Silesia B&L

Piotr BUJALSKI

10 lat Sopot Marriott

Wywiad z Piotrem Bujalskim - dyrektorem sprzedaży, marketingu i PR w Sopot Marriott Resort & Spa


– Jakie było pierwsze Pana odczucie , gdy zaczynał Pan pracę w sieci Marriott?

– Moje pierwsze wrażenie? A raczej wątpliwość, jak można skoncentrować się na pracy w takim miejscu, które oferuje tyle unikalnych doznań? Po pierwsze- idealna, piękna lokalizacja - morze i plaża na wyciągnięcie ręki, wyśmienita gastronomia- i europejska, i lokalna, najlepsze polskie spa- Mera Spa. Jako ojciec dwojga przedszkolaków szybko dopatrzyłem się sal gier wewnątrz i placów zabaw na zewnątrz, basenów i brodzików. Pomyślałem wtedy, pobyt tutaj jako gość to nobilitacja, komfort, wygoda. Praca tutaj to zawodowe wejście na wyższy poziom i otwarcie możliwości i horyzontów rozwojowych. To wrażenie zanurzenia się w basenie infinity na dachu hotelu z widokiem na morskie fale. 

– Jakie predyspozycje trzeba mieć, aby zarządzać działem sprzedaży i marketingu? 

– To praca dla osób, które lubią ryzyko i szybko wyciągają wnioski. Nauczyć się można praktycznie wszystkiego, ale trzeba mieć do tego serce i pasję, to bardzo istotne. Rynek hotelarski jest bardzo konkurencyjny, dlatego też trzeba się orientować w trendach i posiadać umiejętność wdrażania nowatorskich rozwiązań w życie hotelu. Zaskoczyć gości to dziś nie lada wyzwanie. Natomiast w zarzadzaniu najważniejszy jest jasny podział zadań, współpraca i wielostronne rozumienie się w zespole.

– Od czego zazwyczaj zaczyna Pan swój dzień w pracy? 

– Organizuję poranne spotkanie z zespołem, który zdaje mi relację z tego, co się działo dzień wcześniej podczas realizacji spotkań firmowych odbywających się w hotelu. Mówimy sobie o wynikach, planach na najbliższe dni, sprawdzamy ewentualne możliwości pozyskania nowych klientów, którzy będą chcieli przyjechać do naszego hotelu. Po czym grafik zajęć i zadań do wykonania zapełnia się odbieraniem maili, konferencjami, spotkaniami z gośćmi, analizowaniem cen i budżetów, monitorowaniem konkurencji.

– A co najchętniej robi Pan po pracy? 

– Po pracy wsiadam na rower i podróżuję między Sopotem, a Gdańskiem, gdzie mieszkam. Aktywnie spędzam czas na wszelkie sposoby: grywam w squasha, trenuję na siłowni, regularnie wyjeżdżam z grupką znajomych na off-road po okolicznych lasach. Mam dwoje dzieci w wieku przedszkolnym i opieka nad nimi, to prawdziwe wyzwanie dla mojej tężyzny fizycznej, kreatywności i dobrej organizacji czasu. Trójmiasto jest wyjątkowym miejscem do mieszkania, życia , wypoczynku wedle upodobań i oczekiwań. Natura - morze i lasy, dużo restauracji, klubów, świetne trasy rowerowe, spacery po molo.

– Za Wami jubileuszowe 10-te urodziny, Czego chciałby Pan życzyć Sopot Marriott na kolejne lata? 

– Żeby mimo wszechogarniającej drożyzny była możliwość utrzymania usług na wciąż najwyższym poziomie na tle Polski i Europy. Odwiedziłem wiele ciekawych hoteli i myślę, że jesteśmy na topie. Dokonaliśmy olbrzymich postępów, a nasz hotel doceniają najlepsi. Jako przykład mogę podać Reprezentację Polski w Piłce Nożnej, która można powiedzieć regularnie organizuje u nas zgrupowania. Traktujemy to jako wyróżnienie. To zasługa głównie pracujących tu naprawdę świetnych ludzi. SopotMarriottTeam, bo tak się nazywamy, to ludzie z pasją, kompetentni, z miłą aparycją i prezencją. Są wszechstronni, otwarci na wyzwania, mówią w wielu językach i mają ciekawe zainteresowania. 

– Jest Pan z siecią Marriott związany od ponad roku – to relatywnie krótki czas. Jak Pana kariera przebiegała? 

