Silesia B&L

Adrian MERONK


Małymi krokami po sukcesy


Fajne w golfie jest to, że nie ma jednej reguły, zamachu, podejścia do tego sportu. Każdy idzie swoją własną drogą i podstawą jest wiara w swój sukces, to potem daje efekty 

– mówi Adrian Meronk, najlepszy polski golfista.


– Jak definiujesz sukces w golfie?


– Każdy ma inny cel w swojej karierze. Dla jednych to są dobre starty, dobre rundy czy dobre dołki. Wygrane turnieje i ich ranga to kolejny wymiar. To wszystko zależy od zawodnika.


– A Ty możesz powiedzieć, że odniosłeś już jakieś sukcesy w dotychczasowej karierze?


– W golfie zawodowym jednym z moich największych sukcesów był awans do European Tour. To było zwieńczenie całorocznej pracy, taki był mój cel i zarazem największy sukces do tej pory. Ale to nie jedyna rzecz, z której jestem dumny. Wygrany turniej rangi Challenge Tour czy drugie miejsce w European Tour w grudniu w RPA podczas Alfred Dun-hill Championship – to kolejne moje sukcesy, podobnie jak wyniki w najlepszej dziesiątce. Mam powody do zadowolenia z wielu mniejszych rzeczy, ale to wszystko razem motywuje i powoduje, że chce się grać dalej i osiągać kolejne cele.


– Wśród swoich sukcesów wymieniłeś drugie miejsce w RPA. Wiele osób uważa, że drugi to pierwszy przegrany. Ty tak nie myślisz?


– W zawodowym golfie bardzo trudno wygrywa się turnieje, dlatego zawodnicy cieszą się z wysokich lokat. U nas jest trochę inaczej niż w skokach narciarskich czy biegach, gdzie drugie miejsce najczęściej odbiera się jako porażkę. W golfie drugie miejsce daje do zrozumienia, że jest się naprawdę blisko wygranej, gra się dobrego golfa. Różnice są naprawdę niewielkie. Jak myślę o turnieju w RPA po kilku miesiącach to traktuję go jako sukces. Do tej pory to moje najlepsze miejsce w European Tour w karierze, więc trudno nie nazwać go sukcesem. Oczywiście, po turnieju czułem niedosyt. W końcu prowadziłem przez trzy dni.


– A swoją karierę określiłbyś jako pasmo sukcesów?

 

– W zawodowej karierze stawiam małe kroki do przodu, z roku na rok się poprawiam, osiągam kolejne sukcesy. Ale jako sportowiec nie tylko tym żyję. Po drodze jest wiele porażek i trudnych momentów, a to one budują człowieka czy zawodnika. To są solidne fundamenty dla całej kariery.


– W zawodowym sporcie miarą sukcesu są pieniądze. Nagrody w golfie są jawne, ale to nie jedyne źródło dochodu. Jak dużą rolę dla zawodników odgrywają sponsorzy?


– W każdym sporcie zawodowym sponsorzy są bardzo ważni. Golf pod tym względem się nie wyróżnia. Jako zawodnicy mamy duże koszty, o których zazwyczaj się nie mówi. Sami opłacamy trenerów, wyjazdy, hotele. Ja od początku mojej kariery współpracuje z różnymi firmami i miałem szczęście do sponsorów. Jestem im bardzo wdzięczny. Dzięki temu mam wolną głowę i mogę skupić się na grze i treningach. 


– Jak wygląda współpraca z firmami z branży golfowej?

 

– Z firmą PING mam kontrakt na sprzęt, bo gram ich kijami, mam torbę, a także jestem ubrany w ich odzież niemal od stóp do głów. Dostarczają mi wszystko, co jest mi tylko potrzebne. Mam też kontrakt na piłki z firmą Titleist oraz na buty i rękawiczki z marką FootJoy. To naprawdę duża pomoc, ale większość graczy ma takie kontrakty.


– A czy Twój sprzęt różni się czymś od tego, który mają do dyspozycji amatorzy w golfowych sklepach?


– Wszystkie kije są zrobione specjalnie dla mnie. Nie ma drugich takich. Raz w roku latam do centrum firmy PING w Phoenix, gdzie jestem dokładnie mierzony i mam dopasowywany sprzęt do siebie. Gdy wychodzi nowy model, to zawodowi gracze mają do niego pierwszeństwo. Często też pełnimy rolę testerów rozwiązań, które za jakiś czas trafią na sklepowe półki. Co więcej, wszystkie firmy sprzętowe bardzo dbają o graczy. Na każdy turniej wysyłają ciężarówki, w których znajdują się warsztaty. W razie potrzeby oferują pomoc ze sprzętem, pełen serwis – są w stanie skrócić lub wydłużyć kije, wymienić grip. Zrobią dosłownie wszystko, czego potrzebujemy.


