, w codzienności. Najbliższa perspektywa to również przygotowanie dwóch wernisaży, w tym jednego we współpracy z artystką Iriną Vilim. Druga wystawa będzie prezentacją obrazów i rzeźb wykonanych przez polskiego artystę Tomasza Szczyrbę. Jego działalność jest zupełnie czymś nowym na rynku sztuki. Generalnie w tych działaniach nastawiam się na organizowanie wydarzeń synkretycznych, a więc oddziałujących na różne zmysły. Natomiast jeśli chodzi o modeling, to w marcu wezmę udział w kolejnym Fashion week w Paryżu i Mediolanie. 


– Zostańmy przy temacie sztuki, z czym mogą się spotkać odwiedzający Pani galerię? 


– Moim zamysłem jest przełamywanie sztuki „czymś” nieoczywistym. W naszej galerii pojawiają się dzieła artystów związane z pop-artem, jak i tzw. sztuka użytkowa. Te dwa elementy niejako spinają różne przedsięwzięcia artystyczne, które organizujemy cyklicznie. Jeśli ktoś chce zobaczyć przykłady obrazów czy rzeźb wykonanych w nurcie pop-art przez polskich i zagranicznych artystów, to w mojej galerii z tym się zetknie. Jednocześnie osoby poszukujące oryginalnych mebli czy elementów wystroju wnętrz Kawai Modern Art Gallery również zainteresuje. To, co dziś można zobaczyć w galerii, to efekt moich poszukiwań i inspiracji. Jednocześnie nie osiadam na laurach, chcę dalej wzmacniać swoją markę, która wiąże się z synkretycznym podejściem do sztuki. Galeria zgodnie z moim założeniem to nie tylko miejsce, w którym można oglądać obrazy czy rzeźby. To miejsce, w którym cyklicznie odbywają się wydarzenia na granicy różnych form artystycznego przekazu. Jesteśmy jedyną galerią w Polsce promująca sztukę POP ART w międzynarodowym wydaniu. 


– Kiedy ta potrzeba obcowania ze sztuką w sferze zawodowej się pojawiła? 


– Zawsze interesowałam się szeroko rozumianą sztuką. Jednak potrzebowałam czasu, aby odkryć to, jak chcę ją wykorzystywać zawodowo. Sztuka w wydaniu klasycznym nie do końca mi odpowiadała, więc poszukiwałam dalej. Aż w pewnym momencie uznałam, że będzie to pop-art. Z kolei przełomowym momentem w myśleniu o tym, co dalej będę robić zawodowo była sesja zdjęciowa w Hiszpanii. Moje zdjęcia, które powstały wtedy zostały sprzedane galerii sztuki w Holandii. Tam natomiast artyści przekształcili je w obrazy, dodano do nich też kilka elementów podnoszących ich oryginalność, jak np. żywica, kryształy Swarovskiego. Wtedy też pierwszy raz pomyślałam o tym, że chcę poszukiwać i promować bardziej wyszukane dzieła sztuki. 


– Wiemy czym jest pop-art w słownikowym znaczeniu, co Panią w nim szczególnie pociąga?


– W tym prądzie sztuki, co bardzo lubię, dominują mocne, nasycone barwy, pojawia się sporo kontrastów. Tworzą ją motywy, które jako odbiorcy kojarzymy z kulturą popularną, reklamą, filmem czy wprost światem bajek. W tym nurcie sztuki jest dużo ironii, sarkazmu, ale i dystansu do rzeczywistości. Niekoniecznie doszukiwałabym się w nim tzw. drugiego dna, głębokiego, bardzo wyrafinowanego metaforycznie przekazu. Obcowanie z pop-artem skłania do śmiechu, ale i do refleksji czy formułowania wniosków związanych z naszym życiem i ludzkimi przywarami. Jednak bardziej chyba ta forma sztuki chce bazować na pierwszych, odruchowych skojarzeniach. 


– Wobec tego jakie odczucia zgodnie z Pani zamierzeniem powinna wzbudzać Pani galeria w odbiorcach?


– Mówiąc w skrócie, chcę uzyskać tzw. efekt wow, zaskoczenia, zaintrygowania. Galeria obfituje w kolorowe przedmioty, często nawiązujące do motywów dzieciństwa, ale i popularnych komiksów. Tym pierwszym odbiorem może być skojarzenie, że nagle znaleźliśmy się w sklepie w zabawkami. Jednak to tylko pierwsze wrażenie, bo po dłuższym obcowaniu z przedmiotami, które prezentuję w tej przestrzeni można docenić ich wartość. Galeria współpracuje bowiem z wieloma utalentowanymi polskimi i zagranicznymi artystami. Spora część naszych klientów po pierwszej wizycie wraca do nas i kupuje kolejne dzieła. Mogę powiedzieć, że po kilku latach istnienia na rynku wyrobiliśmy sobie markę, która jest rozpoznawana i doceniana, zarówno przez artystów, jak i odbiorców. 


– Z jaką artystką czy artystą współpraca była dla Pani szczególnie ważna? 


– Tych kontaktów jest wiele. Każda tego typu współpraca jest inna, każda rozwija, uwrażliwia mnie na inne aspekty sztuki. Nie jestem w stanie wskazać jednego przykładu. Przychodzi mi do głowy m.in. udana współpraca z francuskim małżeństwem artystów Geraldine Morin & Erik Salin, którzy zajmują się tzw. markowym pop-artem. W swoich dziełach przedstawiają logo danej marki w nietypowy sposób, trochę z przymrużeniem oka, a trochę z konkretnym przekazem dobrze diagnozującym aktualny świat. Poza relacjami zawodowymi nawiązała się między nami szczera relacja prywatna. Miałam też możliwość obserwowania ich twórczej pracy, co nas również 

zbliżyło. 


– Wspomniała Pani wcześniej, że to, co możemy zobaczyć w galerii, to efekt Pani poszukiwań i inspiracji. Skąd Pani czerpie inspiracje? 


– Przede wszystkim odwiedzam inne galerie sztuki, przy każdej okazji obcuję z dziełami sztuki. Gdy uczestniczę w pokazach mody w różnych częściach Europy czy świata, to zawsze staram się znaleźć czas na to, aby posmakować trochę sztuki. Źródłem inspiracji jest dla mnie też Internet, przeglądam różne strony i portfolia artystów, szukam nowych nazwisk.

 

– Kogo szczególnie Pani podziwia?


– Bardzo lubię Szymona Chwalisza, który w swojej sztuce porównywany jest do Zdzisława Beksińskiego. W jego obrazach jest trochę pop-artu, ale też można dostrzec głębszy przekaz. Generalnie staram się otwierać na wszystko, co napotykam w artystycznym świecie, nie mam uprzedzeń czy sztywnych ram, w które próbuję wpisać artystów. Lubię odkrywać niezwykłe postacie w sztuce. 


– Co Panią zaskakuje w świecie sztuki na linii artysta – odbiorcy? 


– Na pewno to, że sztuka może być nieprzewidywalna. Zdarza się przecież, że niektóre dzieła sztuki, które w powszechnym odbiorze nie mają walorów estetycznych są bardzo drogie. Gdy są wystawiane w ramach aukcji, to ceny potrafią szybować bardzo wysoko i ostatecznie trafiają w ręce nowego właściciela np. za milion dolarów. Można więc uznać, że sztuka to pojęcie względne. Dla jednego odbiorcy dany obraz może mieć wyjątkową wartość artystyczną, dla innego może być jednym z wielu, które widział lub być kompletnie nieatrakcyjnym. Oczywiście jest też tak, że czasem artysta swoim nazwiskiem winduje cenę do góry. Na tę markę niekiedy pracuje całe życie, a innym razem jest to jeden sezon. I w tym kontekście znowu okazuje się, że świat sztuki rządzi się swoimi prawami. 


– Czyli tym decydującym elementem w relacji dzieło sztuki – odbiorca jest sposób jego postrzegania. 


– Te rozważania sprowadzają się do zasadniczego pytania, czy ta forma sztuki do nas przemawia, czy przyjmujemy przekaz, który za nią stoi. To wszystko kwestia utożsamiania się z obrazem czy rzeźbą, na które patrzymy. Musi wystąpić „powiązanie” między sztuką a odbiorcą. Może ono następować na poziomie zmysłów, odczuć czy intelektu. 


– Porozmawiajmy teraz o świecie mody. Jakie były Pani początki w tym zawodzie? 


– Jako nastolatka próbowałam już swoich sił w modelingu, a podczas studiów brałam udział w kilku sesjach w Polsce i za granicą. Moja kariera nabrała szybszego tempa, gdy po studiach otrzymałam trzyletni kontrakt w Miami. To był moment, w którym stałam się modelką na pełen etat. Wtedy zakładałam, że będzie to zajęcie na jakiś czas. Jednak szybko się okazało, że zostanę w tej roli zawodowej dłużej. Natomiast nigdy nie traktowałam i nadal nie traktuję tego jako pracy na całe życie.


– Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ma wiele zalet. Co dla Pani jest najważniejszym atutem tej pracy? 


– Tym, co sobie cenię jest możliwość poznawania ludzi. W moim życiu zawodowym przewinęło się wiele interesujących postaci ze świata mody, modelek, projektantów czy osób, które pracują na tzw. backstage’u, czyli są odpowiedzialne za wizerunek modelek i modeli na wybiegu. Dzięki tej pracy nawiązałam wiele przyjaźni, które przetrwały do dziś. Innym atutem jest możliwość zwiedzania świata. Pamiętam, że z jednym z fotografów, z którym dłużej współpracowałam, zwiedziłam spory kawałek kuli ziemskiej. W sumie miałam okazję być w celach zawodowych na wszystkich kontynentach poza Australią. Oczywiście w praktyce tego czasu na turystykę czy rekreację podczas sesji zdjęciowych jest niewiele, ale zawsze staram się wyłuskać takie momenty w napiętym grafiku.

 

– Bo to praca od rana do wieczora przez siedem dni w tygodniu?


– Powiedziałabym, że to prawdziwa szkoła życia, co też uznaję za atut. Zawód modelki uczy konsekwencji, cierpliwości i pracy pod presją czasu w zróżnicowanym otoczeniu ludzi. Swoją szkołę życia przeszłam podczas trzyletniego kontraktu w Miami. Trafiłam sama do nowego miejsca, gdzie nikogo nie znałam, a jednocześnie postawiono przede mną poważne zadania do wykonania. A wracając do wątku „pracy od rana do wieczora”... Gdy trwa sesja zdjęciowa a jej długość bywa różna, od kilku godzin do kilku dni - to jest to praca na pełnych obrotach. Nie ma miejsca na niedyspozycje czy dłuższy odpoczynek. Cała ekipa zdjęciowa temu się podporządkowuje. Jednak właśnie takie podejście pozwala osiągnąć wspólny cel we właściwym czasie i miejscu. Do zawodowego grafiku dochodzą castingi, a wcześniej wielogodzinne przygotowania do nich. Kolejnym punktem w kalendarzu są pokazy mody. 


– To taki moment, który chyba wzbudza największe emocje ? 


- Tuż przed pokazami i w ich trakcie tworzy się niesamowita atmosfera, pojawia się wiele emocji, napięcia, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Na backstage’u dziewczyny przebierają się w kolejne stroje, każda jest skupiona na sobie. Wokół niektórych z nich kręcą się jeszcze wizażystki, które poprawiają ostatnie elementy ich „scenicznego” wizerunku. To wszystko jest przygotowywane z dużym wyprzedzeniem i dokładnością, to zwykle życie pisze swój scenariusz. I właśnie nieoczekiwane zdarzenia czy sytuacje towarzyszące pokazom przyczyniają się do tego, że każdy z nich zapada w pamięć. Każdy pokaz poza dużą dawką stresu i mobilizacji, to wiele pozytywnych odczuć jak euforia, radość, satysfakcja. Jeśli chodzi o „trudne pokazy”, to pamiętam jeden, który przygotowywał znany paryski projektant mody. Uderzyło mnie wtedy to, jak bardzo różnią się dwa puszczonej modelki. Uważam, że każdy w swojej pracy, niezależnie od zawodu, powinien mieć zapewnione godne warunki do jej wykonywania. 


– A wracając do atutów tej pracy, to czy jest coś jeszcze, co warto podkreślić? 


– Dodałabym jeszcze jeden aspekt, chyba szczególnie ważny dla kobiet. Mam na myśli bycie w centrum uwagi wszystkich, którzy są za sceną i przed sceną. Kobieta, która jest profesjonalnie pomalowana, ciekawie ubrana i w całokształcie zadbana, zawsze czuje się piękna. To też dowartościowuje, choć uważam, że należy zachować zdrowy dystans do tych kwestii. Presja związana z tym, jak się wygląda, jak inwestuje się w swoje piękno jest ogromna w tej branży. Dlatego, zwłaszcza na początku kariery czy w sytuacji, kiedy wchodzi się z pewnym bagażem w postaci nieakceptowania siebie, może rodzić problemy. W obu przypadkach, gdy spotykamy się ze wszystkich stron z wysokimi oczekiwaniami co do urody i sylwetki, łatwo wpaść w poważne kompleksy. W świecie mody jest grupa ludzi, którzy przedmiotowo traktują modelki, ale jest i 

spora grupa tych, którzy mają właściwe, profesjonalne podejście. Uważam, że nie należy popadać w uzależnieni e od oklasków i podziwu. To tylko jeden z wielu wymiarów, w których możemy się realizować w życiu. Nigdy modelingu nie traktowałam śmiertelnie poważnie, dlatego łatwo było 

mi tę dewizę stosować w praktyce. 


– Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Dominika TKOCZ 

Karolina Woźniak  


Przełamywanie sztuki czymś nieoczywistym

 

O tym, czym jest pop-art w zupełnie nowym wydaniu, o wydarzeniach artystycznych oddziałujących na różne zmysły oraz urokach i gorszych stronach świata mody opowiada Karolina Woźniak, właścicielka galerii sztuki Kawai Modern Art Gallery i fotomodelka. 


– Zacznijmy naszą rozmowę od tego, co Panią czeka w sferze zawodowej w najbliższych miesiącach?.


– Jeśli chodzi o Kawai Modern Art Gallery, to przygotowujemy kilka wydarzeń artystycznych. Jednocześniewiele pomysłów rodzi się spontanicznie. Zdarza się, że przypadkowo spotykam artystę, z którym nawiązuję współpracę i wcześniejsze plany modyfikuję. Z takich konkretnych i mocno zaawansowanych działań, to chcę zorganizować w galerii wraz z moim przyjacielem fotografem sesję zdjęciową kobiet w wannie. Jej założeniem jest ukazanie tego, że człowiek w takiej sytuacji jest „odkryty”, w sensie metaforycznym bez maski, bez atrybutów, które towarzyszą mu w różnych życiowych rolach, w codzienności. Najbliższa perspektywa to również przygotowanie dwóch wernisaży, w tym jednego we współpracy z artystką Iriną Vilim. Druga wystawa będzie prezentacją obrazów i rzeźb wykonanych przez polskiego artystę Tomasza Szczyrbę. Jego działalność jest zupełnie czymś nowym na rynku sztuki. Generalnie w tych działaniach nastawiam się na organizowanie wydarzeń synkretycznych, a więc oddziałujących na różne zmysły. Natomiast jeśli chodzi o modeling, to w marcu wezmę udział w kolejnym Fashion week w Paryżu i Mediolanie. 


– Zostańmy przy temacie sztuki, z czym mogą się spotkać odwiedzający Pani galerię? 


– Moim zamysłem jest przełamywanie sztuki „czymś” nieoczywistym. W naszej galerii pojawiają się dzieła artystów związane z pop-artem, jak i tzw. sztuka użytkowa. Te dwa elementy niejako spinają różne przedsięwzięcia artystyczne, które organizujemy cyklicznie. Jeśli ktoś chce zobaczyć przykłady obrazów czy rzeźb wykonanych w nurcie pop-art przez polskich i zagranicznych artystów, to w mojej galerii z tym się zetknie. Jednocześnie osoby poszukujące oryginalnych mebli czy elementów wystroju wnętrz Kawai Modern Art Gallery również zainteresuje. To, co dziś można zobaczyć w galerii, to efekt moich poszukiwań i inspiracji. Jednocześnie nie osiadam na laurach, chcę dalej wzmacniać swoją markę, która wiąże się z synkretycznym podejściem do sztuki. Galeria zgodnie z moim założeniem to nie tylko miejsce, w którym można oglądać obrazy czy rzeźby. To miejsce, w którym cyklicznie odbywają się wydarzenia na granicy różnych form artystycznego przekazu. Jesteśmy jedyną galerią w Polsce promująca sztukę POP ART w międzynarodowym wydaniu. 


– Kiedy ta potrzeba obcowania ze sztuką w sferze zawodowej się pojawiła? 


– Zawsze interesowałam się szeroko rozumianą sztuką. Jednak potrzebowałam czasu, aby odkryć to, jak chcę ją wykorzystywać zawodowo. Sztuka w wydaniu klasycznym nie do końca mi odpowiadała, więc poszukiwałam dalej. Aż w pewnym momencie uznałam, że będzie to pop-art. Z kolei przełomowym momentem w myśleniu o tym, co dalej będę robić zawodowo była sesja zdjęciowa w Hiszpanii. Moje zdjęcia, które powstały wtedy zostały sprzedane galerii sztuki w Holandii. Tam natomiast artyści przekształcili je w obrazy, dodano do nich też kilka elementów podnoszących ich oryginalność, jak np. żywica, kryształy Swarovskiego. Wtedy też pierwszy raz pomyślałam o tym, że chcę poszukiwać i promować bardziej wyszukane dzieła sztuki. 


– Wiemy czym jest pop-art w słownikowym znaczeniu, co Panią w nim szczególnie pociąga?


– W tym prądzie sztuki, co bardzo lubię, dominują mocne, nasycone barwy, pojawia się sporo kontrastów. Tworzą ją motywy, które jako odbiorcy kojarzymy z kulturą popularną, reklamą, filmem czy wprost światem bajek. W tym nurcie sztuki jest dużo ironii, sarkazmu, ale i dystansu do rzeczywistości. Niekoniecznie doszukiwałabym się w nim tzw. drugiego dna, głębokiego, bardzo wyrafinowanego metaforycznie przekazu. Obcowanie z pop-artem skłania do śmiechu, ale i do refleksji czy formułowania wniosków związanych z naszym życiem i ludzkimi przywarami. Jednak bardziej chyba ta forma sztuki chce bazować na pierwszych, odruchowych skojarzeniach. 


– Wobec tego jakie odczucia zgodnie z Pani zamierzeniem powinna wzbudzać Pani galeria w odbiorcach?


– Mówiąc w skrócie, chcę uzyskać tzw. efekt wow, zaskoczenia, zaintrygowania. Galeria obfituje w kolorowe przedmioty, często nawiązujące do motywów dzieciństwa, ale i popularnych komiksów. Tym pierwszym odbiorem może być skojarzenie, że nagle znaleźliśmy się w sklepie w zabawkami. Jednak to tylko pierwsze wrażenie, bo po dłuższym obcowaniu z przedmiotami, które prezentuję w tej przestrzeni można docenić ich wartość. Galeria współpracuje bowiem z wieloma utalentowanymi polskimi i zagranicznymi artystami. Spora część naszych klientów po pierwszej wizycie wraca do nas i kupuje kolejne dzieła. Mogę powiedzieć, że po kilku latach istnienia na rynku wyrobiliśmy sobie markę, która jest rozpoznawana i doceniana, zarówno przez artystów, jak i odbiorców. 


– Z jaką artystką czy artystą współpraca była dla Pani szczególnie ważna? 


– Tych kontaktów jest wiele. Każda tego typu współpraca jest inna, każda rozwija, uwrażliwia mnie na inne aspekty sztuki. Nie jestem w stanie wskazać jednego przykładu. Przychodzi mi do głowy m.in. udana współpraca z francuskim małżeństwem artystów Geraldine Morin & Erik Salin, którzy zajmują się tzw. markowym pop-artem. W swoich dziełach przedstawiają logo danej marki w nietypowy sposób, trochę z przymrużeniem oka, a trochę z konkretnym przekazem dobrze diagnozującym aktualny świat. Poza relacjami zawodowymi nawiązała się między nami szczera relacja prywatna. Miałam też możliwość obserwowania ich twórczej pracy, co nas również 

zbliżyło. 


– Wspomniała Pani wcześniej, że to, co możemy zobaczyć w galerii, to efekt Pani poszukiwań i inspiracji. Skąd Pani czerpie inspiracje? 


– Przede wszystkim odwiedzam inne galerie sztuki, przy każdej okazji obcuję z dziełami sztuki. Gdy uczestniczę w pokazach mody w różnych częściach Europy czy świata, to zawsze staram się znaleźć czas na to, aby posmakować trochę sztuki. Źródłem inspiracji jest dla mnie też Internet, przeglądam różne strony i portfolia artystów, szukam nowych nazwisk.

 

– Kogo szczególnie Pani podziwia?


– Bardzo lubię Szymona Chwalisza, który w swojej sztuce porównywany jest do Zdzisława Beksińskiego. W jego obrazach jest trochę pop-artu, ale też można dostrzec głębszy przekaz. Generalnie staram się otwierać na wszystko, co napotykam w artystycznym świecie, nie mam uprzedzeń czy sztywnych ram, w które próbuję wpisać artystów. Lubię odkrywać niezwykłe postacie w sztuce. 


– Co Panią zaskakuje w świecie sztuki na linii artysta – odbiorcy? 


– Na pewno to, że sztuka może być nieprzewidywalna. Zdarza się przecież, że niektóre dzieła sztuki, które w powszechnym odbiorze nie mają walorów estetycznych są bardzo drogie. Gdy są wystawiane w ramach aukcji, to ceny potrafią szybować bardzo wysoko i ostatecznie trafiają w ręce nowego właściciela np. za milion dolarów. Można więc uznać, że sztuka to pojęcie względne. Dla jednego odbiorcy dany obraz może mieć wyjątkową wartość artystyczną, dla innego może być jednym z wielu, które widział lub być kompletnie nieatrakcyjnym. Oczywiście jest też tak, że czasem artysta swoim nazwiskiem winduje cenę do góry. Na tę markę niekiedy pracuje całe życie, a innym razem jest to jeden sezon. I w tym kontekście znowu okazuje się, że świat sztuki rządzi się swoimi prawami. 


– Czyli tym decydującym elementem w relacji dzieło sztuki – odbiorca jest sposób jego postrzegania. 


– Te rozważania sprowadzają się do zasadniczego pytania, czy ta forma sztuki do nas przemawia, czy przyjmujemy przekaz, który za nią stoi. To wszystko kwestia utożsamiania się z obrazem czy rzeźbą, na które patrzymy. Musi wystąpić „powiązanie” między sztuką a odbiorcą. Może ono następować na poziomie zmysłów, odczuć czy intelektu. 


– Porozmawiajmy teraz o świecie mody. Jakie były Pani początki w tym zawodzie? 


– Jako nastolatka próbowałam już swoich sił w modelingu, a podczas studiów brałam udział w kilku sesjach w Polsce i za granicą. Moja kariera nabrała szybszego tempa, gdy po studiach otrzymałam trzyletni kontrakt w Miami. To był moment, w którym stałam się modelką na pełen etat. Wtedy zakładałam, że będzie to zajęcie na jakiś czas. Jednak szybko się okazało, że zostanę w tej roli zawodowej dłużej. Natomiast nigdy nie traktowałam i nadal nie traktuję tego jako pracy na całe życie.


– Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ma wiele zalet. Co dla Pani jest najważniejszym atutem tej pracy? 


– Tym, co sobie cenię jest możliwość poznawania ludzi. W moim życiu zawodowym przewinęło się wiele interesujących postaci ze świata mody, modelek, projektantów czy osób, które pracują na tzw. backstage’u, czyli są odpowiedzialne za wizerunek modelek i modeli na wybiegu. Dzięki tej pracy nawiązałam wiele przyjaźni, które przetrwały do dziś. Innym atutem jest możliwość zwiedzania świata. Pamiętam, że z jednym z fotografów, z którym dłużej współpracowałam, zwiedziłam spory kawałek kuli ziemskiej. W sumie miałam okazję być w celach zawodowych na wszystkich kontynentach poza Australią. Oczywiście w praktyce tego czasu na turystykę czy rekreację podczas sesji zdjęciowych jest niewiele, ale zawsze staram się wyłuskać takie momenty w napiętym grafiku.

 

– Bo to praca od rana do wieczora przez siedem dni w tygodniu?


– Powiedziałabym, że to prawdziwa szkoła życia, co też uznaję za atut. Zawód modelki uczy konsekwencji, cierpliwości i pracy pod presją czasu w zróżnicowanym otoczeniu ludzi. Swoją szkołę życia przeszłam podczas trzyletniego kontraktu w Miami. Trafiłam sama do nowego miejsca, gdzie nikogo nie znałam, a jednocześnie postawiono przede mną poważne zadania do wykonania. A wracając do wątku „pracy od rana do wieczora”... Gdy trwa sesja zdjęciowa a jej długość bywa różna, od kilku godzin do kilku dni - to jest to praca na pełnych obrotach. Nie ma miejsca na niedyspozycje czy dłuższy odpoczynek. Cała ekipa zdjęciowa temu się podporządkowuje. Jednak właśnie takie podejście pozwala osiągnąć wspólny cel we właściwym czasie i miejscu. Do zawodowego grafiku dochodzą castingi, a wcześniej wielogodzinne przygotowania do nich. Kolejnym punktem w kalendarzu są pokazy mody. 


– To taki moment, który chyba wzbudza największe emocje ? 


- Tuż przed pokazami i w ich trakcie tworzy się niesamowita atmosfera, pojawia się wiele emocji, napięcia, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Na backstage’u dziewczyny przebierają się w kolejne stroje, każda jest skupiona na sobie. Wokół niektórych z nich kręcą się jeszcze wizażystki, które poprawiają ostatnie elementy ich „scenicznego” wizerunku. To wszystko jest przygotowywane z dużym wyprzedzeniem i dokładnością, to zwykle życie pisze swój scenariusz. I właśnie nieoczekiwane zdarzenia czy sytuacje towarzyszące pokazom przyczyniają się do tego, że każdy z nich zapada w pamięć. Każdy pokaz poza dużą dawką stresu i mobilizacji, to wiele pozytywnych odczuć jak euforia, radość, satysfakcja. Jeśli chodzi o „trudne pokazy”, to pamiętam jeden, który przygotowywał znany paryski projektant mody. Uderzyło mnie wtedy to, jak bardzo różnią się dwa puszczonej modelki. Uważam, że każdy w swojej pracy, niezależnie od zawodu, powinien mieć zapewnione godne warunki do jej wykonywania. 


