Silesia B&L

Michał PROBIERZ

Pasje według Michała Probierza

Po 23 latach przygody ze sztuką trenerską, po 19 latach pracy szkoleniowej w najwyższej klasie rozgrywkowej – z krótką przerwą na wypad do Grecji w roli trenera Arisu Saloniki - i po ponad 500 meczach dziewięciu zespołów prowadzonych przez niego w polskiej ekstraklasie, w lipcu 2022 roku Michał Probierz niespodziewanie przejął stery reprezentacji Polski do lat 21. Ta nominacja Polskiego Związku Piłki Nożnej była dość zaskakująca, ponieważ trener Probierz przez te wszystkie lata zapracował solidnie na etykiety: gwałtownika, impetyka, wybuchowca, niecierpliwca, czasami złośnika oraz zadziornego i szalenie ambitnego pasjonata ligowej piłki, ale przede wszystkim trenera bardzo utalentowanego, z ogromną wiedzą i boiskowym doświadczeniem, który nigdy nie daje sobie w kaszę dmuchać. Jak zatem doszło do tego, że ten temperamentny wulkan emocji porzucił bez większego żalu ekstraklasowe gejzery i zakotwiczył w dużo spokojniejszej, jak się wydaje, reprezentacyjnej przystani?

- Na pewno w reprezentacji pracuje się inaczej. Jest więcej czasu do przemyśleń i analizy – przyznaje Michał Probierz. - Łatwiej jest też wdrażać swoje pomysły w kadrze niż w klubie. W klubie na ogół ma się jakąś grupę zawodników, nie dostajesz kogo chcesz. W reprezentacji możemy wybrać zawodników z całego kraju, w moim przypadku w konkretnej kategorii wiekowej. Nie ukrywam też, że jest duża różnica w codziennym funkcjonowaniu. Przerwy między zgrupowaniami są dłuższe. Często mówię młodszym trenerom, żeby złapali dystans. Jednym z lepszych treningów jest regeneracja, po prostu dobrze jest spojrzeć na coś z boku. Ja się niedawno wciągnąłem w golfa, który stał się moją odskocznią od piłki.

– To zaskakujący element pana biografii, bo choć jest pan człowiekiem wielu zainteresowań, to jednak golfowej pasji, namiętności w tym gronie próżno było wcześniej szukać. Jak zatem zaczął się pana flirt z dyscypliną nie cieszącą się w Polsce taką popularnością jak chociażby u naszych południowych sąsiadów, że o Zachodzie nie wspomnimy?

– Trochę przypadkowo. Kiedyś siedzieliśmy ze znajomą w miłej atmosferze i zaczęliśmy rozmawiać o golfie. Stwierdziłem wtedy, że chciałbym spróbować pograć w golfa, jednocześnie dodałem, że chyba jednak jest na to za wcześnie, bo przecież golf jest dla starych ludzi. Na to znajoma bez cienia ironii odparła – „przyjedź do nas na pole golfowe, zobacz z bliska jak to wszystko wygląda i kto naprawdę gra w golfa. Pojechałem nie do końca przekonany, że to ma sens, tymczasem na miejscu okazało się, że od razu zostałem członkiem klubu. A potem już wszystko potoczyło się błyskawicznie. Tak mnie to wciągnęło, że gram w golfa, ile tylko mogę i na ile mi czas na tę rozrywkę pozwala. Po prostu jestem fanem golfa.

– Zabawa, frajda, duża radość i odskocznia od futbolu – to rozumiem, ale jednocześnie jest pan już golfistą, który startuje w turniejach golfowych!?

– Czasami jeżdżę na turnieje golfowe, to fakt. Jak mam okazję, to po prostu podjadę gdzieś tam i zagram sobie z przyjemnością, niemniej traktuję to bardziej w formie zabawowej niż jakiejkolwiek innej.

– Nie będzie jednak na wyrost stwierdzenie, że jest pan najlepszym golfistą w gronie polskich piłkarskich trenerów?