– A czy pozyskiwanie sponsorów spoza świata golfowego jest dużym wyzwaniem?


– Mam kilku partnerów z naszego kraju, którzy nie produkują sprzętu golfowego. Współpracuję m.in. z LESS, czyli aplikacją, która pomaga w sprzedaży niepotrzebnych nam już ubrań. To bardzo ciekawa inicjatywa, która pomaga wprowadzić rzeczy w obieg, możemy się nimi wymieniać, a jednocześnie dbamy o środowisko, bo ani tych rzeczy nie wyrzucamy, ani nie kupujemy kolejnych. W golfie natura i środowisko też są ważne, więc pasuje pod profil LESS. Podoba mi się też to, że taka firma dba o to, by zainteresować golfem np. swoich pracowników i popularyzuje ten sport. W gronie moich sponsorów jest też firma TIM z Wrocławia, która zajmuje się sprzedażą narzędzi. Mam dobry kontakt z prezesem, gramy razem w golfa, w sumie od tego zaczęła się nasza współpraca.


– Czym różni się pozyskiwanie sponsorów z Polski od tych zagranicznych?


– Sponsorzy międzynarodowi patrzą głównie na wyniki golfisty i oceniają potencjał czy dana osoba będzie często pokazywana w transmisjach telewizyjnych. Ostatnie wyniki zdecydowanie poprawiły moje notowania i pozycję, dzięki temu w marcu w Dubaju pozyskałem kolejnego partnera. Lepsza gra otwiera więcej drzwi i powoduje większe zainteresowanie marek. 


– Od początku zawodowej kariery współpracujesz z agencją menedżerską Hambric Sports. Jaką rolę pełni ona w Twoim zespole?


– W golfie grupy menedżerskie szukają golfistów z potencjałem i znajdują dla nich sponsorów. U mnie odegrali ważną rolę na początku kariery zawodowej. Gdy zdecydowałem się zostać zawodowym golfistą, nie miałem żadnego statusu w ani jednej golfowej lidze. Hambric Sports zapewniło mi siedem dzikich kart na turnieje Challenge Tour. I od tego wszystko się zaczęło. Nasza współpraca trwa od tamtej pory i w czasie pandemii są bardzo pomocni. Pomagają załatwiać wiele spraw, mają orientację w zmieniającej się rzeczywistości, ułatwiają podróże, załatwiają hotele czy samoloty.


– To chyba spore odciążenie dla Ciebie.


– Szczerze mówiąc, gdybym musiał się tym zajmować sam, to byłyby z tym same problemy. Zwłaszcza teraz w trakcie pandemii, gdzie przepisy zmieniają się tak szybko i niespodziewanie. A przecież podróżuję po wielu krajach. Dzięki nim nie muszę się tym zajmować. Mogę się w stu procentach skupić na treningach i grze w golfa.


– A czy w związku z tym, że jesteś graczem European Tour masz jakieś przywileje? 


– Mamy do swojej dyspozycji centrum treningowe w Dubaju. Mamy tam wszystko zapewnione i możemy z niego korzystać kiedy i ile chcemy. Oczywiście, musimy uprzedzić, że przyjeżdżamy. Ale centrum jest wyposażone kompletnie – jest tam driving range, miejsce do treningu krótkiej gry, pełnowymiarowe pole golfowe, kompleksowo wyposażona siłownia. Możemy się tam czuć bardzo swobodnie. Wszystko zostało bardzo dobrze pomyślane. To miejsce stało się moją zimową bazą, a korzysta z niego większość zawodników European Tour. Dzięki temu możemy grać mecze pomiędzy sobą, co jest jedną z lepszych form treningu przed sezonem. Poza tym, to pozwala zorientować się, kto w danym momencie w jakiej jest formie. Bardzo lubię to miejsce i będę tam jeździł co roku. 


– Co jest w zawodowym golfie takiego, co Cię zaskoczyło, ale o tym się otwarcie nie mówi czy nie widać w telewizji?


– Zaskoczyło mnie to, że każdy zawodnik jest inny, ma inną rutynę, każdy robi podczas treningu coś innego, a wyniki na turnieju są potem porównywalne. Fajne w golfie jest to, że nie ma jednej reguły, zamachu, podejścia do tego sportu. Każdy idzie swoją własną drogą i podstawą jest wiara w swój sukces, to potem daje efekty.