– A wracając do atutów tej pracy, to czy jest coś jeszcze, co warto podkreślić? 


– Dodałabym jeszcze jeden aspekt, chyba szczególnie ważny dla kobiet. Mam na myśli bycie w centrum uwagi wszystkich, którzy są za sceną i przed sceną. Kobieta, która jest profesjonalnie pomalowana, ciekawie ubrana i w całokształcie zadbana, zawsze czuje się piękna. To też dowartościowuje, choć uważam, że należy zachować zdrowy dystans do tych kwestii. Presja związana z tym, jak się wygląda, jak inwestuje się w swoje piękno jest ogromna w tej branży. Dlatego, zwłaszcza na początku kariery czy w sytuacji, kiedy wchodzi się z pewnym bagażem w postaci nieakceptowania siebie, może rodzić problemy. W obu przypadkach, gdy spotykamy się ze wszystkich stron z wysokimi oczekiwaniami co do urody i sylwetki, łatwo wpaść w poważne kompleksy. W świecie mody jest grupa ludzi, którzy przedmiotowo traktują modelki, ale jest i 

spora grupa tych, którzy mają właściwe, profesjonalne podejście. Uważam, że nie należy popadać w uzależnieni e od oklasków i podziwu. To tylko jeden z wielu wymiarów, w których możemy się realizować w życiu. Nigdy modelingu nie traktowałam śmiertelnie poważnie, dlatego łatwo było 

mi tę dewizę stosować w praktyce. 


– Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Dominika TKOCZ 

Karolina Woźniak  


Przełamywanie sztuki czymś nieoczywistym

 

O tym, czym jest pop-art w zupełnie nowym wydaniu, o wydarzeniach artystycznych oddziałujących na różne zmysły oraz urokach i gorszych stronach świata mody opowiada Karolina Woźniak, właścicielka galerii sztuki Kawai Modern Art Gallery i fotomodelka. 


– Zacznijmy naszą rozmowę od tego, co Panią czeka w sferze zawodowej w najbliższych miesiącach?.


– Jeśli chodzi o Kawai Modern Art Gallery, to przygotowujemy kilka wydarzeń artystycznych. Jednocześniewiele pomysłów rodzi się spontanicznie. Zdarza się, że przypadkowo spotykam artystę, z którym nawiązuję współpracę i wcześniejsze plany modyfikuję. Z takich konkretnych i mocno zaawansowanych działań, to chcę zorganizować w galerii wraz z moim przyjacielem fotografem sesję zdjęciową kobiet w wannie. Jej założeniem jest ukazanie tego, że człowiek w takiej sytuacji jest „odkryty”, w sensie metaforycznym bez maski, bez atrybutów, które towarzyszą mu w różnych życiowych rolach, w codzienności. Najbliższa perspektywa to również przygotowanie dwóch wernisaży, w tym jednego we współpracy z artystką Iriną Vilim. Druga wystawa będzie prezentacją obrazów i rzeźb wykonanych przez polskiego artystę Tomasza Szczyrbę. Jego działalność jest zupełnie czymś nowym na rynku sztuki. Generalnie w tych działaniach nastawiam się na organizowanie wydarzeń synkretycznych, a więc oddziałujących na różne zmysły. Natomiast jeśli chodzi o modeling, to w marcu wezmę udział w kolejnym Fashion week w Paryżu i Mediolanie. 


– Zostańmy przy temacie sztuki, z czym mogą się spotkać odwiedzający Pani galerię? 


– Moim zamysłem jest przełamywanie sztuki „czymś” nieoczywistym. W naszej galerii pojawiają się dzieła artystów związane z pop-artem, jak i tzw. sztuka użytkowa. Te dwa elementy niejako spinają różne przedsięwzięcia artystyczne, które organizujemy cyklicznie. Jeśli ktoś chce zobaczyć przykłady obrazów czy rzeźb wykonanych w nurcie pop-art przez polskich i zagranicznych artystów, to w mojej galerii z tym się zetknie. Jednocześnie osoby poszukujące oryginalnych mebli czy elementów wystroju wnętrz Kawai Modern Art Gallery również zainteresuje. To, co dziś można zobaczyć w galerii, to efekt moich poszukiwań i inspiracji. Jednocześnie nie osiadam na laurach, chcę dalej wzmacniać swoją markę, która wiąże się z synkretycznym podejściem do sztuki. Galeria zgodnie z moim założeniem to nie tylko miejsce, w którym można oglądać obrazy czy rzeźby. To miejsce, w którym cyklicznie odbywają się wydarzenia na granicy różnych form artystycznego przekazu. Jesteśmy jedyną galerią w Polsce promująca sztukę POP ART w międzynarodowym wydaniu. 


– Kiedy ta potrzeba obcowania ze sztuką w sferze zawodowej się pojawiła? 


– Zawsze interesowałam się szeroko rozumianą sztuką. Jednak potrzebowałam czasu, aby odkryć to, jak chcę ją wykorzystywać zawodowo. Sztuka w wydaniu klasycznym nie do końca mi odpowiadała, więc poszukiwałam dalej. Aż w pewnym momencie uznałam, że będzie to pop-art. Z kolei przełomowym momentem w myśleniu o tym, co dalej będę robić zawodowo była sesja zdjęciowa w Hiszpanii. Moje zdjęcia, które powstały wtedy zostały sprzedane galerii sztuki w Holandii. Tam natomiast artyści przekształcili je w obrazy, dodano do nich też kilka elementów podnoszących ich oryginalność, jak np. żywica, kryształy Swarovskiego. Wtedy też pierwszy raz pomyślałam o tym, że chcę poszukiwać i promować bardziej wyszukane dzieła sztuki. 


– Wiemy czym jest pop-art w słownikowym znaczeniu, co Panią w nim szczególnie pociąga?


– W tym prądzie sztuki, co bardzo lubię, dominują mocne, nasycone barwy, pojawia się sporo kontrastów. Tworzą ją motywy, które jako odbiorcy kojarzymy z kulturą popularną, reklamą, filmem czy wprost światem bajek. W tym nurcie sztuki jest dużo ironii, sarkazmu, ale i dystansu do rzeczywistości. Niekoniecznie doszukiwałabym się w nim tzw. drugiego dna, głębokiego, bardzo wyrafinowanego metaforycznie przekazu. Obcowanie z pop-artem skłania do śmiechu, ale i do refleksji czy formułowania wniosków związanych z naszym życiem i ludzkimi przywarami. Jednak bardziej chyba ta forma sztuki chce bazować na pierwszych, odruchowych skojarzeniach. 


– Wobec tego jakie odczucia zgodnie z Pani zamierzeniem powinna wzbudzać Pani galeria w odbiorcach?


– Mówiąc w skrócie, chcę uzyskać tzw. efekt wow, zaskoczenia, zaintrygowania. Galeria obfituje w kolorowe przedmioty, często nawiązujące do motywów dzieciństwa, ale i popularnych komiksów. Tym pierwszym odbiorem może być skojarzenie, że nagle znaleźliśmy się w sklepie w zabawkami. Jednak to tylko pierwsze wrażenie, bo po dłuższym obcowaniu z przedmiotami, które prezentuję w tej przestrzeni można docenić ich wartość. Galeria współpracuje bowiem z wieloma utalentowanymi polskimi i zagranicznymi artystami. Spora część naszych klientów po pierwszej wizycie wraca do nas i kupuje kolejne dzieła. Mogę powiedzieć, że po kilku latach istnienia na rynku wyrobiliśmy sobie markę, która jest rozpoznawana i doceniana, zarówno przez artystów, jak i odbiorców. 


– Z jaką artystką czy artystą współpraca była dla Pani szczególnie ważna? 


– Tych kontaktów jest wiele. Każda tego typu współpraca jest inna, każda rozwija, uwrażliwia mnie na inne aspekty sztuki. Nie jestem w stanie wskazać jednego przykładu. Przychodzi mi do głowy m.in. udana współpraca z francuskim małżeństwem artystów Geraldine Morin & Erik Salin, którzy zajmują się tzw. markowym pop-artem. W swoich dziełach przedstawiają logo danej marki w nietypowy sposób, trochę z przymrużeniem oka, a trochę z konkretnym przekazem dobrze diagnozującym aktualny świat. Poza relacjami zawodowymi nawiązała się między nami szczera relacja prywatna. Miałam też możliwość obserwowania ich twórczej pracy, co nas również 

zbliżyło. 


– Wspomniała Pani wcześniej, że to, co możemy zobaczyć w galerii, to efekt Pani poszukiwań i inspiracji. Skąd Pani czerpie inspiracje? 


– Przede wszystkim odwiedzam inne galerie sztuki, przy każdej okazji obcuję z dziełami sztuki. Gdy uczestniczę w pokazach mody w różnych częściach Europy czy świata, to zawsze staram się znaleźć czas na to, aby posmakować trochę sztuki. Źródłem inspiracji jest dla mnie też Internet, przeglądam różne strony i portfolia artystów, szukam nowych nazwisk.

 

– Kogo szczególnie Pani podziwia?


– Bardzo lubię Szymona Chwalisza, który w swojej sztuce porównywany jest do Zdzisława Beksińskiego. W jego obrazach jest trochę pop-artu, ale też można dostrzec głębszy przekaz. Generalnie staram się otwierać na wszystko, co napotykam w artystycznym świecie, nie mam uprzedzeń czy sztywnych ram, w które próbuję wpisać artystów. Lubię odkrywać niezwykłe postacie w sztuce. 


– Co Panią zaskakuje w świecie sztuki na linii artysta – odbiorcy? 


– Na pewno to, że sztuka może być nieprzewidywalna. Zdarza się przecież, że niektóre dzieła sztuki, które w powszechnym odbiorze nie mają walorów estetycznych są bardzo drogie. Gdy są wystawiane w ramach aukcji, to ceny potrafią szybować bardzo wysoko i ostatecznie trafiają w ręce nowego właściciela np. za milion dolarów. Można więc uznać, że sztuka to pojęcie względne. Dla jednego odbiorcy dany obraz może mieć wyjątkową wartość artystyczną, dla innego może być jednym z wielu, które widział lub być kompletnie nieatrakcyjnym. Oczywiście jest też tak, że czasem artysta swoim nazwiskiem winduje cenę do góry. Na tę markę niekiedy pracuje całe życie, a innym razem jest to jeden sezon. I w tym kontekście znowu okazuje się, że świat sztuki rządzi się swoimi prawami. 


– Czyli tym decydującym elementem w relacji dzieło sztuki – odbiorca jest sposób jego postrzegania. 


– Te rozważania sprowadzają się do zasadniczego pytania, czy ta forma sztuki do nas przemawia, czy przyjmujemy przekaz, który za nią stoi. To wszystko kwestia utożsamiania się z obrazem czy rzeźbą, na które patrzymy. Musi wystąpić „powiązanie” między sztuką a odbiorcą. Może ono następować na poziomie zmysłów, odczuć czy intelektu. 


– Porozmawiajmy teraz o świecie mody. Jakie były Pani początki w tym zawodzie? 


– Jako nastolatka próbowałam już swoich sił w modelingu, a podczas studiów brałam udział w kilku sesjach w Polsce i za granicą. Moja kariera nabrała szybszego tempa, gdy po studiach otrzymałam trzyletni kontrakt w Miami. To był moment, w którym stałam się modelką na pełen etat. Wtedy zakładałam, że będzie to zajęcie na jakiś czas. Jednak szybko się okazało, że zostanę w tej roli zawodowej dłużej. Natomiast nigdy nie traktowałam i nadal nie traktuję tego jako pracy na całe życie.


– Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ma wiele zalet. Co dla Pani jest najważniejszym atutem tej pracy? 


– Tym, co sobie cenię jest możliwość poznawania ludzi. W moim życiu zawodowym przewinęło się wiele interesujących postaci ze świata mody, modelek, projektantów czy osób, które pracują na tzw. backstage’u, czyli są odpowiedzialne za wizerunek modelek i modeli na wybiegu. Dzięki tej pracy nawiązałam wiele przyjaźni, które przetrwały do dziś. Innym atutem jest możliwość zwiedzania świata. Pamiętam, że z jednym z fotografów, z którym dłużej współpracowałam, zwiedziłam spory kawałek kuli ziemskiej. W sumie miałam okazję być w celach zawodowych na wszystkich kontynentach poza Australią. Oczywiście w praktyce tego czasu na turystykę czy rekreację podczas sesji zdjęciowych jest niewiele, ale zawsze staram się wyłuskać takie momenty w napiętym grafiku.

 

– Bo to praca od rana do wieczora przez siedem dni w tygodniu?


– Powiedziałabym, że to prawdziwa szkoła życia, co też uznaję za atut. Zawód modelki uczy konsekwencji, cierpliwości i pracy pod presją czasu w zróżnicowanym otoczeniu ludzi. Swoją szkołę życia przeszłam podczas trzyletniego kontraktu w Miami. Trafiłam sama do nowego miejsca, gdzie nikogo nie znałam, a jednocześnie postawiono przede mną poważne zadania do wykonania. A wracając do wątku „pracy od rana do wieczora”... Gdy trwa sesja zdjęciowa a jej długość bywa różna, od kilku godzin do kilku dni - to jest to praca na pełnych obrotach. Nie ma miejsca na niedyspozycje czy dłuższy odpoczynek. Cała ekipa zdjęciowa temu się podporządkowuje. Jednak właśnie takie podejście pozwala osiągnąć wspólny cel we właściwym czasie i miejscu. Do zawodowego grafiku dochodzą castingi, a wcześniej wielogodzinne przygotowania do nich. Kolejnym punktem w kalendarzu są pokazy mody. 


– To taki moment, który chyba wzbudza największe emocje ? 


- Tuż przed pokazami i w ich trakcie tworzy się niesamowita atmosfera, pojawia się wiele emocji, napięcia, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Na backstage’u dziewczyny przebierają się w kolejne stroje, każda jest skupiona na sobie. Wokół niektórych z nich kręcą się jeszcze wizażystki, które poprawiają ostatnie elementy ich „scenicznego” wizerunku. To wszystko jest przygotowywane z dużym wyprzedzeniem i dokładnością, to zwykle życie pisze swój scenariusz. I właśnie nieoczekiwane zdarzenia czy sytuacje towarzyszące pokazom przyczyniają się do tego, że każdy z nich zapada w pamięć. Każdy pokaz poza dużą dawką stresu i mobilizacji, to wiele pozytywnych odczuć jak euforia, radość, satysfakcja. Jeśli chodzi o „trudne pokazy”, to pamiętam jeden, który przygotowywał znany paryski projektant mody. Uderzyło mnie wtedy to, jak bardzo różnią się dwa puszczonej modelki. Uważam, że każdy w swojej pracy, niezależnie od zawodu, powinien mieć zapewnione godne warunki do jej wykonywania. 


– A wracając do atutów tej pracy, to czy jest coś jeszcze, co warto podkreślić? 


– Dodałabym jeszcze jeden aspekt, chyba szczególnie ważny dla kobiet. Mam na myśli bycie w centrum uwagi wszystkich, którzy są za sceną i przed sceną. Kobieta, która jest profesjonalnie pomalowana, ciekawie ubrana i w całokształcie zadbana, zawsze czuje się piękna. To też dowartościowuje, choć uważam, że należy zachować zdrowy dystans do tych kwestii. Presja związana z tym, jak się wygląda, jak inwestuje się w swoje piękno jest ogromna w tej branży. Dlatego, zwłaszcza na początku kariery czy w sytuacji, kiedy wchodzi się z pewnym bagażem w postaci nieakceptowania siebie, może rodzić problemy. W obu przypadkach, gdy spotykamy się ze wszystkich stron z wysokimi oczekiwaniami co do urody i sylwetki, łatwo wpaść w poważne kompleksy. W świecie mody jest grupa ludzi, którzy przedmiotowo traktują modelki, ale jest i 

spora grupa tych, którzy mają właściwe, profesjonalne podejście. Uważam, że nie należy popadać w uzależnieni e od oklasków i podziwu. To tylko jeden z wielu wymiarów, w których możemy się realizować w życiu. Nigdy modelingu nie traktowałam śmiertelnie poważnie, dlatego łatwo było 

mi tę dewizę stosować w praktyce. 


– Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Dominika TKOCZ 

Karolina Woźniak  


Przełamywanie sztuki czymś nieoczywistym

 

O tym, czym jest pop-art w zupełnie nowym wydaniu, o wydarzeniach artystycznych oddziałujących na różne zmysły oraz urokach i gorszych stronach świata mody opowiada Karolina Woźniak, właścicielka galerii sztuki Kawai Modern Art Gallery i fotomodelka. 


– Zacznijmy naszą rozmowę od tego, co Panią czeka w sferze zawodowej w najbliższych miesiącach?.


– Jeśli chodzi o Kawai Modern Art Gallery, to przygotowujemy kilka wydarzeń artystycznych. Jednocześniewiele pomysłów rodzi się spontanicznie. Zdarza się, że przypadkowo spotykam artystę, z którym nawiązuję współpracę i wcześniejsze plany modyfikuję. Z takich konkretnych i mocno zaawansowanych działań, to chcę zorganizować w galerii wraz z moim przyjacielem fotografem sesję zdjęciową kobiet w wannie. Jej założeniem jest ukazanie tego, że człowiek w takiej sytuacji jest „odkryty”, w sensie metaforycznym bez maski, bez atrybutów, które towarzyszą mu w różnych życiowych rolach, w codzienności. Najbliższa perspektywa to również przygotowanie dwóch wernisaży, w tym jednego we współpracy z artystką Iriną Vilim. Druga wystawa będzie prezentacją obrazów i rzeźb wykonanych przez polskiego artystę Tomasza Szczyrbę. Jego działalność jest zupełnie czymś nowym na rynku sztuki. Generalnie w tych działaniach nastawiam się na organizowanie wydarzeń synkretycznych, a więc oddziałujących na różne zmysły. Natomiast jeśli chodzi o modeling, to w marcu wezmę udział w kolejnym Fashion week w Paryżu i Mediolanie. 


– Zostańmy przy temacie sztuki, z czym mogą się spotkać odwiedzający Pani galerię? 


– Moim zamysłem jest przełamywanie sztuki „czymś” nieoczywistym. W naszej galerii pojawiają się dzieła artystów związane z pop-artem, jak i tzw. sztuka użytkowa. Te dwa elementy niejako spinają różne przedsięwzięcia artystyczne, które organizujemy cyklicznie. Jeśli ktoś chce zobaczyć przykłady obrazów czy rzeźb wykonanych w nurcie pop-art przez polskich i zagranicznych artystów, to w mojej galerii z tym się zetknie. Jednocześnie osoby poszukujące oryginalnych mebli czy elementów wystroju wnętrz Kawai Modern Art Gallery również zainteresuje. To, co dziś można zobaczyć w galerii, to efekt moich poszukiwań i inspiracji. Jednocześnie nie osiadam na laurach, chcę dalej wzmacniać swoją markę, która wiąże się z synkretycznym podejściem do sztuki. Galeria zgodnie z moim założeniem to nie tylko miejsce, w którym można oglądać obrazy czy rzeźby. To miejsce, w którym cyklicznie odbywają się wydarzenia na granicy różnych form artystycznego przekazu. Jesteśmy jedyną galerią w Polsce promująca sztukę POP ART w międzynarodowym wydaniu. 


– Kiedy ta potrzeba obcowania ze sztuką w sferze zawodowej się pojawiła? 


– Zawsze interesowałam się szeroko rozumianą sztuką. Jednak potrzebowałam czasu, aby odkryć to, jak chcę ją wykorzystywać zawodowo. Sztuka w wydaniu klasycznym nie do końca mi odpowiadała, więc poszukiwałam dalej. Aż w pewnym momencie uznałam, że będzie to pop-art. Z kolei przełomowym momentem w myśleniu o tym, co dalej będę robić zawodowo była sesja zdjęciowa w Hiszpanii. Moje zdjęcia, które powstały wtedy zostały sprzedane galerii sztuki w Holandii. Tam natomiast artyści przekształcili je w obrazy, dodano do nich też kilka elementów podnoszących ich oryginalność, jak np. żywica, kryształy Swarovskiego. Wtedy też pierwszy raz pomyślałam o tym, że chcę poszukiwać i promować bardziej wyszukane dzieła sztuki. 


– Wiemy czym jest pop-art w słownikowym znaczeniu, co Panią w nim szczególnie pociąga?


– W tym prądzie sztuki, co bardzo lubię, dominują mocne, nasycone barwy, pojawia się sporo kontrastów. Tworzą ją motywy, które jako odbiorcy kojarzymy z kulturą popularną, reklamą, filmem czy wprost światem bajek. W tym nurcie sztuki jest dużo ironii, sarkazmu, ale i dystansu do rzeczywistości. Niekoniecznie doszukiwałabym się w nim tzw. drugiego dna, głębokiego, bardzo wyrafinowanego metaforycznie przekazu. Obcowanie z pop-artem skłania do śmiechu, ale i do refleksji czy formułowania wniosków związanych z naszym życiem i ludzkimi przywarami. Jednak bardziej chyba ta forma sztuki chce bazować na pierwszych, odruchowych skojarzeniach. 


– Wobec tego jakie odczucia zgodnie z Pani zamierzeniem powinna wzbudzać Pani galeria w odbiorcach?


– Mówiąc w skrócie, chcę uzyskać tzw. efekt wow, zaskoczenia, zaintrygowania. Galeria obfituje w kolorowe przedmioty, często nawiązujące do motywów dzieciństwa, ale i popularnych komiksów. Tym pierwszym odbiorem może być skojarzenie, że nagle znaleźliśmy się w sklepie w zabawkami. Jednak to tylko pierwsze wrażenie, bo po dłuższym obcowaniu z przedmiotami, które prezentuję w tej przestrzeni można docenić ich wartość. Galeria współpracuje bowiem z wieloma utalentowanymi polskimi i zagranicznymi artystami. Spora część naszych klientów po pierwszej wizycie wraca do nas i kupuje kolejne dzieła. Mogę powiedzieć, że po kilku latach istnienia na rynku wyrobiliśmy sobie markę, która jest rozpoznawana i doceniana, zarówno przez artystów, jak i odbiorców. 


– Z jaką artystką czy artystą współpraca była dla Pani szczególnie ważna? 


– Tych kontaktów jest wiele. Każda tego typu współpraca jest inna, każda rozwija, uwrażliwia mnie na inne aspekty sztuki. Nie jestem w stanie wskazać jednego przykładu. Przychodzi mi do głowy m.in. udana współpraca z francuskim małżeństwem artystów Geraldine Morin & Erik Salin, którzy zajmują się tzw. markowym pop-artem. W swoich dziełach przedstawiają logo danej marki w nietypowy sposób, trochę z przymrużeniem oka, a trochę z konkretnym przekazem dobrze diagnozującym aktualny świat. Poza relacjami zawodowymi nawiązała się między nami szczera relacja prywatna. Miałam też możliwość obserwowania ich twórczej pracy, co nas również 

zbliżyło. 


– Wspomniała Pani wcześniej, że to, co możemy zobaczyć w galerii, to efekt Pani poszukiwań i inspiracji. Skąd Pani czerpie inspiracje? 


– Przede wszystkim odwiedzam inne galerie sztuki, przy każdej okazji obcuję z dziełami sztuki. Gdy uczestniczę w pokazach mody w różnych częściach Europy czy świata, to zawsze staram się znaleźć czas na to, aby posmakować trochę sztuki. Źródłem inspiracji jest dla mnie też Internet, przeglądam różne strony i portfolia artystów, szukam nowych nazwisk.

 

– Kogo szczególnie Pani podziwia?


– Bardzo lubię Szymona Chwalisza, który w swojej sztuce porównywany jest do Zdzisława Beksińskiego. W jego obrazach jest trochę pop-artu, ale też można dostrzec głębszy przekaz. Generalnie staram się otwierać na wszystko, co napotykam w artystycznym świecie, nie mam uprzedzeń czy sztywnych ram, w które próbuję wpisać artystów. Lubię odkrywać niezwykłe postacie w sztuce. 


– Co Panią zaskakuje w świecie sztuki na linii artysta – odbiorcy? 


– Na pewno to, że sztuka może być nieprzewidywalna. Zdarza się przecież, że niektóre dzieła sztuki, które w powszechnym odbiorze nie mają walorów estetycznych są bardzo drogie. Gdy są wystawiane w ramach aukcji, to ceny potrafią szybować bardzo wysoko i ostatecznie trafiają w ręce nowego właściciela np. za milion dolarów. Można więc uznać, że sztuka to pojęcie względne. Dla jednego odbiorcy dany obraz może mieć wyjątkową wartość artystyczną, dla innego może być jednym z wielu, które widział lub być kompletnie nieatrakcyjnym. Oczywiście jest też tak, że czasem artysta swoim nazwiskiem winduje cenę do góry. Na tę markę niekiedy pracuje całe życie, a innym razem jest to jeden sezon. I w tym kontekście znowu okazuje się, że świat sztuki rządzi się swoimi prawami. 


– Czyli tym decydującym elementem w relacji dzieło sztuki – odbiorca jest sposób jego postrzegania. 


– Te rozważania sprowadzają się do zasadniczego pytania, czy ta forma sztuki do nas przemawia, czy przyjmujemy przekaz, który za nią stoi. To wszystko kwestia utożsamiania się z obrazem czy rzeźbą, na które patrzymy. Musi wystąpić „powiązanie” między sztuką a odbiorcą. Może ono następować na poziomie zmysłów, odczuć czy intelektu. 


– Porozmawiajmy teraz o świecie mody. Jakie były Pani początki w tym zawodzie? 


