ŁUKASZ GREINKE


Port wciąga


Gdy obejmował stanowisko prezesa Portu Gdańsk w nagłówkach gazet widniały informacje „radca prawny nowym prezesem Portu Gdańsk”. On w świat morskiej logistyki wszedł bez najmniejszych kompleksów. Łukasz Greinke postawił na zmiany mentalne i inwestycje. Efekty jego pracy są widoczne gołym okiem – dziś Port Gdańsk znajduje się na podium wśród portów bałtyckich oraz w pierwszej dwudziestce portów w Europie. Z reporterką Silesia Business & Life prezes Portu Gdańsk rozmawiał o zawodowym wypłynięciu na szerokie wody oraz swoim sposobie na relaks jakim jest gra w golfa.


– To już pięć lat, odkąd został Pan prezesem Portu Gdańsk. Jak ocenia Pan ten czas z tej kilkuletniej perspektywy?


– Jestem prezesem od maja 2016 roku i udało mi się zmienić przede wszystkim postrzeganie tego portu przez kontrahentów. Staliśmy się spółką prawa handlowego z prawdziwego zdarzenia. Pracownicy w samym zarządzie portu zrozumieli, że dla nas najważniejszy jest kontrahent, że to my musimy się dostosowywać do zmieniających się potrzeb rynku, musimy być bardzo elastyczni. To jest największe osiągnięcie – przemiana w podmiot, który jest bardzo mocno osadzony w realiach gospodarczych.


– Zmiany mentalne są ważne, ale istotne są także inwestycje. Co w ciągu tych pięciu lat udało się zrobić pod tym względem?


– Przede wszystkim udało nam się pozyskać środki europejskie na kompletną modernizację portu. Wydajemy około stu milionów złotych rocznie na inwestycje własne związane z poprawą infrastruktury, która funkcjonuje i istnieje obecnie. Przebudowujemy ze środków unijnych, za kwotę blisko sześciuset milionów złotych, tor wodny i nabrzeża w Porcie Wewnętrznym – o długości blisko pięciu kilometrów. Te wszystkie inwestycje powodują, że naprawdę stajemy się portem bardzo nowoczesnym. Dajemy nowe narzędzia w postaci nabrzeży naszym operatorom, którzy będą mogli dzięki nim dużo sprawniej obsługiwać ładunki, a także przyjmować dużo większe statki. To powoduje, że poprawiamy ich konkurencyjność na rynku przeładunków morskich. Oprócz tego udało nam się zrealizować bardzo dużą inwestycję drogowo-kolejową w Porcie Zewnętrznym. Do największego terminala na Bałtyku DCT wyprowadzaliśmy ruch drogowy w układzie dwa plus dwa, który w tej chwili jest bezkolizyjny. Wyprowadzaliśmy dwie dedykowane linie kolejowe ze stacji Port Północny do bram poszczególnych terminali właśnie w Porcie Zewnętrznym. Tych inwestycji jest naprawdę bardzo dużo i łączna ich wartość od 2016 roku przekracza już miliard złotych. Dodatkowo eliminujemy obiekty, które są w złym stanie technicznym, a dzięki temu stwarzamy nowe powierzchnie, które będą służyły kolejnym inwestycjom kubaturowym, bądź jako miejsca składowe towarów przeładowywanych. Także port zmienił się nie tylko mentalnie, ale również, jeżeli chodzi o realizowane inwestycje. Bardzo poprawiliśmy infrastrukturę, która znajduje się na naszym terenie. 


– Można śmiało stwierdzić, że efekty tych prac widać, bo w rankingach rzeczywiście poprawiacie wciąż swoją pozycję.


– Udało nam się awansować do pierwszej dwudziestki portów europejskich. To jest właśnie efekt zmiany mentalnej i infrastrukturalnej. Wszyscy nagle uwierzyli, że port w Gdańsku to prężnie rozwijający się ośrodek gospodarczy i warto tutaj być. Udało nam się ściągnąć bardzo wartościowych inwestorów – w tym Krajową Spółkę Cukrową z najnowocześniejszym terminalem cukrowym w Europie, firmę Cedrob, która jest na etapie budowania bardzo dużej mroźni pod eksport własnych produktów – głównie chodzi o białe mięso. Mamy spółkę Kador – to rodzinna spółka ze Śląska, która zajmuje się profesjonalnym pakowaniem przemysłowym. Spółka Anwil z Włocławka będzie realizowała w Porcie Wewnętrznym duży terminal nawozów. I tak długo można by wymieniać. Mamy także bardzo duże osiągnięcia na gruncie komercjalizowania terenów, które są u nas dostępne w porcie. To ostatni moment, żeby pojawić się w porcie, bo tereny, które się u nas znajdują, to rzadkie dobro, które szybko się kurczy.