– Zanim zostałeś zawodowcem grałeś w wielu turniejach amatorskich. Jak wspominasz Silesia Business & Life Golf Cup?


Zagrałem dwa razy na zaproszenie Klaudiusza Sevkovicia. Mam same dobre wspomnienia, bo to był bardzo dobrze zorganizowany turniej i w sumie jeden z pierwszych w jakim grałem. Teraz obserwuję jak się rozwija, cykl jest coraz większy. Bardzo się z tego cieszę, bo golfiści amatorzy potrzebują tak dobrych warunków do rywalizacji. Gdy jestem w Polsce, to staram się znaleźć czas na spotkanie z organizatorami czy wizytę przy okazji turnieju.


– Jako amator szybko poczułeś, że jesteś najlepszy w kraju?

 

– Jako 14-latek dostałem pierwsze powołanie do kadry juniorów. Było nas 10 czy 15, a większość chłopaków grała lepiej ode mnie, ale z częścią z nich udało mi się wygrać. Swój pierwszy juniorski turniej wygrałem jako 16-latek, potem zostałem mistrzem Polski juniorów. Wiedziałem, że jestem jednym z lepszych w Polsce, gdy zaczęły się międzynarodowe wyjazdy i turnieje. Gdy zacząłem wygrywać mistrzostwa Polski mężczyzn, wiedziałem, że jestem wśród dwóch, trzech najlepszych.


– Wtedy czułeś już, że będziesz zawodowym golfistą?


– Decyzję podjąłem później. Po maturze wyjechałem z Polski na golfowe stypendium na uczelni East Tennessee State University. Przez cztery lata uczyłem się, trenowałem i grałem. Dzięki temu mój poziom gry bardzo się poprawił i w wieku około 20–21 lat postanowiłem, że chcę być profesjonalnym golfistą i tak zaplanuję karierę po skończeniu szkoły. 


– Wyjazd do USA na stypendium golfowe to już poważna deklaracja. Plan na zawodowstwo nie pojawił się wcześniej?


– Wyjeżdżając do USA miałem z tyłu głowy, że zwiążę swoje życie z golfem. Ale nie wiedziałem czego spodziewać się po wyjeździe do Stanów. Stawiałem sobie małe cele, chciałem krok po kroku poprawiać swoją grę i iść naprzód. Wyjazd do USA był decydujący o tym, że zostanę zawodowym golfistą.


– A marzyłeś już wtedy o starcie na igrzyskach? Bo zagrasz w Tokio. 


– Jestem wielkim fanem sportu i igrzysk, obejrzałem relacje z wszystkich, które odbyły się odkąd pamiętam. Dla mnie to jest bardzo duże wydarzenie. To jedno z moich marzeń, żeby reprezentować Polskę na igrzyskach olimpijskich. Traktuję grę w olimpijskim turnieju priorytetowo. Chciałbym walczyć o medale. 


– Odważna deklaracja.

 

– Tak, ale jakbym nie celował w medal, to wyjazd na igrzyska nie miałby sensu. Zawsze jak startuję w turnieju, to celem jest wygrana. Inaczej to nie ma sensu. W igrzyskach zagra 60 zawodników, czyli o połowę mniej niż w European Tour, więc szanse na wygraną są duże. Taki jest mój cel i na tym się będę skupiał. A po czterech dniach zobaczymy co z tego wyjdzie.


– Igrzyska to najważniejszy cel na 2021? 


– Wielu golfistów mówi, że nie jest to najważniejszy start. Ale dla mnie jest on istotny. Nie powiedziałbym, że najważniejszy. Na pewno jest ważny, ale nie mogę zapominać o moim całym sezonie w European Tour, który jest istotny. Chcę się wspinać w rankingu światowym. Dobra gra tydzień po tygodniu sprawi, że będę wysoko w European Tour i będę mógł się skupić na igrzyskach.


– W European Tour z powodzeniem rywalizujesz w większym gronie czołowych graczy. Jak wiele brakuje do tego, by dołączyć do ścisłej elity?


– Tak naprawdę to niewiele. Ale ogromną rolę odgrywa doświadczenie, więc z turnieju na turniej czuję się coraz pewniej w turniejach wyższej rangi. Niektóre aspekty gry są do poprawy i wierzę, że coraz częściej będę w stanie rywalizować o zwycięstwa.


– Co wymaga doszlifowania w Twoim golfie?


– Krótka gra, czyli techniczne, dokładne strzały, które mają za zadanie uratować wynik, gdy coś nie idzie za dobrze. Jeśli się ma dobrą krótką grę, to wtedy można uratować wynik i o to w tym chodzi. Cały czas nad tym elementem pracuję, widzę poprawę, mam dobrze ułożony plan, myślę, że z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej.