– Jako nastolatka próbowałam już swoich sił w modelingu, a podczas studiów brałam udział w kilku sesjach w Polsce i za granicą. Moja kariera nabrała szybszego tempa, gdy po studiach otrzymałam trzyletni kontrakt w Miami. To był moment, w którym stałam się modelką na pełen etat. Wtedy zakładałam, że będzie to zajęcie na jakiś czas. Jednak szybko się okazało, że zostanę w tej roli zawodowej dłużej. Natomiast nigdy nie traktowałam i nadal nie traktuję tego jako pracy na całe życie.


– Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ma wiele zalet. Co dla Pani jest najważniejszym atutem tej pracy? 


– Tym, co sobie cenię jest możliwość poznawania ludzi. W moim życiu zawodowym przewinęło się wiele interesujących postaci ze świata mody, modelek, projektantów czy osób, które pracują na tzw. backstage’u, czyli są odpowiedzialne za wizerunek modelek i modeli na wybiegu. Dzięki tej pracy nawiązałam wiele przyjaźni, które przetrwały do dziś. Innym atutem jest możliwość zwiedzania świata. Pamiętam, że z jednym z fotografów, z którym dłużej współpracowałam, zwiedziłam spory kawałek kuli ziemskiej. W sumie miałam okazję być w celach zawodowych na wszystkich kontynentach poza Australią. Oczywiście w praktyce tego czasu na turystykę czy rekreację podczas sesji zdjęciowych jest niewiele, ale zawsze staram się wyłuskać takie momenty w napiętym grafiku.

 

– Bo to praca od rana do wieczora przez siedem dni w tygodniu?


– Powiedziałabym, że to prawdziwa szkoła życia, co też uznaję za atut. Zawód modelki uczy konsekwencji, cierpliwości i pracy pod presją czasu w zróżnicowanym otoczeniu ludzi. Swoją szkołę życia przeszłam podczas trzyletniego kontraktu w Miami. Trafiłam sama do nowego miejsca, gdzie nikogo nie znałam, a jednocześnie postawiono przede mną poważne zadania do wykonania. A wracając do wątku „pracy od rana do wieczora”... Gdy trwa sesja zdjęciowa a jej długość bywa różna, od kilku godzin do kilku dni - to jest to praca na pełnych obrotach. Nie ma miejsca na niedyspozycje czy dłuższy odpoczynek. Cała ekipa zdjęciowa temu się podporządkowuje. Jednak właśnie takie podejście pozwala osiągnąć wspólny cel we właściwym czasie i miejscu. Do zawodowego grafiku dochodzą castingi, a wcześniej wielogodzinne przygotowania do nich. Kolejnym punktem w kalendarzu są pokazy mody. 


– To taki moment, który chyba wzbudza największe emocje ? 


- Tuż przed pokazami i w ich trakcie tworzy się niesamowita atmosfera, pojawia się wiele emocji, napięcia, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Na backstage’u dziewczyny przebierają się w kolejne stroje, każda jest skupiona na sobie. Wokół niektórych z nich kręcą się jeszcze wizażystki, które poprawiają ostatnie elementy ich „scenicznego” wizerunku. To wszystko jest przygotowywane z dużym wyprzedzeniem i dokładnością, to zwykle życie pisze swój scenariusz. I właśnie nieoczekiwane zdarzenia czy sytuacje towarzyszące pokazom przyczyniają się do tego, że każdy z nich zapada w pamięć. Każdy pokaz poza dużą dawką stresu i mobilizacji, to wiele pozytywnych odczuć jak euforia, radość, satysfakcja. Jeśli chodzi o „trudne pokazy”, to pamiętam jeden, który przygotowywał znany paryski projektant mody. Uderzyło mnie wtedy to, jak bardzo różnią się dwa puszczonej modelki. Uważam, że każdy w swojej pracy, niezależnie od zawodu, powinien mieć zapewnione godne warunki do jej wykonywania. 


– A wracając do atutów tej pracy, to czy jest coś jeszcze, co warto podkreślić? 


– Dodałabym jeszcze jeden aspekt, chyba szczególnie ważny dla kobiet. Mam na myśli bycie w centrum uwagi wszystkich, którzy są za sceną i przed sceną. Kobieta, która jest profesjonalnie pomalowana, ciekawie ubrana i w całokształcie zadbana, zawsze czuje się piękna. To też dowartościowuje, choć uważam, że należy zachować zdrowy dystans do tych kwestii. Presja związana z tym, jak się wygląda, jak inwestuje się w swoje piękno jest ogromna w tej branży. Dlatego, zwłaszcza na początku kariery czy w sytuacji, kiedy wchodzi się z pewnym bagażem w postaci nieakceptowania siebie, może rodzić problemy. W obu przypadkach, gdy spotykamy się ze wszystkich stron z wysokimi oczekiwaniami co do urody i sylwetki, łatwo wpaść w poważne kompleksy. W świecie mody jest grupa ludzi, którzy przedmiotowo traktują modelki, ale jest i 

spora grupa tych, którzy mają właściwe, profesjonalne podejście. Uważam, że nie należy popadać w uzależnieni e od oklasków i podziwu. To tylko jeden z wielu wymiarów, w których możemy się realizować w życiu. Nigdy modelingu nie traktowałam śmiertelnie poważnie, dlatego łatwo było 

mi tę dewizę stosować w praktyce. 


– Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Dominika TKOCZ 

Karolina Woźniak  


Przełamywanie sztuki czymś nieoczywistym

 

O tym, czym jest pop-art w zupełnie nowym wydaniu, o wydarzeniach artystycznych oddziałujących na różne zmysły oraz urokach i gorszych stronach świata mody opowiada Karolina Woźniak, właścicielka galerii sztuki Kawai Modern Art Gallery i fotomodelka. 


– Zacznijmy naszą rozmowę od tego, co Panią czeka w sferze zawodowej w najbliższych miesiącach?.


– Jeśli chodzi o Kawai Modern Art Gallery, to przygotowujemy kilka wydarzeń artystycznych. Jednocześniewiele pomysłów rodzi się spontanicznie. Zdarza się, że przypadkowo spotykam artystę, z którym nawiązuję współpracę i wcześniejsze plany modyfikuję. Z takich konkretnych i mocno zaawansowanych działań, to chcę zorganizować w galerii wraz z moim przyjacielem fotografem sesję zdjęciową kobiet w wannie. Jej założeniem jest ukazanie tego, że człowiek w takiej sytuacji jest „odkryty”, w sensie metaforycznym bez maski, bez atrybutów, które towarzyszą mu w różnych życiowych rolach, w codzienności. Najbliższa perspektywa to również przygotowanie dwóch wernisaży, w tym jednego we współpracy z artystką Iriną Vilim. Druga wystawa będzie prezentacją obrazów i rzeźb wykonanych przez polskiego artystę Tomasza Szczyrbę. Jego działalność jest zupełnie czymś nowym na rynku sztuki. Generalnie w tych działaniach nastawiam się na organizowanie wydarzeń synkretycznych, a więc oddziałujących na różne zmysły. Natomiast jeśli chodzi o modeling, to w marcu wezmę udział w kolejnym Fashion week w Paryżu i Mediolanie. 


– Zostańmy przy temacie sztuki, z czym mogą się spotkać odwiedzający Pani galerię? 


– Moim zamysłem jest przełamywanie sztuki „czymś” nieoczywistym. W naszej galerii pojawiają się dzieła artystów związane z pop-artem, jak i tzw. sztuka użytkowa. Te dwa elementy niejako spinają różne przedsięwzięcia artystyczne, które organizujemy cyklicznie. Jeśli ktoś chce zobaczyć przykłady obrazów czy rzeźb wykonanych w nurcie pop-art przez polskich i zagranicznych artystów, to w mojej galerii z tym się zetknie. Jednocześnie osoby poszukujące oryginalnych mebli czy elementów wystroju wnętrz Kawai Modern Art Gallery również zainteresuje. To, co dziś można zobaczyć w galerii, to efekt moich poszukiwań i inspiracji. Jednocześnie nie osiadam na laurach, chcę dalej wzmacniać swoją markę, która wiąże się z synkretycznym podejściem do sztuki. Galeria zgodnie z moim założeniem to nie tylko miejsce, w którym można oglądać obrazy czy rzeźby. To miejsce, w którym cyklicznie odbywają się wydarzenia na granicy różnych form artystycznego przekazu. Jesteśmy jedyną galerią w Polsce promująca sztukę POP ART w międzynarodowym wydaniu. 


– Kiedy ta potrzeba obcowania ze sztuką w sferze zawodowej się pojawiła? 


– Zawsze interesowałam się szeroko rozumianą sztuką. Jednak potrzebowałam czasu, aby odkryć to, jak chcę ją wykorzystywać zawodowo. Sztuka w wydaniu klasycznym nie do końca mi odpowiadała, więc poszukiwałam dalej. Aż w pewnym momencie uznałam, że będzie to pop-art. Z kolei przełomowym momentem w myśleniu o tym, co dalej będę robić zawodowo była sesja zdjęciowa w Hiszpanii. Moje zdjęcia, które powstały wtedy zostały sprzedane galerii sztuki w Holandii. Tam natomiast artyści przekształcili je w obrazy, dodano do nich też kilka elementów podnoszących ich oryginalność, jak np. żywica, kryształy Swarovskiego. Wtedy też pierwszy raz pomyślałam o tym, że chcę poszukiwać i promować bardziej wyszukane dzieła sztuki. 


– Wiemy czym jest pop-art w słownikowym znaczeniu, co Panią w nim szczególnie pociąga?


– W tym prądzie sztuki, co bardzo lubię, dominują mocne, nasycone barwy, pojawia się sporo kontrastów. Tworzą ją motywy, które jako odbiorcy kojarzymy z kulturą popularną, reklamą, filmem czy wprost światem bajek. W tym nurcie sztuki jest dużo ironii, sarkazmu, ale i dystansu do rzeczywistości. Niekoniecznie doszukiwałabym się w nim tzw. drugiego dna, głębokiego, bardzo wyrafinowanego metaforycznie przekazu. Obcowanie z pop-artem skłania do śmiechu, ale i do refleksji czy formułowania wniosków związanych z naszym życiem i ludzkimi przywarami. Jednak bardziej chyba ta forma sztuki chce bazować na pierwszych, odruchowych skojarzeniach. 


– Wobec tego jakie odczucia zgodnie z Pani zamierzeniem powinna wzbudzać Pani galeria w odbiorcach?


– Mówiąc w skrócie, chcę uzyskać tzw. efekt wow, zaskoczenia, zaintrygowania. Galeria obfituje w kolorowe przedmioty, często nawiązujące do motywów dzieciństwa, ale i popularnych komiksów. Tym pierwszym odbiorem może być skojarzenie, że nagle znaleźliśmy się w sklepie w zabawkami. Jednak to tylko pierwsze wrażenie, bo po dłuższym obcowaniu z przedmiotami, które prezentuję w tej przestrzeni można docenić ich wartość. Galeria współpracuje bowiem z wieloma utalentowanymi polskimi i zagranicznymi artystami. Spora część naszych klientów po pierwszej wizycie wraca do nas i kupuje kolejne dzieła. Mogę powiedzieć, że po kilku latach istnienia na rynku wyrobiliśmy sobie markę, która jest rozpoznawana i doceniana, zarówno przez artystów, jak i odbiorców. 


– Z jaką artystką czy artystą współpraca była dla Pani szczególnie ważna? 


– Tych kontaktów jest wiele. Każda tego typu współpraca jest inna, każda rozwija, uwrażliwia mnie na inne aspekty sztuki. Nie jestem w stanie wskazać jednego przykładu. Przychodzi mi do głowy m.in. udana współpraca z francuskim małżeństwem artystów Geraldine Morin & Erik Salin, którzy zajmują się tzw. markowym pop-artem. W swoich dziełach przedstawiają logo danej marki w nietypowy sposób, trochę z przymrużeniem oka, a trochę z konkretnym przekazem dobrze diagnozującym aktualny świat. Poza relacjami zawodowymi nawiązała się między nami szczera relacja prywatna. Miałam też możliwość obserwowania ich twórczej pracy, co nas również 

zbliżyło. 


– Wspomniała Pani wcześniej, że to, co możemy zobaczyć w galerii, to efekt Pani poszukiwań i inspiracji. Skąd Pani czerpie inspiracje? 


– Przede wszystkim odwiedzam inne galerie sztuki, przy każdej okazji obcuję z dziełami sztuki. Gdy uczestniczę w pokazach mody w różnych częściach Europy czy świata, to zawsze staram się znaleźć czas na to, aby posmakować trochę sztuki. Źródłem inspiracji jest dla mnie też Internet, przeglądam różne strony i portfolia artystów, szukam nowych nazwisk.

 

– Kogo szczególnie Pani podziwia?


– Bardzo lubię Szymona Chwalisza, który w swojej sztuce porównywany jest do Zdzisława Beksińskiego. W jego obrazach jest trochę pop-artu, ale też można dostrzec głębszy przekaz. Generalnie staram się otwierać na wszystko, co napotykam w artystycznym świecie, nie mam uprzedzeń czy sztywnych ram, w które próbuję wpisać artystów. Lubię odkrywać niezwykłe postacie w sztuce. 


– Co Panią zaskakuje w świecie sztuki na linii artysta – odbiorcy? 


– Na pewno to, że sztuka może być nieprzewidywalna. Zdarza się przecież, że niektóre dzieła sztuki, które w powszechnym odbiorze nie mają walorów estetycznych są bardzo drogie. Gdy są wystawiane w ramach aukcji, to ceny potrafią szybować bardzo wysoko i ostatecznie trafiają w ręce nowego właściciela np. za milion dolarów. Można więc uznać, że sztuka to pojęcie względne. Dla jednego odbiorcy dany obraz może mieć wyjątkową wartość artystyczną, dla innego może być jednym z wielu, które widział lub być kompletnie nieatrakcyjnym. Oczywiście jest też tak, że czasem artysta swoim nazwiskiem winduje cenę do góry. Na tę markę niekiedy pracuje całe życie, a innym razem jest to jeden sezon. I w tym kontekście znowu okazuje się, że świat sztuki rządzi się swoimi prawami. 


– Czyli tym decydującym elementem w relacji dzieło sztuki – odbiorca jest sposób jego postrzegania. 


– Te rozważania sprowadzają się do zasadniczego pytania, czy ta forma sztuki do nas przemawia, czy przyjmujemy przekaz, który za nią stoi. To wszystko kwestia utożsamiania się z obrazem czy rzeźbą, na które patrzymy. Musi wystąpić „powiązanie” między sztuką a odbiorcą. Może ono następować na poziomie zmysłów, odczuć czy intelektu. 


– Porozmawiajmy teraz o świecie mody. Jakie były Pani początki w tym zawodzie? 


– Jako nastolatka próbowałam już swoich sił w modelingu, a podczas studiów brałam udział w kilku sesjach w Polsce i za granicą. Moja kariera nabrała szybszego tempa, gdy po studiach otrzymałam trzyletni kontrakt w Miami. To był moment, w którym stałam się modelką na pełen etat. Wtedy zakładałam, że będzie to zajęcie na jakiś czas. Jednak szybko się okazało, że zostanę w tej roli zawodowej dłużej. Natomiast nigdy nie traktowałam i nadal nie traktuję tego jako pracy na całe życie.


– Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ma wiele zalet. Co dla Pani jest najważniejszym atutem tej pracy? 


– Tym, co sobie cenię jest możliwość poznawania ludzi. W moim życiu zawodowym przewinęło się wiele interesujących postaci ze świata mody, modelek, projektantów czy osób, które pracują na tzw. backstage’u, czyli są odpowiedzialne za wizerunek modelek i modeli na wybiegu. Dzięki tej pracy nawiązałam wiele przyjaźni, które przetrwały do dziś. Innym atutem jest możliwość zwiedzania świata. Pamiętam, że z jednym z fotografów, z którym dłużej współpracowałam, zwiedziłam spory kawałek kuli ziemskiej. W sumie miałam okazję być w celach zawodowych na wszystkich kontynentach poza Australią. Oczywiście w praktyce tego czasu na turystykę czy rekreację podczas sesji zdjęciowych jest niewiele, ale zawsze staram się wyłuskać takie momenty w napiętym grafiku.

 

– Bo to praca od rana do wieczora przez siedem dni w tygodniu?


– Powiedziałabym, że to prawdziwa szkoła życia, co też uznaję za atut. Zawód modelki uczy konsekwencji, cierpliwości i pracy pod presją czasu w zróżnicowanym otoczeniu ludzi. Swoją szkołę życia przeszłam podczas trzyletniego kontraktu w Miami. Trafiłam sama do nowego miejsca, gdzie nikogo nie znałam, a jednocześnie postawiono przede mną poważne zadania do wykonania. A wracając do wątku „pracy od rana do wieczora”... Gdy trwa sesja zdjęciowa a jej długość bywa różna, od kilku godzin do kilku dni - to jest to praca na pełnych obrotach. Nie ma miejsca na niedyspozycje czy dłuższy odpoczynek. Cała ekipa zdjęciowa temu się podporządkowuje. Jednak właśnie takie podejście pozwala osiągnąć wspólny cel we właściwym czasie i miejscu. Do zawodowego grafiku dochodzą castingi, a wcześniej wielogodzinne przygotowania do nich. Kolejnym punktem w kalendarzu są pokazy mody. 


– To taki moment, który chyba wzbudza największe emocje ? 


- Tuż przed pokazami i w ich trakcie tworzy się niesamowita atmosfera, pojawia się wiele emocji, napięcia, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Na backstage’u dziewczyny przebierają się w kolejne stroje, każda jest skupiona na sobie. Wokół niektórych z nich kręcą się jeszcze wizażystki, które poprawiają ostatnie elementy ich „scenicznego” wizerunku. To wszystko jest przygotowywane z dużym wyprzedzeniem i dokładnością, to zwykle życie pisze swój scenariusz. I właśnie nieoczekiwane zdarzenia czy sytuacje towarzyszące pokazom przyczyniają się do tego, że każdy z nich zapada w pamięć. Każdy pokaz poza dużą dawką stresu i mobilizacji, to wiele pozytywnych odczuć jak euforia, radość, satysfakcja. Jeśli chodzi o „trudne pokazy”, to pamiętam jeden, który przygotowywał znany paryski projektant mody. Uderzyło mnie wtedy to, jak bardzo różnią się dwa puszczonej modelki. Uważam, że każdy w swojej pracy, niezależnie od zawodu, powinien mieć zapewnione godne warunki do jej wykonywania. 


– A wracając do atutów tej pracy, to czy jest coś jeszcze, co warto podkreślić? 


– Dodałabym jeszcze jeden aspekt, chyba szczególnie ważny dla kobiet. Mam na myśli bycie w centrum uwagi wszystkich, którzy są za sceną i przed sceną. Kobieta, która jest profesjonalnie pomalowana, ciekawie ubrana i w całokształcie zadbana, zawsze czuje się piękna. To też dowartościowuje, choć uważam, że należy zachować zdrowy dystans do tych kwestii. Presja związana z tym, jak się wygląda, jak inwestuje się w swoje piękno jest ogromna w tej branży. Dlatego, zwłaszcza na początku kariery czy w sytuacji, kiedy wchodzi się z pewnym bagażem w postaci nieakceptowania siebie, może rodzić problemy. W obu przypadkach, gdy spotykamy się ze wszystkich stron z wysokimi oczekiwaniami co do urody i sylwetki, łatwo wpaść w poważne kompleksy. W świecie mody jest grupa ludzi, którzy przedmiotowo traktują modelki, ale jest i 

spora grupa tych, którzy mają właściwe, profesjonalne podejście. Uważam, że nie należy popadać w uzależnieni e od oklasków i podziwu. To tylko jeden z wielu wymiarów, w których możemy się realizować w życiu. Nigdy modelingu nie traktowałam śmiertelnie poważnie, dlatego łatwo było 

mi tę dewizę stosować w praktyce. 


– Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Dominika TKOCZ 

Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze 


Katowice Airport silne w lotniczym cargo 


Od marca 2020 roku lotnictwo cywilne zmaga się z największym kryzysem w historii, który został wywołany przez pandemię koronawirusa. Sytuacja jest bezprecedensowa i ma charakter globalny. Międzynarodowa Rada Portów Lotniczych (ACI World) szacuje, że w 2020 roku lotniska na całym świecie obsłużą zaledwie 3,6 miliarda podróżnych, to jest aż o 5,6 miliarda mniej w porównaniu z 2019 rokiem. 


– W tym roku Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze SA obchodzi 30-lecie. Co w ciągu tych 30 lat udało się osiągnąć? 


– Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze SA powstało w 1991 roku, przed organizacją postawiono dwa zasadnicze cele. Po pierwsze przejęcie zarządzania cywilną częścią lotniska w Pyrzowicach, po drugie rozwój infrastruktury portu. Warto podkreślić, ze GTL SA jest bezpośrednim spadkobiercą tradycji Śląskiego Towarzystwa Lotniczego założonego w połowie lat dwudziestych XX wieku. Zadaniem ŚTL było rozwijanie komunikacji lotniczej Górnego Śląska z resztą II Rzeczpospolitej i zagranicą poprzez projektowane lotnisko na Muchowcu. GTL SA zarządzanie cywilną częścią lotniska w Pyrzowicach przejęło od Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze w maju 1994 roku. Osiągnięcia GTL SA w trakcie 30 lat funkcjonowania najlepiej podsumowują twarde dane. Gdy spółka przejmowała zarządzanie portem powierzchnia terminalu pasażerskiego wynosiła 550 metrów kwadratowych, dzisiaj to 34 tysiące metrów kwadratowych. 30 lat temu w Pyrzowicach nie istniała infrastruktura cargo, teraz mamy nowoczesną strefę do obsługi ruchu towarowego, z której korzystają najwięksi na rynku operatorzy frachtu lotniczego. W 1994 roku na terenie portu był jeden wysłużony hangar. Dzisiaj to dwa nowoczesne obiekty, które składają się na tętniącą życiem bazę do obsługi technicznej samolotów. Podobnie było z infrastrukturą liniową, czyli drogą startową, drogami kołowania i płytami postojowymi. Wielkim wysiłkiem inwestycyjny ta część lotniska powstała właściwie na nowo, a do tego została znacząco rozbudowana. Dzisiaj powierzchnia całego pola ruchu naziemnego to ponad 80 hektarów, a jego sercem jest oddana do użytku w 2015 roku nowa droga startowa o długości 3 200 metrów. W ciągu trzech dekad GTL SA doprowadziło port do pozycji jednego z największych regionalnych lotnisk w kraju. W Katowice Airport bazę mają Polskie Linie Lotnicze LOT i należące do największych w Europie linie niskokosztowe Wizz Air i Ryanaira. Dużą bazę prowadzi tutaj także polski przewoźnik czarterowych Enter Air, włoska Blue Panorama, czy też czeski Smartwings. Pyrzowice wyróżniają się tym, że są krajowym liderem w segmencie czarterów oraz regionalnym w obsłudze cargo lotniczego. Od 1994 roku, czyli momentu kiedy spółka przejęła zarządzanie pyrzowickim lotniskiem, z jego siatki połączeń skorzystało 46 milionów pasażerów, obsłużono tu 250 tysięcy ton cargo lotniczego, a statki powietrzne wykonały 550 tysięcy startów i lądowań. 


– Lotnisko w Pyrzowicach wykorzystało czas pandemii i wyremontowało terminal B. Co się zmieniło? 


– W Katowice Airport funkcjonują trzy połączone ze sobą terminale pasażerskie. W terminalu A obsługujemy cały ruch wylotowy do krajów Non-Schengen, z terminalu B korzystają podróżni odlatujący do państw Schengen, a w terminalu C obsługujemy wszystkich pasażerów przylatujących do Pyrzowic. We wrześniu 2019 roku wystartował duży projekt inwestycyjny związany z przebudową i rozbudową terminalu pasażerskiego B. Zmieniło się w nim praktycznie wszystko, właściwie to nowy obiekt. Inwestycję rozpoczęliśmy w bardzo dobrym czasie dla naszej branży, wszyscy byli pełni optymizmu. Przewozy pasażerskie rosły, a z prognoz wynikało, że wzrost będzie kontynuowany. Niestety 2020 rok przyniósł nam czarnego łabędzia w postaci pandemii koronawirusa, która wpędziła światowe lotnictwo w największy kryzys w jego historii. W tym momencie pokazaliśmy siłę naszej organizacji. Pomimo trudnej sytuacji byliśmy w stanie kontynuować inwestycję rozbudowy i przebudowy terminalu B. Zrobiliśmy wszystko, żeby projekt zakończyć zgodnie z harmonogramem, i ten cel został osiągnięty. 


– Czy dzięki remontowi lotnisko będzie mogło obsłużyć większą liczbę pasażerów? 


– Głównym celem projektu była poprawa komfortu korzystania z obiektu. Zwiększyliśmy powierzchnię terminalu o 40% do 17,2 tysięcy metrów kwadratowych. Z 18 do 28 wzrosła liczba stanowisk odprawy biletowo bagażowej. Nowy terminal B to także więcej bramek do boardingu jest ich 16, o 6 więcej niż przed realizację przebudowy. Po dwie nowe bramki znajdują się w trzech zewnętrznych klatkach schodowych, które połączone są z terminalem za pomocą mostów. Istotną zmianą funkcjonalną jest rozdzielenie poziomami strefy odprawy biletowo-bagażowej od strefy kontroli bezpieczeństwa. Bagaż rejestrowany nadajemy na parterze ale do kontroli bezpieczeństwa udajemy się na pierwsze piętro. Dzięki temu, nawet w trakcie fal odlotowych, pasażerowie nie mają wrażenie tłoku wewnątrz obiektu, bo ruch dzieli się na dwa poziomy. Sercem terminalu, niewidocznym dla podróżnych, jest nowy system transportu, kontroli bezpieczeństwa i sortowania bagaży rejestrowanych. Aktualnie to najnowocześniejszy tego typu mechanizm na polskich lotniska. Jest m.in. wyposażony w dwa tomografy do kontroli bezpieczeństwa bagaży, dzięki czemu uzyskujemy trójwymiarowy obraz ich zawartości. Przepustowość bagażowni to 1900 sztuk bagaży na godzinę. Po oddaniu nowego terminalu B do użytku przepustowość pyrzowickiego lotniska wzrosła z 6 do 8 milionów pasażerów rocznie. 


