Silesia B&L

Patryk ROMBEL

Misja do spełnienia

W styczniu przyszłego Polska oraz Szwecja będą współgospodarzami XXVIII mistrzostw świata w piłce ręcznej mężczyzn. Nad Wisłą mamy już godnych następców Szmala, Bieleckiego, braci Lijewskich, Jureckich – zapewnia wielka nadzieja polskiej myśli szkoleniowej, selekcjoner Biało-czerwonych, Patryk Rombel.


Po znakomitych blisko dwóch dekadach polskich piłkarzy ręcznych, sygnowanych srebrnymi i brązowymi medalami mistrzostw świata, udziałem w igrzyskach olimpijskich (Londyn, Rio de Janeiro), regularnym kwalifikowaniem się do turniejów mistrzowskiej rangi, polska piłka ręczna mocno spuściła z tonu. Bez blasku Sławomira Szmala, Karola Bieleckiego, braci Lijewskich, Jureckich, czyli światowych gwiazd, które już zakończyły kariery, ich następcy mieli problemy z takimi przeciwnikami jak Kosowo czy Izrael. Dwukrotnie zabrakło biało-czerwonych w finałach mistrzostw Europy i świata (2018, 2019), a na mundialu w 2021 roku zagraliśmy tylko dzięki „dzikiej karcie” przyznanej Polsce za zasługi przez Międzynarodową Federację Piłki Ręcznej. Misji przywrócenia rodzimego handballu do światowej czołówki podjął się trzy lata temu niespełna 36-letni wówczas Patryk Rombel i nasi szczypiorniści znów pną się w górę w światowej hierarchii. Może jeszcze nie wyzwalają tak wielkich emocji jak za kadencji Bogdana Wenty, czy Michaela Bieglera, ale znów dostarczają nam wielu wrażeń dając nadzieję, że na styczniowych mistrzostwach świata, które po raz pierwszy rozegrane zostaną w Polsce oraz Szwecji, będziemy mieli sporo powodów do radości. - Nie mieliśmy jednak szczęścia w losowaniu – uważa selekcjoner Patryk Rombel. - No bo skoro z teoretycznie najsłabszego, czwartego koszyka trafiamy na silną Słowenię, siódemkę z europejskiej czołówki, której zawodnicy w komplecie występują w Lidze Mistrzów, a mogliśmy wylosować kogoś z Afryki, Ameryki czy USA, to nie możemy mówić o dobrym losowaniu.

 

– Tym bardziej trzeba zachować czujność, że w naszej grupie grać będziemy jeszcze z Francją, a więc jednym z najsilniejszych zespołów świata oraz Arabią Saudyjską.

– Zadanie czeka nas bardzo ciężkie. Doskonale zdajemy sobie z tego sprawę, ale mam nadzieję, że spełnimy oczekiwania naszych kibiców i nas samych. Chcielibyśmy wyjść z grupy i do kolejnej fazy zabrać ze sobą jakieś punkty. Chcemy rozegrać na przyszłorocznym mundialu minimum siedem spotkań, bo naszym celem jest zdobycie możliwości gry na igrzyskach olimpijskich w 2024 roku we Francji. A zakwalifikowanie się do jednego z turniejów kwalifikacyjnych do kolejnych igrzysk gwarantuje zajęcie miejsca w czołowej ósemce styczniowych mistrzostw świata, choć w sprzyjających okolicznościach szanse na kwalifikacje może dać miejsce w pierwszej dziesiątce.

 

– Obejmował pan reprezentację Polski, po jej dwóch kolejnych absencjach na mistrzowskich turniejach. Decyzja zapewne nie była łatwa, choć dziś progres jakościowy naszej reprezentacji jest już mocno widoczny?

– Najlepiej wszystko obrazują liczby, choć same wyniki nie zawsze są wymierne. Dwa lata temu na ME awansowaliśmy dopiero w ostatnim eliminacyjnym meczu z Izraelem. W Szwecji grając bez ośmiu podstawowych zawodników zajęliśmy jeszcze odległe 21 miejsce, niemniej sama obecność na Euro była już ważną okolicznością. Rok później na mistrzostwach świata w Egipcie pokonaliśmy Tunezję i Brazylię, po supermeczu przegraliśmy jedną bramką z Hiszpanią i zremisowaliśmy w samej końcówce pechowo z Niemcami. Zabrakło nam tej jednej bramki do dziewiątego miejsca na świecie (ostatecznie sklasyfikowano nas na 13 miejscu – przyp. red.). W kolejnych mistrzostwach Europy zajęliśmy 12. miejsce po drodze pewnie pokonując Austrię i Białoruś i remisując z Rosją. Reasumując - ustabilizowaliśmy się już w roli mocnego, europejskiego średniaka. Zmiana na lepsze jest widoczna, można z optymizmem patrzeć do przodu.