– No nie wiem, nie wiem. Nie wiem, który jeszcze z trenerów gra w golfa. Może być jakiś potajemny, dobry trener-golfista, który się jeszcze nie ujawnił. A wracając do turniejów, to przyznam, że w paru golfowych spotkaniach już startowałem. Między innymi jak byłem na wakacjach w Turcji, to wtedy przy okazji zagrałem sobie w turnieju. Byłem też na dużym turnieju w Stanach. Było bardzo fajnie, to był super turniej, rewelacyjnie zorganizowany, no ale zająłem w nim... ostatnie miejsce, więc za bardzo nie ma się czym chwalić.

– A jednak uśmiecha się pan szeroko na samo wspomnienie zawodów golfowych w USA...

– Bo zabawa była przednia, jednak w golfie nie ma przypadków. Żeby się dobrze przygotować, grać na jakimś poziomie, to trzeba multum czasu poświęcić golfowi. Należy regularnie trenować, a ja niestety nie mam aż tyle wolnego czasu, by rywalizować z powodzeniem w turniejach, czy mierzyć się chociażby z moimi przyjaciółmi Jurkiem Dudkiem, czy Klaudiuszem Sevkoviciem. Jurek wygrał ostatnio dwudziestą ósmą edycję najstarszego cyklicznego amatorskiego turnieju golfowego w Polsce, Polonia Cup by Higasa, czyli triumfował w turnieju, który jest jednym z lepszych turniejów golfowych w naszym kraju. „Dudi” to już jest topowy golfista, a nie zawodnik, który gra tylko dla zabicia wolnego czasu, dla zabawy. Podobnie Klaudiusz, z którym znam się lata, a który został niedawno mistrzem świata amatorów w golfie. To są prawdziwi golfiści nie ja. Ale generalnie to zawsze jest miłe spotkać się z nimi, parę razy mieliśmy okazję zagrać razem.

– Kije i pozostałe akcesoria golfowe wozi pan ze sobą w samochodzie?

– Sprzętu mam akurat dwa komplety, żeby nie wozić ze sobą, nie znosić go z jednego miejsca na drugie. Pod tym względem to już jestem na etapie profesjonalisty.

– Golf uspokaja i daje dużo przyjemności, zwłaszcza jeśli już się zaczyna trafiać w tą piłkę, bo wiadomo, że na początku człowiek się denerwuje, gdy nie umie dobrze w piłkę trafić... .

– … Ale jak już się ta sztuka udaje, zaczyna się trafiać w piłkę, odbijać skutecznie na polu, wprowadzi się ją kilka razy do dołka, to proszę mi wierzyć - zaczyna to sprawiać ogromną przyjemność.

– Czyli golf to przyjemność nie tylko dla seniorów?

– Wydaje mi się, że golf jest bardzo lekceważony i niedoceniany w Polsce, bo taki jest generalnie jego odbiór w kraju. Że to gra dla ludzi w poważnym wieku, tymczasem to jest sport przez duże S i dla wszystkich bez względu na wiek. Grając w golfa, idąc przez greena, czyli przez obszar pola golfowego z najkrócej ściętą trawą, robi się po 12-14 kilometrów. A gdy ktoś jeszcze gra słabiej, dopiero się uczy, to robi dodatkowo więcej metrów, bo nie idzie prosto, tylko kręci się to w lewo, to w prawo i musi troszkę dystansu nadrobić. Generalnie dla samozadowolenia i dobrego samopoczucia nie tylko fizycznego, to naprawdę golf jest topowym sportem. Grając w golfa można się idealnie zregenerować, zresetować, uspokoić, wyciszyć, co jest bardzo ważne przy szalonym tempie naszego życia, pracy.

– Na przeciwległym biegunie sytuuje się inna pana pasja, ta już od wielu lat preferowana, której jednak w przeciwieństwie do golfa pan nie uprawia, czyli żużel.