– To nie koniec zmian. Lotnisko ma także nowego patrona... 


– Nadanie 24 czerwca 2021 roku Międzynarodowemu Portowi Lotniczemu „Katowice” w Pyrzowicach imienia Wojciecha Korfantego to ważne wydarzenie w historii lotniska. Obchody stulecia powstań śląskich były najlepszym momentem na realizację tej inicjatywy, która została jednogłośnie poparta przez radnych sejmiku województwa śląskiego. Jestem przekonany, że pyrzowickie lotnisko przyczyni się to propagowania postaci Wojciecha Korfantego, wybitnego polityka i jednego z ojców polskiej niepodległości. 


– Jak w tej chwili wygląda ruch na lotnisku? Które kierunki są najpopularniejsze i jak dużo osób obsługuje terminal? 


– Po bardzo trudnym pierwszym półroczu 2021 roku, które możemy uznać pod względem liczby obsłużonych pasażerów za najgorszy czas od początku pandemii koronawirusa, trzeci kwartał przyniósł wyraźne ożywienie. O ile od stycznia do czerwca bieżącego roku z siatki połączeń pyrzowickiego lotniska skorzystało 421 tysięcy pasażerów, to od lipca do września było ich 1,3 miliona. Pyrzowice zawsze były bardzo silne w segmencie przewozów czarterowych. W ostatnich latach przed pandemią port był liderem w tym segmencie wśród wszystkich czternastu polskich lotnisk. Obecnie to głównie czartery zapewniają odbudowę ruchu pasażerskiego. Przykładowo, po pierwszych dziewięciu miesiącach 2019 roku ruch czarterowy miał 45% udziału w całości obsłużonego ruchu, a w tym samym okresie bieżącego roku było to 64%. Do tego średnie wypełnienie na rejsie na zlecenie biura podróży wynosi ok. 160 pasażerów, a w przypadku ruchu regularnego jest to trochę ponad 110 osób. Jeśli chodzi o popularne kierunki czarterowe to pandemi a niewiele zmieniła, nadal najchętniej na wakacje wybieramy się do Turcji i Grecji. Jeśli chodzi o ruch regularny to w tym roku mamy miks tras typowo pracowniczo-rodzinnych takich jak Londyn - Luton, Londyn - Stanstedi Dortmund z połączeniami wakacyjnymi takimi jak np. Ateny. 


- Czy planowane są jakieś nowe kierunki, które niebawem będą dostępne z Katowice Airport? 


– Wchodzimy w sezon zimowy, który w naszej branży trwa do ostatniej soboty marca. W okresie od października do końca pierwszego kwartału cała Europa lata mniej, a to ma swoje odzwierciedlenie w siatce połączeń. Zmniejsza się np. liczba kierunków czarterowych, odpada chociażby Grecja, czy większość kierunków tureckich. Nie zmienia to faktu, że w sezonie „Zima 2021/2022” dysponujemy wyjątkowo dobrą ofertą wylotów wakacyjnych. Paradoksalnie, dzięki pandemii koronawirusa w Katowice Airport dynamicznie zaczęła rozwijać się siatka bezpośrednich dalekodystansowych połączeń czarterowych. Pod koniec lutego 2021 r. na naszym lotnisku pojawił się szerokokadłubowy Boeing 787 Polskich Linii Lotniczych LOT. Maszyna została sprowadzona do Pyrzowic przez biura podróży. W oparciu o jej możliwości, to jest duży zasięg i komfortową kabinę, biuro podróży Rainbow uruchomiło loty do Cancun w Meksyku i Puerto Plata w Dominikanie, a TUI do Punta Cany w Dominikanie. Wszystkie trasy okazały się prawdziwym hitem. Praktycznie każdy rejs jest wypełniony w 100%. Idąc za ciosem Rainbow uruchomi w sezonie zima 2021/2022 kolejne dalekie trasy z Katowice Airport, to jest Tajlandię i Kubę. W zimowej siatce połączeń znajdą się także połączenia na Wyspy Kanaryjskie, do Turcji, Tunezji, Egiptu, Maroka, do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Omanu, a także na Wyspy Zielonego Przylądka i Zanzibar. Oczywiście realizacja tej bogatej oferty zależy od sytuacji pandemicznej. 


– W poprzednich latach Katowice Airport biło kolejne rekordy jeśli chodzi o liczbę obsłużonych pasażerów. Kiedy uda się ten trend przywrócić? 


– Czasy dla lotnictwa są ciągle niepewne i najlepiej pokazują to częste zmiana prognoz przez Organizację Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego, Międzynarodową Radę Portów Lotniczych, czy też Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych. Zakładamy, że to co najgorsze już za nami i przewozy będą się odbudowywać. Pytanie jest o tempo powrotu do latania i tutaj sytuacja może być dynamiczna, kluczowy będzie zbliżający się sezon zimowy. Jeśli kolejna fala pandemii nie spowoduje kolejnego załamania przewozów, to proces odbudowy ruchu powinien zdecydowanie przyspieszyć. 


– Pandemia wpłynęła na ruch pasażerski, a co z przewozami cargo? 


– Od 2007 roku, kiedy to rozpoczęliśmy intensywną rozbudowę pyrzowickiego lotniska, przyświecała nam myśl stworzenia portu wielofunkcyjnego, który dysponowałby nie tylko infrastrukturą do obsługi ruchu pasażerskiego ale także frachtu lotniczego. W 2016 roku w południowo-wschodniej części lotniska oddaliśmy do użytku nową strefę cargo, na którą składa się terminal towarowy o powierzchni prawie 12 tysięcy metrów kwadratowych i przedterminalowa duża płyta postojowa na 10 frachtowców. Sama infrastruktura nie generuje przewozów, za to odpowiedzialni są spedytorzy, a my od wielu lat budujemy z nimi dobre, merytoryczne relacje i staramy się odpowiadać na ich potrzeby. Konsekwentna realizacja przyjętej strategii dała pozytywne efekty w trakcie pandemii. Ruch pasażerski załamał się, ale jako jedno z nielicznych lotniska w Polsce mieliśmy drugą nogę w postaci cargo, co bardzo pomogło nam w utrzymaniu płynności finansowej w tym trudnym czasie. Pandemiczny 2020 r. zakończyliśmy ze świetnym wynikiem w segmencie cargo, z i do Pyrzowic przewieziono rekordowe 20,2 tysięcy ton. Aktualnie z Katowice Airport dostępnych jest dziesięć regularnych połączeń towarowych. Po jednej trasie realizują DHL Express i UPS, dwie TNT z Fedexem. Ponadto od około dwóch lat dynamicznie rośnie w Pyrzowicach Amazon, które realizuje od nas już cztery regularne połączenia. W styczniu 2021 roku do grona najemców pyrzowickiego terminalu cargo dołączyła Lufthansa Cargo, która w oparciu o naszą infrastrukturę uruchomiła w Katowice Airport ogólnopolski punkt integracji frachtu. Przewoźnik obsługuje jednocześnie dwie regularne trasy w modelu RFS: do Wiednia i Frankfurtu. Cargo w Pyrzowicach rośnie w siłę, w tym roku spodziewamy się rekordowych około 30 tysięcy ton. Trzech z obecnych już w Pyrzowicach operatorów deklaruje chęć dalszego dynamicznego rozwoju na naszym lotnisku. Dlatego intensywnie pracujemy nad projektem 

drugiego terminalu towarowego. W najbliższych latach chcemy ponad dwukrotnie zwiększyć powierzchnię obiektów przeznaczonych do obsługi frachtu. 


– Jakie są plany i cele na kolejne miesiące? 


– Realizujemy i planujemy dalsze inwestycje, bo wiemy, że dobra infrastruktura wzmacnia pyrzowickie lotnisko. Ciągle stawiamy na wielofunkcyjność portu. Ze względu na pandemię koronawirusa, która radykalnie ograniczyła nasze przychody, musieliśmy przeformatować nasz program inwestycyjny zaplanowany do 2025 roku. Priorytetowo traktujemy te projekt, które gwarantują szybką komercjalizację, a tym samym szybki zwrot. Dlatego intensywnie pracujemy nad przygotowaniem budowy drugiego terminalu cargo oraz dużego parkingu wielopoziomowego. Jednocześnie kończymy rozbudowę bazy technicznej do obsługi samolotów. Przedsięwzięcie podzieliliśmy na dwa zadania. Pierwszym jest budowa płyty postojowej o powierzchni około 6,5 ha z dziewięcioma stanowiskami dla średniodystansowych samolotów, na przykład dla Airbusa A320. Zadanie zakończymy w czwartym kwartale 2021 roku. Dzięki niemu liczba stanowisk postojowych dla samolotów kodu C wzrośnie w Katowice Airport do 46. Jednocześnie kończąc ten projekt połączymy płytę postojową numer 1 z płytą cargo. W konsekwencji główna płyta postojowa pyrzowickiego lotniska będzie miała około 2,3 km długosci i 27,5 ha powierzchni. Równolegle przed nową płytą trwa budowa trzeciego hangaru do obsługi technicznej samolotów. Obiekt o powierzchni 9,2 tysiąca metrów kwadratowych będzie miał dwie zatoki serwisowe dla samolotów wielkości Airbusa A321 neo. Zakończenie tej inwestycji planujemy w drugim kwartale 2022 roku. Najemcą obiektu będzie Wizz Air.

Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze 


Katowice Airport silne w lotniczym cargo 


Od marca 2020 roku lotnictwo cywilne zmaga się z największym kryzysem w historii, który został wywołany przez pandemię koronawirusa. Sytuacja jest bezprecedensowa i ma charakter globalny. Międzynarodowa Rada Portów Lotniczych (ACI World) szacuje, że w 2020 roku lotniska na całym świecie obsłużą zaledwie 3,6 miliarda podróżnych, to jest aż o 5,6 miliarda mniej w porównaniu z 2019 rokiem. 


– W tym roku Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze SA obchodzi 30-lecie. Co w ciągu tych 30 lat udało się osiągnąć? 


– Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze SA powstało w 1991 roku, przed organizacją postawiono dwa zasadnicze cele. Po pierwsze przejęcie zarządzania cywilną częścią lotniska w Pyrzowicach, po drugie rozwój infrastruktury portu. Warto podkreślić, ze GTL SA jest bezpośrednim spadkobiercą tradycji Śląskiego Towarzystwa Lotniczego założonego w połowie lat dwudziestych XX wieku. Zadaniem ŚTL było rozwijanie komunikacji lotniczej Górnego Śląska z resztą II Rzeczpospolitej i zagranicą poprzez projektowane lotnisko na Muchowcu. GTL SA zarządzanie cywilną częścią lotniska w Pyrzowicach przejęło od Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze w maju 1994 roku. Osiągnięcia GTL SA w trakcie 30 lat funkcjonowania najlepiej podsumowują twarde dane. Gdy spółka przejmowała zarządzanie portem powierzchnia terminalu pasażerskiego wynosiła 550 metrów kwadratowych, dzisiaj to 34 tysiące metrów kwadratowych. 30 lat temu w Pyrzowicach nie istniała infrastruktura cargo, teraz mamy nowoczesną strefę do obsługi ruchu towarowego, z której korzystają najwięksi na rynku operatorzy frachtu lotniczego. W 1994 roku na terenie portu był jeden wysłużony hangar. Dzisiaj to dwa nowoczesne obiekty, które składają się na tętniącą życiem bazę do obsługi technicznej samolotów. Podobnie było z infrastrukturą liniową, czyli drogą startową, drogami kołowania i płytami postojowymi. Wielkim wysiłkiem inwestycyjny ta część lotniska powstała właściwie na nowo, a do tego została znacząco rozbudowana. Dzisiaj powierzchnia całego pola ruchu naziemnego to ponad 80 hektarów, a jego sercem jest oddana do użytku w 2015 roku nowa droga startowa o długości 3 200 metrów. W ciągu trzech dekad GTL SA doprowadziło port do pozycji jednego z największych regionalnych lotnisk w kraju. W Katowice Airport bazę mają Polskie Linie Lotnicze LOT i należące do największych w Europie linie niskokosztowe Wizz Air i Ryanaira. Dużą bazę prowadzi tutaj także polski przewoźnik czarterowych Enter Air, włoska Blue Panorama, czy też czeski Smartwings. Pyrzowice wyróżniają się tym, że są krajowym liderem w segmencie czarterów oraz regionalnym w obsłudze cargo lotniczego. Od 1994 roku, czyli momentu kiedy spółka przejęła zarządzanie pyrzowickim lotniskiem, z jego siatki połączeń skorzystało 46 milionów pasażerów, obsłużono tu 250 tysięcy ton cargo lotniczego, a statki powietrzne wykonały 550 tysięcy startów i lądowań. 


– Lotnisko w Pyrzowicach wykorzystało czas pandemii i wyremontowało terminal B. Co się zmieniło? 


– W Katowice Airport funkcjonują trzy połączone ze sobą terminale pasażerskie. W terminalu A obsługujemy cały ruch wylotowy do krajów Non-Schengen, z terminalu B korzystają podróżni odlatujący do państw Schengen, a w terminalu C obsługujemy wszystkich pasażerów przylatujących do Pyrzowic. We wrześniu 2019 roku wystartował duży projekt inwestycyjny związany z przebudową i rozbudową terminalu pasażerskiego B. Zmieniło się w nim praktycznie wszystko, właściwie to nowy obiekt. Inwestycję rozpoczęliśmy w bardzo dobrym czasie dla naszej branży, wszyscy byli pełni optymizmu. Przewozy pasażerskie rosły, a z prognoz wynikało, że wzrost będzie kontynuowany. Niestety 2020 rok przyniósł nam czarnego łabędzia w postaci pandemii koronawirusa, która wpędziła światowe lotnictwo w największy kryzys w jego historii. W tym momencie pokazaliśmy siłę naszej organizacji. Pomimo trudnej sytuacji byliśmy w stanie kontynuować inwestycję rozbudowy i przebudowy terminalu B. Zrobiliśmy wszystko, żeby projekt zakończyć zgodnie z harmonogramem, i ten cel został osiągnięty. 


– Czy dzięki remontowi lotnisko będzie mogło obsłużyć większą liczbę pasażerów? 


– Głównym celem projektu była poprawa komfortu korzystania z obiektu. Zwiększyliśmy powierzchnię terminalu o 40% do 17,2 tysięcy metrów kwadratowych. Z 18 do 28 wzrosła liczba stanowisk odprawy biletowo bagażowej. Nowy terminal B to także więcej bramek do boardingu jest ich 16, o 6 więcej niż przed realizację przebudowy. Po dwie nowe bramki znajdują się w trzech zewnętrznych klatkach schodowych, które połączone są z terminalem za pomocą mostów. Istotną zmianą funkcjonalną jest rozdzielenie poziomami strefy odprawy biletowo-bagażowej od strefy kontroli bezpieczeństwa. Bagaż rejestrowany nadajemy na parterze ale do kontroli bezpieczeństwa udajemy się na pierwsze piętro. Dzięki temu, nawet w trakcie fal odlotowych, pasażerowie nie mają wrażenie tłoku wewnątrz obiektu, bo ruch dzieli się na dwa poziomy. Sercem terminalu, niewidocznym dla podróżnych, jest nowy system transportu, kontroli bezpieczeństwa i sortowania bagaży rejestrowanych. Aktualnie to najnowocześniejszy tego typu mechanizm na polskich lotniska. Jest m.in. wyposażony w dwa tomografy do kontroli bezpieczeństwa bagaży, dzięki czemu uzyskujemy trójwymiarowy obraz ich zawartości. Przepustowość bagażowni to 1900 sztuk bagaży na godzinę. Po oddaniu nowego terminalu B do użytku przepustowość pyrzowickiego lotniska wzrosła z 6 do 8 milionów pasażerów rocznie. 


– To nie koniec zmian. Lotnisko ma także nowego patrona... 


– Nadanie 24 czerwca 2021 roku Międzynarodowemu Portowi Lotniczemu „Katowice” w Pyrzowicach imienia Wojciecha Korfantego to ważne wydarzenie w historii lotniska. Obchody stulecia powstań śląskich były najlepszym momentem na realizację tej inicjatywy, która została jednogłośnie poparta przez radnych sejmiku województwa śląskiego. Jestem przekonany, że pyrzowickie lotnisko przyczyni się to propagowania postaci Wojciecha Korfantego, wybitnego polityka i jednego z ojców polskiej niepodległości. 


– Jak w tej chwili wygląda ruch na lotnisku? Które kierunki są najpopularniejsze i jak dużo osób obsługuje terminal? 


– Po bardzo trudnym pierwszym półroczu 2021 roku, które możemy uznać pod względem liczby obsłużonych pasażerów za najgorszy czas od początku pandemii koronawirusa, trzeci kwartał przyniósł wyraźne ożywienie. O ile od stycznia do czerwca bieżącego roku z siatki połączeń pyrzowickiego lotniska skorzystało 421 tysięcy pasażerów, to od lipca do września było ich 1,3 miliona. Pyrzowice zawsze były bardzo silne w segmencie przewozów czarterowych. W ostatnich latach przed pandemią port był liderem w tym segmencie wśród wszystkich czternastu polskich lotnisk. Obecnie to głównie czartery zapewniają odbudowę ruchu pasażerskiego. Przykładowo, po pierwszych dziewięciu miesiącach 2019 roku ruch czarterowy miał 45% udziału w całości obsłużonego ruchu, a w tym samym okresie bieżącego roku było to 64%. Do tego średnie wypełnienie na rejsie na zlecenie biura podróży wynosi ok. 160 pasażerów, a w przypadku ruchu regularnego jest to trochę ponad 110 osób. Jeśli chodzi o popularne kierunki czarterowe to pandemi a niewiele zmieniła, nadal najchętniej na wakacje wybieramy się do Turcji i Grecji. Jeśli chodzi o ruch regularny to w tym roku mamy miks tras typowo pracowniczo-rodzinnych takich jak Londyn - Luton, Londyn - Stanstedi Dortmund z połączeniami wakacyjnymi takimi jak np. Ateny. 


- Czy planowane są jakieś nowe kierunki, które niebawem będą dostępne z Katowice Airport? 


– Wchodzimy w sezon zimowy, który w naszej branży trwa do ostatniej soboty marca. W okresie od października do końca pierwszego kwartału cała Europa lata mniej, a to ma swoje odzwierciedlenie w siatce połączeń. Zmniejsza się np. liczba kierunków czarterowych, odpada chociażby Grecja, czy większość kierunków tureckich. Nie zmienia to faktu, że w sezonie „Zima 2021/2022” dysponujemy wyjątkowo dobrą ofertą wylotów wakacyjnych. Paradoksalnie, dzięki pandemii koronawirusa w Katowice Airport dynamicznie zaczęła rozwijać się siatka bezpośrednich dalekodystansowych połączeń czarterowych. Pod koniec lutego 2021 r. na naszym lotnisku pojawił się szerokokadłubowy Boeing 787 Polskich Linii Lotniczych LOT. Maszyna została sprowadzona do Pyrzowic przez biura podróży. W oparciu o jej możliwości, to jest duży zasięg i komfortową kabinę, biuro podróży Rainbow uruchomiło loty do Cancun w Meksyku i Puerto Plata w Dominikanie, a TUI do Punta Cany w Dominikanie. Wszystkie trasy okazały się prawdziwym hitem. Praktycznie każdy rejs jest wypełniony w 100%. Idąc za ciosem Rainbow uruchomi w sezonie zima 2021/2022 kolejne dalekie trasy z Katowice Airport, to jest Tajlandię i Kubę. W zimowej siatce połączeń znajdą się także połączenia na Wyspy Kanaryjskie, do Turcji, Tunezji, Egiptu, Maroka, do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Omanu, a także na Wyspy Zielonego Przylądka i Zanzibar. Oczywiście realizacja tej bogatej oferty zależy od sytuacji pandemicznej. 


– W poprzednich latach Katowice Airport biło kolejne rekordy jeśli chodzi o liczbę obsłużonych pasażerów. Kiedy uda się ten trend przywrócić? 


– Czasy dla lotnictwa są ciągle niepewne i najlepiej pokazują to częste zmiana prognoz przez Organizację Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego, Międzynarodową Radę Portów Lotniczych, czy też Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych. Zakładamy, że to co najgorsze już za nami i przewozy będą się odbudowywać. Pytanie jest o tempo powrotu do latania i tutaj sytuacja może być dynamiczna, kluczowy będzie zbliżający się sezon zimowy. Jeśli kolejna fala pandemii nie spowoduje kolejnego załamania przewozów, to proces odbudowy ruchu powinien zdecydowanie przyspieszyć. 


– Pandemia wpłynęła na ruch pasażerski, a co z przewozami cargo? 


– Od 2007 roku, kiedy to rozpoczęliśmy intensywną rozbudowę pyrzowickiego lotniska, przyświecała nam myśl stworzenia portu wielofunkcyjnego, który dysponowałby nie tylko infrastrukturą do obsługi ruchu pasażerskiego ale także frachtu lotniczego. W 2016 roku w południowo-wschodniej części lotniska oddaliśmy do użytku nową strefę cargo, na którą składa się terminal towarowy o powierzchni prawie 12 tysięcy metrów kwadratowych i przedterminalowa duża płyta postojowa na 10 frachtowców. Sama infrastruktura nie generuje przewozów, za to odpowiedzialni są spedytorzy, a my od wielu lat budujemy z nimi dobre, merytoryczne relacje i staramy się odpowiadać na ich potrzeby. Konsekwentna realizacja przyjętej strategii dała pozytywne efekty w trakcie pandemii. Ruch pasażerski załamał się, ale jako jedno z nielicznych lotniska w Polsce mieliśmy drugą nogę w postaci cargo, co bardzo pomogło nam w utrzymaniu płynności finansowej w tym trudnym czasie. Pandemiczny 2020 r. zakończyliśmy ze świetnym wynikiem w segmencie cargo, z i do Pyrzowic przewieziono rekordowe 20,2 tysięcy ton. Aktualnie z Katowice Airport dostępnych jest dziesięć regularnych połączeń towarowych. Po jednej trasie realizują DHL Express i UPS, dwie TNT z Fedexem. Ponadto od około dwóch lat dynamicznie rośnie w Pyrzowicach Amazon, które realizuje od nas już cztery regularne połączenia. W styczniu 2021 roku do grona najemców pyrzowickiego terminalu cargo dołączyła Lufthansa Cargo, która w oparciu o naszą infrastrukturę uruchomiła w Katowice Airport ogólnopolski punkt integracji frachtu. Przewoźnik obsługuje jednocześnie dwie regularne trasy w modelu RFS: do Wiednia i Frankfurtu. Cargo w Pyrzowicach rośnie w siłę, w tym roku spodziewamy się rekordowych około 30 tysięcy ton. Trzech z obecnych już w Pyrzowicach operatorów deklaruje chęć dalszego dynamicznego rozwoju na naszym lotnisku. Dlatego intensywnie pracujemy nad projektem 

drugiego terminalu towarowego. W najbliższych latach chcemy ponad dwukrotnie zwiększyć powierzchnię obiektów przeznaczonych do obsługi frachtu. 


– Jakie są plany i cele na kolejne miesiące? 


– Realizujemy i planujemy dalsze inwestycje, bo wiemy, że dobra infrastruktura wzmacnia pyrzowickie lotnisko. Ciągle stawiamy na wielofunkcyjność portu. Ze względu na pandemię koronawirusa, która radykalnie ograniczyła nasze przychody, musieliśmy przeformatować nasz program inwestycyjny zaplanowany do 2025 roku. Priorytetowo traktujemy te projekt, które gwarantują szybką komercjalizację, a tym samym szybki zwrot. Dlatego intensywnie pracujemy nad przygotowaniem budowy drugiego terminalu cargo oraz dużego parkingu wielopoziomowego. Jednocześnie kończymy rozbudowę bazy technicznej do obsługi samolotów. Przedsięwzięcie podzieliliśmy na dwa zadania. Pierwszym jest budowa płyty postojowej o powierzchni około 6,5 ha z dziewięcioma stanowiskami dla średniodystansowych samolotów, na przykład dla Airbusa A320. Zadanie zakończymy w czwartym kwartale 2021 roku. Dzięki niemu liczba stanowisk postojowych dla samolotów kodu C wzrośnie w Katowice Airport do 46. Jednocześnie kończąc ten projekt połączymy płytę postojową numer 1 z płytą cargo. W konsekwencji główna płyta postojowa pyrzowickiego lotniska będzie miała około 2,3 km długosci i 27,5 ha powierzchni. Równolegle przed nową płytą trwa budowa trzeciego hangaru do obsługi technicznej samolotów. Obiekt o powierzchni 9,2 tysiąca metrów kwadratowych będzie miał dwie zatoki serwisowe dla samolotów wielkości Airbusa A321 neo. Zakończenie tej inwestycji planujemy w drugim kwartale 2022 roku. Najemcą obiektu będzie Wizz Air.

Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze 


Katowice Airport silne w lotniczym cargo 


Od marca 2020 roku lotnictwo cywilne zmaga się z największym kryzysem w historii, który został wywołany przez pandemię koronawirusa. Sytuacja jest bezprecedensowa i ma charakter globalny. Międzynarodowa Rada Portów Lotniczych (ACI World) szacuje, że w 2020 roku lotniska na całym świecie obsłużą zaledwie 3,6 miliarda podróżnych, to jest aż o 5,6 miliarda mniej w porównaniu z 2019 rokiem. 


– W tym roku Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze SA obchodzi 30-lecie. Co w ciągu tych 30 lat udało się osiągnąć? 


– Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze SA powstało w 1991 roku, przed organizacją postawiono dwa zasadnicze cele. Po pierwsze przejęcie zarządzania cywilną częścią lotniska w Pyrzowicach, po drugie rozwój infrastruktury portu. Warto podkreślić, ze GTL SA jest bezpośrednim spadkobiercą tradycji Śląskiego Towarzystwa Lotniczego założonego w połowie lat dwudziestych XX wieku. Zadaniem ŚTL było rozwijanie komunikacji lotniczej Górnego Śląska z resztą II Rzeczpospolitej i zagranicą poprzez projektowane lotnisko na Muchowcu. GTL SA zarządzanie cywilną częścią lotniska w Pyrzowicach przejęło od Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze w maju 1994 roku. Osiągnięcia GTL SA w trakcie 30 lat funkcjonowania najlepiej podsumowują twarde dane. Gdy spółka przejmowała zarządzanie portem powierzchnia terminalu pasażerskiego wynosiła 550 metrów kwadratowych, dzisiaj to 34 tysiące metrów kwadratowych. 30 lat temu w Pyrzowicach nie istniała infrastruktura cargo, teraz mamy nowoczesną strefę do obsługi ruchu towarowego, z której korzystają najwięksi na rynku operatorzy frachtu lotniczego. W 1994 roku na terenie portu był jeden wysłużony hangar. Dzisiaj to dwa nowoczesne obiekty, które składają się na tętniącą życiem bazę do obsługi technicznej samolotów. Podobnie było z infrastrukturą liniową, czyli drogą startową, drogami kołowania i płytami postojowymi. Wielkim wysiłkiem inwestycyjny ta część lotniska powstała właściwie na nowo, a do tego została znacząco rozbudowana. Dzisiaj powierzchnia całego pola ruchu naziemnego to ponad 80 hektarów, a jego sercem jest oddana do użytku w 2015 roku nowa droga startowa o długości 3 200 metrów. W ciągu trzech dekad GTL SA doprowadziło port do pozycji jednego z największych regionalnych lotnisk w kraju. W Katowice Airport bazę mają Polskie Linie Lotnicze LOT i należące do największych w Europie linie niskokosztowe Wizz Air i Ryanaira. Dużą bazę prowadzi tutaj także polski przewoźnik czarterowych Enter Air, włoska Blue Panorama, czy też czeski Smartwings. Pyrzowice wyróżniają się tym, że są krajowym liderem w segmencie czarterów oraz regionalnym w obsłudze cargo lotniczego. Od 1994 roku, czyli momentu kiedy spółka przejęła zarządzanie pyrzowickim lotniskiem, z jego siatki połączeń skorzystało 46 milionów pasażerów, obsłużono tu 250 tysięcy ton cargo lotniczego, a statki powietrzne wykonały 550 tysięcy startów i lądowań. 


– Lotnisko w Pyrzowicach wykorzystało czas pandemii i wyremontowało terminal B. Co się zmieniło? 


– W Katowice Airport funkcjonują trzy połączone ze sobą terminale pasażerskie. W terminalu A obsługujemy cały ruch wylotowy do krajów Non-Schengen, z terminalu B korzystają podróżni odlatujący do państw Schengen, a w terminalu C obsługujemy wszystkich pasażerów przylatujących do Pyrzowic. We wrześniu 2019 roku wystartował duży projekt inwestycyjny związany z przebudową i rozbudową terminalu pasażerskiego B. Zmieniło się w nim praktycznie wszystko, właściwie to nowy obiekt. Inwestycję rozpoczęliśmy w bardzo dobrym czasie dla naszej branży, wszyscy byli pełni optymizmu. Przewozy pasażerskie rosły, a z prognoz wynikało, że wzrost będzie kontynuowany. Niestety 2020 rok przyniósł nam czarnego łabędzia w postaci pandemii koronawirusa, która wpędziła światowe lotnictwo w największy kryzys w jego historii. W tym momencie pokazaliśmy siłę naszej organizacji. Pomimo trudnej sytuacji byliśmy w stanie kontynuować inwestycję rozbudowy i przebudowy terminalu B. Zrobiliśmy wszystko, żeby projekt zakończyć zgodnie z harmonogramem, i ten cel został osiągnięty. 


– Czy dzięki remontowi lotnisko będzie mogło obsłużyć większą liczbę pasażerów? 


– Głównym celem projektu była poprawa komfortu korzystania z obiektu. Zwiększyliśmy powierzchnię terminalu o 40% do 17,2 tysięcy metrów kwadratowych. Z 18 do 28 wzrosła liczba stanowisk odprawy biletowo bagażowej. Nowy terminal B to także więcej bramek do boardingu jest ich 16, o 6 więcej niż przed realizację przebudowy. Po dwie nowe bramki znajdują się w trzech zewnętrznych klatkach schodowych, które połączone są z terminalem za pomocą mostów. Istotną zmianą funkcjonalną jest rozdzielenie poziomami strefy odprawy biletowo-bagażowej od strefy kontroli bezpieczeństwa. Bagaż rejestrowany nadajemy na parterze ale do kontroli bezpieczeństwa udajemy się na pierwsze piętro. Dzięki temu, nawet w trakcie fal odlotowych, pasażerowie nie mają wrażenie tłoku wewnątrz obiektu, bo ruch dzieli się na dwa poziomy. Sercem terminalu, niewidocznym dla podróżnych, jest nowy system transportu, kontroli bezpieczeństwa i sortowania bagaży rejestrowanych. Aktualnie to najnowocześniejszy tego typu mechanizm na polskich lotniska. Jest m.in. wyposażony w dwa tomografy do kontroli bezpieczeństwa bagaży, dzięki czemu uzyskujemy trójwymiarowy obraz ich zawartości. Przepustowość bagażowni to 1900 sztuk bagaży na godzinę. Po oddaniu nowego terminalu B do użytku przepustowość pyrzowickiego lotniska wzrosła z 6 do 8 milionów pasażerów rocznie. 


– To nie koniec zmian. Lotnisko ma także nowego patrona... 


– Nadanie 24 czerwca 2021 roku Międzynarodowemu Portowi Lotniczemu „Katowice” w Pyrzowicach imienia Wojciecha Korfantego to ważne wydarzenie w historii lotniska. Obchody stulecia powstań śląskich były najlepszym momentem na realizację tej inicjatywy, która została jednogłośnie poparta przez radnych sejmiku województwa śląskiego. Jestem przekonany, że pyrzowickie lotnisko przyczyni się to propagowania postaci Wojciecha Korfantego, wybitnego polityka i jednego z ojców polskiej niepodległości. 


– Jak w tej chwili wygląda ruch na lotnisku? Które kierunki są najpopularniejsze i jak dużo osób obsługuje terminal? 


– Po bardzo trudnym pierwszym półroczu 2021 roku, które możemy uznać pod względem liczby obsłużonych pasażerów za najgorszy czas od początku pandemii koronawirusa, trzeci kwartał przyniósł wyraźne ożywienie. O ile od stycznia do czerwca bieżącego roku z siatki połączeń pyrzowickiego lotniska skorzystało 421 tysięcy pasażerów, to od lipca do września było ich 1,3 miliona. Pyrzowice zawsze były bardzo silne w segmencie przewozów czarterowych. W ostatnich latach przed pandemią port był liderem w tym segmencie wśród wszystkich czternastu polskich lotnisk. Obecnie to głównie czartery zapewniają odbudowę ruchu pasażerskiego. Przykładowo, po pierwszych dziewięciu miesiącach 2019 roku ruch czarterowy miał 45% udziału w całości obsłużonego ruchu, a w tym samym okresie bieżącego roku było to 64%. Do tego średnie wypełnienie na rejsie na zlecenie biura podróży wynosi ok. 160 pasażerów, a w przypadku ruchu regularnego jest to trochę ponad 110 osób. Jeśli chodzi o popularne kierunki czarterowe to pandemi a niewiele zmieniła, nadal najchętniej na wakacje wybieramy się do Turcji i Grecji. Jeśli chodzi o ruch regularny to w tym roku mamy miks tras typowo pracowniczo-rodzinnych takich jak Londyn - Luton, Londyn - Stanstedi Dortmund z połączeniami wakacyjnymi takimi jak np. Ateny. 


- Czy planowane są jakieś nowe kierunki, które niebawem będą dostępne z Katowice Airport? 


– Wchodzimy w sezon zimowy, który w naszej branży trwa do ostatniej soboty marca. W okresie od października do końca pierwszego kwartału cała Europa lata mniej, a to ma swoje odzwierciedlenie w siatce połączeń. Zmniejsza się np. liczba kierunków czarterowych, odpada chociażby Grecja, czy większość kierunków tureckich. Nie zmienia to faktu, że w sezonie „Zima 2021/2022” dysponujemy wyjątkowo dobrą ofertą wylotów wakacyjnych. Paradoksalnie, dzięki pandemii koronawirusa w Katowice Airport dynamicznie zaczęła rozwijać się siatka bezpośrednich dalekodystansowych połączeń czarterowych. Pod koniec lutego 2021 r. na naszym lotnisku pojawił się szerokokadłubowy Boeing 787 Polskich Linii Lotniczych LOT. Maszyna została sprowadzona do Pyrzowic przez biura podróży. W oparciu o jej możliwości, to jest duży zasięg i komfortową kabinę, biuro podróży Rainbow uruchomiło loty do Cancun w Meksyku i Puerto Plata w Dominikanie, a TUI do Punta Cany w Dominikanie. Wszystkie trasy okazały się prawdziwym hitem. Praktycznie każdy rejs jest wypełniony w 100%. Idąc za ciosem Rainbow uruchomi w sezonie zima 2021/2022 kolejne dalekie trasy z Katowice Airport, to jest Tajlandię i Kubę. W zimowej siatce połączeń znajdą się także połączenia na Wyspy Kanaryjskie, do Turcji, Tunezji, Egiptu, Maroka, do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Omanu, a także na Wyspy Zielonego Przylądka i Zanzibar. Oczywiście realizacja tej bogatej oferty zależy od sytuacji pandemicznej. 


– W poprzednich latach Katowice Airport biło kolejne rekordy jeśli chodzi o liczbę obsłużonych pasażerów. Kiedy uda się ten trend przywrócić? 


– Czasy dla lotnictwa są ciągle niepewne i najlepiej pokazują to częste zmiana prognoz przez Organizację Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego, Międzynarodową Radę Portów Lotniczych, czy też Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych. Zakładamy, że to co najgorsze już za nami i przewozy będą się odbudowywać. Pytanie jest o tempo powrotu do latania i tutaj sytuacja może być dynamiczna, kluczowy będzie zbliżający się sezon zimowy. Jeśli kolejna fala pandemii nie spowoduje kolejnego załamania przewozów, to proces odbudowy ruchu powinien zdecydowanie przyspieszyć. 


– Pandemia wpłynęła na ruch pasażerski, a co z przewozami cargo? 


– Od 2007 roku, kiedy to rozpoczęliśmy intensywną rozbudowę pyrzowickiego lotniska, przyświecała nam myśl stworzenia portu wielofunkcyjnego, który dysponowałby nie tylko infrastrukturą do obsługi ruchu pasażerskiego ale także frachtu lotniczego. W 2016 roku w południowo-wschodniej części lotniska oddaliśmy do użytku nową strefę cargo, na którą składa się terminal towarowy o powierzchni prawie 12 tysięcy metrów kwadratowych i przedterminalowa duża płyta postojowa na 10 frachtowców. Sama infrastruktura nie generuje przewozów, za to odpowiedzialni są spedytorzy, a my od wielu lat budujemy z nimi dobre, merytoryczne relacje i staramy się odpowiadać na ich potrzeby. Konsekwentna realizacja przyjętej strategii dała pozytywne efekty w trakcie pandemii. Ruch pasażerski załamał się, ale jako jedno z nielicznych lotniska w Polsce mieliśmy drugą nogę w postaci cargo, co bardzo pomogło nam w utrzymaniu płynności finansowej w tym trudnym czasie. Pandemiczny 2020 r. zakończyliśmy ze świetnym wynikiem w segmencie cargo, z i do Pyrzowic przewieziono rekordowe 20,2 tysięcy ton. Aktualnie z Katowice Airport dostępnych jest dziesięć regularnych połączeń towarowych. Po jednej trasie realizują DHL Express i UPS, dwie TNT z Fedexem. Ponadto od około dwóch lat dynamicznie rośnie w Pyrzowicach Amazon, które realizuje od nas już cztery regularne połączenia. W styczniu 2021 roku do grona najemców pyrzowickiego terminalu cargo dołączyła Lufthansa Cargo, która w oparciu o naszą infrastrukturę uruchomiła w Katowice Airport ogólnopolski punkt integracji frachtu. Przewoźnik obsługuje jednocześnie dwie regularne trasy w modelu RFS: do Wiednia i Frankfurtu. Cargo w Pyrzowicach rośnie w siłę, w tym roku spodziewamy się rekordowych około 30 tysięcy ton. Trzech z obecnych już w Pyrzowicach operatorów deklaruje chęć dalszego dynamicznego rozwoju na naszym lotnisku. Dlatego intensywnie pracujemy nad projektem 

drugiego terminalu towarowego. W najbliższych latach chcemy ponad dwukrotnie zwiększyć powierzchnię obiektów przeznaczonych do obsługi frachtu. 


– Jakie są plany i cele na kolejne miesiące? 


– Realizujemy i planujemy dalsze inwestycje, bo wiemy, że dobra infrastruktura wzmacnia pyrzowickie lotnisko. Ciągle stawiamy na wielofunkcyjność portu. Ze względu na pandemię koronawirusa, która radykalnie ograniczyła nasze przychody, musieliśmy przeformatować nasz program inwestycyjny zaplanowany do 2025 roku. Priorytetowo traktujemy te projekt, które gwarantują szybką komercjalizację, a tym samym szybki zwrot. Dlatego intensywnie pracujemy nad przygotowaniem budowy drugiego terminalu cargo oraz dużego parkingu wielopoziomowego. Jednocześnie kończymy rozbudowę bazy technicznej do obsługi samolotów. Przedsięwzięcie podzieliliśmy na dwa zadania. Pierwszym jest budowa płyty postojowej o powierzchni około 6,5 ha z dziewięcioma stanowiskami dla średniodystansowych samolotów, na przykład dla Airbusa A320. Zadanie zakończymy w czwartym kwartale 2021 roku. Dzięki niemu liczba stanowisk postojowych dla samolotów kodu C wzrośnie w Katowice Airport do 46. Jednocześnie kończąc ten projekt połączymy płytę postojową numer 1 z płytą cargo. W konsekwencji główna płyta postojowa pyrzowickiego lotniska będzie miała około 2,3 km długosci i 27,5 ha powierzchni. Równolegle przed nową płytą trwa budowa trzeciego hangaru do obsługi technicznej samolotów. Obiekt o powierzchni 9,2 tysiąca metrów kwadratowych będzie miał dwie zatoki serwisowe dla samolotów wielkości Airbusa A321 neo. Zakończenie tej inwestycji planujemy w drugim kwartale 2022 roku. Najemcą obiektu będzie Wizz Air.

Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze 


Katowice Airport silne w lotniczym cargo 


Od marca 2020 roku lotnictwo cywilne zmaga się z największym kryzysem w historii, który został wywołany przez pandemię koronawirusa. Sytuacja jest bezprecedensowa i ma charakter globalny. Międzynarodowa Rada Portów Lotniczych (ACI World) szacuje, że w 2020 roku lotniska na całym świecie obsłużą zaledwie 3,6 miliarda podróżnych, to jest aż o 5,6 miliarda mniej w porównaniu z 2019 rokiem. 


– W tym roku Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze SA obchodzi 30-lecie. Co w ciągu tych 30 lat udało się osiągnąć? 


– Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze SA powstało w 1991 roku, przed organizacją postawiono dwa zasadnicze cele. Po pierwsze przejęcie zarządzania cywilną częścią lotniska w Pyrzowicach, po drugie rozwój infrastruktury portu. Warto podkreślić, ze GTL SA jest bezpośrednim spadkobiercą tradycji Śląskiego Towarzystwa Lotniczego założonego w połowie lat dwudziestych XX wieku. Zadaniem ŚTL było rozwijanie komunikacji lotniczej Górnego Śląska z resztą II Rzeczpospolitej i zagranicą poprzez projektowane lotnisko na Muchowcu. GTL SA zarządzanie cywilną częścią lotniska w Pyrzowicach przejęło od Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze w maju 1994 roku. Osiągnięcia GTL SA w trakcie 30 lat funkcjonowania najlepiej podsumowują twarde dane. Gdy spółka przejmowała zarządzanie portem powierzchnia terminalu pasażerskiego wynosiła 550 metrów kwadratowych, dzisiaj to 34 tysiące metrów kwadratowych. 30 lat temu w Pyrzowicach nie istniała infrastruktura cargo, teraz mamy nowoczesną strefę do obsługi ruchu towarowego, z której korzystają najwięksi na rynku operatorzy frachtu lotniczego. W 1994 roku na terenie portu był jeden wysłużony hangar. Dzisiaj to dwa nowoczesne obiekty, które składają się na tętniącą życiem bazę do obsługi technicznej samolotów. Podobnie było z infrastrukturą liniową, czyli drogą startową, drogami kołowania i płytami postojowymi. Wielkim wysiłkiem inwestycyjny ta część lotniska powstała właściwie na nowo, a do tego została znacząco rozbudowana. Dzisiaj powierzchnia całego pola ruchu naziemnego to ponad 80 hektarów, a jego sercem jest oddana do użytku w 2015 roku nowa droga startowa o długości 3 200 metrów. W ciągu trzech dekad GTL SA doprowadziło port do pozycji jednego z największych regionalnych lotnisk w kraju. W Katowice Airport bazę mają Polskie Linie Lotnicze LOT i należące do największych w Europie linie niskokosztowe Wizz Air i Ryanaira. Dużą bazę prowadzi tutaj także polski przewoźnik czarterowych Enter Air, włoska Blue Panorama, czy też czeski Smartwings. Pyrzowice wyróżniają się tym, że są krajowym liderem w segmencie czarterów oraz regionalnym w obsłudze cargo lotniczego. Od 1994 roku, czyli momentu kiedy spółka przejęła zarządzanie pyrzowickim lotniskiem, z jego siatki połączeń skorzystało 46 milionów pasażerów, obsłużono tu 250 tysięcy ton cargo lotniczego, a statki powietrzne wykonały 550 tysięcy startów i lądowań. 


– Lotnisko w Pyrzowicach wykorzystało czas pandemii i wyremontowało terminal B. Co się zmieniło? 


– W Katowice Airport funkcjonują trzy połączone ze sobą terminale pasażerskie. W terminalu A obsługujemy cały ruch wylotowy do krajów Non-Schengen, z terminalu B korzystają podróżni odlatujący do państw Schengen, a w terminalu C obsługujemy wszystkich pasażerów przylatujących do Pyrzowic. We wrześniu 2019 roku wystartował duży projekt inwestycyjny związany z przebudową i rozbudową terminalu pasażerskiego B. Zmieniło się w nim praktycznie wszystko, właściwie to nowy obiekt. Inwestycję rozpoczęliśmy w bardzo dobrym czasie dla naszej branży, wszyscy byli pełni optymizmu. Przewozy pasażerskie rosły, a z prognoz wynikało, że wzrost będzie kontynuowany. Niestety 2020 rok przyniósł nam czarnego łabędzia w postaci pandemii koronawirusa, która wpędziła światowe lotnictwo w największy kryzys w jego historii. W tym momencie pokazaliśmy siłę naszej organizacji. Pomimo trudnej sytuacji byliśmy w stanie kontynuować inwestycję rozbudowy i przebudowy terminalu B. Zrobiliśmy wszystko, żeby projekt zakończyć zgodnie z harmonogramem, i ten cel został osiągnięty. 


– Czy dzięki remontowi lotnisko będzie mogło obsłużyć większą liczbę pasażerów? 


– Głównym celem projektu była poprawa komfortu korzystania z obiektu. Zwiększyliśmy powierzchnię terminalu o 40% do 17,2 tysięcy metrów kwadratowych. Z 18 do 28 wzrosła liczba stanowisk odprawy biletowo bagażowej. Nowy terminal B to także więcej bramek do boardingu jest ich 16, o 6 więcej niż przed realizację przebudowy. Po dwie nowe bramki znajdują się w trzech zewnętrznych klatkach schodowych, które połączone są z terminalem za pomocą mostów. Istotną zmianą funkcjonalną jest rozdzielenie poziomami strefy odprawy biletowo-bagażowej od strefy kontroli bezpieczeństwa. Bagaż rejestrowany nadajemy na parterze ale do kontroli bezpieczeństwa udajemy się na pierwsze piętro. Dzięki temu, nawet w trakcie fal odlotowych, pasażerowie nie mają wrażenie tłoku wewnątrz obiektu, bo ruch dzieli się na dwa poziomy. Sercem terminalu, niewidocznym dla podróżnych, jest nowy system transportu, kontroli bezpieczeństwa i sortowania bagaży rejestrowanych. Aktualnie to najnowocześniejszy tego typu mechanizm na polskich lotniska. Jest m.in. wyposażony w dwa tomografy do kontroli bezpieczeństwa bagaży, dzięki czemu uzyskujemy trójwymiarowy obraz ich zawartości. Przepustowość bagażowni to 1900 sztuk bagaży na godzinę. Po oddaniu nowego terminalu B do użytku przepustowość pyrzowickiego lotniska wzrosła z 6 do 8 milionów pasażerów rocznie. 


– To nie koniec zmian. Lotnisko ma także nowego patrona... 


– Nadanie 24 czerwca 2021 roku Międzynarodowemu Portowi Lotniczemu „Katowice” w Pyrzowicach imienia Wojciecha Korfantego to ważne wydarzenie w historii lotniska. Obchody stulecia powstań śląskich były najlepszym momentem na realizację tej inicjatywy, która została jednogłośnie poparta przez radnych sejmiku województwa śląskiego. Jestem przekonany, że pyrzowickie lotnisko przyczyni się to propagowania postaci Wojciecha Korfantego, wybitnego polityka i jednego z ojców polskiej niepodległości. 


– Jak w tej chwili wygląda ruch na lotnisku? Które kierunki są najpopularniejsze i jak dużo osób obsługuje terminal? 


– Po bardzo trudnym pierwszym półroczu 2021 roku, które możemy uznać pod względem liczby obsłużonych pasażerów za najgorszy czas od początku pandemii koronawirusa, trzeci kwartał przyniósł wyraźne ożywienie. O ile od stycznia do czerwca bieżącego roku z siatki połączeń pyrzowickiego lotniska skorzystało 421 tysięcy pasażerów, to od lipca do września było ich 1,3 miliona. Pyrzowice zawsze były bardzo silne w segmencie przewozów czarterowych. W ostatnich latach przed pandemią port był liderem w tym segmencie wśród wszystkich czternastu polskich lotnisk. Obecnie to głównie czartery zapewniają odbudowę ruchu pasażerskiego. Przykładowo, po pierwszych dziewięciu miesiącach 2019 roku ruch czarterowy miał 45% udziału w całości obsłużonego ruchu, a w tym samym okresie bieżącego roku było to 64%. Do tego średnie wypełnienie na rejsie na zlecenie biura podróży wynosi ok. 160 pasażerów, a w przypadku ruchu regularnego jest to trochę ponad 110 osób. Jeśli chodzi o popularne kierunki czarterowe to pandemi a niewiele zmieniła, nadal najchętniej na wakacje wybieramy się do Turcji i Grecji. Jeśli chodzi o ruch regularny to w tym roku mamy miks tras typowo pracowniczo-rodzinnych takich jak Londyn - Luton, Londyn - Stanstedi Dortmund z połączeniami wakacyjnymi takimi jak np. Ateny. 


- Czy planowane są jakieś nowe kierunki, które niebawem będą dostępne z Katowice Airport? 


– Wchodzimy w sezon zimowy, który w naszej branży trwa do ostatniej soboty marca. W okresie od października do końca pierwszego kwartału cała Europa lata mniej, a to ma swoje odzwierciedlenie w siatce połączeń. Zmniejsza się np. liczba kierunków czarterowych, odpada chociażby Grecja, czy większość kierunków tureckich. Nie zmienia to faktu, że w sezonie „Zima 2021/2022” dysponujemy wyjątkowo dobrą ofertą wylotów wakacyjnych. Paradoksalnie, dzięki pandemii koronawirusa w Katowice Airport dynamicznie zaczęła rozwijać się siatka bezpośrednich dalekodystansowych połączeń czarterowych. Pod koniec lutego 2021 r. na naszym lotnisku pojawił się szerokokadłubowy Boeing 787 Polskich Linii Lotniczych LOT. Maszyna została sprowadzona do Pyrzowic przez biura podróży. W oparciu o jej możliwości, to jest duży zasięg i komfortową kabinę, biuro podróży Rainbow uruchomiło loty do Cancun w Meksyku i Puerto Plata w Dominikanie, a TUI do Punta Cany w Dominikanie. Wszystkie trasy okazały się prawdziwym hitem. Praktycznie każdy rejs jest wypełniony w 100%. Idąc za ciosem Rainbow uruchomi w sezonie zima 2021/2022 kolejne dalekie trasy z Katowice Airport, to jest Tajlandię i Kubę. W zimowej siatce połączeń znajdą się także połączenia na Wyspy Kanaryjskie, do Turcji, Tunezji, Egiptu, Maroka, do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Omanu, a także na Wyspy Zielonego Przylądka i Zanzibar. Oczywiście realizacja tej bogatej oferty zależy od sytuacji pandemicznej. 


– W poprzednich latach Katowice Airport biło kolejne rekordy jeśli chodzi o liczbę obsłużonych pasażerów. Kiedy uda się ten trend przywrócić? 


– Czasy dla lotnictwa są ciągle niepewne i najlepiej pokazują to częste zmiana prognoz przez Organizację Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego, Międzynarodową Radę Portów Lotniczych, czy też Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych. Zakładamy, że to co najgorsze już za nami i przewozy będą się odbudowywać. Pytanie jest o tempo powrotu do latania i tutaj sytuacja może być dynamiczna, kluczowy będzie zbliżający się sezon zimowy. Jeśli kolejna fala pandemii nie spowoduje kolejnego załamania przewozów, to proces odbudowy ruchu powinien zdecydowanie przyspieszyć. 


– Pandemia wpłynęła na ruch pasażerski, a co z przewozami cargo? 


