Silesia B&L

Karolina Woźniak  


Przełamywanie sztuki czymś nieoczywistym

 

O tym, czym jest pop-art w zupełnie nowym wydaniu, o wydarzeniach artystycznych oddziałujących na różne zmysły oraz urokach i gorszych stronach świata mody opowiada Karolina Woźniak, właścicielka galerii sztuki Kawai Modern Art Gallery i fotomodelka. 


– Zacznijmy naszą rozmowę od tego, co Panią czeka w sferze zawodowej w najbliższych miesiącach?.


– Jeśli chodzi o Kawai Modern Art Gallery, to przygotowujemy kilka wydarzeń artystycznych. Jednocześniewiele pomysłów rodzi się spontanicznie. Zdarza się, że przypadkowo spotykam artystę, z którym nawiązuję współpracę i wcześniejsze plany modyfikuję. Z takich konkretnych i mocno zaawansowanych działań, to chcę zorganizować w galerii wraz z moim przyjacielem fotografem sesję zdjęciową kobiet w wannie. Jej założeniem jest ukazanie tego, że człowiek w takiej sytuacji jest „odkryty”, w sensie metaforycznym bez maski, bez atrybutów, które towarzyszą mu w różnych życiowych rolach, w codzienności. Najbliższa perspektywa to również przygotowanie dwóch wernisaży, w tym jednego we współpracy z artystką Iriną Vilim. Druga wystawa będzie prezentacją obrazów i rzeźb wykonanych przez polskiego artystę Tomasza Szczyrbę. Jego działalność jest zupełnie czymś nowym na rynku sztuki. Generalnie w tych działaniach nastawiam się na organizowanie wydarzeń synkretycznych, a więc oddziałujących na różne zmysły. Natomiast jeśli chodzi o modeling, to w marcu wezmę udział w kolejnym Fashion week w Paryżu i Mediolanie. 


– Zostańmy przy temacie sztuki, z czym mogą się spotkać odwiedzający Pani galerię? 


– Moim zamysłem jest przełamywanie sztuki „czymś” nieoczywistym. W naszej galerii pojawiają się dzieła artystów związane z pop-artem, jak i tzw. sztuka użytkowa. Te dwa elementy niejako spinają różne przedsięwzięcia artystyczne, które organizujemy cyklicznie. Jeśli ktoś chce zobaczyć przykłady obrazów czy rzeźb wykonanych w nurcie pop-art przez polskich i zagranicznych artystów, to w mojej galerii z tym się zetknie. Jednocześnie osoby poszukujące oryginalnych mebli czy elementów wystroju wnętrz Kawai Modern Art Gallery również zainteresuje. To, co dziś można zobaczyć w galerii, to efekt moich poszukiwań i inspiracji. Jednocześnie nie osiadam na laurach, chcę dalej wzmacniać swoją markę, która wiąże się z synkretycznym podejściem do sztuki. Galeria zgodnie z moim założeniem to nie tylko miejsce, w którym można oglądać obrazy czy rzeźby. To miejsce, w którym cyklicznie odbywają się wydarzenia na granicy różnych form artystycznego przekazu. Jesteśmy jedyną galerią w Polsce promująca sztukę POP ART w międzynarodowym wydaniu. 


– Kiedy ta potrzeba obcowania ze sztuką w sferze zawodowej się pojawiła? 


– Zawsze interesowałam się szeroko rozumianą sztuką. Jednak potrzebowałam czasu, aby odkryć to, jak chcę ją wykorzystywać zawodowo. Sztuka w wydaniu klasycznym nie do końca mi odpowiadała, więc poszukiwałam dalej. Aż w pewnym momencie uznałam, że będzie to pop-art. Z kolei przełomowym momentem w myśleniu o tym, co dalej będę robić zawodowo była sesja zdjęciowa w Hiszpanii. Moje zdjęcia, które powstały wtedy zostały sprzedane galerii sztuki w Holandii. Tam natomiast artyści przekształcili je w obrazy, dodano do nich też kilka elementów podnoszących ich oryginalność, jak np. żywica, kryształy Swarovskiego. Wtedy też pierwszy raz pomyślałam o tym, że chcę poszukiwać i promować bardziej wyszukane dzieła sztuki. 


– Wiemy czym jest pop-art w słownikowym znaczeniu, co Panią w nim szczególnie pociąga?


– W tym prądzie sztuki, co bardzo lubię, dominują mocne, nasycone barwy, pojawia się sporo kontrastów. Tworzą ją motywy, które jako odbiorcy kojarzymy z kulturą popularną, reklamą, filmem czy wprost światem bajek. W tym nurcie sztuki jest dużo ironii, sarkazmu, ale i dystansu do rzeczywistości. Niekoniecznie doszukiwałabym się w nim tzw. drugiego dna, głębokiego, bardzo wyrafinowanego metaforycznie przekazu. Obcowanie z pop-artem skłania do śmiechu, ale i do refleksji czy formułowania wniosków związanych z naszym życiem i ludzkimi przywarami. Jednak bardziej chyba ta forma sztuki chce bazować na pierwszych, odruchowych skojarzeniach. 