– Po prostu lubię żużel. To sport, który ma dużo adrenaliny. Pochodzę zresztą ze Świętochłowic i na żużlowe mecze Śląska chodziłem od dziecka. Znam wielu żużlowców, jak jeździłem na zawody żużlowe, to poznawałem ich potem. Dobrze kumplowałem się z Witkiem Skrzydlewskim, gdy miał swój klub, a może jeszcze go ma... To jak mnie zwolnili z Widzewa Łódź, to Witek powiedział mi, że ma mnie szalony pomysł na mnie i zrobi mnie trenerem... żużla. Ha, ha – śmieję się do dziś z tego pomysłu, ale autentycznie tak było. Miałem zostać szkoleniowcem żużlowego klubu! (Witold Skrzydlewski to biznesem, właściciel sieci kwiaciarni i biur pogrzebowych, które od lat wspierają rozwój łódzkiego czarnego sportu i jest sponsorem strategicznym klubu KŻ Orzeł Łódź – przyp. red.).

– Obecnie stadion im. Pawła Waloszka „na Skałce” w Świętochłowicach znajduje się w przebudowie, remontowany jest główny budynek oraz tor żużlowy. Czyli jest nadzieja, że uda się reaktywować żużel w miejscu, w którym przed laty ścigały się wielkiego formatu gwiazdy speedwaya.

– No tak, ale dziś w Świętochłowicach żużla na razie nie ma. A do udanego reaktywowania jeszcze daleka droga. Liczę jednak, że w przyszłości żużel w tym miejscu się odrodzi.

– Trzeba się uzbroić w cierpliwość i chodzić oglądać żużel na innych krajowych arenach.

– Lubię oglądać Grand Prix na żużlu, rywalizację naszych żużlowców z najlepszymi na świecie. Także mecze ligowe, bo są na bardzo wysokim poziomie. W polskiej lidze jeżdżą autentyczne gwiazdy światowego speedwaya. Jak jestem gdzieś w okolicach stadionów żużlowych w Polsce, to zawsze chętnie na jakiś mecz się wybiorę lub turniej zobaczę. Generalnie jednak żużel jest daleko od mojego miejsca zamieszkania czy pracy, więc mam mniej okazji do kibicowania tej dyscyplinie niż golfowi. Pozostaje jednak zawsze telewizja, gdzie też można sporo zobaczyć, aczkolwiek patrzenie w ekran to jednak nie to samo, co śledzenie żużlowców na żywo. Wsłuchiwanie się na stadionie w ryk ich motorów, wdychanie zapachu etyliny.

– Będąc trenerem U-21 ma pan więcej czasu dla siebie, rodziny i ukochanego najmłodszego, pięcioletniego syna Henryka?

– Absolutnie nie. Te wszystkie wyjazdy związane z obserwacją zawodników są bardzo czasochłonne. Wyjazd na jeden, czy drugi, czy trzeci mecz pochłaniają bardzo dużo czasu. Z Heniem spędzamy razem ze sobą wiele czasu. Jak mogę, to zawsze zabieram go ze sobą, a on się cieszy, że jedzie z tatą. Tak więc od tej strony patrząc, to rzeczywiście mogę mu obecnie więcej czasu poświęcić. Teraz jednak robię to, co do mnie należy, czyli skupiam się na tym, żeby awansować na mistrzostwa Europy U-21.

– Heniu to będzie piłkarz, golfista czy żużlowiec?

– Na razie chodzi na wszystkie dyscypliny, a trenuje judo i pływanie, tak że wszystko po kolei zalicza. Niedawno miałem akurat dwa tygodnie urlopu, Heniek mi towarzyszył, wszędzie był ze mną - i pod namiotami, i na zwiedzaniu ciekawych miejsc, zabytków, tak że pozwiedzaliśmy sporo miejsc. Czasami jak na Śląsk przyjadę zobaczyć jakiegoś młodziaka z kręgu zainteresowań reprezentacji do lat 21, to Heniu zostaje u mojej mamy czyli swojej babci, a ja jadę na obserwacje sam, a potem znów jesteśmy razem.

– Co teraz przed pana reprezentacją U-21?