 

– Fundament reprezentacji jest już od jakiegoś czasu gotowy. Ba, czego nie było już dawno – na kilku pozycjach ma pan kłopoty bogactwa. Kamil Syprzak, Szymon Sićko, Maciej Gębala, Przemysław Krajewski, Michał Daćko, Arkadiusz Moryto, Michał Olejniczak czy bramkarz Adam Morawski, to zawodnicy topowych europejskich klubów.

– Mam nadzieję, że w optymalnym składzie pojawimy się w styczniu na mistrzostwach, że ominą nas jakieś nieszczęśliwe przypadki, pechowe kontuzje, urazy. Na takich turniejach jak mistrzostwa świata potrzebna jest szeroka kadra. Jedna siódemka czy dziewiątka zawodników nie wystarczy. Nie jest w stanie rozegrać całych mistrzostw. Potrzebna jest szesnastka zawodników na najwyższym poziomie, w najlepszej formie. I my takich zawodników mam w Polsce, którzy prezentują wysoki poziom, mocno pracują i nie boją się ani rywalizacji, ani silnej konkurencji.

– Jest pan młodym szkoleniowcem, jedną z największych nadziei rodzimej myśli szkoleniowej. Z drugiej strony choć nie ma pan jeszcze czterdziestu lat, to blisko od dwudziestu jest pan szkoleniowcem, który w swoim zawodzie przeszedł wszystkie szczeble. Od pracy z młodzieżą w rodzinnym Kwidzynie, poprzez prowadzenie ukraińskiego Motoru Zaporoże, z którym uczestniczył w Lidze Mistrzów, po objęcie posady selekcjonera pierwszej reprezentacji Polski. Kiedy pojawiła się myśl, że zostanie pan trenerem?

– Sięgając głęboko wstecz w czasie, to moja przygoda z trenerką zaczęła się już w dzieciństwie. Nawet będąc na podwórku planowałem, co będziemy robić z kolegami. Zawsze wszystko organizowałem, nad wszystkim miałem pieczę. Trenowałem nawet drużynę osiedlową

– Uśmiecha się pan na wspomnienie tamtych, sympatycznych czasów...

– Tak, to za sprawą nauczyciela wuefu w szkole podstawowej w Kwidzynie, trenera Marka Woronowicza, z którym do dziś mam bardzo dobry kontakt, zająłem się piłką ręczną. Od razu trafiłem do klasy sportowej, bo byłem bardzo usportowionym chłopakiem. Dobrze radziłem sobie we wszystkich dyscyplinach. Od piłki nożnej, po hokej, brałem nawet udział w zawodach wojewódzkich w pływaniu i siatkówce. Co ciekawe, pochodzę z kompletnie niesportowej rodziny. Rodzice – tata już niestety nie żyje – byli stomatologami, dziadkowie krawcami, urzędnikami. Tak więc wzorców sportowych w domu nie miałem, jednak trener Woronowicz coś we mnie dostrzegł, to za jego sprawą zostałem też trenerem. Ale najpierw byłem zawodnikiem. Przeszedłem wszystkie szczeble kariery, od juniorów, zdobywając trzy medale mistrzostw Polski, po seniorów, gdzie miałem przyjemność zdobyć pięć medali MP, grać w europejskich pucharach, w Pucharze Challenge CUP.

– I mając zaledwie 23 lata zaczął pan łączyć pracę trenera z występami na parkiecie. Naturalnymi konsekwencjami pana zainteresowań były studia na Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu im. Jędrzeja Śniadeckiego w Gdańsku uzupełniane specjalizacją także w innych dziedzinach?

– Zdarzało się, że prowadziłem nawet cztery młodzieżowe grupy jednocześnie, zdobywając w sezonie po 2-3 medale MP. Po drodze miałem świetnych trenerów, jak Tałant Dujszebajew, który przekazał mi bardzo wiele ciekawych informacji szkoleniowych, ale bardzo wiele nauczyłem się także podczas staży zagranicznych, nie wspominając o przygodzie w roli asystenta kadry Michaela Bieglera przygotowującej się do igrzysk olimpijskich.