– Przez port przechodzi także ogromna liczba samochodów. Ponad 77 tysięcy pojazdów w ciągu roku.


– Bardzo dużo mamy rynku automotive. To głównie Hyundai i Kia. My te samochody eksportujemy dzięki naszej infrastrukturze do Wielkiej Brytanii. Z Wielkiej Brytanii przyjeżdża do nas Nissan, który od nas trafia do tej części Europy. Startowaliśmy w 2016 roku z poziomu 16 tysięcy samochodów przeładowywanych rocznie. Nasze wizyty w fabrykach i inwestycje w place składowe pozwoliły w ciągu kilku lat zwiększyć przeładunki do prawie 80 tysięcy samochodów, czyli to są wzrosty kolosalne. Widać, że jeśli się za biznesem biega, to można go rozwinąć. Oczywiście pandemia trochę nam w tym roku pokrzyżowała plany. Pojawiły się problemy z dostawą komponentów z Chin do Europy.


Ale port w Gdańsku to nie tylko węgiel czy automotive. To również kontenery. Cały import, który odbywa się wielkimi statkami oceanicznymi, w stu procentach przechodzi przez nasz port. A w kontenerach zaklęte są bardzo różne grupy ładunkowe – takie, jak chociażby odzież czy elektronika. Jesteśmy głównym i jednym miejscem, które zaopatruje nasze rafinerie w surową ropę do procesów rafinacji. Jesteśmy również systemem rurociągów powiązani z dwoma rafineriami w Niemczech. Mamy też terminal LPG i mniejsze terminale przeładunkowe w Porcie Wewnętrznym, które są bardzo uniwersalne. Zgodnie z zasadą pareto największe przeładunki są realizowane w terminalach głębokowodnych i one odpowiadają za 80 proc. wszystkich przeładunków, a te mniejsze stanowiące 20 proc. realizowane są w Porcie Wewnętrznym. W 2016 roku startowaliśmy z poziomu 36 mln ton. W rekordowym roku 2019, czyli po trzech latach, udało nam się zrealizować przeładunki na poziomie 52 mln ton. Byliśmy w czasie wzrostów gospodarczych najszybciej rozwijającym się portem w Europie. W ciężkich dla gospodarki chwilach związanych z pandemią tracimy mniej niż największe porty, co pokazuje, że jesteśmy bardzo elastyczni i na tyle dobrze zarządzani, że nawet w czasach kryzysu udaje nam się awansować w rankingach. Pierwsze dwa miesiące tego roku były na tyle dobre, że udało nam się awansować na trzecie miejsce wśród portów bałtyckich. Tym samym złamaliśmy hegemonię portów rosyjskich, bo trzeba pamiętać, że to są okna eksportowe surowców, które się dość łatwo i szybko przeładowuje, a one generują dziesiątki milionów ton. Udało nam się również awansować na pierwsze miejsce, jeżeli chodzi o przeładunek kontenerów na Bałtyku. W związku z tym rola portu w Gdańsku cały czas rośnie, a inwestycje, które realizujemy i mamy jeszcze w planach, spowodowały, że w przeciągu kilku lat chcemy osiągnąć poziom 60 mln przeładowanych ton.


– Użył Pan takiego określenia, że za biznesem trzeba biegać. Jak by Pan zatem opisał pracę w porcie? Dużo się tam dzieje?


– Dzieje się bardzo dużo. Port to jest soczewka, która skupia w sobie wszystkie biznesy. Mamy różne grupy ładunkowe, różne branże, różne sektory i praca tutaj jest bardzo ciekawa. Niejednokrotnie jesteśmy papierkiem lakmusowym i wyczuwamy pewne trendy w gospodarce. U nas dużo się dzieje na małym obszarze. To bardzo ciekawe zajęcie. Trzeba cały czas trzymać rękę na pulsie, żeby odpowiednio wcześnie zareagować na zmianę i przestawić port na nową sytuację na rynku.


– Umiejętność podejmowania szybkich decyzji zapewne się przydaje.


– To jest chyba w porcie najfajniejsze. Ja zawsze podejmowałem bardzo szybko decyzje i ta cecha się tu bardzo przydaje. Decyzje trzeba podejmować ad hoc. To jest jak z kupnem na rynku traderskim. Kupuje się statek z towarem, który płynie z miejsca A do punktu nieznanego. Ten statek, będąc jeszcze na morzu, jest kilkukrotnie kupowany i sprzedawany. W końcu znajduje port docelowy i tam trzeba go przyjąć. Często brakuje powierzchni magazynowej, powierzchni składowej – trzeba szybko zareagować i dobudować jakiś element. Żeby być w grze, niezbędna jest natychmiastowa reakcja.