– Mamy wkrótce eliminacje mistrzostw Europy. Zaczynamy we wrześniu. Dla nas bardzo istotny będzie początek tych rozgrywek. Mam nadzieję, że zespół będzie skonsolidowany, bo parę dobrych meczów już rozegraliśmy. Mam grupę naprawdę niezłych zawodników, dlatego mam nadzieję, że to zaprocentuje. Oczywiście muszę być przygotowany, że trener Fernando Santos powoła kogoś z mojej kadry do pierwszej reprezentacji, ale z tym trzeba się zawsze liczyć. Pierwsza reprezentacja jest zdecydowanym priorytetem.

– Nasza grupa eliminacyjna jest wyrównana, ale faworytami wydają się być reprezentacje Niemiec i Izraela?

– W gronie naszych przeciwników są zawsze silne Niemcy w kategoriach młodzieżowych, ale trzeba też docenić Bułgarów, którzy mają stabilny zespół i doświadczonego trenera. Także silny Izrael, który z wcześniejszym rocznikiem zajął trzecie miejsce na mistrzostwach świata, ale uważam, że przed eliminacjami nie można nikogo skreślić. Każdy zespół będzie miał szansę na awans. Także Kosowo i Estonia. Naszym celem będzie dobra gra od pierwszego meczu i bezpośredni awans na mistrzostwa świata. My też mamy chłopaków, którzy już grają w lidze lub na Zachodzie, więc mam nadzieję, że to zaprocentuje i oni będę silnym punktem zespołu.

– W ostatnich latach na arenach międzynarodowych sukcesów polska piłka ma jak na lekarstwo. Najostrzejsza krytyka dedykowana jest polskiej myśli szkoleniowej.

– Dziwię się, że Polska jest tak krytykowana, jeżeli chodzi o myśl szkoleniową. To jest przykre, bo nikt nie patrzy z perspektywy, nikt nie chodzi na treningi, nikt nie ogląda, nikt nie monitoruje przyczyn takiego stanu rzeczy. Dzisiaj trenowanie nie jest największym problemem. W dobie internetu wszystko można tam znaleźć, wszystko można przeczytać, można zapoznać się z każdą nowinką. Dlatego nadal uważam i potwierdzam, że mamy dobrych, zdolnych trenerów, ale nie mamy możliwości, żeby się rozwijać, bo brakuje nam ośrodków z prawdziwego zdarzenia. Poza tym my nie możemy zrobić transferów za kilka, kilkadziesiąt, kilkaset milionów złotych czy euro.

– To dlatego prezesi najlepiej zorganizowanych i najbogatszych polskich klubów z upodobaniem sięgają po zagranicznych szkoleniowców?

– To są sezonowe trendy, którym nasi prezesi często się poddają. Najpierw ściągano wielu zagranicznych trenerów, innym razem mocno stawiano na Czechów i Słowaków. Później była moda na młodych, gniewnych, potem przyszła kolej na tych doświadczonych, a teraz znów stawka rośnie za tych szkoleniowców z zagranicy

– Powiedział pan kiedyś z przekonaniem, że polscy trenerzy daliby sobie radę w wielu zagranicznych klubach.

– I podtrzymuję tę opinię, wielu naszych trenerów poradziłoby sobie w dobrych, zagranicznych drużynach. Ostatnie przykłady Macieja Skorży pracującego z powodzeniem w Japonii czy Czesia Michniewicza w Arabii Saudyjskiej potwierdzają moją teorię. Dlatego tym bardziej życzę młodym polskim trenerom wytrwania w tym szkoleniowym tyglu.

– Pan przecież też grał, a potem uczył się i szkolił za naszą zachodnią granicą!