– Wobec tego jakie odczucia zgodnie z Pani zamierzeniem powinna wzbudzać Pani galeria w odbiorcach?


– Mówiąc w skrócie, chcę uzyskać tzw. efekt wow, zaskoczenia, zaintrygowania. Galeria obfituje w kolorowe przedmioty, często nawiązujące do motywów dzieciństwa, ale i popularnych komiksów. Tym pierwszym odbiorem może być skojarzenie, że nagle znaleźliśmy się w sklepie w zabawkami. Jednak to tylko pierwsze wrażenie, bo po dłuższym obcowaniu z przedmiotami, które prezentuję w tej przestrzeni można docenić ich wartość. Galeria współpracuje bowiem z wieloma utalentowanymi polskimi i zagranicznymi artystami. Spora część naszych klientów po pierwszej wizycie wraca do nas i kupuje kolejne dzieła. Mogę powiedzieć, że po kilku latach istnienia na rynku wyrobiliśmy sobie markę, która jest rozpoznawana i doceniana, zarówno przez artystów, jak i odbiorców. 


– Z jaką artystką czy artystą współpraca była dla Pani szczególnie ważna? 


– Tych kontaktów jest wiele. Każda tego typu współpraca jest inna, każda rozwija, uwrażliwia mnie na inne aspekty sztuki. Nie jestem w stanie wskazać jednego przykładu. Przychodzi mi do głowy m.in. udana współpraca z francuskim małżeństwem artystów Geraldine Morin & Erik Salin, którzy zajmują się tzw. markowym pop-artem. W swoich dziełach przedstawiają logo danej marki w nietypowy sposób, trochę z przymrużeniem oka, a trochę z konkretnym przekazem dobrze diagnozującym aktualny świat. Poza relacjami zawodowymi nawiązała się między nami szczera relacja prywatna. Miałam też możliwość obserwowania ich twórczej pracy, co nas również 

zbliżyło. 


– Wspomniała Pani wcześniej, że to, co możemy zobaczyć w galerii, to efekt Pani poszukiwań i inspiracji. Skąd Pani czerpie inspiracje? 


– Przede wszystkim odwiedzam inne galerie sztuki, przy każdej okazji obcuję z dziełami sztuki. Gdy uczestniczę w pokazach mody w różnych częściach Europy czy świata, to zawsze staram się znaleźć czas na to, aby posmakować trochę sztuki. Źródłem inspiracji jest dla mnie też Internet, przeglądam różne strony i portfolia artystów, szukam nowych nazwisk.

 

– Kogo szczególnie Pani podziwia?


– Bardzo lubię Szymona Chwalisza, który w swojej sztuce porównywany jest do Zdzisława Beksińskiego. W jego obrazach jest trochę pop-artu, ale też można dostrzec głębszy przekaz. Generalnie staram się otwierać na wszystko, co napotykam w artystycznym świecie, nie mam uprzedzeń czy sztywnych ram, w które próbuję wpisać artystów. Lubię odkrywać niezwykłe postacie w sztuce. 


– Co Panią zaskakuje w świecie sztuki na linii artysta – odbiorcy? 


– Na pewno to, że sztuka może być nieprzewidywalna. Zdarza się przecież, że niektóre dzieła sztuki, które w powszechnym odbiorze nie mają walorów estetycznych są bardzo drogie. Gdy są wystawiane w ramach aukcji, to ceny potrafią szybować bardzo wysoko i ostatecznie trafiają w ręce nowego właściciela np. za milion dolarów. Można więc uznać, że sztuka to pojęcie względne. Dla jednego odbiorcy dany obraz może mieć wyjątkową wartość artystyczną, dla innego może być jednym z wielu, które widział lub być kompletnie nieatrakcyjnym. Oczywiście jest też tak, że czasem artysta swoim nazwiskiem winduje cenę do góry. Na tę markę niekiedy pracuje całe życie, a innym razem jest to jeden sezon. I w tym kontekście znowu okazuje się, że świat sztuki rządzi się swoimi prawami. 


– Czyli tym decydującym elementem w relacji dzieło sztuki – odbiorca jest sposób jego postrzegania. 


– Te rozważania sprowadzają się do zasadniczego pytania, czy ta forma sztuki do nas przemawia, czy przyjmujemy przekaz, który za nią stoi. To wszystko kwestia utożsamiania się z obrazem czy rzeźbą, na które patrzymy. Musi wystąpić „powiązanie” między sztuką a odbiorcą. Może ono następować na poziomie zmysłów, odczuć czy intelektu. 


– Porozmawiajmy teraz o świecie mody. Jakie były Pani początki w tym zawodzie? 


– Jako nastolatka próbowałam już swoich sił w modelingu, a podczas studiów brałam udział w kilku sesjach w Polsce i za granicą. Moja kariera nabrała szybszego tempa, gdy po studiach otrzymałam trzyletni kontrakt w Miami. To był moment, w którym stałam się modelką na pełen etat. Wtedy zakładałam, że będzie to zajęcie na jakiś czas. Jednak szybko się okazało, że zostanę w tej roli zawodowej dłużej. Natomiast nigdy nie traktowałam i nadal nie traktuję tego jako pracy na całe życie.


– Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ma wiele zalet. Co dla Pani jest najważniejszym atutem tej pracy? 


– Tym, co sobie cenię jest możliwość poznawania ludzi. W moim życiu zawodowym przewinęło się wiele interesujących postaci ze świata mody, modelek, projektantów czy osób, które pracują na tzw. backstage’u, czyli są odpowiedzialne za wizerunek modelek i modeli na wybiegu. Dzięki tej pracy nawiązałam wiele przyjaźni, które przetrwały do dziś. Innym atutem jest możliwość zwiedzania świata. Pamiętam, że z jednym z fotografów, z którym dłużej współpracowałam, zwiedziłam spory kawałek kuli ziemskiej. W sumie miałam okazję być w celach zawodowych na wszystkich kontynentach poza Australią. Oczywiście w praktyce tego czasu na turystykę czy rekreację podczas sesji zdjęciowych jest niewiele, ale zawsze staram się wyłuskać takie momenty w napiętym grafiku.

 

– Bo to praca od rana do wieczora przez siedem dni w tygodniu?


– Powiedziałabym, że to prawdziwa szkoła życia, co też uznaję za atut. Zawód modelki uczy konsekwencji, cierpliwości i pracy pod presją czasu w zróżnicowanym otoczeniu ludzi. Swoją szkołę życia przeszłam podczas trzyletniego kontraktu w Miami. Trafiłam sama do nowego miejsca, gdzie nikogo nie znałam, a jednocześnie postawiono przede mną poważne zadania do wykonania. A wracając do wątku „pracy od rana do wieczora”... Gdy trwa sesja zdjęciowa a jej długość bywa różna, od kilku godzin do kilku dni - to jest to praca na pełnych obrotach. Nie ma miejsca na niedyspozycje czy dłuższy odpoczynek. Cała ekipa zdjęciowa temu się podporządkowuje. Jednak właśnie takie podejście pozwala osiągnąć wspólny cel we właściwym czasie i miejscu. Do zawodowego grafiku dochodzą castingi, a wcześniej wielogodzinne przygotowania do nich. Kolejnym punktem w kalendarzu są pokazy mody. 


– To taki moment, który chyba wzbudza największe emocje ? 


- Tuż przed pokazami i w ich trakcie tworzy się niesamowita atmosfera, pojawia się wiele emocji, napięcia, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Na backstage’u dziewczyny przebierają się w kolejne stroje, każda jest skupiona na sobie. Wokół niektórych z nich kręcą się jeszcze wizażystki, które poprawiają ostatnie elementy ich „scenicznego” wizerunku. To wszystko jest przygotowywane z dużym wyprzedzeniem i dokładnością, to zwykle życie pisze swój scenariusz. I właśnie nieoczekiwane zdarzenia czy sytuacje towarzyszące pokazom przyczyniają się do tego, że każdy z nich zapada w pamięć. Każdy pokaz poza dużą dawką stresu i mobilizacji, to wiele pozytywnych odczuć jak euforia, radość, satysfakcja. Jeśli chodzi o „trudne pokazy”, to pamiętam jeden, który przygotowywał znany paryski projektant mody. Uderzyło mnie wtedy to, jak bardzo różnią się dwa puszczonej modelki. Uważam, że każdy w swojej pracy, niezależnie od zawodu, powinien mieć zapewnione godne warunki do jej wykonywania. 


– A wracając do atutów tej pracy, to czy jest coś jeszcze, co warto podkreślić? 


– Dodałabym jeszcze jeden aspekt, chyba szczególnie ważny dla kobiet. Mam na myśli bycie w centrum uwagi wszystkich, którzy są za sceną i przed sceną. Kobieta, która jest profesjonalnie pomalowana, ciekawie ubrana i w całokształcie zadbana, zawsze czuje się piękna. To też dowartościowuje, choć uważam, że należy zachować zdrowy dystans do tych kwestii. Presja związana z tym, jak się wygląda, jak inwestuje się w swoje piękno jest ogromna w tej branży. Dlatego, zwłaszcza na początku kariery czy w sytuacji, kiedy wchodzi się z pewnym bagażem w postaci nieakceptowania siebie, może rodzić problemy. W obu przypadkach, gdy spotykamy się ze wszystkich stron z wysokimi oczekiwaniami co do urody i sylwetki, łatwo wpaść w poważne kompleksy. W świecie mody jest grupa ludzi, którzy przedmiotowo traktują modelki, ale jest i 

spora grupa tych, którzy mają właściwe, profesjonalne podejście. Uważam, że nie należy popadać w uzależnieni e od oklasków i podziwu. To tylko jeden z wielu wymiarów, w których możemy się realizować w życiu. Nigdy modelingu nie traktowałam śmiertelnie poważnie, dlatego łatwo było 

mi tę dewizę stosować w praktyce. 


– Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Dominika TKOCZ