– Port to żywy organizm, który pracuje 24 godziny na dobę przez cały tydzień. Jak to wygląda?


– Jako zarząd portu jesteśmy landlordem – zarządzamy infrastrukturą, która znajduje się na naszym terenie. Jesteśmy takim dużym centrum handlowym bez dachu. Z punktu widzenia prawa nie możemy realizować operacji przeładunkowych, aby nie być konkurencją dla naszych kontrahentów. Za operacje przeładunkowe odpowiadają kontrahenci zlokalizowani na naszym terenie. Dla nich typowy dzień wygląda tak, że dostają awizację statku – na kilku zmianach trzeba zorganizować jego obsługę w taki sposób, aby został on rozładowany w sposób bezpieczny i szybki, a następnie przygotowany do dalszej podróży. Stąd inwestycje, nie tylko ze strony portu, ale także ze strony naszych kontrahentów, w najnowocześniejsze urządzenia przeładunkowe, które przyspieszają przeładunek, są bardzo istotne. To buduje naszą konkurencyjność. W zarządzie portu, gdzie odpowiadamy także za cały ruch statków, nasze służby pracują 24 godziny na dobę, bo statki i operacje w porcie odbywają się właśnie bez przerwy. Ustawiamy te statki w odpowiednim miejscu, przy odpowiednim nabrzeżu, wydajemy zgodę na rozpoczęcie przeładunków. Bardzo ściśle współpracujemy z administracją morską, czyli z Urzędem Morskim i Kapitanatem Portu. Oprócz tego musimy zapewnić i zabezpieczyć media, które są zużywane na terenie portu. To są bardzo duże ilości różnych urządzeń elektrycznych, w związku z tym jesteśmy również przedsiębiorstwem elektrycznym, bo dystrybuujemy chociażby energię elektryczną. Jesteśmy przedsiębiorstwem wodociągowym, bo mamy sieci i ujęcia wody. Jesteśmy w końcu przedsiębiorstwem energetyki cieplnej, bo wytwarzamy również to medium, które też sprzedajemy naszym kontrahentom. Tak więc pracy jest sporo.


– Pana typowy dzień pracy opiera się głównie na spotkaniach z kontrahentami czy także na innych działaniach? 


– Gros czasu zajmuje mi analizowanie rynku oraz spotkania z kontrahentami. Wciąż zachęcamy przedstawicieli różnych branż do tego, by przyłączyli się do naszych działań. Spotykamy się również z naszymi pracownikami, chociażby odpowiedzialnymi za rozwój portu. Rozmawiamy o planach na przyszłość. Tworzymy taki masterplan dla całego obszaru, którym zarządzamy. Są to również spotkania z wykonawcami naszych inwestycji, wizyty na budowach, a nasz port jest w tej chwili naprawdę jednym wielkim placem budowy.


– Będąc prezesem największego portu w Polsce znajduje Pan czas na jakiekolwiek pasje? 


– Tego czasu jest naprawdę mało, ale na tyle na ile mogę odnajduję go, by się trochę zresetować. W sposób najbardziej efektywny robię to na polu golfowym. Jest zielono dookoła, można się odciąć od telefonów. To jest chwila wytchnienia, kiedy można pospacerować, miło spędzić czas i przede wszystkim poukładać wszystko w głowie.


– Nie pojawiają się nerwy, gdy uderzenie nie wychodzi?

– Zdecydowanie większe nerwy towarzyszą mi, gdy spóźniamy się z inwestycją. Do tego sportu podchodzę z założeniem, że jest to forma relaksu i nawet jeśli jedno uderzenie się nie udaje, wykonuję następne i nie przejmuję się tym. Skupiam się na kolejnych celach.


– Gdy mówił Pan o swojej pracy w porcie słychać było w Pana głosie, że Pan tym żyje. Jakie są Pana kolejne ambicje zawodowe, plany? Czy wiąże je Pan nadal z portem? 


– Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że port wciąga. Nawet nie przypuszczałem, że wciąga aż do tego stopnia. Jestem radcą prawnym, udało mi się stworzyć jedną z większych kancelarii na Pomorzu. Pracując w kancelarii byłem związany z branżą morską, ale zupełnie z innej strony. Reprezentowałem operatorów działających na terenie portu, przedsiębiorstwa intermodalne, organizowałem na terenie Polski terminale kontenerowe, kolejowe. Byłem także związany z gospodarką morską, niemniej jednak port, jak już wspominałem, stanowi pewną soczewkę. Tu jest tyle różnych branż i dzieje się tak dużo, że warto tutaj być. Natomiast mam świadomość tego, że jest to zajęcie bardzo pochłaniające. Na pewno cierpi na tym moja rodzina, ale myślę, że nadal będę chciał być blisko logistyki morskiej i przeładunków na terenach portów.