– Nie ukrywa pan, że ze szczególną przyjemnością patrzy na to co robią Hiszpanie. Ta szkoła, jej styl, najbardziej pana fascynuje?

– Jest mi bliska, lecz takie stwierdzenie byłoby dużym uproszczeniem. Nie czerpię tylko z hiszpańskich wzorców, tylko z jednego nurtu, bo piłka ręczna jest multikulturowa. Różne szkoły, style gry się przenikają, ja chciałbym łączyć je ze sobą. Wybierać to, co najlepsze. Szukać swojej drogi, swoich rozwiązań, naturalnie mając na uwadze różne mentalności, różne możliwości zawodników, bo jak już wielokrotnie podkreślałem – praca trenera polega na nieustannej analizie tego co się robi, wyciąganiu wniosków, poszukiwaniu nowych rozwiązań. Trzeba się cały czas rozwijać, iść do przodu. Praca z drużyną to niekończący się proces.

– W jakim kierunku zmierza dziś piłka ręczna?

– Jak spojrzymy na europejską, klubową czołówkę – Barcelonę, PSG, Veszprem, Kiel, czy nasze zespoły Łomżę Kielce i Wisłę Orlen Płock, to widzimy, że liczba popełnianych błędów jest coraz mniejsza. I wszystko zmierza w tym kierunku, a o wyniku często przesądzają detale. Piłka ręczna staje się rozwija i przede wszystkim staje się coraz szybsza. Tylko że szybkość rodzi się z jakości. Możemy przyśpieszyć grę jedynie wtedy, gdy dysponujemy odpowiednią techniką i jakością

 

– Pracując z seniorami jednocześnie wielką wagę poświęca pan szkoleniu młodzieży, które, co tu dużo mówić, nadal w naszym kraju kuleje?

– My, Polacy, niestety, jesteśmy mistrzami świata w narzekaniu. A to nic dobrego nie przyniesie. Co jest źle wiemy od wielu lat, więc nie ma sensu oglądanie się za siebie. Trzeba konsekwentnie pracować i cierpliwie czekać na wyniki tej pracy. Dlatego często spotykamy się z trenerami SMS-ów, prowadzimy wielogodzinne rozmowy. Ustaliliśmy, że szkolenie młodzieży z pierwszą reprezentacją będzie łączyła wspólna nić. I od początku byłem przekonany, że efekty tej linii w niedalekiej przyszłości będą procentować i już procentują. Posłużę się w miarę obiektywnymi danymi. Rocznik 2002 przegrywał 20 bramkami z Węgrami, był zakopany w Dywizji B. Po dwóch latach wygrali Dywizję B, awansowali do Dywizji A, gdzie może jeszcze nie wygrywają, ale już jak równy z równym walczą z Węgrami, Niemcami. Młodzieżówka niedawno dwukrotnie pokonała Duńczyków. Nie wyszły im potem mistrzostwa Europy, bo zajęli miejsca 13-15, co trzeba ocenić jako zapłacone frycowe. Zatem nasza młodzież już nie odstaje od rówieśników, co pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość.

 

– Mając tak wiele na głowie ma pan szczęście mając wsparcie w rodzinie. Jak pan wielokrotnie podkreślał - bez tej siły, nie byłby pan w stanie normalnie funkcjonować. Dużym bohaterstwem nazywa pan to, co robi żona Agnieszka.

–  A jak inaczej nazwać wychowywanie trójki łobuziaków? Agnieszka z obiektywnych przyczyn robi to sama, jest z naszymi dzieciakami dzień w dzień przez 24 godziny. Jestem jej za to ogromnie wdzięczny, bo dbanie o rozwój dzieci, ich dobre wychowanie, łączenie nauki z zabawą wymaga niezwykłej energii, siły charakteru, wytrzymałości.


– A trójka wspomnianych, energicznych łobuziaków to?