– Od 2007 roku, kiedy to rozpoczęliśmy intensywną rozbudowę pyrzowickiego lotniska, przyświecała nam myśl stworzenia portu wielofunkcyjnego, który dysponowałby nie tylko infrastrukturą do obsługi ruchu pasażerskiego ale także frachtu lotniczego. W 2016 roku w południowo-wschodniej części lotniska oddaliśmy do użytku nową strefę cargo, na którą składa się terminal towarowy o powierzchni prawie 12 tysięcy metrów kwadratowych i przedterminalowa duża płyta postojowa na 10 frachtowców. Sama infrastruktura nie generuje przewozów, za to odpowiedzialni są spedytorzy, a my od wielu lat budujemy z nimi dobre, merytoryczne relacje i staramy się odpowiadać na ich potrzeby. Konsekwentna realizacja przyjętej strategii dała pozytywne efekty w trakcie pandemii. Ruch pasażerski załamał się, ale jako jedno z nielicznych lotniska w Polsce mieliśmy drugą nogę w postaci cargo, co bardzo pomogło nam w utrzymaniu płynności finansowej w tym trudnym czasie. Pandemiczny 2020 r. zakończyliśmy ze świetnym wynikiem w segmencie cargo, z i do Pyrzowic przewieziono rekordowe 20,2 tysięcy ton. Aktualnie z Katowice Airport dostępnych jest dziesięć regularnych połączeń towarowych. Po jednej trasie realizują DHL Express i UPS, dwie TNT z Fedexem. Ponadto od około dwóch lat dynamicznie rośnie w Pyrzowicach Amazon, które realizuje od nas już cztery regularne połączenia. W styczniu 2021 roku do grona najemców pyrzowickiego terminalu cargo dołączyła Lufthansa Cargo, która w oparciu o naszą infrastrukturę uruchomiła w Katowice Airport ogólnopolski punkt integracji frachtu. Przewoźnik obsługuje jednocześnie dwie regularne trasy w modelu RFS: do Wiednia i Frankfurtu. Cargo w Pyrzowicach rośnie w siłę, w tym roku spodziewamy się rekordowych około 30 tysięcy ton. Trzech z obecnych już w Pyrzowicach operatorów deklaruje chęć dalszego dynamicznego rozwoju na naszym lotnisku. Dlatego intensywnie pracujemy nad projektem 

drugiego terminalu towarowego. W najbliższych latach chcemy ponad dwukrotnie zwiększyć powierzchnię obiektów przeznaczonych do obsługi frachtu. 


– Jakie są plany i cele na kolejne miesiące? 


– Realizujemy i planujemy dalsze inwestycje, bo wiemy, że dobra infrastruktura wzmacnia pyrzowickie lotnisko. Ciągle stawiamy na wielofunkcyjność portu. Ze względu na pandemię koronawirusa, która radykalnie ograniczyła nasze przychody, musieliśmy przeformatować nasz program inwestycyjny zaplanowany do 2025 roku. Priorytetowo traktujemy te projekt, które gwarantują szybką komercjalizację, a tym samym szybki zwrot. Dlatego intensywnie pracujemy nad przygotowaniem budowy drugiego terminalu cargo oraz dużego parkingu wielopoziomowego. Jednocześnie kończymy rozbudowę bazy technicznej do obsługi samolotów. Przedsięwzięcie podzieliliśmy na dwa zadania. Pierwszym jest budowa płyty postojowej o powierzchni około 6,5 ha z dziewięcioma stanowiskami dla średniodystansowych samolotów, na przykład dla Airbusa A320. Zadanie zakończymy w czwartym kwartale 2021 roku. Dzięki niemu liczba stanowisk postojowych dla samolotów kodu C wzrośnie w Katowice Airport do 46. Jednocześnie kończąc ten projekt połączymy płytę postojową numer 1 z płytą cargo. W konsekwencji główna płyta postojowa pyrzowickiego lotniska będzie miała około 2,3 km długosci i 27,5 ha powierzchni. Równolegle przed nową płytą trwa budowa trzeciego hangaru do obsługi technicznej samolotów. Obiekt o powierzchni 9,2 tysiąca metrów kwadratowych będzie miał dwie zatoki serwisowe dla samolotów wielkości Airbusa A321 neo. Zakończenie tej inwestycji planujemy w drugim kwartale 2022 roku. Najemcą obiektu będzie Wizz Air.

Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze 


Katowice Airport silne w lotniczym cargo 


Od marca 2020 roku lotnictwo cywilne zmaga się z największym kryzysem w historii, który został wywołany przez pandemię koronawirusa. Sytuacja jest bezprecedensowa i ma charakter globalny. Międzynarodowa Rada Portów Lotniczych (ACI World) szacuje, że w 2020 roku lotniska na całym świecie obsłużą zaledwie 3,6 miliarda podróżnych, to jest aż o 5,6 miliarda mniej w porównaniu z 2019 rokiem. 


– W tym roku Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze SA obchodzi 30-lecie. Co w ciągu tych 30 lat udało się osiągnąć? 


– Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze SA powstało w 1991 roku, przed organizacją postawiono dwa zasadnicze cele. Po pierwsze przejęcie zarządzania cywilną częścią lotniska w Pyrzowicach, po drugie rozwój infrastruktury portu. Warto podkreślić, ze GTL SA jest bezpośrednim spadkobiercą tradycji Śląskiego Towarzystwa Lotniczego założonego w połowie lat dwudziestych XX wieku. Zadaniem ŚTL było rozwijanie komunikacji lotniczej Górnego Śląska z resztą II Rzeczpospolitej i zagranicą poprzez projektowane lotnisko na Muchowcu. GTL SA zarządzanie cywilną częścią lotniska w Pyrzowicach przejęło od Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze w maju 1994 roku. Osiągnięcia GTL SA w trakcie 30 lat funkcjonowania najlepiej podsumowują twarde dane. Gdy spółka przejmowała zarządzanie portem powierzchnia terminalu pasażerskiego wynosiła 550 metrów kwadratowych, dzisiaj to 34 tysiące metrów kwadratowych. 30 lat temu w Pyrzowicach nie istniała infrastruktura cargo, teraz mamy nowoczesną strefę do obsługi ruchu towarowego, z której korzystają najwięksi na rynku operatorzy frachtu lotniczego. W 1994 roku na terenie portu był jeden wysłużony hangar. Dzisiaj to dwa nowoczesne obiekty, które składają się na tętniącą życiem bazę do obsługi technicznej samolotów. Podobnie było z infrastrukturą liniową, czyli drogą startową, drogami kołowania i płytami postojowymi. Wielkim wysiłkiem inwestycyjny ta część lotniska powstała właściwie na nowo, a do tego została znacząco rozbudowana. Dzisiaj powierzchnia całego pola ruchu naziemnego to ponad 80 hektarów, a jego sercem jest oddana do użytku w 2015 roku nowa droga startowa o długości 3 200 metrów. W ciągu trzech dekad GTL SA doprowadziło port do pozycji jednego z największych regionalnych lotnisk w kraju. W Katowice Airport bazę mają Polskie Linie Lotnicze LOT i należące do największych w Europie linie niskokosztowe Wizz Air i Ryanaira. Dużą bazę prowadzi tutaj także polski przewoźnik czarterowych Enter Air, włoska Blue Panorama, czy też czeski Smartwings. Pyrzowice wyróżniają się tym, że są krajowym liderem w segmencie czarterów oraz regionalnym w obsłudze cargo lotniczego. Od 1994 roku, czyli momentu kiedy spółka przejęła zarządzanie pyrzowickim lotniskiem, z jego siatki połączeń skorzystało 46 milionów pasażerów, obsłużono tu 250 tysięcy ton cargo lotniczego, a statki powietrzne wykonały 550 tysięcy startów i lądowań. 


– Lotnisko w Pyrzowicach wykorzystało czas pandemii i wyremontowało terminal B. Co się zmieniło? 


– W Katowice Airport funkcjonują trzy połączone ze sobą terminale pasażerskie. W terminalu A obsługujemy cały ruch wylotowy do krajów Non-Schengen, z terminalu B korzystają podróżni odlatujący do państw Schengen, a w terminalu C obsługujemy wszystkich pasażerów przylatujących do Pyrzowic. We wrześniu 2019 roku wystartował duży projekt inwestycyjny związany z przebudową i rozbudową terminalu pasażerskiego B. Zmieniło się w nim praktycznie wszystko, właściwie to nowy obiekt. Inwestycję rozpoczęliśmy w bardzo dobrym czasie dla naszej branży, wszyscy byli pełni optymizmu. Przewozy pasażerskie rosły, a z prognoz wynikało, że wzrost będzie kontynuowany. Niestety 2020 rok przyniósł nam czarnego łabędzia w postaci pandemii koronawirusa, która wpędziła światowe lotnictwo w największy kryzys w jego historii. W tym momencie pokazaliśmy siłę naszej organizacji. Pomimo trudnej sytuacji byliśmy w stanie kontynuować inwestycję rozbudowy i przebudowy terminalu B. Zrobiliśmy wszystko, żeby projekt zakończyć zgodnie z harmonogramem, i ten cel został osiągnięty. 


– Czy dzięki remontowi lotnisko będzie mogło obsłużyć większą liczbę pasażerów? 


– Głównym celem projektu była poprawa komfortu korzystania z obiektu. Zwiększyliśmy powierzchnię terminalu o 40% do 17,2 tysięcy metrów kwadratowych. Z 18 do 28 wzrosła liczba stanowisk odprawy biletowo bagażowej. Nowy terminal B to także więcej bramek do boardingu jest ich 16, o 6 więcej niż przed realizację przebudowy. Po dwie nowe bramki znajdują się w trzech zewnętrznych klatkach schodowych, które połączone są z terminalem za pomocą mostów. Istotną zmianą funkcjonalną jest rozdzielenie poziomami strefy odprawy biletowo-bagażowej od strefy kontroli bezpieczeństwa. Bagaż rejestrowany nadajemy na parterze ale do kontroli bezpieczeństwa udajemy się na pierwsze piętro. Dzięki temu, nawet w trakcie fal odlotowych, pasażerowie nie mają wrażenie tłoku wewnątrz obiektu, bo ruch dzieli się na dwa poziomy. Sercem terminalu, niewidocznym dla podróżnych, jest nowy system transportu, kontroli bezpieczeństwa i sortowania bagaży rejestrowanych. Aktualnie to najnowocześniejszy tego typu mechanizm na polskich lotniska. Jest m.in. wyposażony w dwa tomografy do kontroli bezpieczeństwa bagaży, dzięki czemu uzyskujemy trójwymiarowy obraz ich zawartości. Przepustowość bagażowni to 1900 sztuk bagaży na godzinę. Po oddaniu nowego terminalu B do użytku przepustowość pyrzowickiego lotniska wzrosła z 6 do 8 milionów pasażerów rocznie. 


– To nie koniec zmian. Lotnisko ma także nowego patrona... 


– Nadanie 24 czerwca 2021 roku Międzynarodowemu Portowi Lotniczemu „Katowice” w Pyrzowicach imienia Wojciecha Korfantego to ważne wydarzenie w historii lotniska. Obchody stulecia powstań śląskich były najlepszym momentem na realizację tej inicjatywy, która została jednogłośnie poparta przez radnych sejmiku województwa śląskiego. Jestem przekonany, że pyrzowickie lotnisko przyczyni się to propagowania postaci Wojciecha Korfantego, wybitnego polityka i jednego z ojców polskiej niepodległości. 


– Jak w tej chwili wygląda ruch na lotnisku? Które kierunki są najpopularniejsze i jak dużo osób obsługuje terminal? 


– Po bardzo trudnym pierwszym półroczu 2021 roku, które możemy uznać pod względem liczby obsłużonych pasażerów za najgorszy czas od początku pandemii koronawirusa, trzeci kwartał przyniósł wyraźne ożywienie. O ile od stycznia do czerwca bieżącego roku z siatki połączeń pyrzowickiego lotniska skorzystało 421 tysięcy pasażerów, to od lipca do września było ich 1,3 miliona. Pyrzowice zawsze były bardzo silne w segmencie przewozów czarterowych. W ostatnich latach przed pandemią port był liderem w tym segmencie wśród wszystkich czternastu polskich lotnisk. Obecnie to głównie czartery zapewniają odbudowę ruchu pasażerskiego. Przykładowo, po pierwszych dziewięciu miesiącach 2019 roku ruch czarterowy miał 45% udziału w całości obsłużonego ruchu, a w tym samym okresie bieżącego roku było to 64%. Do tego średnie wypełnienie na rejsie na zlecenie biura podróży wynosi ok. 160 pasażerów, a w przypadku ruchu regularnego jest to trochę ponad 110 osób. Jeśli chodzi o popularne kierunki czarterowe to pandemi a niewiele zmieniła, nadal najchętniej na wakacje wybieramy się do Turcji i Grecji. Jeśli chodzi o ruch regularny to w tym roku mamy miks tras typowo pracowniczo-rodzinnych takich jak Londyn - Luton, Londyn - Stanstedi Dortmund z połączeniami wakacyjnymi takimi jak np. Ateny. 


- Czy planowane są jakieś nowe kierunki, które niebawem będą dostępne z Katowice Airport? 


– Wchodzimy w sezon zimowy, który w naszej branży trwa do ostatniej soboty marca. W okresie od października do końca pierwszego kwartału cała Europa lata mniej, a to ma swoje odzwierciedlenie w siatce połączeń. Zmniejsza się np. liczba kierunków czarterowych, odpada chociażby Grecja, czy większość kierunków tureckich. Nie zmienia to faktu, że w sezonie „Zima 2021/2022” dysponujemy wyjątkowo dobrą ofertą wylotów wakacyjnych. Paradoksalnie, dzięki pandemii koronawirusa w Katowice Airport dynamicznie zaczęła rozwijać się siatka bezpośrednich dalekodystansowych połączeń czarterowych. Pod koniec lutego 2021 r. na naszym lotnisku pojawił się szerokokadłubowy Boeing 787 Polskich Linii Lotniczych LOT. Maszyna została sprowadzona do Pyrzowic przez biura podróży. W oparciu o jej możliwości, to jest duży zasięg i komfortową kabinę, biuro podróży Rainbow uruchomiło loty do Cancun w Meksyku i Puerto Plata w Dominikanie, a TUI do Punta Cany w Dominikanie. Wszystkie trasy okazały się prawdziwym hitem. Praktycznie każdy rejs jest wypełniony w 100%. Idąc za ciosem Rainbow uruchomi w sezonie zima 2021/2022 kolejne dalekie trasy z Katowice Airport, to jest Tajlandię i Kubę. W zimowej siatce połączeń znajdą się także połączenia na Wyspy Kanaryjskie, do Turcji, Tunezji, Egiptu, Maroka, do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Omanu, a także na Wyspy Zielonego Przylądka i Zanzibar. Oczywiście realizacja tej bogatej oferty zależy od sytuacji pandemicznej. 


– W poprzednich latach Katowice Airport biło kolejne rekordy jeśli chodzi o liczbę obsłużonych pasażerów. Kiedy uda się ten trend przywrócić? 


– Czasy dla lotnictwa są ciągle niepewne i najlepiej pokazują to częste zmiana prognoz przez Organizację Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego, Międzynarodową Radę Portów Lotniczych, czy też Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych. Zakładamy, że to co najgorsze już za nami i przewozy będą się odbudowywać. Pytanie jest o tempo powrotu do latania i tutaj sytuacja może być dynamiczna, kluczowy będzie zbliżający się sezon zimowy. Jeśli kolejna fala pandemii nie spowoduje kolejnego załamania przewozów, to proces odbudowy ruchu powinien zdecydowanie przyspieszyć. 


– Pandemia wpłynęła na ruch pasażerski, a co z przewozami cargo? 


– Od 2007 roku, kiedy to rozpoczęliśmy intensywną rozbudowę pyrzowickiego lotniska, przyświecała nam myśl stworzenia portu wielofunkcyjnego, który dysponowałby nie tylko infrastrukturą do obsługi ruchu pasażerskiego ale także frachtu lotniczego. W 2016 roku w południowo-wschodniej części lotniska oddaliśmy do użytku nową strefę cargo, na którą składa się terminal towarowy o powierzchni prawie 12 tysięcy metrów kwadratowych i przedterminalowa duża płyta postojowa na 10 frachtowców. Sama infrastruktura nie generuje przewozów, za to odpowiedzialni są spedytorzy, a my od wielu lat budujemy z nimi dobre, merytoryczne relacje i staramy się odpowiadać na ich potrzeby. Konsekwentna realizacja przyjętej strategii dała pozytywne efekty w trakcie pandemii. Ruch pasażerski załamał się, ale jako jedno z nielicznych lotniska w Polsce mieliśmy drugą nogę w postaci cargo, co bardzo pomogło nam w utrzymaniu płynności finansowej w tym trudnym czasie. Pandemiczny 2020 r. zakończyliśmy ze świetnym wynikiem w segmencie cargo, z i do Pyrzowic przewieziono rekordowe 20,2 tysięcy ton. Aktualnie z Katowice Airport dostępnych jest dziesięć regularnych połączeń towarowych. Po jednej trasie realizują DHL Express i UPS, dwie TNT z Fedexem. Ponadto od około dwóch lat dynamicznie rośnie w Pyrzowicach Amazon, które realizuje od nas już cztery regularne połączenia. W styczniu 2021 roku do grona najemców pyrzowickiego terminalu cargo dołączyła Lufthansa Cargo, która w oparciu o naszą infrastrukturę uruchomiła w Katowice Airport ogólnopolski punkt integracji frachtu. Przewoźnik obsługuje jednocześnie dwie regularne trasy w modelu RFS: do Wiednia i Frankfurtu. Cargo w Pyrzowicach rośnie w siłę, w tym roku spodziewamy się rekordowych około 30 tysięcy ton. Trzech z obecnych już w Pyrzowicach operatorów deklaruje chęć dalszego dynamicznego rozwoju na naszym lotnisku. Dlatego intensywnie pracujemy nad projektem 

drugiego terminalu towarowego. W najbliższych latach chcemy ponad dwukrotnie zwiększyć powierzchnię obiektów przeznaczonych do obsługi frachtu. 


– Jakie są plany i cele na kolejne miesiące? 


– Realizujemy i planujemy dalsze inwestycje, bo wiemy, że dobra infrastruktura wzmacnia pyrzowickie lotnisko. Ciągle stawiamy na wielofunkcyjność portu. Ze względu na pandemię koronawirusa, która radykalnie ograniczyła nasze przychody, musieliśmy przeformatować nasz program inwestycyjny zaplanowany do 2025 roku. Priorytetowo traktujemy te projekt, które gwarantują szybką komercjalizację, a tym samym szybki zwrot. Dlatego intensywnie pracujemy nad przygotowaniem budowy drugiego terminalu cargo oraz dużego parkingu wielopoziomowego. Jednocześnie kończymy rozbudowę bazy technicznej do obsługi samolotów. Przedsięwzięcie podzieliliśmy na dwa zadania. Pierwszym jest budowa płyty postojowej o powierzchni około 6,5 ha z dziewięcioma stanowiskami dla średniodystansowych samolotów, na przykład dla Airbusa A320. Zadanie zakończymy w czwartym kwartale 2021 roku. Dzięki niemu liczba stanowisk postojowych dla samolotów kodu C wzrośnie w Katowice Airport do 46. Jednocześnie kończąc ten projekt połączymy płytę postojową numer 1 z płytą cargo. W konsekwencji główna płyta postojowa pyrzowickiego lotniska będzie miała około 2,3 km długosci i 27,5 ha powierzchni. Równolegle przed nową płytą trwa budowa trzeciego hangaru do obsługi technicznej samolotów. Obiekt o powierzchni 9,2 tysiąca metrów kwadratowych będzie miał dwie zatoki serwisowe dla samolotów wielkości Airbusa A321 neo. Zakończenie tej inwestycji planujemy w drugim kwartale 2022 roku. Najemcą obiektu będzie Wizz Air.

Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze 


Katowice Airport silne w lotniczym cargo 


Od marca 2020 roku lotnictwo cywilne zmaga się z największym kryzysem w historii, który został wywołany przez pandemię koronawirusa. Sytuacja jest bezprecedensowa i ma charakter globalny. Międzynarodowa Rada Portów Lotniczych (ACI World) szacuje, że w 2020 roku lotniska na całym świecie obsłużą zaledwie 3,6 miliarda podróżnych, to jest aż o 5,6 miliarda mniej w porównaniu z 2019 rokiem. 


– W tym roku Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze SA obchodzi 30-lecie. Co w ciągu tych 30 lat udało się osiągnąć? 


– Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze SA powstało w 1991 roku, przed organizacją postawiono dwa zasadnicze cele. Po pierwsze przejęcie zarządzania cywilną częścią lotniska w Pyrzowicach, po drugie rozwój infrastruktury portu. Warto podkreślić, ze GTL SA jest bezpośrednim spadkobiercą tradycji Śląskiego Towarzystwa Lotniczego założonego w połowie lat dwudziestych XX wieku. Zadaniem ŚTL było rozwijanie komunikacji lotniczej Górnego Śląska z resztą II Rzeczpospolitej i zagranicą poprzez projektowane lotnisko na Muchowcu. GTL SA zarządzanie cywilną częścią lotniska w Pyrzowicach przejęło od Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze w maju 1994 roku. Osiągnięcia GTL SA w trakcie 30 lat funkcjonowania najlepiej podsumowują twarde dane. Gdy spółka przejmowała zarządzanie portem powierzchnia terminalu pasażerskiego wynosiła 550 metrów kwadratowych, dzisiaj to 34 tysiące metrów kwadratowych. 30 lat temu w Pyrzowicach nie istniała infrastruktura cargo, teraz mamy nowoczesną strefę do obsługi ruchu towarowego, z której korzystają najwięksi na rynku operatorzy frachtu lotniczego. W 1994 roku na terenie portu był jeden wysłużony hangar. Dzisiaj to dwa nowoczesne obiekty, które składają się na tętniącą życiem bazę do obsługi technicznej samolotów. Podobnie było z infrastrukturą liniową, czyli drogą startową, drogami kołowania i płytami postojowymi. Wielkim wysiłkiem inwestycyjny ta część lotniska powstała właściwie na nowo, a do tego została znacząco rozbudowana. Dzisiaj powierzchnia całego pola ruchu naziemnego to ponad 80 hektarów, a jego sercem jest oddana do użytku w 2015 roku nowa droga startowa o długości 3 200 metrów. W ciągu trzech dekad GTL SA doprowadziło port do pozycji jednego z największych regionalnych lotnisk w kraju. W Katowice Airport bazę mają Polskie Linie Lotnicze LOT i należące do największych w Europie linie niskokosztowe Wizz Air i Ryanaira. Dużą bazę prowadzi tutaj także polski przewoźnik czarterowych Enter Air, włoska Blue Panorama, czy też czeski Smartwings. Pyrzowice wyróżniają się tym, że są krajowym liderem w segmencie czarterów oraz regionalnym w obsłudze cargo lotniczego. Od 1994 roku, czyli momentu kiedy spółka przejęła zarządzanie pyrzowickim lotniskiem, z jego siatki połączeń skorzystało 46 milionów pasażerów, obsłużono tu 250 tysięcy ton cargo lotniczego, a statki powietrzne wykonały 550 tysięcy startów i lądowań. 


– Lotnisko w Pyrzowicach wykorzystało czas pandemii i wyremontowało terminal B. Co się zmieniło? 


– W Katowice Airport funkcjonują trzy połączone ze sobą terminale pasażerskie. W terminalu A obsługujemy cały ruch wylotowy do krajów Non-Schengen, z terminalu B korzystają podróżni odlatujący do państw Schengen, a w terminalu C obsługujemy wszystkich pasażerów przylatujących do Pyrzowic. We wrześniu 2019 roku wystartował duży projekt inwestycyjny związany z przebudową i rozbudową terminalu pasażerskiego B. Zmieniło się w nim praktycznie wszystko, właściwie to nowy obiekt. Inwestycję rozpoczęliśmy w bardzo dobrym czasie dla naszej branży, wszyscy byli pełni optymizmu. Przewozy pasażerskie rosły, a z prognoz wynikało, że wzrost będzie kontynuowany. Niestety 2020 rok przyniósł nam czarnego łabędzia w postaci pandemii koronawirusa, która wpędziła światowe lotnictwo w największy kryzys w jego historii. W tym momencie pokazaliśmy siłę naszej organizacji. Pomimo trudnej sytuacji byliśmy w stanie kontynuować inwestycję rozbudowy i przebudowy terminalu B. Zrobiliśmy wszystko, żeby projekt zakończyć zgodnie z harmonogramem, i ten cel został osiągnięty. 


– Czy dzięki remontowi lotnisko będzie mogło obsłużyć większą liczbę pasażerów? 


– Głównym celem projektu była poprawa komfortu korzystania z obiektu. Zwiększyliśmy powierzchnię terminalu o 40% do 17,2 tysięcy metrów kwadratowych. Z 18 do 28 wzrosła liczba stanowisk odprawy biletowo bagażowej. Nowy terminal B to także więcej bramek do boardingu jest ich 16, o 6 więcej niż przed realizację przebudowy. Po dwie nowe bramki znajdują się w trzech zewnętrznych klatkach schodowych, które połączone są z terminalem za pomocą mostów. Istotną zmianą funkcjonalną jest rozdzielenie poziomami strefy odprawy biletowo-bagażowej od strefy kontroli bezpieczeństwa. Bagaż rejestrowany nadajemy na parterze ale do kontroli bezpieczeństwa udajemy się na pierwsze piętro. Dzięki temu, nawet w trakcie fal odlotowych, pasażerowie nie mają wrażenie tłoku wewnątrz obiektu, bo ruch dzieli się na dwa poziomy. Sercem terminalu, niewidocznym dla podróżnych, jest nowy system transportu, kontroli bezpieczeństwa i sortowania bagaży rejestrowanych. Aktualnie to najnowocześniejszy tego typu mechanizm na polskich lotniska. Jest m.in. wyposażony w dwa tomografy do kontroli bezpieczeństwa bagaży, dzięki czemu uzyskujemy trójwymiarowy obraz ich zawartości. Przepustowość bagażowni to 1900 sztuk bagaży na godzinę. Po oddaniu nowego terminalu B do użytku przepustowość pyrzowickiego lotniska wzrosła z 6 do 8 milionów pasażerów rocznie. 


