PREMIUM UBEZPIECZENIA


Premium znaczy z najwyższej półki


O samochodach, pieniądzach i golfie – z Krzysztofem Piotrowskim, właścicielem spółki Premium Ubezpieczenia, pomysłodawcą Gali Premium Night, rozmawia Mirosław Cichy.



– Piętnaście lat pracy w branży motoryzacyjnej, setki luksusowych samochodów, wśród których Pan się obracał, tysiące przejechanych kilometrów w komfortowych warunkach. I co? Zostawił Pan to wszystko za sobą?


– Faktycznie, 15 lat pracy w „korporacji” to kawał czasu.


– Co znaczy ten cudzysłów przy słowie korporacja?


– Wziąłem słowo korporacja w cudzysłów, bo nawet podczas rozmów z zarządem firmy, w której pracowałem, mówiłem, że ja nie pracuję w takiej prawdziwej korporacji, ponieważ… osobiście znam swoich szefów (śmiech).


– Jednak stworzyli poważne imperium, można powiedzieć – motoryzacyjną korporację.


O tak! Gdy przychodziłem do firmy, to posiadała zaledwie dwa salony samochodowe. Kiedy postanowiłem odejść salonów było już ponad trzydzieści, a do tego jeszcze inne działalności. To tam właśnie nauczyłem się co to znaczy ciężka praca, zaangażowanie, współpraca z innymi i dążenie do postawionych celów. Śmiało mogę powiedzieć, że miałem świetnych nauczycieli. Właściciele stworzyli imperium biznesowe, a ja ich znałem osobiście, mogłem ich obserwować i od nich się uczyć.


– Ocenę swoim poprzednim pracodawcom wystawił Pan wysoką, ale mimo to w pewnym momencie postanowił jednak odejść z firmy.


– Zacząłem się trochę „wiercić”. Chciałem robić już coś innego. Zacząłem myśleć o jakiejś zmianie. Szukałem pomysłu, gdzie i w jaki sposób mógłbym wykorzystać zdobytą wiedzę i doświadczenie. 


– I do jakich wniosków Pan doszedł?

 

– Wie pan, człowiek po tylu latach pracy w jednej branży niby chce zmian, ale chyba nie aż takich radykalnych, żeby nagle został na przykład zegarmistrzem czy budowlańcem. Dlatego szukałem czegoś, co będzie wspólnym mianownikiem i z czym miałem do czynienia. A co jest ściśle powiązane z motoryzacją. Oczywiście – branża ubezpieczeniowa. Uznałem, że to będzie dla mnie najlepsze miejsce. 


– To trudny rynek…

 

– Trudny, jak wszystko z czym się dzisiaj startuje. Biznes to nie disco polo – nikt nie obiecywał, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie. Przez lata pracy dostawałem najtrudniejsze zadania i zawsze dawałem radę. Prowadzenie japońskiej marki Premium wśród niemieckich tygrysów rynku też nie było proste, a daliśmy radę. Ważne, albo nawet najważniejsze, nie jest to, co chcesz zrobić, ale z kim to chcesz zrobić. Jeżeli są obok ciebie ludzie tak samo zaangażowani i tak samo chcą jak ty, to wszystko się uda. Obecnie mamy stosunkowo mały zespół, ale bardzo wydajny, zaangażowany, który ma chęci, umiejętności i pasję. A poza codziennymi zadaniami po prostu się lubimy i dobrze nam razem. Chyba, mam taką nadzieję! (śmiech).


– Firm na rynku ubezpieczeniowym jest mnóstwo i trudno się poruszać. Nie zniechęciło to Pana?


– To prawda, konkurencja jest duża. Ale ja się nie boję wyzwań! Kiedy zacząłem zawodową przygodę z ubezpieczeniami, jasno określiłem i przygotowałem w miarę szczegółowy plan, który wdrażaliśmy razem z moimi współpracownikami. Nie przeczę, że bywało trudno, ale wspólnie się motywowaliśmy do jeszcze cięższej pracy i przekonywaliśmy (wierzyliśmy w to), że podążamy we właściwym kierunku. Tak wygląda wspólna praca, dążenie do celu.


– Tylko że Pan poszedł o krok dalej czy może powinienem powiedzieć – wyżej. Bo wszedł w biznes klasy Premium, gdzie z pewnością jest jeszcze trudniej.


– Zawsze chciałem stworzyć coś własnego. Kiedy taka chęć człowieka dopadnie, to idzie do przodu nie oglądając się na boki. Wiedziałem, ile to kosztuje pracy i wyrzeczeń, bo przecież pracowałem w branży motoryzacyjnej, która też nie jest najłatwiejsza. Każdego dnia starałem się pracować dla firmy tak, jakbym pracował u siebie i dla siebie. Ale przyszedł jednak czas na całkowicie własną misję. A że przez pięć lat prowadziłem salon samochodowy marki Premium, doskonale wiem czego oczekują klienci. Liczyłem też na to, że moje szerokie kontakty, również w dziedzinie sportu, przełożą się na wzajemną współpracę. 