– Z branżą hotelarską związany jestem od 15 lat. Za początek uznaję 2008 r., kiedy rozpocząłem pracę w Beauty Derm Instytut Centrum SPA & Wellness. Tam pełniłem funkcję kierownika ds. kontroli i rozwoju do 2013 r. W tym okresie rozwijałem oddział Instytutu w Gdyni (aktualnie Beauty Derm Institute Gdańsk) pod ręką założycielki- dr Beaty Rogowskiej -jednej z najbardziej rozpoznawalnych lekarzy medycyny estetycznej w naszym kraju. W 2014 awansowałem na stanowisko dyrektora zarządzającego Beauty Derm Instytut, gdzie dodatkowo rozbudowywałem sieć dystrybucji dermo-kosmetyków na polskim rynku. Od 2017 r. w ramach własnej działalności konsultingowej pracowałem przy pre-openingu 3-gwiazdkowego Hotelu Number One w Gdańsku oraz przy projekcie hotelu Radisson Blu w Sopocie. W 2018 r. zostałem dyrektorem sprzedaży i marketingu w 4-gwiazdkowym hotelu Zamek Gniew. Następnie przeprowadziłem się do Warszawy, gdzie jako business development manager zarządzałem strategicznym projektem well-beingowym dla użytkowników kart Multisport w Benefit Systems. Ostatnio prowadziłem dział sprzedaży hotelu Radisson Blu w Gdańsku. Jestem absolwentem Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku. Ukończyłem studia podyplomowe z zakresu Zarządzania Zasobami Ludzkimi na Uniwersytecie Gdańskim, Zarządzania Sprzedaży w Wyższej Szkole Bankowej w Gdańsku oraz Efektywności Ekonomicznej Przedsiębiorstw na Uniwersytecie Warszawskim. Przez te lata pracowałem z ośmioma przełożonymi. Każdy z nich był indywidualistą i reprezentował inny styl zarządzania, inne podejście do projektu. Też tak moją pracę traktuję- jako projekt, który ma poszczególne kamienie milowe do osiągnięcia w czasie jego trwania. Szereg i różnorodność doświadczeń uznaję za mój atut, jaki przekładam na pracę z moim zespołem oraz na kontakt z gośćmi. 

– Co Pana nakręca w codziennej pracy?

– Świadomość samorealizacji, uczucie spełnienia to bateria, z której czerpię energię. Napędza mnie po prostu uczucie satysfakcji po wytężonym wysiłku, zadowolenie i przyjemność, które czerpię z tego, czym się zajmuję. Do działania napędzają mnie też ludzie. To ludzie tworzą zespół – ich entuzjazm, oczekiwania, ambicje i potrzeby. Ale także nasi goście i ich wymagania. Nie lubię rutyny ani papierologii, dlatego zawsze staram się tak zbudować zespół, żebym nie musiał poświęcać zbyt dużo czasu na zadania administracyjne. Nie naśladuję w tym względzie amerykańskiego przedsiębiorcę, założyciela firmy Mariott Corporation- największej sieci hotelarskiej i gastronomicznej na świecie J.W.Marriotta, który był osobą energiczną i nie odpoczywał chętnie. Pracownicy nigdy nie wiedzieli o której porze dnia i nocy zjawi się w kuchni, sprawdzając palcem czy nie ma kurzu na półkach czy też w szufladach ze sztućcami. Nawet po tym, jak firma powiększyła się o setki restauracji i hoteli, Marriott osobiście kontrolował każdy lokal przynajmniej cztery razy w roku. Natomiast podpisuję się pod jego zdaniem, że Musisz uszczęśliwić swoich pracowników. Jeśli są zadowoleni, sprawią, że klienci będą zadowoleni. Wychodzę do ludzi, lubię z nimi przebywać, rozmawiać, dokonywać wspólnych wyborów, wspierać ich w trudnych sytuacjach. Dlatego ten zawód jest taki cudowny. Serdecznie i spontanicznie okazywana wdzięczność gości i współpracowników to najlepsze paliwo do uruchomienia kolejnych wyzwań, które same w sobie też są siłą napędową.




– Jak łączy Pan życie rodzinne z zawodowym? Jakimi sprawdzonymi wskazówkami może się Pan podzielić z innymi?

– Największy koszt tej pracy jest taki, że nie można jej zostawić w budynku hotelowym. Hotel otwarty jest 24 godziny przez 7 dni w tygodniu. Poczucie, że w aspekcie godzenia życia rodzinnego z zawodowym mógłbym zrobić więcej, towarzyszy mi od dawna. Jestem bardzo wdzięczny mojej żonie Sandrze, dzieciom Milenie i Marcelowi za zrozumienie, wyrozumiałość i wsparcie, jakiego mi udzielają. Poświęcam w teorii w pracy tyle czasu, ile akceptują moi bliscy, choć to ciężkie wyzwanie. Na co dzień widujemy się krótko, więc staramy się jak najczęściej wyjeżdżać, by spędzać czas razem. Preferencyjne stawki dla pracowników w branży sprzyjają organizacji takich relatywnie częstych wyjazdów. Mój syn ma 3,5 roku i jest małym podróżnikiem, który permanentnie dopytuje: „Tato, kiedy jedziemy do Marriotta? Zasady, które są dla mnie ważne, jeśli chodzi o godzenie życia rodzinnego z zawodowym, to dotrzymywać obietnic złożonych rodzinie i być wtedy, gdy mnie potrzebują.