– A które elementy gry masz już na wysokim poziomie?


– To na pewno tee shoty, czyli rozpoczęcie dołka długim strzałem. Ze względu na mój wzrost, mam duży zasięg ramion, co pomaga mi uderzać dalej niż niżsi gracze. W ostatnich latach poprawiłem też wykończenie dołka, czyli puttowanie. Dużo nad tym pracowałem i cały czas pracuję, a jeszcze cztery czy pięć lat temu była to moja słabsza strona. Teraz czuję się z tym elementem gry dość pewnie i jestem zadowolony z tego, jak puttuję.


– Patrząc na Twoją sylwetkę można odnieść wrażenie, że trenujesz nie tylko na polu golfowym.


– Obecnie golfista to atleta. Jeśli chce się liczyć na świecie, to musi być w pełni zaangażowany i psychicznie, i fizycznie. Każdy dużo czasu spędza na pracy nad własnym ciałem. Jeśli nie gram turnieju, to jestem nawet sześć razy w tygodniu na siłowni. Oprócz tego, mam też treningi golfowe po około pięć, sześć godzin dziennie, a także pracuję z psychologiem, co w golfie jest szczególnie ważne, bo to sport, w którym tak naprawdę wszystko rozgrywa się w głowie. Rozgrywka golfowa trwa jednego dnia nawet cztery, pięć godzin, podczas których mamy mnóstwo czasu na różne myśli, z którymi trzeba sobie poradzić i zająć głowę czymś innym. 


- W trakcie sezonu pomiędzy wyjazdami masz czas na taki intensywny program treningowy?


– W sezonie trudno pracować nad techniką czy nad poprawą jakiegoś elementu gry. Na to jest czas zimą, poza sezonem, podczas dłuższej przerwy. Gdy sezon jest w pełni i jeździmy z zawodów na zawody, możemy tylko ulepszać detale, a i to zależy od sytuacji. Bo jak się gra co tydzień, to tego czasu nie ma zbyt wiele, zabierają go przygotowania do kolejnej imprezy i wiele nie jesteśmy w stanie zrobić. W sezonie skupiamy się na samej grze i żeby jak najlepiej wykonać swoją pracę na polu.


– A jak wymagające psychicznie jest to, że po dwóch dniach może okazać się, że nic nie zarobisz? Czuć z tego powodu jakąś presję? 


– Na pewno, nikt nie chce o tym myśleć, ale po dwóch dniach jest cut, czyli odcięcie połowy stawki. Awans do górnej połówki jest zawsze planem minimum całej stawki golfistów, wszyscy mają tego świadomość. Kluczem jest zagranie najlepiej się potrafi, a wynik przyjdzie.


– Polska potrzebuje sukcesu, żeby zakochać się w golfie?

 

– Zawsze tak było, że sukcesy zwiększają zainteresowanie. Na pewno moje wyniki w European Tour sprawiły, że tego szumu wokół golfa zrobiło się więcej, pojawiło się medialne zainteresowanie, ale takich sukcesów potrzeba oczywiście więcej. Taki mam plan, żeby było ich jak najwięcej. One dają niesamowicie wiele, tak było z innymi gwiazdami polskiego sportu, takimi jak Adam Małysz, Robert Kubica czy Justyna Kowalczyk. Mam nadzieję, że przyczynię się do popularyzacji golfa.


– Dużo dzieli pod względem popularności golf w Polsce od tego zagranicznego?


– Wszystko zależy od tego w jakim jesteś kraju. W państwach takich jak Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Hiszpania czy Portugalia, a w szczególności USA, golf ma bardzo mocną pozycję, wiele osób się nim interesuje. Pod tym względem nie ma co się porównywać. Co ciekawe, nawet w Czechach golf ma większe zainteresowanie niż u nas. 


– A na przestrzeni Twojej kariery coś się w Polsce zmienia?


– Na pewno coraz więcej ludzi zaczyna grać, powstają nowe ośrodki do gry i treningów. Co więcej, mamy polskojęzyczny kanał telewizyjny, w którym można oglądać golfa na żywo. Widzę, że moje wyniki zaczęły być dostrzegane także poza środowiskiem golfowym. Na pewno te sukcesy pomogą w popularyzacji dyscypliny wśród juniorów, bo jest tych młodych adeptów coraz więcej. Może nie jesteśmy jeszcze na takim poziomie, jakby wszyscy marzyli, ale idzie to w dobrym kierunku.