– To nie koniec zmian. Lotnisko ma także nowego patrona... 


– Nadanie 24 czerwca 2021 roku Międzynarodowemu Portowi Lotniczemu „Katowice” w Pyrzowicach imienia Wojciecha Korfantego to ważne wydarzenie w historii lotniska. Obchody stulecia powstań śląskich były najlepszym momentem na realizację tej inicjatywy, która została jednogłośnie poparta przez radnych sejmiku województwa śląskiego. Jestem przekonany, że pyrzowickie lotnisko przyczyni się to propagowania postaci Wojciecha Korfantego, wybitnego polityka i jednego z ojców polskiej niepodległości. 


– Jak w tej chwili wygląda ruch na lotnisku? Które kierunki są najpopularniejsze i jak dużo osób obsługuje terminal? 


– Po bardzo trudnym pierwszym półroczu 2021 roku, które możemy uznać pod względem liczby obsłużonych pasażerów za najgorszy czas od początku pandemii koronawirusa, trzeci kwartał przyniósł wyraźne ożywienie. O ile od stycznia do czerwca bieżącego roku z siatki połączeń pyrzowickiego lotniska skorzystało 421 tysięcy pasażerów, to od lipca do września było ich 1,3 miliona. Pyrzowice zawsze były bardzo silne w segmencie przewozów czarterowych. W ostatnich latach przed pandemią port był liderem w tym segmencie wśród wszystkich czternastu polskich lotnisk. Obecnie to głównie czartery zapewniają odbudowę ruchu pasażerskiego. Przykładowo, po pierwszych dziewięciu miesiącach 2019 roku ruch czarterowy miał 45% udziału w całości obsłużonego ruchu, a w tym samym okresie bieżącego roku było to 64%. Do tego średnie wypełnienie na rejsie na zlecenie biura podróży wynosi ok. 160 pasażerów, a w przypadku ruchu regularnego jest to trochę ponad 110 osób. Jeśli chodzi o popularne kierunki czarterowe to pandemi a niewiele zmieniła, nadal najchętniej na wakacje wybieramy się do Turcji i Grecji. Jeśli chodzi o ruch regularny to w tym roku mamy miks tras typowo pracowniczo-rodzinnych takich jak Londyn - Luton, Londyn - Stanstedi Dortmund z połączeniami wakacyjnymi takimi jak np. Ateny. 


- Czy planowane są jakieś nowe kierunki, które niebawem będą dostępne z Katowice Airport? 


– Wchodzimy w sezon zimowy, który w naszej branży trwa do ostatniej soboty marca. W okresie od października do końca pierwszego kwartału cała Europa lata mniej, a to ma swoje odzwierciedlenie w siatce połączeń. Zmniejsza się np. liczba kierunków czarterowych, odpada chociażby Grecja, czy większość kierunków tureckich. Nie zmienia to faktu, że w sezonie „Zima 2021/2022” dysponujemy wyjątkowo dobrą ofertą wylotów wakacyjnych. Paradoksalnie, dzięki pandemii koronawirusa w Katowice Airport dynamicznie zaczęła rozwijać się siatka bezpośrednich dalekodystansowych połączeń czarterowych. Pod koniec lutego 2021 r. na naszym lotnisku pojawił się szerokokadłubowy Boeing 787 Polskich Linii Lotniczych LOT. Maszyna została sprowadzona do Pyrzowic przez biura podróży. W oparciu o jej możliwości, to jest duży zasięg i komfortową kabinę, biuro podróży Rainbow uruchomiło loty do Cancun w Meksyku i Puerto Plata w Dominikanie, a TUI do Punta Cany w Dominikanie. Wszystkie trasy okazały się prawdziwym hitem. Praktycznie każdy rejs jest wypełniony w 100%. Idąc za ciosem Rainbow uruchomi w sezonie zima 2021/2022 kolejne dalekie trasy z Katowice Airport, to jest Tajlandię i Kubę. W zimowej siatce połączeń znajdą się także połączenia na Wyspy Kanaryjskie, do Turcji, Tunezji, Egiptu, Maroka, do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Omanu, a także na Wyspy Zielonego Przylądka i Zanzibar. Oczywiście realizacja tej bogatej oferty zależy od sytuacji pandemicznej. 


– W poprzednich latach Katowice Airport biło kolejne rekordy jeśli chodzi o liczbę obsłużonych pasażerów. Kiedy uda się ten trend przywrócić? 


– Czasy dla lotnictwa są ciągle niepewne i najlepiej pokazują to częste zmiana prognoz przez Organizację Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego, Międzynarodową Radę Portów Lotniczych, czy też Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych. Zakładamy, że to co najgorsze już za nami i przewozy będą się odbudowywać. Pytanie jest o tempo powrotu do latania i tutaj sytuacja może być dynamiczna, kluczowy będzie zbliżający się sezon zimowy. Jeśli kolejna fala pandemii nie spowoduje kolejnego załamania przewozów, to proces odbudowy ruchu powinien zdecydowanie przyspieszyć. 


– Pandemia wpłynęła na ruch pasażerski, a co z przewozami cargo? 


– Od 2007 roku, kiedy to rozpoczęliśmy intensywną rozbudowę pyrzowickiego lotniska, przyświecała nam myśl stworzenia portu wielofunkcyjnego, który dysponowałby nie tylko infrastrukturą do obsługi ruchu pasażerskiego ale także frachtu lotniczego. W 2016 roku w południowo-wschodniej części lotniska oddaliśmy do użytku nową strefę cargo, na którą składa się terminal towarowy o powierzchni prawie 12 tysięcy metrów kwadratowych i przedterminalowa duża płyta postojowa na 10 frachtowców. Sama infrastruktura nie generuje przewozów, za to odpowiedzialni są spedytorzy, a my od wielu lat budujemy z nimi dobre, merytoryczne relacje i staramy się odpowiadać na ich potrzeby. Konsekwentna realizacja przyjętej strategii dała pozytywne efekty w trakcie pandemii. Ruch pasażerski załamał się, ale jako jedno z nielicznych lotniska w Polsce mieliśmy drugą nogę w postaci cargo, co bardzo pomogło nam w utrzymaniu płynności finansowej w tym trudnym czasie. Pandemiczny 2020 r. zakończyliśmy ze świetnym wynikiem w segmencie cargo, z i do Pyrzowic przewieziono rekordowe 20,2 tysięcy ton. Aktualnie z Katowice Airport dostępnych jest dziesięć regularnych połączeń towarowych. Po jednej trasie realizują DHL Express i UPS, dwie TNT z Fedexem. Ponadto od około dwóch lat dynamicznie rośnie w Pyrzowicach Amazon, które realizuje od nas już cztery regularne połączenia. W styczniu 2021 roku do grona najemców pyrzowickiego terminalu cargo dołączyła Lufthansa Cargo, która w oparciu o naszą infrastrukturę uruchomiła w Katowice Airport ogólnopolski punkt integracji frachtu. Przewoźnik obsługuje jednocześnie dwie regularne trasy w modelu RFS: do Wiednia i Frankfurtu. Cargo w Pyrzowicach rośnie w siłę, w tym roku spodziewamy się rekordowych około 30 tysięcy ton. Trzech z obecnych już w Pyrzowicach operatorów deklaruje chęć dalszego dynamicznego rozwoju na naszym lotnisku. Dlatego intensywnie pracujemy nad projektem 

drugiego terminalu towarowego. W najbliższych latach chcemy ponad dwukrotnie zwiększyć powierzchnię obiektów przeznaczonych do obsługi frachtu. 


– Jakie są plany i cele na kolejne miesiące? 


– Realizujemy i planujemy dalsze inwestycje, bo wiemy, że dobra infrastruktura wzmacnia pyrzowickie lotnisko. Ciągle stawiamy na wielofunkcyjność portu. Ze względu na pandemię koronawirusa, która radykalnie ograniczyła nasze przychody, musieliśmy przeformatować nasz program inwestycyjny zaplanowany do 2025 roku. Priorytetowo traktujemy te projekt, które gwarantują szybką komercjalizację, a tym samym szybki zwrot. Dlatego intensywnie pracujemy nad przygotowaniem budowy drugiego terminalu cargo oraz dużego parkingu wielopoziomowego. Jednocześnie kończymy rozbudowę bazy technicznej do obsługi samolotów. Przedsięwzięcie podzieliliśmy na dwa zadania. Pierwszym jest budowa płyty postojowej o powierzchni około 6,5 ha z dziewięcioma stanowiskami dla średniodystansowych samolotów, na przykład dla Airbusa A320. Zadanie zakończymy w czwartym kwartale 2021 roku. Dzięki niemu liczba stanowisk postojowych dla samolotów kodu C wzrośnie w Katowice Airport do 46. Jednocześnie kończąc ten projekt połączymy płytę postojową numer 1 z płytą cargo. W konsekwencji główna płyta postojowa pyrzowickiego lotniska będzie miała około 2,3 km długosci i 27,5 ha powierzchni. Równolegle przed nową płytą trwa budowa trzeciego hangaru do obsługi technicznej samolotów. Obiekt o powierzchni 9,2 tysiąca metrów kwadratowych będzie miał dwie zatoki serwisowe dla samolotów wielkości Airbusa A321 neo. Zakończenie tej inwestycji planujemy w drugim kwartale 2022 roku. Najemcą obiektu będzie Wizz Air.

Zgoda małżonka na dokonanie czynności prawnej a interes przedsiębiorcy


Z punktu widzenia przedsiębiorcy, wydawać by się mogło, że regulacje zawarte w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym nie mają większego znaczenia przy zawieraniu umów. Nic bardziej mylnego! Prawdą jest, że Kodeks rodzinny i opiekuńczy w sposób kompleksowy normuje przede wszystkim stosunki rodzinne, niemniej jednak każdy przedsiębiorca powinien mieć na uwadze zawarte w nim postanowienia, których pominięcie w toku zawierania przez przedsiębiorcę kontraktów może być brzemienne w skutkach, przede wszystkim z uwagi na ryzyko nieważności transakcji. 



Na dokonanie jakich czynności według przywołanego kodeksu wymagana zatem będzie zgoda drugiego małżonka? Przed nowelizacją, która miała miejsce 17 czerwca 2004 roku odpowiedź na postawione pytanie nastręczała nie lada trudności, bowiem przepisy wymagały zgody drugiego małżonka do dokonania czynności przekraczających zakres zwykłego zarządu majątkiem wspólnym, wyrażonej z zachowaniem formy przewidzianej dla danej czynności prawnej, nie konkretyzując jednocześnie jakie czynności należy zaliczyć do tej grupy. W konsekwencji nieodzowne dla stosującego prawo było dokonywanie ocen, czy daną czynność należy zakwalifikować jako czynność zwykłego zarządu, czy też jako czynność, które poza ten zwykły zarząd wykracza. Kwalifikacja ta nie zawsze była prosta i wielokrotnie zmuszała do analizy stanowiska judykatury wyrażonego w licznych orzeczeniach zapadłych na kanwie przywołanego przepisu. Obecnie, ustawodawca doprecyzował kwestię obowiązku pozyskania zgody drugiego małżonka, umieszczając w kodeksie enumeratywny katalog czynności, dla których wymagana jest takowa zgoda. I tak zgodnie z art. 37 § 1 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, zgoda małżonka jest potrzebna do dokonania: 1) czynności prawnej prowadzącej do zbycia, obciążenia, odpłatnego nabycia nieruchomości lub użytkowania wieczystego, jak również prowadzącej do oddania nieruchomości do używania lub pobierania z niej pożytków; 2) czynności prawnej prowadzącej do zbycia, obciążenia, odpłatnego nabycia prawa rzeczowego, którego przedmiotem jest budynek lub lokal; 3) czynności prawnej prowadzącej do zbycia, obciążenia, odpłatnego nabycia i wydzierżawienia gospodarstwa rolnego lub przedsiębiorstwa; 4) darowizny z majątku wspólnego, z wyjątkiem drobnych darowizn zwyczajowo przyjętych. Ponadto, jak wynika z orzecznictwa, do czynności wymagających zgody małżonka, należy także zaliczyć czynności, które bezpośrednio nie prowadzą do skutków określonych w ustawie, ale są czynnościami wstępnymi, prowadzącymi do zbycia nieruchomości, a więc chodzi tutaj o umowy przedwstępne, niezależnie od formy ich zawarcia. Zgoda małżonka jest zgodą osoby trzeciej w rozumieniu art. 63 § 1 Kodeksu cywilnego, a zatem małżonek wyrażający zgodę nie staje się stroną czynności prawnej. Zgoda stanowi czynność prawną, do której będziemy stosować przepisy księgi pierwszej Kodeksu cywilnego regulujące wady oświadczenia woli. W myśl przepisów ogólnych, zgoda może zostać odwołana, jeżeli oświadczenie o jej odwołaniu doszło do odbiorcy jednocześnie z oświadczeniem o jej wyrażeniu lub wcześniej. Dopuszczalne jest zarówno uprzednie w stosunku do zawarcia umowy wyrażenie zgody, jak i jej następcze wyrażenie (potwierdzenie dokonanej czynności prawnej), przy czym w przypadku wyrażenia zgody po zawarciu umowy, zgoda ma moc ex tunc (moc wsteczną) od daty zawarcia umowy. Brak zgody drugiego małżonka na dokonanie czynności prawnej powoduje nieważność tej czynności (innymi słowy, czynność dokonaną bez zgody małżonka traktuje się tak, jak gdyby nigdy nie została podjęta). Nieważna jest także czynność, której drugi małżonek nie potwierdził w terminie, który został mu wyznaczony. Ważność umowy zawartej bez wymaganej zgody małżonka, zależy zatem od jej potwierdzenia przez tego małżonka. W okresie od momentu zawarcia umowy do jej potwierdzenia przez drugiego małżonka, umowa dotknięta jest sankcją tak zwanej bezskuteczności zawieszonej i nie wywołuje skutków prawnych. Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 23 lipca 2008 roku wydanym pod sygnaturą III CSK 87/08 wskazał bowiem, że: „Czynność prawna dokonana bez wymaganej zgody drugiego małżonka jest czynnością prawną niezupełną i wywołuje tzw. stan bezskuteczności zawieszonej. W czasie jego trwania strony są związane umową, niemniej podlega ona ocenie co do ważności dopiero po potwierdzeniu jej przez drugiego małżonka albo odmowie takiej akceptacji.” Z punktu widzenia przedsiębiorcy, w sytuacjach, w których zgodnie z art. 37 § 1 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego pozyskanie zgody drugiego małżonka jest obligatoryjne, zaleca się by taką zgodę uzyskiwać uprzednio, eliminując w ten sposób możliwość odmowy potwierdzenia czynności prawnej przez drugiego małżonka i zapewniając pewność obrotu. W tym miejscu, wspomnieć również należy, że w przypadku czynności prawnych o charakterze jednostronnym dokonanych bez wymaganej zgody drugiego małżonka, skutkiem będzie bezwzględna nieważność czynności, na co wprost wskazuje regulacja umieszczona w art. 37 § 4 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Wyrażanie zgody przez małżonka podlega takim samym rygorom, jak każde inne oświadczenie woli w prawie cywilnym. Dla skuteczności wyrażenia zgody należy więc mieć na uwadze, że jeżeli czynność prawna wymaga zachowania szczególnej formy (np. formy aktu notarialnego), to zgoda małżonka na dokonanie czynności prawnej przez drugiego małżonka, również powinna zostać wyrażona przy zachowaniu takiej samej formy, jaka została zastrzeżona dla czynności prawnej. Nic nie stoi również na przeszkodzie, by oświadczenie woli zawierające zgodę małżonka zostało złożone przez pełnomocnika, którym może być osoba trzecia albo małżonek dokonujący czynności prawnej. W przypadku udzielenia pełnomocnictwa małżonkowi do- konującemu czynności prawnej, ten sam podmiot (ten sam małżonek) będzie dokonywał czynności i wyrażał zgodę. Wskazana konstrukcja jest dopuszczalna zarówno w opinii doktryny jak i judykatury, a małżonek, którego zgoda jest wymagana, dzięki temu, że może działać przez pełnomocnika nie musi stawiać się osobiście w miejscu, w którym będzie odbywała się transakcja. Z punktu widzenia przedsiębiorcy istotna jest również zgoda przewidziana w art. 41 § 1 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Co do zasady, jeżeli jeden z małżonków zaciągnie zobowiązanie samodzielnie, tj. na kanwie art. 36 § 2 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, w myśl którego każdy z małżonków może samodzielnie zarządzać majątkiem wspólnym (jeżeli przepisy kodeksu nie stanowią inaczej), odpowiedzialność za zobowiązania tego małżonka będzie ograniczała się do jego majątku osobistego, wynagrodzenia za pracę lub z dochodów uzyskanych przez tego małżonka z innej działalności zarobkowej, do korzyści uzyskanych z jego praw, a jeżeli wierzytelność powstała w związku z prowadzeniem przedsiębiorstwa także do przedmiotów majątkowych wchodzących w skład przedsiębiorstwa. Pozyskanie od kontrahenta pozostającego w związku małżeńskim w ustroju małżeńskiej wspólności majątkowej zgody drugiego małżonka na dokonanie transakcji, pozwoli przedsiębiorcy w sposób skuteczniejszy zabezpieczyć jego interesy, bowiem dysponując taką zgodą, będzie mógł żądać zaspokojenia nie tylko ze składników majątkowych wymienionych powyżej, ale także skierować ewentualną egzekucję do majątku wspólnego małżonków. Mówiąc prościej, jeżeli drugi małżonek wyrazi zgodę na dokonanie czynności prawnej przez małżonka tej czynności dokonującego, to wierzyciel (przedsiębiorca) będzie mógł uzyskać klauzulę wykonalności także przeciwko małżonkowi niebędącemu dłużnikiem i egzekwować swoją wierzytelność z majątku wspólnego małżonków. Mając na uwadze powyższe, nie sposób zanegować, że regulacje zawarte w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym mają istotne znaczenie z punktu widzenia dokonywanych przez przedsiębiorców transakcji. Znajomość przywołanych wyżej przepisów, pozwala na uniknięcie zawarcia umowy obarczonej sankcją nieważności, a w przypadku czynności, do których przepisy nie wymagają zgody obligatoryjnej – jeżeli zgoda pomimo tego zostanie pozyskana, pozwala rozszerzyć egzekucję względem dłużnika na majątek objęty wspólnością małżeńską, tym samym w wyższym stopniu zabezpieczając interes przedsiębiorcy. 

Zgoda małżonka na dokonanie czynności prawnej a interes przedsiębiorcy


Z punktu widzenia przedsiębiorcy, wydawać by się mogło, że regulacje zawarte w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym nie mają większego znaczenia przy zawieraniu umów. Nic bardziej mylnego! Prawdą jest, że Kodeks rodzinny i opiekuńczy w sposób kompleksowy normuje przede wszystkim stosunki rodzinne, niemniej jednak każdy przedsiębiorca powinien mieć na uwadze zawarte w nim postanowienia, których pominięcie w toku zawierania przez przedsiębiorcę kontraktów może być brzemienne w skutkach, przede wszystkim z uwagi na ryzyko nieważności transakcji. 



Na dokonanie jakich czynności według przywołanego kodeksu wymagana zatem będzie zgoda drugiego małżonka? Przed nowelizacją, która miała miejsce 17 czerwca 2004 roku odpowiedź na postawione pytanie nastręczała nie lada trudności, bowiem przepisy wymagały zgody drugiego małżonka do dokonania czynności przekraczających zakres zwykłego zarządu majątkiem wspólnym, wyrażonej z zachowaniem formy przewidzianej dla danej czynności prawnej, nie konkretyzując jednocześnie jakie czynności należy zaliczyć do tej grupy. W konsekwencji nieodzowne dla stosującego prawo było dokonywanie ocen, czy daną czynność należy zakwalifikować jako czynność zwykłego zarządu, czy też jako czynność, które poza ten zwykły zarząd wykracza. Kwalifikacja ta nie zawsze była prosta i wielokrotnie zmuszała do analizy stanowiska judykatury wyrażonego w licznych orzeczeniach zapadłych na kanwie przywołanego przepisu. Obecnie, ustawodawca doprecyzował kwestię obowiązku pozyskania zgody drugiego małżonka, umieszczając w kodeksie enumeratywny katalog czynności, dla których wymagana jest takowa zgoda. I tak zgodnie z art. 37 § 1 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, zgoda małżonka jest potrzebna do dokonania: 1) czynności prawnej prowadzącej do zbycia, obciążenia, odpłatnego nabycia nieruchomości lub użytkowania wieczystego, jak również prowadzącej do oddania nieruchomości do używania lub pobierania z niej pożytków; 2) czynności prawnej prowadzącej do zbycia, obciążenia, odpłatnego nabycia prawa rzeczowego, którego przedmiotem jest budynek lub lokal; 3) czynności prawnej prowadzącej do zbycia, obciążenia, odpłatnego nabycia i wydzierżawienia gospodarstwa rolnego lub przedsiębiorstwa; 4) darowizny z majątku wspólnego, z wyjątkiem drobnych darowizn zwyczajowo przyjętych. Ponadto, jak wynika z orzecznictwa, do czynności wymagających zgody małżonka, należy także zaliczyć czynności, które bezpośrednio nie prowadzą do skutków określonych w ustawie, ale są czynnościami wstępnymi, prowadzącymi do zbycia nieruchomości, a więc chodzi tutaj o umowy przedwstępne, niezależnie od formy ich zawarcia. Zgoda małżonka jest zgodą osoby trzeciej w rozumieniu art. 63 § 1 Kodeksu cywilnego, a zatem małżonek wyrażający zgodę nie staje się stroną czynności prawnej. Zgoda stanowi czynność prawną, do której będziemy stosować przepisy księgi pierwszej Kodeksu cywilnego regulujące wady oświadczenia woli. W myśl przepisów ogólnych, zgoda może zostać odwołana, jeżeli oświadczenie o jej odwołaniu doszło do odbiorcy jednocześnie z oświadczeniem o jej wyrażeniu lub wcześniej. Dopuszczalne jest zarówno uprzednie w stosunku do zawarcia umowy wyrażenie zgody, jak i jej następcze wyrażenie (potwierdzenie dokonanej czynności prawnej), przy czym w przypadku wyrażenia zgody po zawarciu umowy, zgoda ma moc ex tunc (moc wsteczną) od daty zawarcia umowy. Brak zgody drugiego małżonka na dokonanie czynności prawnej powoduje nieważność tej czynności (innymi słowy, czynność dokonaną bez zgody małżonka traktuje się tak, jak gdyby nigdy nie została podjęta). Nieważna jest także czynność, której drugi małżonek nie potwierdził w terminie, który został mu wyznaczony. Ważność umowy zawartej bez wymaganej zgody małżonka, zależy zatem od jej potwierdzenia przez tego małżonka. W okresie od momentu zawarcia umowy do jej potwierdzenia przez drugiego małżonka, umowa dotknięta jest sankcją tak zwanej bezskuteczności zawieszonej i nie wywołuje skutków prawnych. Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 23 lipca 2008 roku wydanym pod sygnaturą III CSK 87/08 wskazał bowiem, że: „Czynność prawna dokonana bez wymaganej zgody drugiego małżonka jest czynnością prawną niezupełną i wywołuje tzw. stan bezskuteczności zawieszonej. W czasie jego trwania strony są związane umową, niemniej podlega ona ocenie co do ważności dopiero po potwierdzeniu jej przez drugiego małżonka albo odmowie takiej akceptacji.” Z punktu widzenia przedsiębiorcy, w sytuacjach, w których zgodnie z art. 37 § 1 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego pozyskanie zgody drugiego małżonka jest obligatoryjne, zaleca się by taką zgodę uzyskiwać uprzednio, eliminując w ten sposób możliwość odmowy potwierdzenia czynności prawnej przez drugiego małżonka i zapewniając pewność obrotu. W tym miejscu, wspomnieć również należy, że w przypadku czynności prawnych o charakterze jednostronnym dokonanych bez wymaganej zgody drugiego małżonka, skutkiem będzie bezwzględna nieważność czynności, na co wprost wskazuje regulacja umieszczona w art. 37 § 4 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Wyrażanie zgody przez małżonka podlega takim samym rygorom, jak każde inne oświadczenie woli w prawie cywilnym. Dla skuteczności wyrażenia zgody należy więc mieć na uwadze, że jeżeli czynność prawna wymaga zachowania szczególnej formy (np. formy aktu notarialnego), to zgoda małżonka na dokonanie czynności prawnej przez drugiego małżonka, również powinna zostać wyrażona przy zachowaniu takiej samej formy, jaka została zastrzeżona dla czynności prawnej. Nic nie stoi również na przeszkodzie, by oświadczenie woli zawierające zgodę małżonka zostało złożone przez pełnomocnika, którym może być osoba trzecia albo małżonek dokonujący czynności prawnej. W przypadku udzielenia pełnomocnictwa małżonkowi do- konującemu czynności prawnej, ten sam podmiot (ten sam małżonek) będzie dokonywał czynności i wyrażał zgodę. Wskazana konstrukcja jest dopuszczalna zarówno w opinii doktryny jak i judykatury, a małżonek, którego zgoda jest wymagana, dzięki temu, że może działać przez pełnomocnika nie musi stawiać się osobiście w miejscu, w którym będzie odbywała się transakcja. Z punktu widzenia przedsiębiorcy istotna jest również zgoda przewidziana w art. 41 § 1 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Co do zasady, jeżeli jeden z małżonków zaciągnie zobowiązanie samodzielnie, tj. na kanwie art. 36 § 2 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, w myśl którego każdy z małżonków może samodzielnie zarządzać majątkiem wspólnym (jeżeli przepisy kodeksu nie stanowią inaczej), odpowiedzialność za zobowiązania tego małżonka będzie ograniczała się do jego majątku osobistego, wynagrodzenia za pracę lub z dochodów uzyskanych przez tego małżonka z innej działalności zarobkowej, do korzyści uzyskanych z jego praw, a jeżeli wierzytelność powstała w związku z prowadzeniem przedsiębiorstwa także do przedmiotów majątkowych wchodzących w skład przedsiębiorstwa. Pozyskanie od kontrahenta pozostającego w związku małżeńskim w ustroju małżeńskiej wspólności majątkowej zgody drugiego małżonka na dokonanie transakcji, pozwoli przedsiębiorcy w sposób skuteczniejszy zabezpieczyć jego interesy, bowiem dysponując taką zgodą, będzie mógł żądać zaspokojenia nie tylko ze składników majątkowych wymienionych powyżej, ale także skierować ewentualną egzekucję do majątku wspólnego małżonków. Mówiąc prościej, jeżeli drugi małżonek wyrazi zgodę na dokonanie czynności prawnej przez małżonka tej czynności dokonującego, to wierzyciel (przedsiębiorca) będzie mógł uzyskać klauzulę wykonalności także przeciwko małżonkowi niebędącemu dłużnikiem i egzekwować swoją wierzytelność z majątku wspólnego małżonków. Mając na uwadze powyższe, nie sposób zanegować, że regulacje zawarte w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym mają istotne znaczenie z punktu widzenia dokonywanych przez przedsiębiorców transakcji. Znajomość przywołanych wyżej przepisów, pozwala na uniknięcie zawarcia umowy obarczonej sankcją nieważności, a w przypadku czynności, do których przepisy nie wymagają zgody obligatoryjnej – jeżeli zgoda pomimo tego zostanie pozyskana, pozwala rozszerzyć egzekucję względem dłużnika na majątek objęty wspólnością małżeńską, tym samym w wyższym stopniu zabezpieczając interes przedsiębiorcy. 