– Przełożyły się?


– No pewnie! Dobra współpraca z klientami zawsze procentuje. Nasi klienci kupują luksusowe samochody, pojazdy firmowe. Trwa duży wzrost budowlany, w związku z czym pojawiają się nowe inwestycje. To wszystko powinno być ubezpieczone, a rolą takiej firmy jak moja jest dopasowanie produktu do potrzeb klientów. Mamy całe mnóstwo produktów i usług, dlatego jesteśmy dla nich dobrym partnerem, nie tylko jeśli chodzi o motoryzację.


– Coś Pan się z tą motoryzacją nie może albo nie chce całkowicie rozstać. 


– Uwielbiam samochody, ale żeby móc je bliżej poznać, trzeba zarabiać, czyli tutaj też jest wspólny mianownik (śmiech).


– I do pary jeszcze golf…


– A to samochód legenda! Na rynku jest już ósma generacja tego kultowego modelu!


– Teraz to Pan mnie rozbawił. Miałem na myśli „piłeczkę z laseczką”, czyli taką „grę na trawie”.


– A, o tego golfa Pan pyta… Gra w golfa to nowe zajęcie, którego tajniki zaczynam dopiero zgłębiać między innymi dzięki ciekawym ludziom, rywalizacji i pięknym okolicznościom przyrody, które temu sportowi towarzyszą.


– Znajduje Pan na to czas? Przecież firmy nie prowadzi się od poniedziałku do piątku od ósmej do szesnastej…


– We wszystkim trzeba zachować równowagę i mieć jakiś cel dla siebie i rodziny. Dlatego poza pracą uwielbiam narty, jestem fanem caravaningu, podróżujemy całą rodziną po całej Europie camperem. Niedawno wróciliśmy z Gibraltaru, piękna jest zima w Marbelli…


– Jejku, ale się Pan rozmarzył! Wróćmy jednak do firmy, bo chciałbym się dowiedzieć jaki jest Pana pomysł na usługi Premium?


– Premium znaczy z najwyższej półki. Wymyśliłem, że jako „Premium Ubezpieczenia” będziemy proponowali naszym klientom usługi najwyższej jakości, ale połączone ze współpracą. Polega ona na wzajemnym polecaniu naszych firm i usług. To jest obopólna korzyść, ale to wymaga też wzajemnego zaufania. Chciałem, żeby moja firma się odróżniała od innych firm ubezpieczeniowych na rynku, dlatego zrodził się pomysł Gali Premium Night. 


– Trochę brzmi jak Noc Oscarów…


– Bo tak właśnie jest! To zawsze jest wyjątkowa noc. Różnica jest taka, że nie filmy grają tu pierwszoplanowe role. Najważniejsi są – trzymając się tej filmowej retoryki – aktorzy pierwszego planu, nasi klienci. Oni są najważniejszymi gośćmi. Przez lata pracy nauczyłem się, że tego typu spotkania są bardzo potrzebne. One integrują naszych klientów i pokazujemy, iż dzięki ich zaufaniu możemy w sposób bardzo luksusowy poszerzać grono wspólnych klientów. Ale również zależało nam na tym, aby docenić zaufanie, którym nas obdarzono. Gale Premium Night przygotowujemy bardzo starannie, dbając o wszystkie szczegóły. Dokładnie wyszukujemy miejsca, w których chcemy gościć naszych klientów, takie jak Hotel Monopol czy Rezydencja Luxury. Bardzo ważne dla nas jest to, że przy organizacji możemy liczyć na partnerów z branży Premium, m.in. BMW, Bentley. To dowodzi, że obrana przez nas droga jest tą właściwą.


– Kiedy Pan wpadł na pomysł takich spotkań? 


– Od razu! Gale Premium Night to wspaniałe wydarzenie, stworzone i wymyślone przeze mnie wspólnie z Klaudiuszem Sevkovicem. Pierwszą Galę zorganizowaliśmy już na początku mojej działalności – w październiku 2014 roku. Zakotwiczyła się w mojej pamięci, jakby to było wczoraj. Miałem wtedy multum spraw związanych z własną firmą, a dodatkowo zaangażowałem się w projekt Premium Night. To było niesamowite przeżycie, efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania, ale również oczekiwania parterów z BMW. Za nami już trzy edycje. Niestety, obecna sytuacja pandemii koronawirusa mocno skomplikowała nasze spotkania. Ale zapewniam, że to jest tylko stan przejściowy!