– Jak Pan wspominał, pandemia wpłynęła odrobinę na funkcjonowanie portu. Warto też zauważyć, że port z kolei włączył się do walki z pandemią.


– Czujemy się społecznie odpowiedzialni. Wiemy co to znaczy być na pierwszym froncie. Dzielimy się tym, co mamy. Wspieramy ratowników medycznych, wspieramy szpitale jeżeli chodzi o sprzęt diagnostyczny i wyposażenie. Lokalnie zaangażowaliśmy się także w pomoc osobom starszym, które sąsiadują z obszarami portowymi. Fundujemy posiłki dla nich, a także dla ratowników medycznych. Zaopatrując ich w suchy prowiant dbamy o to, aby w trakcie pracy nie musieli martwić się o kwestię posiłków. To taka forma podziękowań z naszej strony za ratowanie ludzkiego życia.


– Jak może wyglądać przyszłość Portu Gdańsk mając na uwagę pandemię koronawirusa?


– Spadki w naszym porcie w 2020 roku były niewielkie i spowodowane głównie dwoma czynnikami. Z jednej strony spadło z naszych awizacji kilka dużych jednostek oceanicznych – to był czas kiedy COVID rozwijał się w największej fabryce świata, czyli w Chinach, i porty miały problemy z operacyjnością. Z drugiej strony w 2019 roku mieliśmy bardzo dużą bazę, jeżeli chodzi o przeładunek paliw, co miało znaczący wpływ na końcowy wynik przeładunków, które osiągnęliśmy. Miał miejsce wtedy tak zwany kryzys chlorkowy i do Polski paliwo nie mogło trafiać ropociągiem. My, jako Port Gdańsk, znaleźliśmy się na pierwszym froncie i musieliśmy zapewnić sto procent zapotrzebowania dla naszych rafinerii, w związku z czym notowaliśmy bardzo duże przeładunki ropy. Stanęliśmy na wysokości zadania, co też przełożyło się na nasze wyniki. Już możemy stwierdzić, że rok 2021 bardzo dobrze się zaczął. Myślę, że przekroczymy 50 mln ton. Kolejne dwa, trzy lata także będą oscylowały wokół tego wyniku, a sądzę, że za cztery lata możemy myśleć o tej wymarzonej szóstce z przodu. 


– Mimo pandemii nie zwalniacie.


– Absolutnie. Podchodzimy do zadań bez żadnych kompleksów i mamy bardzo ambitne plany. Uważamy, że jesteśmy w stanie te operacje, które odbywają się na terenie portu wykonywać lepiej i szybciej. Myślimy również o tym, jak możemy wyjść silniejsi z tego okresu, dlatego wykorzystujemy tani pieniądz, i cały czas inwestujemy, by poprawiać naszą infrastrukturę.


– Mamy dostęp do morza, którego bramę stanowi port. Czy to może być nasz znaczący atut?


 – Porty zawsze decydowały o rozwoju cywilizacji i o tym, jak bogate są poszczególne narody. To były okna na świat, centra wymiany handlowej i gospodarczej, które napędzały rozwój regionów. Uważam, że port może być naszą dumą. Nasze położenie geograficzne pretenduje nas do tego, żebyśmy zrobili wszystko, aby szlaki logistyczne, które przechodzą przez Polskę, wykorzystać – chodzi o zbudowanie takiej infrastruktury drogowej i kolejowej, przez którą wpadały będą ładunki, które są przez Polskę transportowane – żebyśmy zarabiali na przeładunku. Mamy nie tylko duży rynek wewnętrzny, ale również kapitalnych sąsiadów – Czechy, Słowacja, Węgry. Porty powinny pełnić rolę hubów i obsługiwać cały ten region. 


– Największe wyzwanie dla Portu Gdańsk?


– Budowa hubu kontenerowego na rosnącym rynku, który będzie miał możliwości przeładunkowe powyżej ok. 60 mln ton. Mówię w tej chwili tylko i wyłącznie o kontenerach. Konteneryzacja ładunków na świecie postępuje, w związku z czym jest to dalej bardzo perspektywiczny rynek, na którym trzeba być. Marzy mi się jeszcze pływający terminal LNG. Te inwestycje spowodowałyby, że bylibyśmy naprawdę bardzo stabilnym, dużym portem w pierwszej dziesiątce w Europie i bez żadnego zagrożenia zajmowalibyśmy podium, jeśli chodzi o porty na Bałtyku.


– Dziękuję bardzo za rozmowę.