Zgoda małżonka na dokonanie czynności prawnej a interes przedsiębiorcy


Z punktu widzenia przedsiębiorcy, wydawać by się mogło, że regulacje zawarte w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym nie mają większego znaczenia przy zawieraniu umów. Nic bardziej mylnego! Prawdą jest, że Kodeks rodzinny i opiekuńczy w sposób kompleksowy normuje przede wszystkim stosunki rodzinne, niemniej jednak każdy przedsiębiorca powinien mieć na uwadze zawarte w nim postanowienia, których pominięcie w toku zawierania przez przedsiębiorcę kontraktów może być brzemienne w skutkach, przede wszystkim z uwagi na ryzyko nieważności transakcji. 



Na dokonanie jakich czynności według przywołanego kodeksu wymagana zatem będzie zgoda drugiego małżonka? Przed nowelizacją, która miała miejsce 17 czerwca 2004 roku odpowiedź na postawione pytanie nastręczała nie lada trudności, bowiem przepisy wymagały zgody drugiego małżonka do dokonania czynności przekraczających zakres zwykłego zarządu majątkiem wspólnym, wyrażonej z zachowaniem formy przewidzianej dla danej czynności prawnej, nie konkretyzując jednocześnie jakie czynności należy zaliczyć do tej grupy. W konsekwencji nieodzowne dla stosującego prawo było dokonywanie ocen, czy daną czynność należy zakwalifikować jako czynność zwykłego zarządu, czy też jako czynność, które poza ten zwykły zarząd wykracza. Kwalifikacja ta nie zawsze była prosta i wielokrotnie zmuszała do analizy stanowiska judykatury wyrażonego w licznych orzeczeniach zapadłych na kanwie przywołanego przepisu. Obecnie, ustawodawca doprecyzował kwestię obowiązku pozyskania zgody drugiego małżonka, umieszczając w kodeksie enumeratywny katalog czynności, dla których wymagana jest takowa zgoda. I tak zgodnie z art. 37 § 1 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, zgoda małżonka jest potrzebna do dokonania: 1) czynności prawnej prowadzącej do zbycia, obciążenia, odpłatnego nabycia nieruchomości lub użytkowania wieczystego, jak również prowadzącej do oddania nieruchomości do używania lub pobierania z niej pożytków; 2) czynności prawnej prowadzącej do zbycia, obciążenia, odpłatnego nabycia prawa rzeczowego, którego przedmiotem jest budynek lub lokal; 3) czynności prawnej prowadzącej do zbycia, obciążenia, odpłatnego nabycia i wydzierżawienia gospodarstwa rolnego lub przedsiębiorstwa; 4) darowizny z majątku wspólnego, z wyjątkiem drobnych darowizn zwyczajowo przyjętych. Ponadto, jak wynika z orzecznictwa, do czynności wymagających zgody małżonka, należy także zaliczyć czynności, które bezpośrednio nie prowadzą do skutków określonych w ustawie, ale są czynnościami wstępnymi, prowadzącymi do zbycia nieruchomości, a więc chodzi tutaj o umowy przedwstępne, niezależnie od formy ich zawarcia. Zgoda małżonka jest zgodą osoby trzeciej w rozumieniu art. 63 § 1 Kodeksu cywilnego, a zatem małżonek wyrażający zgodę nie staje się stroną czynności prawnej. Zgoda stanowi czynność prawną, do której będziemy stosować przepisy księgi pierwszej Kodeksu cywilnego regulujące wady oświadczenia woli. W myśl przepisów ogólnych, zgoda może zostać odwołana, jeżeli oświadczenie o jej odwołaniu doszło do odbiorcy jednocześnie z oświadczeniem o jej wyrażeniu lub wcześniej. Dopuszczalne jest zarówno uprzednie w stosunku do zawarcia umowy wyrażenie zgody, jak i jej następcze wyrażenie (potwierdzenie dokonanej czynności prawnej), przy czym w przypadku wyrażenia zgody po zawarciu umowy, zgoda ma moc ex tunc (moc wsteczną) od daty zawarcia umowy. Brak zgody drugiego małżonka na dokonanie czynności prawnej powoduje nieważność tej czynności (innymi słowy, czynność dokonaną bez zgody małżonka traktuje się tak, jak gdyby nigdy nie została podjęta). Nieważna jest także czynność, której drugi małżonek nie potwierdził w terminie, który został mu wyznaczony. Ważność umowy zawartej bez wymaganej zgody małżonka, zależy zatem od jej potwierdzenia przez tego małżonka. W okresie od momentu zawarcia umowy do jej potwierdzenia przez drugiego małżonka, umowa dotknięta jest sankcją tak zwanej bezskuteczności zawieszonej i nie wywołuje skutków prawnych. Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 23 lipca 2008 roku wydanym pod sygnaturą III CSK 87/08 wskazał bowiem, że: „Czynność prawna dokonana bez wymaganej zgody drugiego małżonka jest czynnością prawną niezupełną i wywołuje tzw. stan bezskuteczności zawieszonej. W czasie jego trwania strony są związane umową, niemniej podlega ona ocenie co do ważności dopiero po potwierdzeniu jej przez drugiego małżonka albo odmowie takiej akceptacji.” Z punktu widzenia przedsiębiorcy, w sytuacjach, w których zgodnie z art. 37 § 1 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego pozyskanie zgody drugiego małżonka jest obligatoryjne, zaleca się by taką zgodę uzyskiwać uprzednio, eliminując w ten sposób możliwość odmowy potwierdzenia czynności prawnej przez drugiego małżonka i zapewniając pewność obrotu. W tym miejscu, wspomnieć również należy, że w przypadku czynności prawnych o charakterze jednostronnym dokonanych bez wymaganej zgody drugiego małżonka, skutkiem będzie bezwzględna nieważność czynności, na co wprost wskazuje regulacja umieszczona w art. 37 § 4 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Wyrażanie zgody przez małżonka podlega takim samym rygorom, jak każde inne oświadczenie woli w prawie cywilnym. Dla skuteczności wyrażenia zgody należy więc mieć na uwadze, że jeżeli czynność prawna wymaga zachowania szczególnej formy (np. formy aktu notarialnego), to zgoda małżonka na dokonanie czynności prawnej przez drugiego małżonka, również powinna zostać wyrażona przy zachowaniu takiej samej formy, jaka została zastrzeżona dla czynności prawnej. Nic nie stoi również na przeszkodzie, by oświadczenie woli zawierające zgodę małżonka zostało złożone przez pełnomocnika, którym może być osoba trzecia albo małżonek dokonujący czynności prawnej. W przypadku udzielenia pełnomocnictwa małżonkowi do- konującemu czynności prawnej, ten sam podmiot (ten sam małżonek) będzie dokonywał czynności i wyrażał zgodę. Wskazana konstrukcja jest dopuszczalna zarówno w opinii doktryny jak i judykatury, a małżonek, którego zgoda jest wymagana, dzięki temu, że może działać przez pełnomocnika nie musi stawiać się osobiście w miejscu, w którym będzie odbywała się transakcja. Z punktu widzenia przedsiębiorcy istotna jest również zgoda przewidziana w art. 41 § 1 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Co do zasady, jeżeli jeden z małżonków zaciągnie zobowiązanie samodzielnie, tj. na kanwie art. 36 § 2 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, w myśl którego każdy z małżonków może samodzielnie zarządzać majątkiem wspólnym (jeżeli przepisy kodeksu nie stanowią inaczej), odpowiedzialność za zobowiązania tego małżonka będzie ograniczała się do jego majątku osobistego, wynagrodzenia za pracę lub z dochodów uzyskanych przez tego małżonka z innej działalności zarobkowej, do korzyści uzyskanych z jego praw, a jeżeli wierzytelność powstała w związku z prowadzeniem przedsiębiorstwa także do przedmiotów majątkowych wchodzących w skład przedsiębiorstwa. Pozyskanie od kontrahenta pozostającego w związku małżeńskim w ustroju małżeńskiej wspólności majątkowej zgody drugiego małżonka na dokonanie transakcji, pozwoli przedsiębiorcy w sposób skuteczniejszy zabezpieczyć jego interesy, bowiem dysponując taką zgodą, będzie mógł żądać zaspokojenia nie tylko ze składników majątkowych wymienionych powyżej, ale także skierować ewentualną egzekucję do majątku wspólnego małżonków. Mówiąc prościej, jeżeli drugi małżonek wyrazi zgodę na dokonanie czynności prawnej przez małżonka tej czynności dokonującego, to wierzyciel (przedsiębiorca) będzie mógł uzyskać klauzulę wykonalności także przeciwko małżonkowi niebędącemu dłużnikiem i egzekwować swoją wierzytelność z majątku wspólnego małżonków. Mając na uwadze powyższe, nie sposób zanegować, że regulacje zawarte w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym mają istotne znaczenie z punktu widzenia dokonywanych przez przedsiębiorców transakcji. Znajomość przywołanych wyżej przepisów, pozwala na uniknięcie zawarcia umowy obarczonej sankcją nieważności, a w przypadku czynności, do których przepisy nie wymagają zgody obligatoryjnej – jeżeli zgoda pomimo tego zostanie pozyskana, pozwala rozszerzyć egzekucję względem dłużnika na majątek objęty wspólnością małżeńską, tym samym w wyższym stopniu zabezpieczając interes przedsiębiorcy. 

Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna

 

Nasz bezcenny kapitał to ludzie 


Dzięki Katowickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej S.A. powstało ponad 90 tyś miejsc pracy. Według różnych opracowań, każde z nich wygenerowało następne trzy i więcej. Finalne, w woj. śląskim a także na oploszczyźnie, tych miejsc pracy powstało kilkaset tysięcy. 


– Po co były specjalne strefy w przeszłości - dziś wiemy. Były po to, by aktywizować pozbawione dostępu do inwestycyjnego kapitału tereny w kraju, który gospodarczo próbował dojść do siebie. Ale dziś ? W państwie dynamicznym gospodarczo po co nam strefy? 


– Dyskusja o tym, czy strefy powinny funkcjonować i w jakim kształcie trwa już od pewnego czasu. Kiedy pięć lat temu zaczynałem pracę w KSSE, sam zadawałem sobie pytanie, czy to jest dobry mechanizm, czy aby nie jest tak, że w pewien sposób jednych premiujemy a innych nie. Ale nowelizacja o Polskiej Strefie inwestycji, wszystkie te pytania i wątpliwości rozwiewa. Świat coraz bardziej jest bez granic i każdy, kto ma pomysł inwestycyjny, spełniający określone kryteria, może inwestować. To coś, jak premia za inwestycję. Jeśli zainwestujesz, stworzyć dobrze płatne i zaawansowane technologicznie miejsce pracy, to otrzymasz możliwość pewnego zwrotu zainwestowanych pieniędzy. Mechanizm prosty, zdrowy i bezpieczny. I to rozwiązanie sprawdza się. Na całym świecie. 


– 25 lat, to kawał czasu. Może Pan wskazać najważniejszy, społeczno-gospodarczy profit, jaki katowicka strefa przyniosła?


– Wielokrotnie powtarzam, bo te liczby warto sobie uświadomić, przez to ćwierćwiecze, w KSSE, powstało ponad 90 tyś miejsc pracy. Według różnych opracowań, każde z nich wygenerowało następne trzy i więcej. Finalne, w woj. śląskim a także na oploszczyźnie, tych miejsc pracy powstało kilkaset tysięcy. To prawie 42 miliardy w inwestycjach. Można to łatwo przełożyć na podatek od nieruchomości, który zasila lokalne samorządy. To także prawie pięciuset inwestorów, którzy nie kończą na konsumpcji dywidendy, ale inwestują dalej. Widać, że im się tu dobrze robi interesy. Widać, jak zmieniają nasz region. Wystarczy spojrzeć na Gliwice, Tychy, Katowice, Zabrze. Tam gdzie działa strefa - miasta się zmieniają. 


– Brakuje w Polsce miejsca dla aktywności Strefy, skoro szukacie go np. w Egipcie?


– Biznes jest dziś globalny. Nasi inwestorzy są z całego świata, czasem jest tak, że inwestują w Polsce a my możemy z tego skorzystać i pomóc naszym firmom zaistnieć na zagranicznych rynkach. Stąd nasze aktywności w Egipcie, Brazylii, Korei, w krótce w Dubaju, czy Emiratach Arabskich. Także to pokazuje, że przez to ćwierćwiecze, nasi przedsiębiorcy, stali się graczami globalnymi. Takim przykładem jest tyska ROSA. Firma zaczynała w Strefie, dziś jest liczącym się na świecie producentem oświetlenia ulicznego. To pokazuje, jaka bardzo kapitał jest ponad granicami i jak bardzo musimy i możemy szukać swoich szans na całym świecie.


– Śląsk zmienia się w swojej przemysłowej i gospodarczej strukturze. Jakie są, w związku z tym, wyzwania dla Strefy?


– Od kilku lat próbujemy być czymś na kształt One Stop Shop. A więc nie tylko tworzenie miejsca pracy i ich utrzymywanie. Chcemy stworzyć pomost między nauką, biznesem i samorządem. Pierwsze studia dualne, pięć lat temu, stworzyliśmy z Politechniką Śląską. Chcemy odczarować stereotyp mówiący, o tym że każdy musi mieć wyższe wykształcenie. Ważne są także technika i szkoły zawodowe. Realizujemy projekt Śląscy Zawodowcy dla 4 tyś. młodych ludzi. Dzięki temu pokazujemy, że warto tu zostać, bo są tu do dobrzy pracodawcy, ale też znakomici pracownicy. Nasza misja, to pomoc w pogórniczej transformacji. 


– Czyli Strefy może ciągle są narzędziem, ale coraz bardziej filozofią? 


– Tak to miało być. Kiedyś zależało nm na jakimkolwiek miejscu pracy. Dziś, są na Śląsku i w Zagłębiu miasta o bezrobociu mniejszym, niż tak zwane „higieniczne”. Dziś możemy już oczekiwać zaawansowanych technologicznie miejsc pracy. Możemy oczekiwać miejsc pracy dla znakomicie wykwalifikowanych i świetnie wykształconych ludzi, którzy ukończyli świetne śląskie uczelnie. Chcemy, by mieli tu po co zostać. My nie wygrywamy parametrami zapisanymi w exelu, które są istotne dla analityków inwestycyjnych. Wygrywamy, bo mamy tu najlepszych ludzi. 


– Dziękuję za rozmowę. M. Czyż 

Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna

 

Nasz bezcenny kapitał to ludzie 


Dzięki Katowickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej S.A. powstało ponad 90 tyś miejsc pracy. Według różnych opracowań, każde z nich wygenerowało następne trzy i więcej. Finalne, w woj. śląskim a także na oploszczyźnie, tych miejsc pracy powstało kilkaset tysięcy. 


– Po co były specjalne strefy w przeszłości - dziś wiemy. Były po to, by aktywizować pozbawione dostępu do inwestycyjnego kapitału tereny w kraju, który gospodarczo próbował dojść do siebie. Ale dziś ? W państwie dynamicznym gospodarczo po co nam strefy? 


– Dyskusja o tym, czy strefy powinny funkcjonować i w jakim kształcie trwa już od pewnego czasu. Kiedy pięć lat temu zaczynałem pracę w KSSE, sam zadawałem sobie pytanie, czy to jest dobry mechanizm, czy aby nie jest tak, że w pewien sposób jednych premiujemy a innych nie. Ale nowelizacja o Polskiej Strefie inwestycji, wszystkie te pytania i wątpliwości rozwiewa. Świat coraz bardziej jest bez granic i każdy, kto ma pomysł inwestycyjny, spełniający określone kryteria, może inwestować. To coś, jak premia za inwestycję. Jeśli zainwestujesz, stworzyć dobrze płatne i zaawansowane technologicznie miejsce pracy, to otrzymasz możliwość pewnego zwrotu zainwestowanych pieniędzy. Mechanizm prosty, zdrowy i bezpieczny. I to rozwiązanie sprawdza się. Na całym świecie. 


– 25 lat, to kawał czasu. Może Pan wskazać najważniejszy, społeczno-gospodarczy profit, jaki katowicka strefa przyniosła?


– Wielokrotnie powtarzam, bo te liczby warto sobie uświadomić, przez to ćwierćwiecze, w KSSE, powstało ponad 90 tyś miejsc pracy. Według różnych opracowań, każde z nich wygenerowało następne trzy i więcej. Finalne, w woj. śląskim a także na oploszczyźnie, tych miejsc pracy powstało kilkaset tysięcy. To prawie 42 miliardy w inwestycjach. Można to łatwo przełożyć na podatek od nieruchomości, który zasila lokalne samorządy. To także prawie pięciuset inwestorów, którzy nie kończą na konsumpcji dywidendy, ale inwestują dalej. Widać, że im się tu dobrze robi interesy. Widać, jak zmieniają nasz region. Wystarczy spojrzeć na Gliwice, Tychy, Katowice, Zabrze. Tam gdzie działa strefa - miasta się zmieniają. 


– Brakuje w Polsce miejsca dla aktywności Strefy, skoro szukacie go np. w Egipcie?


– Biznes jest dziś globalny. Nasi inwestorzy są z całego świata, czasem jest tak, że inwestują w Polsce a my możemy z tego skorzystać i pomóc naszym firmom zaistnieć na zagranicznych rynkach. Stąd nasze aktywności w Egipcie, Brazylii, Korei, w krótce w Dubaju, czy Emiratach Arabskich. Także to pokazuje, że przez to ćwierćwiecze, nasi przedsiębiorcy, stali się graczami globalnymi. Takim przykładem jest tyska ROSA. Firma zaczynała w Strefie, dziś jest liczącym się na świecie producentem oświetlenia ulicznego. To pokazuje, jaka bardzo kapitał jest ponad granicami i jak bardzo musimy i możemy szukać swoich szans na całym świecie.


– Śląsk zmienia się w swojej przemysłowej i gospodarczej strukturze. Jakie są, w związku z tym, wyzwania dla Strefy?


– Od kilku lat próbujemy być czymś na kształt One Stop Shop. A więc nie tylko tworzenie miejsca pracy i ich utrzymywanie. Chcemy stworzyć pomost między nauką, biznesem i samorządem. Pierwsze studia dualne, pięć lat temu, stworzyliśmy z Politechniką Śląską. Chcemy odczarować stereotyp mówiący, o tym że każdy musi mieć wyższe wykształcenie. Ważne są także technika i szkoły zawodowe. Realizujemy projekt Śląscy Zawodowcy dla 4 tyś. młodych ludzi. Dzięki temu pokazujemy, że warto tu zostać, bo są tu do dobrzy pracodawcy, ale też znakomici pracownicy. Nasza misja, to pomoc w pogórniczej transformacji. 


– Czyli Strefy może ciągle są narzędziem, ale coraz bardziej filozofią? 


– Tak to miało być. Kiedyś zależało nm na jakimkolwiek miejscu pracy. Dziś, są na Śląsku i w Zagłębiu miasta o bezrobociu mniejszym, niż tak zwane „higieniczne”. Dziś możemy już oczekiwać zaawansowanych technologicznie miejsc pracy. Możemy oczekiwać miejsc pracy dla znakomicie wykwalifikowanych i świetnie wykształconych ludzi, którzy ukończyli świetne śląskie uczelnie. Chcemy, by mieli tu po co zostać. My nie wygrywamy parametrami zapisanymi w exelu, które są istotne dla analityków inwestycyjnych. Wygrywamy, bo mamy tu najlepszych ludzi. 


– Dziękuję za rozmowę. M. Czyż 

Agroenergia - dwa nabory, jeden cel


Pierwsza część programu dotyczy dofinansowania do mikroinstalacji fotowoltaicznych i wiatrowych oraz pomp ciepła o mocy powyżej 10 kW, lecz nie większej niż 50 kW, w tym także instalacji hybrydowych oraz magazynów energii elektrycznej jako instalacji towarzyszącej zwiększającej autokonsumpcję energii w miejscu jej wytworzenia. Ta część będzie wdrażana przez Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Natomiast druga część programu obejmuje dofinansowania do powstania biogazowni rolniczych wraz z towarzyszącą instalacją wytwarzania biogazu rolniczego oraz małych elektrowni wodnych, a także towarzyszących im magazynów energii. Realizacją tej części Agroenergii zajmie się Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Zasadniczy cel obydwu części programu jest jeden - zwiększenie produkcji energii ze źródeł odnawialnych w sektorze rolniczym. O dofinansowanie na realizację założeń programu w obydwu przypadkach mogą starać się osoby fizyczne, właściciele lub dzierżawcy nieruchomości rolnych, których łączna powierzchnia użytków rolnych wynosi pomiędzy 1 ha a 300 ha. Przed złożeniem wniosku o udzielenie dofinansowania muszą oni co najmniej rok prowadzić osobiście gospodarstwo rolne. Składać wnioski mogą też osoby prawne - właściciele lub dzierżawcy nieruchomości rolnych, których łączna powierzchnia użytków rolnych wynosi pomiędzy 1 ha a 300 ha i którzy przez co najmniej rok prowadzą działalność rolniczą lub działalność gospodarczą w zakresie usług rolniczych. Jest o co walczyć, bo program Agroenergia realizowany jest od 2019 roku, a jego łączny budżet wraz z naborem, który odbył się w 2019 r., wynosi 200 mln zł (153,4 mln zł na dotacje, a 46,6 mln zł na pożyczki). Część I - Mikroinstalacje, pompy ciepła i towarzyszące magazyny energi. W przypadku pierwszej części programu koordynowanej przez Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej dofinansowanie i dodatki można otrzymać na przedsięwzięcia polegające na zakupie i montażu: 1. Instalacji fotowoltaicznych o zainstalowanej mocy elektrycznej większej niż 10 kW oraz nie większej niż 50 kW.

2. Instalacji wiatrowych o zainstalowanej mocy elektrycznej większej niż 10 kW oraz nie większej niż 50 kW. 3. Pomp ciepła o mocy większej niż 10 kW oraz nie większej niż 50 kW (złożenie wniosku jest uwarunkowane wcześniejszym przeprowadzeniem audytu energetycznego, który rekomenduje wnioskowany zakres przedsięwzięcia). 4. Instalacji hybrydowej - fotowoltaika wraz z pompą ciepła lub elektrownia wiatrowa wraz z pompą ciepła, sprzężone w jeden układ (dofinansowaniu podlegają również instalacje hybrydowe o sumarycznej mocy urządzeń wytwórczych powyżej 50 kW, przy czym moce poszczególnych jednostek wytwarzania energii nie mogą przekraczać 50 kW). W tym przypadku złożenie wniosku jest uwarunkowane wcześniejszym przeprowadzeniem audytu energetycznego, który rekomenduje zastosowanie pompy ciepła. Wymienione inwestycje mają służyć zaspokajaniu potrzeb energetycznych wnioskodawcy w miejscu prowadzenia działalności rolniczej. Dofinansowanie obejmuje też zakup i montaż towarzyszących magazynów energii dla instalacji z punktów 1, 2 i 4. Warunkiem jego uzyskania jest obligatoryjna realizacja inwestycji dotyczącej zakresu przedsięwzięć określonych w powyższych podpunktach (zakup i montaż). Na jakie wsparcie można liczyć w I części programu Agroenergii ?: 1. Dofinansowanie będzie udzielane w formie dotacji do 20% kosztów kwalifikowanych, w szczególności: - dla instalacji o mocy od 10 do 30 kW do 20%, nie więcej niż 15 tys. zł, - dla instalacji o mocy od 30 do 50 kW do 13%, nie więcej niż 25 tys. zł. 2. Dla przedsięwzięć dotyczących budowy instalacji hybrydowej (fotowoltaika wraz z pompą ciepła lub elektrownia wiatrowa wraz z pompą ciepła, sprzężonej w jeden układ) dofinansowanie wyliczane będzie na podstawie mocy zainstalowanej każdego urządzenia osobno oraz przewiduje się dodatek w wysokości 10 tys. zł. 3. Dofinansowanie do 20% kosztów kwalifikowanych dla towarzyszących magazynów energii, przy czym koszt kwalifikowany nie może wynosić więcej niż 50% kosztów źródła wytwarzania energii. Warunkiem udzielenia takiego wsparcia na magazyn energii jest zintegrowanie go ze źródłem energii, które będzie realizowane równolegle w ramach projektu. Pierwsza część programu realizowana będzie do 2027 roku. Nabór prowadzony jest od 1 października br. do wyczerpania środków. Wnioski można składać za pośrednictwem Portalu Beneficjenta danego Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (w tym przypadku w Katowicach). Tam można wypełnić i złożyć aktywny wniosek w formie elektronicznej za pomocą skrzynki podawczej, a następnie należy wydrukować wypełniony formularz wniosku, podpisać