– Dlatego śmieję się zawsze, gdy mówią o mnie - polska myśl szkoleniowa. Żartując to ja już nie wiem, czy jestem polska czy niemiecka myśl szkoleniowa. To i to razem jakoś tak nie bardzo pasuje, skoro Probierz pracował za granicą i jeszcze za granicą futbolowy kurs robił. Generalnie rzecz się sprowadza do tego, że każdy trener ma swoją wizję, obiera swój kierunek i to jest najważniejsze. Wszystko określa jakich masz piłkarzy i jakim budżetem dysponujesz. Generalnie przed sezonem można od razu powiedzieć, że mistrzem zostanie jeden z trzech zespół, które mają najwyższy budżet, a i tak raz na 10 lat zdarzają się niespodzianki.

– W ekstraklasie jest za dużo myślenia o wyniku. Presja zwycięstw zabija poziom polskiej piłki?

– Niestety, polscy trenerzy są zakładnikami wyników. Wygląda to tak, że każdy zespół chce grać w pucharach. Nikt nie powie, by nie narazić się działaczom, kibicom, dziennikarzom, że „dla nas realne miejsce to ósme, bo mamy do dyspozycji określony budżet”. Tymczasem brakuje nam czterech, pięciu klubów z budżetami na poziomie 200 milionów złotych. Tak, żeby takie zespoły jak Raków, Legia czy Lech brały z naszej ligi najlepszych graczy i by reszta zawodników mogła się w ekstraklasie promować.

– To dlatego pytanie o pana nieobecność w ekstraklasie skwitował pan na wesoło - „dobrze, że się tam już nie męczę”?

– Zaśmiałem się sam do siebie mówiąc „dobrze, że ja się tam już nie męczę”, bo tak jest naprawdę - ligi mi na razie nie brakuje.

– A pierwszej reprezentacji? Wszak od wielu lat, praktycznie od objęcia funkcji selekcjonera przez Waldemara Fornalika, Michał Probierz był i jest „murowanym” kandydatem na głównodowodzącego reprezentacji Biało-czerwonych.

– Nie mam z tym problemu. Czasami posłucham, co ludzie mówią. Lubię poczytać dziennikarzy wszystkowiedzących. Pośmieję się, albo zwyczajnie współczuję tym ludziom, że mają taki punkt widzenia. Byłem na dwóch treningach seniorów, rozmawiałem z Grzesiem Mielcarskim. Życzę selekcjonerowi Fernando Santosowi jak najlepiej. My też jesteśmy od tego, żeby dostarczać do pierwszej reprezentacji zawodników i nie ma się co obrażać. To wszystko na ten temat.

– Teraz, gdy prowadzi pan polską młodzieżówkę, jest wokół pana mniej krytyki, mniej hejtu?

– Dużo jest tego hejtu dookoła nas. Sporo osób, które krytykują innych w sieci, później proszą o wspólne zdjęcie. Ja szanuje każdą krytykę, ale nie chamstwo. Jeżeli widzę, że na trzydzieści wpisów na mój temat dwadzieścia dziewięć jest negatywnych, to zdaję sobie sprawę, że ktoś ma kompleksy. Nie dotyczy to tylko trenerów. Jak mam 19 lat pracy w ekstraklasie, to mam już prawo oceniać. Jak ktoś będzie miał tyle sezonów spędzonych na ekstraklasowej ławce, zaliczy ponad 500 ligowych meczów, to może mnie oceniać, podsumowywać.

– Tymczasem są młodzi, pewni siebie hejterzy, którzy od razu oceniają i krytykują kogoś, kto tyle lat pracuje w zawodzie trenera. Co pan na to?

– Na szczęście ja nie mam problemu z radzeniem sobie z ostrą, niesprawiedliwą krytyką. Za długo w tym wszystkim siedzę. Trzeba umieć żyć w takim klimacie.

– No to na koniec dla poprawy nastroju zaproponujemy wszystkim szklaneczkę dobrej whisky na wieczór? Tak, żeby było OK?

– Zaproponować zawsze możemy... Lubię się napić dobrego wina i dobrej whisky, choć akurat teraz taką dłuższą przerwę sobie zrobiłem z używkami. Sporo podróżuję autem, więc ciężko by mi było pogodzić degustację z prowadzeniem samochodu.

Rozmawiał:

Zbigniew CIEŃCIAŁA