– Najstarsza dwunastoletnia Gabriela jest uczennicą siódmej klasy szkoły podstawowej i jest bardzo aktywna na wszystkich polach. W szkole jest przewodniczącą samorządu uczniowskiego, w sporcie też ima się wielu zajęć, choć nie uprawia piłki ręcznej. Za to bardzo dobrze pływa, uprawia akrobatykę i przede wszystkim biega na orientację. Zobaczymy co z jej zapału wyniknie, ale niczego nie będziemy jej narzucać. Michał ma dziesięć lat i uczęszcza w Warszawie do jednej ze szkółek piłkarskich. Zabrzmi to bardzo dumnie, ale Michał trenuje w... Barcelonie. Na razie nie chce grać w piłkę ręczną, choć z mojej strony taka propozycja padła. Wybrał jednak inną piłkę, a ja nie zamierzam wybijać mu jej z głowy. Najważniejsze, że się rusza, że jest bardzo sprawnym chłopakiem. Najmłodszy jest Marcin. Ma dopiero pięć lat, ale energia jaka go rozpiera odpowiada zdecydowanie starszym dzieciom. Jego specjalnością jest brojenie. Prezentuje nadzwyczaj wysoki poziom łobuzerstwa, zawadiactwa. Jak widać mamy z Agnieszką wielką pociechę z naszych dzieci.

 

– Wielkimi krokami zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, które rodzina naszego selekcjonera spędzi razem w domu i wszyscy będą mieli nareszcie trochę więcej wolnego czasu dla siebie, co jest szczególnie ważne, gdy taty często, zbyt często nie ma w domu.

– Teściowie, mama mieszkająca na stałe w Olsztynie – będziemy razem, będzie okazja, by w pięknej świątecznej atmosferze porozmawiać sobie dłużej, bo ze względu na odległość jaka nas dzieli zwykle nie mamy zbyt wielu okazji do takich spotkań.

 

– I znów wersalskie ukłony należą się pana żonie, która ogarnia wszystko, co wiąże się ze Świętami Bożego Narodzenia, od gotowania po kupowanie prezentów?

– Matematycznie świąteczny zakres naszych obowiązków w 90 procentach spada na Agnieszkę. Ja zwykle jestem w stanie wygospodarować tylko jeden dzień, by razem z nią pojeździć po sklepach i coś kupić.

 

– Na świątecznym stole króluje polska klasyka z rybami na czele?

– Po kuchni raczej niewiele się kręcę, bo choć obiad sam potrafię jakoś jeszcze sobie przyrządzić, to za wigilijne potrawy już się nie biorę, ponieważ istnieje zbyt duże ryzyko, że byłyby niesmaczne, by nie rzec, że niejadalne. Zdradzę natomiast, że przez cały rok czekam z wielkim utęsknieniem na to, by móc się opychać czym tylko się da, bo w tym okresie pozwalam sobie na wszystko, co mi smakuje. Czekam zwłaszcza na ciasta upieczone przez moją mamę według przepisu babci. Na co dzień nie jadam słodyczy, jednak w święta mocno sobie folguję i na co najmniej parę kawałków słodkości zawsze sobie pozwolę.

 

– Święta są jednocześnie okazją do robienia ulubionych rzeczy, na które w ciągu bardzo napiętego zawodowego kalendarza po prostu nie ma czasu. Jak odpoczywa, jak się resetuje Patryk Rombel?

– Oglądanie meczów, ich analizowanie, pisanie sprawozdań dla czterech SMS-ów, przygotowywanie zgrupowań, słowem obowiązki zawodowe praktycznie nie pozostawiają czasu na przyjemności. Dlatego najlepiej odpoczywam z rodziną, z dziećmi. Wtedy nie mam żadnego ciśnienia. Nic mnie nie absorbuje. Ostatnio synowie wkręcili mnie we wspólne oglądanie „Gwiezdnych wojen”, które oglądaliśmy jednym ciągiem robiąc sobie jedynie półgodzinną przerwę. Lubię też pobiegać sobie, zaliczam długie spacery. Znajduję przyjemność na basenie, lubię posiedzieć w saunie, zrelaksować się w Spa. Lubię ponudzić się w domu, ale też wyjść na dobrą kolację lub kina czy do teatru. Ostatnio byliśmy w teatrze Kamienica na jakiejś komedii, było fajnie, przyjemnie, ale proszę nie pytać mnie o tytuł sztuki, bo nie pamiętam.

 

– A ostatnio przeczytaną książkę pamięta pan?

– Lubię książki sensacyjne i kryminały, bo one pozwalają oderwać się trochę od otaczającej rzeczywistości. Sporo też czytam książek o liderowaniu, nauczaniu, prowadzeniu grupy. Taka wiedza z pogranicza psychologii przydaje się bardzo w moim zawodzie, a jeszcze lepiej, gdy jest też tam interesujący mnie sportowy aspekt, więc wtedy czytanie staje się podwójną przyjemnością. A wracając do pana pytania to ostatnio przeczytałem „Lot nad kukułczym gniazdem”, Buszującego w zbożu” i Hrabiego Monte Christo. Tak mnie wciągnęła ta książka - 800 stron, że w tydzień ją pochłonąłem.

 

– Ulubionego pana hobby, czyli jazdy na nartach, na razie nie będzie?

– Narty wejdą w grę dopiero po mistrzostwach świata. Dzieciaki już fajnie jeżdżą na deskach, więc też z niecierpliwości czekają na śnieg. Mamy już zaplanowane w lutym siedmiodniowe szusowanie po znakomitych trasach w Austrii.

 

– A ja zapraszam na golfa!

– W golfa jeszcze nie grałem, ale na pewno kiedyś spróbuję. Już myślałem o tym, by wyjść na pole golfowe, bo to piękny, spokojny sport. Świetnie wycisza i relaksuje.

 

Zbigniew Cieńciała


Polsko-Szwedzki mundial

* Polska będzie wraz ze Szwecją będzie w styczniu przyszłego roku współorganizatorem mistrzostw świata w piłce ręcznej mężczyzn. XXVIII Mistrzostwa Świata rozegrane zostaną w dniach 11-29 stycznia.

* Szwecja już czterokrotnie gościła męskie mistrzostwa świata, dla Polski będzie to debiut w tej roli.

* Turniej odbywać się w siedmiu miastach w Polsce i w Szwecji: w Katowicach, Krakowie, Płócku, Gdańsku oraz w Goeteborgu, Malmoe i Sztokholmie. Organizacja ceremonii i meczu otwarcia mistrzostw przypadła Polsce. Natomiast gospodarzem spotkań o złoty i brązowy medal, a także o miejsca 5–8 oraz ceremonii zakończenia MŚ będzie Szwecja.

* W Grupie B, w której znaleźli się Biało-czerwoni, rozegra swoje mecze w katowickim Spodku. Na inaugurację Polacy zagrają z mistrzem olimpijskim, Francją (11 stycznia, godz. 20.30), następnie trzy dni później zmierzą się ze Słowenią (14 stycznia, 20.30) i na zakończenie fazy grupowej z Arabią Saudyjską (16 stycznia, 20.30).

* W przypadku awansu do fazy zasadniczej – z każdej z ośmiu grup do kolejnej fazy turnieju awansują po trzy najlepsze zespoły z zaliczeniem wyników bezpośrednich spotkań – Polacy spotkają się w Grupie I z drużynami z grupy A, w której zagrają Hiszpania, Czarnogóra, Chile i Iran.

* Do ćwierćfinałów mś awansują po dwa najlepsze zespoły z czterech grup fazy zasadniczej, od tego momentu mecze rozgrywane będą systemem play off. 

Patryk Rombel Urodził się 16 lipca 1983 roku. Jest wychowankiem MTS-u Kwidzyn. Z MMTS-em Kwidzyn wywalczył cztery medale mistrzostw Polski, w tym medal srebrny w sezonie 2009/2010 (rozegrał wówczas 30 meczów i zdobył 67 bramek). W 2012 zakończył karierę zawodniczą. Jest absolwentem gdańskiego AWFiS. Był nauczycielem wychowania fizycznego w gimnazjum w Kwidzynie. Trenował młodzież w MTS-ie Kwidzyn, zdobywając z nią mistrzostwo Polski juniorów młodszych. W 2015 został trenerem MMTS-u Kwidzyn, stając się najmłodszym szkoleniowcem klubu grającego w Superlidze. W lipcu 2017 został trenerem ukraińskiego Motoru Zaporoże Wywalczył z nim mistrzostwo Ukrainy, Puchar Ukrainy i Superpuchar Ukrainy.

W marcu 2016 dołączył do sztabu szkoleniowego reprezentacji Polski jako trener współpracujący, następnie został trenerem reprezentacji Polski B. W lutym 2019 został trenerem głównym reprezentacji Polski.

Foto: PressFocus